Między kastracją a eutanazją

Zbyt ostra krytyka ze strony środowisk liberalnych jest dziś Platformie nie na rękę. To dlatego trzeba było powstrzymać Jarosława Gowina.

17.03.2009

Czyta się kilka minut

/fot. Nick Winchester / sxc.hu /
/fot. Nick Winchester / sxc.hu /

Czy fakt nagłego zainteresowania polskiego premiera bioetyką, kwestią in vitro, ludzkich zarodków, sprawami tak zasadniczymi jak eutanazja czy aborcja świadczy o tym, że mamy do czynienia z jakimś głębokim planem ideowo-politycznym rządzącej partii? Dlaczego po półtora roku rządzenia premier uznał, że to jest czas, kiedy należy zająć się kwestiami światopoglądowymi?

Polityka to dokonywanie ideowych wyborów i podejmowanie decyzji, będących ich konsekwencją. Czy zatem Donald Tusk chce dokonać jakichś zasadniczych ideowych wyborów? Czy chce być Georgem Bushem albo Barackiem Obamą, czyli zająć w tych drażliwych i trudnych kwestiach wyraziste stanowisko: w jednym albo drugim kierunku?

Odpowiedź moja brzmi: nie. To jedynie: A - funkcja walki o utrzymanie i ewentualne rozszerzenie elektoratu partii; B - funkcja próby balansowania sił wewnątrz partii i wskazywanie właściwego miejsca zbyt niezależnie myślącym politykom; C - funkcja tzw. sytuacji ogólnej, kryzysu gospodarczego, braku konkretnych osiągnięć ekipy i wola odwrócenia uwagi wyborców od bieżących problemów.

Mówiąc wprost: choć spór dotyczy spraw niezmiernie poważnych, nie należy go zbyt poważnie traktować.

Skubaliśmy PiS, teraz czas na SLD

Czy ktoś pamięta, by w którejś z tych kwestii politycy Platformy wypowiadali się podczas kampanii wyborczej? Czy któraś z tych spraw znalazła się w programie partii? W exposé premiera? W umowie koalicyjnej? W jakimś planie rządzenia? Nie. Niczego takiego wcześniej nie było.

Pojawianie się tych czy innych niespodziewanych pomysłów to m.in. skutek braku programu, braku planu rządzenia, braku jasnej informacji, co jest priorytetem tego rządu, a co sprawą drugoplanową.

Pomysły nagle wpadają i równie szybko znikają. Rok wcześniej rząd ogłosił, że rozpoczyna debatę nad konstytucją. Czy coś z tego wynikło? Nic. Debata nawet się nie rozpoczęła. Kilka miesięcy temu premier zapowiedział kastrację pedofilów. I co? I nic.

Z ustawą bioetyczną było trochę lepiej. Bo debata się przynajmniej rozpoczęła. Najpierw premier zwrócił się do Jarosława Gowina o przygotowanie - jak najbardziej potrzebnej - ustawy. Czy wcześniej rząd zapowiadał taki pomysł? Nie. Nagle Donald Tusk uznał, że warto się tym zająć. Bo gazety zaczęły o tym pisać. Podobnie było z pedofilami.

Szef rządu polecił zajęcie się kwestią ustawy bioetycznej Gowinowi, bo zapewne kalkulował, że ten przygotuje projekt, z którego zadowoleni będą (prawie) wszyscy. I przez dobrych kilka miesięcy Gowin uchodził za twarz Platformy w sprawach bioetyki. Aż do momentu, gdy okazało się, że jego pomysły nie podobają się zbyt dużej części środowisk liberalnych; że na łamach "Gazety Wyborczej" Gowin jest regularnie krytykowany.

Nie chodzi o to, że Tusk uznał, iż Gowin spartolił robotę czy jednak okazał się katolickim fundamentalistą, a ustalenia były inne. Nie. Problem w tym, że za fundamentalistę uznały Gowina ważne środowiska opiniotwórcze, a na to trzy miesiące przed wyborami do Europarlamentu Platforma nie może sobie pozwolić.

Gdyby rzecz wydarzyła się kilka miesięcy temu, kiedy premier i jego doradcy myśleli o skubaniu elektoratu Prawa i Sprawiedliwości - pewnie projekt by przeszedł i dziś byłby głosowany w Sejmie. Bo kilka miesięcy temu premier nie miał problemu ze zgłaszaniem radykalnych postulatów kastracyjnych, których nie powstydziliby się najbardziej radykalni działacze PIS. Ale to minęło.

Teraz jest moment walki o elektorat lewicy. Potrzebne jest więc przynajmniej neutralne stanowisko środowisk skupionych wokół "Gazety Wyborczej" czy "Polityki".

Polityka bez perfum

A ich życzliwość akurat dzisiaj wskazana jest bardzo, bo jest szansa na pozbycie się, a w każdym razie dalsze mocne osłabienie SLD i przejęcie wyborców tego ugrupowania. Stąd rzucone niespodziewanie hasło: "porozmawiajmy o eutanazji". A i rzucone półgębkiem pytanie o aborcję może wywołać życzliwość w lewicowych kręgach. Zwłaszcza gdy te światopoglądowe dyskusje zgra się z mocnymi personalnymi strzałami - ofertami dla Danuty Hübner i Włodzimierza Cimoszewicza. Wszystko to w momencie osłabienia władzy w Sojuszu, słabości programowej, ideowej i każdej innej. I pojawienia się co najmniej dwóch konkurencyjnych list dla lewicy.

Nie wierzę, by Donald Tusk myślał o wprowadzeniu jakichkolwiek uregulowań umożliwiających legalną eutanazję czy chciał poluzować regulacje dotyczące aborcji. To wyłącznie kwestia, nawet nie strategii, ale taktyki przedwyborczej i walki o elektorat SLD.

Zachowanie premiera Tuska jest w pełni zrozumiałe. Polityka rządzi się swoimi regułami, bywa brutalna. Bo polityka bywa taka, jak o niej ostatnio, zadziwiająco otwarcie, powiedział poseł Gowin: "Jakbym chciał mieć dłonie woniejące najlepszymi perfumami, to bym nie wchodził do polityki".

Jarosław Kaczyński też używał niezwykle kontrowersyjnych metod, których skutkiem było wyrzucenie ze sceny politycznej Samoobrony i LPR. On perfumami nie przejmował się w ogóle. A zlikwidowanie partii Giertycha i Leppera zapisane mu pewnie będzie na plus.

Jeśli SLD zniknie, to jakoś łez lać nie będę. Jeśli lewica rzeczywiście jest Polsce potrzebna - a nie mam zamiaru odebrać ludziom o lewicowych przekonaniach prawa do posiadania własnej partii - to niech wyłoni się coś innego, co zastąpi obciążony tonami złego bagażu i złych długów Sojusz Lewicy Demokratycznej.

Ale nie udawajmy, że celem kastracyjno-eutanazyjnych gier Donalda Tuska jest coś innego. To gra na wywołanie emocji różnych części potencjalnego elektoratu Platformy Obywatelskiej.

To gra niezwykle ryzykowna. Bo Kaczyński schrupał niechciane przystawki, przejął część wyborców Samoobrony i LPR, ale jednocześnie zbudował sobie olbrzymi negatywny elektorat. I poniósł długofalowo olbrzymie straty wizerunkowe.

Gra Tuska prędzej czy później zostanie dostrzeżona przez wyborców. Choć być może - tak jak wiele innych rzeczy - dopóki nie pojawi się inna niż pisowska alternatywa, wyborcy mu to wybaczą. Lepszy nijaki, ale sympatyczny Donek niż straszny Kaczor.

Ani Bush, ani Obama

Problem w tym, że polityką dalej rządzą wyłącznie reguły marketingu; że polityczni stratedzy myślą przede wszystkim o tym, co u wyborców wywoła mniejsze, a co większe emocje. W Ameryce nikt się nie dziwił, kiedy George Bush zakazywał finansowania badań nad komórkami macierzystymi, i nikt się nie dziwi, że Barack Obama ten zakaz zdejmuje. W Ameryce wojna ideologiczna się toczy i toczyć będzie. Kandydaci jasno mówią, jakich zmian chcą dokonać, za czym i przeciwko czemu się opowiadają. A potem - swoje obietnice realizują. Przychodzą z jasno sformułowanymi projektami dotyczącymi tak spraw światopoglądowych, obyczajowych, jak społeczno-gospodarczych.

Niestety, Donald Tusk i jego otoczenie, po przegranych wyborach 2005 r., kiedy to kandydat na premiera Jan Rokita przygotował precyzyjny i obszerny plan rządzenia, uznali, że to był błąd; że wyborcy oczekują wyłącznie igrzysk, emocji, a nie zapowiedzi konkretnych działań. I konsekwentnie przez dwa lat w opozycji Platforma toczyła wojnę wizerunkową z PiS. Nie przygotowała niemal żadnych rozwiązań. I niestety - z punktu widzenia marketingowego - to było słuszne działanie. PO wygrało z hukiem wybory i nieprzygotowane przystąpiło do rządów. Brak tego przygotowania, brak planu przez ostatnie półtora roku dobrze widać. Na to nałożyła się pasywna strategia polegająca na unikaniu trudnych reform, bo nie ma dla nich dobrego nastroju społecznego. Ale kiedy zaczęły się schody, bo musiały się pewnego dnia zacząć, rząd nie może się pochwalić znaczącą liczbą osiągnięć lub chociaż będącymi w trakcie realizacji reformami.

To wszystko powoduje, że premier musi się chwytać rozmaitych sztuczek, by uwaga ludu nie kierowała się w złym kierunku. Potrzebne są igrzyska. Eutanazja i aborcja są tematami ryzykownymi, ale zapewniającymi dużą temperaturę dyskusji.

Decyzjami premiera rządzą dziś, niestety, nie przekonanie o słuszności takiego czy innego rozwiązania, ale sondażowe słupki i badania wskazujące preferencje w takich czy innych sprawach.

Gowin jeszcze nie stracony

Zbyt ostra krytyka ze strony środowisk liberalnych jest dziś Platformie nie na rękę, więc trzeba było powstrzymać Gowina. Ale ponieważ partia Tuska i Schetyny walczy i na lewej, i na prawej flance, to jeśli teraz przyjdzie atak ze strony Kościoła, a z ambon padną ostre słowa hierarchów, to podejrzewam, że premier pochyli się nad pomysłami zespołu Małgorzaty Kidawy-Błońskiej i szybko stwierdzi, że jednak potrzebne jest jakieś kompromisowe rozwiązanie. Projekt Gowina wróci do łask, przynajmniej na jakiś czas. A może i na zawsze.

Obecny premier kiedyś był zagorzałym liberałem, potem przeszedł transformację ku konserwatyzmowi. Ale nie jest tak, że dziś premier nie może zdecydować się, w którym kierunku pójść, bo hamletyzuje i targa nim sumienie. Gra toczy się nie w duszy Donalda Tuska, ale przy stołach i komputerach strategów marketingowych Platformy Obywatelskiej. Forsowane będzie to rozwiązanie, które w danym momencie może przynieść więcej zysków albo - jeśli ktoś woli - mniej strat.

Zakończenie tej batalii stoi pod wielkim znakiem zapytania. A gdybym miał obstawiać zupełnie prywatnie - obstawiłbym, że żadnego rozwiązania nie będzie. W każdym razie nie w tej kadencji.

Igor Janke jest publicystą "Rzeczpospolitej" i szefem portalu Salon24.pl

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 12/2009