Mieć w życiu własną wiertarkę. Felieton Zuzanny Radzik

Są pewnie prostsze sposoby na stres niż układanie płytek. Powinno zadziałać choćby siekanie natki pietruszki czy cebuli. Byle w spokoju i w dużych ilościach.

18.07.2022

Czyta się kilka minut

Fot. GRAŻYNA MAKARA /
Fot. GRAŻYNA MAKARA /

Czyli tak to się robi? Chciałam tylko popatrzeć, z ciekawości” – zagaduję głupio, chodząc po remontowanym mieszkaniu. Jak to się robi, doskonale wiem. W końcu przy poprzednim remoncie sama gipsowałam ściany i maskowałam pęknięcia. Ale i tak co jakiś czas wstaję od biurka, robię obchód i zagaduję. Nie wiem, czy miła im ta ciekawość czy traktują ją jak słabo zakamuflowaną formę kontroli. W końcu oświadczam przy kolacji: „Myślę, że byłabym szczęśliwa, układając płytki”.

Fantazjuję więc o walorach pracy fizycznej i rozmarzam się nad medytacyjnym aspektem monotonnych czynności. Można w ciszy, można słuchając muzyki. Skupienie na szerokości fugi, wzorze całości. O czymś jeszcze musiałabym myśleć? Na pewno są jakieś pułapki, na przykład przycinanie. Pewnie zaczęłoby mnie coś boleć. Opowiadam znajomemu. Mówi, że brzmię, jakbym chciała się zaciągnąć do układania glazury w ramach urlopu. Coś w tym jednak jest. Fizyczność i konkret brzmią jak relaks.

Co to za tęsknota? Może za wakacjami w sumie, oderwaniem od komputera i pracy głową. A może to ta moja cierpliwość do monotonnych, powtarzalnych, wymagających skupienia zajęć. Przynosiły zawsze ukojenie. Nawet nauczycielka od francuskiego przymykała oko na moje wycinanki z papieru, pilnując tylko, żebym po sobie posprzątała. Dwadzieścia lat po maturze pamięta mnie właśnie wycinającą, a mnie to skupienie i zajęcie rąk pozwoliło przetrwać lekcje języka, który od zawsze budził moją niechęć. Może więc moje pragnienie wykonywania czegoś rękoma sygnalizuje stres?

Są pewnie prostsze sposoby na stres niż układanie płytek. Powinno zadziałać choćby siekanie natki pietruszki czy cebuli. Byle w spokoju i w dużych ilościach. Wielka miska tabouleh na przykład. Albo tradycyjna sałatka jarzynowa. Przebieranie listków. Drylowanie wiśni, śliwek. Lepienie pierogów, najlepiej powyżej setki, żeby nad tym solidnie posiedzieć. Czy to jakaś kobieca kompulsja przekazywana przez pokolenia? A może podręczna mandala: co ulepisz czy posiekasz, zaraz zjedzą.

A może chodzi o rytm czynności? Wyłączyć umysł, zrobić, powtórzyć, zrobić, powtórzyć. Działały też na mnie proste operacje na szydełku, ale nie takie, które wymagają czegoś innego niż powtarzalności ruchu. Pod tym względem genialna była lekcja kaligrafii, ale przepiękny podręcznik z zeszytami ćwiczeń Ewy Landowskiej wciąż czeka, aż zacznę ćwiczyć sama w domu. Haftowania próbowałam na stresy pierwszego lockdownu, ale mój zapał okazał się słomiany. Plany wyhafto­wania spektakularnych poduszek, które snułam wtedy, w marcu, prysły, gdy tylko zrobiła się pogoda na rower. Została z tego nędzna szmatka z ćwiczeniem ściegów i kwiatków oraz worek nici.

To wspomnienie studzi mój entuzjazm, gdy odwiedzamy znajomą tworzącą mozaiki. Artystyczne bardzo, które ona nazywa malowaniem szkłem. Artyzm mnie onieśmiela, nie umiem malować, tym bardziej szkłem. Ale już łupać malutkie marmurowe lub szklane kostki na tym kowadełku (tak to się nazywa?), a potem godzinami układać z nich szlaczki… Masz w domu worek muliny, gdybyś potrzebowała czymś zająć ręce – powtarzam sobie, jednocześnie łakomie spoglądając na specjalne obcęgi i jej warsztat pracy. Mną, inaczej niż autorką mozaik, w tym pragnieniu czy kompulsji nie kieruje potrzeba tworzenia, bo mój twór jest zwykle dość koślawy i rozczarowujący. Musi więc chodzić o coś jeszcze innego.

Może zatem kuszą mnie gadżety. Magia warsztatu, niczym garaż mojego ojca, pełen sprzętów, których nie umiem jeszcze użyć. Przestrzeń, w której się robi rzeczy rękoma. To by się zgadzało, bo na rosnący składzik swoich narzędzi patrzę z dumą, nawet jeśli wciąż muszę sobie przypominać, czym się różni wiertło do betonu od tego do drewna, i w razie wątpliwości dzwonić do taty. Przez ostatnie pół roku wiercenie, przykręcanie, upiłowywanie stało się moją nową fascynacją. Nie, że umiem jakoś bardzo, ale bardzo chcę się nauczyć. Nie jestem też zupełnie zielona, przez 15 lat na obozach harcerskich budowałam z drewna okazałe konstrukcje. Teraz przyszedł po prostu czas, żebym sama umiała użyć wiertarki udarowej, zwłaszcza że tata daleko. Żebym miała swoją, nawet jeśli kolekcję wierteł trzymam w różowej puszce w kwiatki. Choć zawsze zaglądałam tacie przez ramię, to ten obszar edukacji do dorosłego życia zaniedbaliśmy. Budujemy więc teraz moją wyprawkę na kolejny etap życia. A to wiertarka, a to szlifierka, innym razem fajne wiertło. Podarowana ostatnio jedna z jego własnych skrobaczek, najlepsza. A w bonusie magiczna ojcowska lekcja w garażu, żebym wiedziała, jak bezpiecznie użyć piły tarczowej.

Uczcie swoje córki wszystkiego, nie tylko gotowania. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Teolożka i publicystka a od listopada 2020 r. felietonistka „Tygodnika Powszechnego”. Zajmuje się dialogiem chrześcijańsko-żydowskim oraz teologią feministyczną. Studiowała na Papieskim Wydziale Teologicznym w Warszawie i na Uniwersytecie Hebrajskim w… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 30/2022