Melanż z Kościołem

Bierzmowanie nie jest konieczne do zbawienia. Jeśli ma pozostać znakiem „dojrzałości chrześcijańskiej”, może warto dać gimnazjalistom więcej czasu na decyzję o jego przyjęciu?

11.06.2013

Czyta się kilka minut

Sakramentu bierzmowania udziela bp Tadeusz Pieronek. Kościół św. Jadwigi, Kraków, 2008 r. / Fot. Paweł Ulatowski dla „TP”
Sakramentu bierzmowania udziela bp Tadeusz Pieronek. Kościół św. Jadwigi, Kraków, 2008 r. / Fot. Paweł Ulatowski dla „TP”

Monika przygotowuje się do bierzmowania w małej parafii diecezji łódzkiej.

Nie ma pojęcia, o co chodzi w tym sakramencie, mimo że regularnie przychodzi na specjalny kurs. I to już drugi rok. – Nie ma się co oszukiwać: większość ludzi idzie do bierzmowania, bo ono jest potrzebne, żeby wziąć ślub. W zasadzie nie zamierzam nigdy wychodzić za mąż, ale kto wie, co będzie za kilka lat – wyjaśnia.

Kamila bierzmowano rok temu. – Przychodzenie po każdej Mszy do księdza po podpis to była katorga – opowiada. – Już sama myśl, żeby stać w kolejce, była przerażająca. Ja akurat wtedy byłem ministrantem, więc ksiądz mnie zwolnił. Ale to jest paranoja: czy da się sprawdzić wiarę tym, że podpisze się jakiś dzienniczek?

Większość przychodziła pod kościół na pięć minut przed zakończeniem Mszy. Szli do księdza i brali wpis: – Jak się okazało, że tak się da, to potem chłopaki się wyspecjalizowali i za dwa złote podpisywali wszystkim w klasie – zgodnie powtarzają gimnazjaliści.

ZBUNTOWANI, PIĘTNASTOLETNI

Przygotowując gimnazjalistów do sakramentu bierzmowania, Kościół wymaga dojrzałości chrześcijańskiej. Dzieje się to w chwili, kiedy poziom jakiejkolwiek dojrzałości jest najniższy.

Mateusz, nauczyciel matematyki we wrocławskim gimnazjum, charakteryzuje typowego podopiecznego: – Przeciętniak, leser, bez zainteresowań, leń. Większość uczniów ma takie podejście, przechodzą okres buntu, kontestują wszystko. Nie bez powodu mówi się, że praca nauczyciela w gimnazjum jest najgorsza. Mimo wszystko jednak drzemie w nich potencjał, tylko trzeba umieć go obudzić.

Portal Nonsensopedia, żartobliwa wersja Wikipedii, definiuje z przekąsem: „Przeciętny gimbus [tak się mówi o gimnazjalistach – BS] jest na tyle rozgarnięty, że umie zachować się w obecności pani dyrektor albo pod okiem rodziców (okazjonalnie policji). Statystyczny 15-latek w oczach opiekunów jest wręcz aniołkiem w ludzkiej skórze. Komplikacje natomiast zaczynają się wtedy, gdy grupa gimbusów pozostawiona bez opieki wchodzi w reakcję z otoczeniem”.

Gimbusami zajęli się również twórcy Abstrachuje.tv, która bierze na warsztat popularne dziś grupy społeczne i w prześmiewczej formie przygotowuje o nich profesjonalne filmy. Produkcję pt. „Co mówią gimbusy” obejrzało już prawie dwa miliony użytkowników. Dwóch chłopaków odgrywa w niej rolę stereotypowych gimbusów: w dużych ciemnych okularach, koszulce i czapce z daszkiem. Gimbus pali papierosa, ale gdy widzi „panią od WOS-u”, musi go zgasić. Jak pije piwo? Bierze łyk z butelki, po chwili wypluwa i popija sokiem pomarańczowym. Poza tym jest biegły w nowinkach internetowych, wiedzę o świecie czerpie z „Kwejka”, dużo czasu spędza na grach komputerowych, a na swojego Facebooka wrzuca piosenki rapera Grubsona.

Jak mówią typowe gimbusy? „Stary, to będzie najbardziej epicki melanż naszego życia. Wiesz, tylko mama musi mi tę zgodę napisać”.

To właśnie gimbusy przystępują w Polsce do bierzmowania.

GIMBUS NA RELIGII

Piotr, który jest świeckim katechetą w krakowskim gimnazjum, mówi, że radzi sobie z młodzieżą, ale zna przypadki, gdy jego koleżanki i koledzy musieli korzystać z porad psychoterapeutów.

– Trafić do gimnazjum bardzo łatwo, bo katecheci nie chcą tam pracować. Tak naprawdę studia nie przygotowują do radzenia sobie z „trudną” młodzieżą. Tu jest potrzebna charyzma. Lekcja religii to przeważnie czas na przepisywanie prac domowych z innych przedmiotów. Czasem zdarza się, że uczniowie traktują ją jako 45-minutową przerwę. To, że gadają na lekcji, używają telefonów i bez pytania chodzą po klasie, jest normą. Do tego, żeby ich upilnować i zaciekawić, nie pomaga też program, bo większość zagadnień ich nudzi. Sam staram się jakoś pobudzać do myślenia. Ale to trudne – nie ukrywa Piotr.

Jego uwagi o programie potwierdza również Dawid Gospodarek, publicysta portalu ­Rebelya.pl, który działa w Katedrze Teologii Klubu Jagiellońskiego.

– Gdy przeglądam przedwojenne podręczniki szkolne do katechezy, widzę smutną przepaść między tym, jak kiedyś traktowano uczniów, i jak to wygląda teraz. Znaleźć tam można przystępnie ujętą dogmatykę i apologetykę katolicką, liturgikę i teologię moralną. Konkretna wiedza. A dziś? Ckliwe obrazki, słodkie teksty, minimum treści – zauważa.

– Jak szedłem do seminarium, to w ogóle nie wiedziałem, że każdy ksiądz jest automatycznie nauczycielem religii w szkole – wyznaje ks. Karol z Krakowa. O katechetach mówi jak o nauczycielach drugiej kategorii: – Nie dostają klas na wychowawstwo, a czasem też nie są zapraszani na rady pedagogiczne. Katecheza wygląda więc tak, że przychodzimy do szkoły, ale gdyby nas nie było, to żaden problem. O ewangelizacji nie ma co mówić. Uczniowie czasem zadają jakieś pytania, ale raczej w żartach niż żeby się czegoś dowiedzieć. Są oczywiście jednostki, które chcą się uczyć religii i coś z niej wyciągnąć. Ja prowadzę w parafii małą wspólnotę gimnazjalistów i z każdego roku udaje mi się kogoś zaprosić na spotkania. Tak naprawdę właśnie tam odbywają się prawdziwe zajęcia, bez programu, podręczników i ocen.

Dzienniczki? Księża z reguły tłumaczą, że młodzieży przystępującej do bierzmowania jest tak dużo, że nie ma innego sposobu na sprawdzenie obecności na Mszy.

PYTANIA BISKUPA DAJCZAKA

Ale są i tacy, którzy wzywają do zmian. Na przykład bp Edward Dajczak. Słynna stała się jego wypowiedź ze spotkania z księżmi w Łodzi, w której przedstawiał diagnozę współczesnych problemów Kościoła: „Ludzie chcą przyjmować sakramenty, ale nie chcą spotykać się z Jezusem. A my – księża – paradoksalnie to utrwalamy. Współczesne pokolenie nie zrezygnuje z wolności. Weźmy przykład takiego człowieka, który między komunią a bierzmowaniem był poza Kościołem. Nigdy się nie modli, nie ma doświadczenia Eucharystii. Zjawia się na pierwszą naukę. Dostaje indeks i od następnej niedzieli jest kontrolowany, czy był na Mszy. Nikt tego nie wytrzyma.

Kościół, który kiedyś jawił się jako enklawa wolności, dziś jawi się jako enklawa przymusu i tyranii. Zrobiłem kiedyś test w katedrze koszalińskiej. Diakon stoi i stempluje obecność na Mszy. Ja podszedłem do długiej kolejki. Odprawiałem Mszę i nie widziałem tych ludzi w kościele. I powiedziałem do nich: kochani, chcę was przywitać, macie okazję z biskupem, podam wam rękę. Ogromna większość, gigantyczna większość z nich miała tak zimne ręce, że oni ustawili się w kolejce, ale w katedrze nie mogli być. W żaden sposób nie mogli być na Mszy św. Poszedłem do proboszcza i do wikarych i mówię im: chłopaki, po jakiego diabła to! Cui bono? Gdybyście zebrali ich wszystkich w salce, żeby z nimi pogadać o Mszy, to byście wiedzieli, kto jest. To papierek lakmusowy tego, o co chodzi”.

Takie wypowiedzi to jednak wciąż wyjątki. Gdyby uszeregować sakramenty, ważąc ilość zabiegów koniecznych do ich udzielenia, okazałoby się, że najtrudniejsze jest właśnie bierzmowanie.

Przygotowania trwają przez całe gimnazjum. W niektórych parafiach ksiądz poświadcza w dzienniczku uczestnictwo nie tylko na każdej niedzielnej Mszy, lecz także w wielkopostnych Drogach Krzyżowych, comiesięcznej spowiedzi i na cotygodniowych spotkaniach w parafii. Do tego testy, zaliczenia, egzaminy. I podanie do biskupa, z wyszczególnieniem motywacji.

DIALOG LITURGICZNY

Na spotkaniach przygotowujących do bierzmowania zwykle nie ma co mówić o doświadczeniu wiary: przyjęcie tego sakramentu rzadko wiąże się z jej wzmocnieniem. I nie jest to wyłącznie wina młodzieży. Zazwyczaj jest tak, że katecheta zaprasza uczniów gimnazjum na próby, które odbywają się raz w miesiącu w kościele parafialnym.

Ksiądz Karol: – Nie ma co ukrywać: wszystko robimy po łebkach. Do kościoła wpada grupa stu osób, traktują to miejsce trochę jak salę gimnastyczną. Czasem puszczają nam nerwy. Jeden z nas prowadzi katechezę, a nauczycielki chodzą po kościele i uciszają. W naszej parafii nie ma specjalnego egzaminu: ostatecznie i tak wszystkich przyjmujemy do bierzmowania.

W trakcie uroczystości zawsze odbywa się dialog między biskupem a proboszczem parafii, w której odbywa się bierzmowanie. Podczas dialogu proboszcz zapewnia biskupa, że młodzież przygotowała się dostatecznie dobrze i że chce przyjęcia sakramentu.

– To jest przecież dialog liturgiczny – tłumaczy ks. Karol, pytany, czy nie ma poczucia, że padają tu zdania fałszywe. – Dużo w tym kurtuazji, a wszystkie wypowiadane kwestie są przecież czytane. Z drugiej strony pozostawmy jeszcze coś dla Boga. On działa i wtedy, gdy człowiek jest obryty z modlitw, i wtedy, gdy się nie przykładał.

Przygotowanie do bierzmowania w każdej parafii odbywa się nieco inaczej. – Wszystkiego musieliśmy uczyć się na pamięć, ja szczerze powiem, że gdybym miała powtórzyć jakąś modlitwę teraz, to pewnie nie dałabym rady – zdradza Maria, która do bierzmowania przystąpiła trzy lata temu.

W wielu miejscach, aby zaliczyć kurs przed bierzmowaniem, należy, obok wypełnionego indeksu z podpisami potwierdzającymi obecność na coniedzielnej Mszy i zdanego egzaminu z prawd wiary, znać teksty źródłowe, z których wiedzy odbywają się sprawdziany. Taka forma przygotowań odbywa się nierzadko na lekcjach religii.

TRZECIE IMIĘ LUCYFER

Księża jednak zgodnie przyznają, że rzadko się zdarza, by ktoś nie został dopuszczony do bierzmowania. – Trudno odmówić, jak uczeń chodził w miarę regularnie na te zajęcia i ma pełen indeks. Poza tym oni nie traktują tego jako doświadczenia religijnego. Niedopuszczenie do bierzmowania nie byłoby dla nich czymś złym religijnie, ale czymś w rodzaju niezdania do kolejnej klasy. Na koniec kursu przychodzi taki jeden z drugim i mówi, że wybrał sobie imię Lucyfer na bierzmowanie – tłumaczy ksiądz Karol.

Biskup Dajczak zwraca uwagę, że dziś ten sakrament traktuje się jako środek i cel: – Ludzie chcą przystępować do sakramentów, ale nie chcą spotykać się z Bogiem.

Mimo to, coś tych ludzi do sakramentów pcha. Błędne przekonanie, że od tego, czy ma się bierzmowanie, zależy dopuszczenie do ślubu? Presja otoczenia? Mimo że intencje niekoniecznie są szczytne, warto to wykorzystać. Księża przygotowujący do sakramentów mają przecież niepowtarzalną okazję, by przekonać ludzi do Kościoła. Tymczasem obiegowe stało się powiedzenie, że bierzmowanie stało się „sakramentem odejścia z Kościoła”.

Zdarzają się oczywiście wyjątki. Jezuita Grzegorz Kramer przez pięć lat przygotowywał do bierzmowania młodzież z Wrocławia: – Podzieliliśmy dużą grupę na kilka mniejszych. Łatwiej zapanować nad dwudziestoosobową grupą, podczas zajęć poza szkołą, w salce katechetycznej. Była taka sytuacja, że dziewczyna przez dwa lata regularnie chodziła na kursy. Trafiła na nie przypadkiem. Kiedy nadszedł moment samego bierzmowania, przyszła do mnie i powiedziała, że rezygnuje. Że jeszcze nie jest gotowa i zrobi kurs jeszcze raz.

INNA DROGA

W Krakowie, w dominikańskiej wspólnocie „Przystań”, przygotowuje się do bierzmowania grupa kilkunastu osób. Mimo że panuje tu rygor porównywalny z zajęciami w szkole, uczestnicy kursu nie mogą wyjść z zachwytu nad jakością prowadzenia zajęć.

Filip uczy się w krakowskiej szkole muzycznej, przygotowuje się do bierzmowania od dwóch lat, pod koniec czerwca otrzyma sakrament z rąk bp. Grzegorza Rysia. Jego zdaniem kursy u dominikanów mają coś z elitarności, rzetelnie przygotowują do sakramentu.

– Zebraliśmy się paczką znajomych ze szkoły i postanowiliśmy pójść na kurs do dominikanów. Prawdą jest, że większość z nas wychowywała się u dominikanów, więc może przynależność do wspólnoty „Przystań” była czymś oczywistym – mówi. – Duszpasterzem wspólnoty jest o. Maciej Chanaka. Żeby wziąć udział w kursie, musieliśmy mieć zgodę proboszcza rodzinnej parafii i wypełnić formularz. Ludzi jest tak dużo, że powstały grupy. Na pierwszym roku jest tak, że grupy prowadzą diakoni, a na drugim już sam Chanaka.

Spotkania odbywają się raz w tygodniu, trwają ponad godzinę. Uczestnicy czytają teksty źródłowe, rozmawiają o wierze.

– Najbardziej zapadła mi w pamięć analiza modlitwy „Ojcze nasz”. Wałkowaliśmy przez kilka spotkań kolejne jej elementy, nie spodziewałem się, że kryje w sobie tyle tajemnic – zachwyca się Bartek, także uczestnik spotkań w „Przystani”.

Filip usłyszał kiedyś od księdza diecezjalnego, że duszpasterstwa zakonne mogą „bawić się w takie przygotowania”, bo w zakonach jest więcej księży i oni nie mają na głowie utrzymania całej parafii. Niewątpliwie: zakony mają ułatwione zadanie, bo na ich kursy przychodzą prawie wyłącznie osoby, które same chcą wziąć w nich udział.

– Jesteśmy zgraną ekipą. Podczas spotkań przygotowujemy razem filmy, znamy się osobiście, możliwość pogadania z duszpasterzem jest dla nas ważna. On zawsze ma dla nas czas – mówi Filip.

Księżom w diecezjach trudno o równie bezpośrednią relację z bierzmowanymi. Trzech wikarych „na placówce” to co innego niż kilkudziesięciu braci w klasztorze.

***

Bierzmowanie jest sakramentem, który nie jest konieczny do zbawienia. Jeśli ma pozostać znakiem „dojrzałości chrześcijańskiej”, może warto, by przystępowali do niego ludzie nieco dojrzalsi?

O. Grzegorz Kramer: – Problem leży nie tylko w miejscu, lecz także w wieku przyjęcia sakramentów. Gimnazjaliści się buntują, kontestują i nie zgadzają na wiele rzeczy. To bywa twórcze i warto to wykorzystać, ale może słuszną uwagą byłoby opóźnienie przyjęcia tego sakramentu tak, aby decyzja o nim była w pełni dobrowolna, a kandydaci – przekonani o jej sensowności?

Niektórzy biskupi postanawiają już oderwać bierzmowanie od szkoły. W wielu diecezjach (np. Koszalin, Kraków) przygotowanie do sakramentu odbywa się w parafiach. W większości jednak biskupi ciągle bronią dotychczasowego systemu i masowości sakramentów.

Niewątpliwie, aby decyzje o reformie procesu przyjmowania sakramentów mogły przynieść owoce, powinny być gruntownie przygotowane i przedyskutowane. Także w tym celu, zamiast na masowym duszpasterstwie osób, które nazywamy „dziećmi”, trzeba bardziej skoncentrować się na indywidualnej formacji dorosłych i świadomych członków Kościoła.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz, autor wywiadów. Dwukrotnie nominowany do nagrody Grand Press w kategorii wywiad (2015 r. i 2016 r.) oraz do Studenckiej Nagrody Dziennikarskiej Mediatory w kategorii "Prowokator" (2015 r.). 

Artykuł pochodzi z numeru TP 24/2013