Na trzecie mam Kwadrat

"Po co przyjmujesz bierzmowanie?" Zwyczajowa odpowiedź: "Żeby osiągnąć dojrzałość jako chrześcijanin". "A co to znaczy?" Milczenie.

22.04.2008

Czyta się kilka minut

Bp Tadeusz Pieronek bierzmuje młodzież w krakowskim kościele św. Jadwigi, kwiecień 2008 r. /fot. Paweł Ulatowski /
Bp Tadeusz Pieronek bierzmuje młodzież w krakowskim kościele św. Jadwigi, kwiecień 2008 r. /fot. Paweł Ulatowski /

Dziesięć lat temu Karol Korzycki, dziś student IV roku Wydziału Lekarskiego Collegium Medicum UJ, nie przypuszczał, że z kontestatora zmieni się w katechetę.

Do bierzmowania w niewielkiej miejscowości w Karkonoszach szedł z imieniem Kasjan. O świętym wiedział tylko tyle, że nauczał, a później zginął śmiercią męczeńską, zabity rylcami przez swoich uczniów. Imię wybrał zresztą ze względu na oryginalne brzmienie, a nie z powodu związku z wczesnochrześcijańskim patronem.

Samo bierzmowanie... po latach twierdzi, że uratowało jego ducha. Wcześniej Korzycki był zwykłym chłopakiem, jak inni sensu sakramentu nie rozumiał zbyt dobrze. Obracał się w niezbyt spokojnym środowisku, przed sakramentem dojrzałości chrześcijańskiej przeszedł inne inicjacje, w alkohol i narkotyki. Sakrament postawił go do pionu - musiał znowu zacząć chodzić na msze, spowiadać się.

Po latach staje przed niewielkimi grupami kandydatów do bierzmowania w krakowskiej parafii św. Józefa w Podgórzu, próbując przekonać, że ten sakrament ma sens i jest czymś więcej niż kolejnym obowiązkiem z pogranicza szkoły i Kościoła.

W całej Polsce trwają bierzmowania. Czy dla młodych ludzi to wyłącznie obowiązek, czy również przeżycie duchowe?

Co to jest dojrzałość chrześcijańska

Teologia na to nie pozwala, ale gdyby uszeregować sakramenty, ważąc ilość przygotowań i zabiegów koniecznych do udzielenia każdego z nich, okazałoby się, że najtrudniejsze jest bierzmowanie. Przygotowania trwają całe gimnazjum. W niektórych parafiach kandydat musi prowadzić specjalny dzienniczek, w którym ksiądz poświadcza uczestnictwo w każdej niedzielnej Mszy, a w czasie Wielkiego Postu także w Drogach Krzyżowych, comiesięczną spowiedź, obecność na cotygodniowych spotkaniach w parafii. Do tego testy, zaliczenia, egzaminy. I podanie do biskupa, z wyszczególnieniem motywacji.

- Mieszkamy w świetnej, dobrze prowadzonej parafii. Ale o te książeczki mam żal do księży - opowiada ojciec jednego z tegorocznych bierzmowanych w Krakowie. Chce zachować anonimowość. - Dla mnie takie działanie świadczy o braku zaufania do młodzieży i rodziców. Jeśli zakładamy, że uczniowie przystępują do niego dobrowolnie, to kontrola nie jest potrzebna.

Takie założenie nie mówi jednak całej prawdy. Gimnazjaliści przyjmują sakrament bierzmowania również po to, żeby w przyszłości nie mieć kłopotów ze ślubem; przyjmują, bo tak robią wszyscy w ich klasie, bo tak trzeba. Motywacje nie zmieniają się od lat. Księża muszą więc rozstrzygać, czy badać głębiej motywacje młodzieży, czy też poprzestać na zwyczajowych deklaracjach.

Połowa kwietnia, parafia św. Jadwigi Królowej na północy Krakowa. Za moment rozpocznie się sakrament bierzmowania, którego udzielał będzie bp Tadeusz Pieronek. Przed kościołem przytupuje tłum uczniów z krzyżami na piersiach.

- Po co przyjmujesz ten sakrament? - pytamy kolejne osoby.

Zwyczajowa odpowiedź: - No, żeby osiągnąć dojrzałość jako chrześcijanin.

- A co to znaczy "dojrzałość chrześci­jańska"?

W odpowiedzi cisza, wysoko podniesione brwi. Jeden chłopak wyrzuca, że to konieczność obrony wiary, jeśli znajdzie się w zagrożeniu.

Bierzmowanie i kaszanka

Tej ciszy nie dziwi się ks. Krzysztof Karnas, ksiądz z parafii św. Józefa. Często ma wrażenie, że mówiąc do przyszłych bierzmowanych, trafia w próżnię. Że przychodzi mu opowiadać o teologii zbyt trudnej do zrozumienia dla ludzi złapanych gdzieś w pół drogi między dzieciństwem a dojrzałością. Już nie dzieci, jeszcze nie dorośli; zbuntowani, choć nie wiadomo dokładnie przeciwko komu. Trudno powiedzieć, czy wystarczająco dojrzali do podejmowania prawdziwie niezależnych decyzji. Na dodatek ci, którzy przyjmują sakrament pod koniec gimnazjum, mają przede wszystkim w głowie rekrutację do liceów i walkę o własną przyszłość. Jak im przekazać, że właśnie teraz podejmują istotne dla życia duchowego decyzje?

O stosunku do bierzmowania części uczniów dobrze opowiada internet. Choćby portal www.ojej.pl, w którym można przeczytać: "Nazywam się Kasza lubię pistacje i boję się gołębi. Obecnie chodzę do 3 gim. I poszukuję świadka na moje beirzmowanie. śWIADEK MUSI Być DZIEWCZYNą bo tak musi byc i już więc jeśli jesteś fajny NAPSIZ DO MNEI" (pisownia oryginalna).

Albo pytanie na forum Interia.pl: "O co chodzi z jakimś przesądem o kaszance i bierzmowaniu?". Odpowiedź: "Że chyba nie można jeść kaszanki przed lub po bierzmowaniu, bo w jej składzie jest krew... Jakoś tak, ale już nie pamiętam".

Pod kościołem św. Jadwigi skarżą się, że jest tyle śmiesznych imion męczenników i świętych, ale księża pozwalają wybierać tylko te zwyczajne. Nawet męczennica z czasów rzymskich Agape nie przejdzie, nie mówiąc o świętym Kwadracie z Azji Mniejszej.

Jak żyje religia

W Podgórzu część zajęć prowadzą związani z parafią - studenci wolontariusze z grupy "Wiosna Kościoła PRO", tacy jak Karol Korzycki. Dystans mniejszy, łatwiej nawiązać porozumienie. Zajęcia wyłącznie w małych grupach, wymagania pomyślane tak, by nie zamęczyć, ale też nie odpuścić za bardzo - trzeci rok kończy się egzaminem, kilka nieobecności może oznaczać brak zgody na bierzmowanie. Lepiej widać człowieka. Do Korzyckiego na pierwsze zajęcia przyszła dziewczyna, która deklarowała, że nie wierzy w Jezusa. Był czas, żeby zapytać ją o szczegóły. Nie bardzo potrafiła wyjaśnić, skąd właściwie niewiara: czy to głębsze uczucie, czy chwilowe zachwianie.

Albo ta dziewczyna z pentagramem na swetrze. - Dlaczego nosisz ten pentagram? - pytał spokojnie Korzycki. Odpowiedzi nie usłyszał.

U św. Józefa próbują zachęcać do myślenia o Bogu niekonwencjonalnymi środkami.

W Środę Popielcową 2008 ks. Jacek Stryczek ustawił niedaleko kościoła rower do ćwiczeń gimnastycznych. Ćwiczył na nim, żeby uzmysłowić przechodniom, że nie ma silnej wiary bez codziennej praktyki duchowej. W Wielkim Poście studenci jeździli po mieście z brzozowymi krzyżami. Na uczelniach, w tramwajach i sklepach opowiadali, że właśnie zaczyna się Wielki Post. Że potrzeba wyrzeczeń, choćby małych.

Przygotowania do sakramentu bierzmowania prowadzone są w parafiach, by mocniej związać młodych ludzi z kościołami, do których chodzą. W minione święta Bożego Narodzenia gimnazjaliści zaangażowali się w akcję "Świąteczna paczka". Do jednej z potrzebujących krakowskich rodzin trafiło 15 paczek od kandydatów.

Korzycki: - Ciągle zastanawialiśmy się, jak ożywić te katechezy, co zrobić, żeby zostały w nich trochę dłużej. Bardzo nam zależy na pokazaniu, że religia to nie tylko siedzenie w ławkach, że pozornie odległe, pisane dziwnym językiem opowieści biblijne można przełożyć na świat współczesny. Wtedy zaczynają one brzmieć inaczej.

Wymyślili więc filmy. Zamiast uczyć się gotowych pytań i odpowiedzi, gimnazjaliści dostali do wyboru kilka akapitów z Biblii. Mieli je zinterpretować okiem kamery.

Śmieszny gest pojednania

Większość uczniów wybrała historię syna marnotrawnego, odegraną w podgórskich mieszkaniach, między wzorzystą pościelą w bolidy, telewizorem, kuchenką gazową, na balkonach i przed przeciętnymi blokami.

Na przykład: dwóch chłopaków siedzi przed blokiem, trzeci przychodzi z butelką wódki. Kiedy któryś z nich zaczyna wymiotować, pojawia się policja. Pijani trafiają na komisariat. Głównego bohatera odbiera ojciec. Syn zaczyna mocować się z wyrzutami sumienia. W końcu przeprasza ojca.

Jest też wersja nakręcona przez dziewczyny. Ona wyprowadza się z domu, bo nie może pogodzić się z siostrą. Pije tanie wino. Kiedy kończą się pieniądze, wraca do domu. Matka wybacza, siostra nie może pogodzić się z taką decyzją.

Można się czepiać, że to serialowe klisze, że pozy sztuczne, wnętrza złe, a gest pojednania, kiedy stęsknione dziecko wpada w ramiona rodzica, jest tak nieprawdopodobny, że śmieją się z niego nawet aktorzy.

Ks. Krzysztof Karnas: - Trzeba było widzieć pokaz specjalny, na którym prezentowaliśmy najlepsze filmy. Przyszło dużo uczniów ze szkoły, miałem wrażenie, że trafia do nich ten przekaz, że niektórzy w końcu zrozumieli siłę biblijnego tekstu.

Ty jesteś ręką

O jeszcze innej trudności opowiada o. Norbert Kuczko, dominikanin z Krakowa. Prowadzi w klasztorze dwuletni kurs dla chętnych, którzy przyjeżdżają tu wieczorami z całego miasta. Jedni związani przez starsze rodzeństwo i rodziców z klasztornym duszpasterstwem, inni poszukują czegoś więcej niż może dać zabiegany, zajęty zbyt wieloma sprawami ksiądz w parafii. Warunki są surowe - spóźnienie oznacza nieobecność, szczegółowe testy ze znajomości Biblii i Dziejów Apostolskich do obowiązkowego zaliczenia. Gdzieś w tle ciągle obecni św. Tomasz i Arystoteles.

O. Kuczko: - Oni są w wieku, kiedy muszą pojawić się pytania o uczucia, o wolność osobistą i mechanizmy, które rządzą zachowaniami. Samoświadomość jest coraz głębsza. Nie sposób więc opowiadać 15-latkom o Bogu bez powiązań z psychologią. Dlatego próbujemy uświadomić, że uczucia to narzędzia dane przez Boga do rozpoznawania świata.

Korzycki: - Graliśmy kiedyś w taką zabawę. Każda z grup miała założyć własną firmę i podzielić się rolami. Ci, co założyli restaurację, zdecydowali, kto jest kucharzem, kto kelnerem, kto odpowiada za porządek, a kto prowadzi kasę. Później wpisaliśmy te funkcje w obrys ciała ludzkiego. Ty jesteś ręką, ty ustami, on sercem. Od tego tylko krok do opowieści o Kościele, którego Głową jest Chrystus, a ciało współtworzy każdy z wiernych.

***

Nikt nie prowadzi statystyk pokazujących, jak wygląda dynamika bierzmowań. Nie wiadomo, jaki procent młodzieży przystępował do sakramentu 10 lat temu, a jaki przystępuje dziś.

Coraz częściej słychać jednak, że dla wielu katolików jest to sakrament, którym żegnają się z Kościołem.

Pod kościołem św. Jadwigi Królowej dużo mówi się o liceach, meczu Wisła - Legia, strzelają flesze, ksiądz udziela ostatnich instrukcji, jak się zachować, żeby nie było wstydu przed biskupem. W trakcie ceremonii nie dochodzi do zdarzeń, o których można usłyszeć od członków Odnowy w Duchu Świętym. Nikim nie rzuca o podłogę, nikt nie mdleje od zapachu krzyżma.

Ks. Karnas: - Trzeba obudzić poczucie, że to wyjątkowe zdarzenie, a nie pańszczyzna do odrobienia. Dlatego rozdaję kandydatom modlitwy do celebracji na ładnym papierze, z pieczęcią parafii. Kto wie, może nie wyrzucą, może zostawią w szufladzie i któregoś dnia wpadną im w ręce?

Wśród filmów nakręconych przez młodzież z Podgórza znalazła się też migawka opisująca biblijny cytat "Duch wieje, kędy chce".

Widać na nim reklamówkę z Tesco, jak wydęta wiatrem szarpie się w najróżniejsze strony, "biegnie" po łące, wzlatuje ku niebu albo jak wilgotna szmata spada na ziemię.

Korzycki oglądał ten zaskakujący filmik wiele razy. Ma wrażenie, że praca studentów nie poszła na marne.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz, reportażysta, pisarz, ekolog. Przez wiele lat w „Tygodniku Powszechnym”, obecnie redaktor naczelny krakowskiego oddziału „Gazety Wyborczej”. Laureat Nagrody im. Kapuścińskiego 2015. Za reportaż „Przez dotyk” otrzymał nagrodę w konkursie… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 17/2008