Matnia ogólna

Stoję sam, wiatr wyje i smaga. Żywej duszy, jednego światełka. Tylko śnieg i pustynia – a ja nie mam pojęcia, co dalej ze sobą robić.

19.01.2015

Czyta się kilka minut

Ten sen śni mi się od lat. Zaczęło się od tego, że zagubiłem się zimą na kazachskim odludziu.
Mara bierze się pewnie stąd, że wykazuję kiepską orientację w terenie, a więc ciągłą gotowość do gubienia się. Jedni po nocach spadają do głębokiej studni, inni składają zeznanie w izbie skarbowej, jeszcze inni jedzą rodzinny obiad – każdy ma swój koszmar. Ja też mam swój i bardzo go nie lubię.
Śnieżna pustynia przyśniła mi się znowu akurat po tym, jak zobaczyłem „Lewiatana” Andrieja Zwiagincewa. Po zwiagincewowskiej „Jelenie” też miałem nocne koszmary, tak więc na „Lewiatana” wcale nie miałem ochoty. Ale do oglądania namówili mnie recenzenci i rosyjski minister kultury, pan Miednicki, Władimir Rostisławowicz. Wszyscy oni twierdzili, że Zwiagincew nakręcił film o tym, jak Rosjanie piją wódę i przeklinają (to tematy mi bliskie), oraz o tym, jak putinowska Rosja niszczy ludzi (a to mój konik!). Miałem iść do McDonalda, ale po takiej reklamie wybrałem kino.
Powinienem być zachwycony. Rosjanie byli tacy, jak mi obiecywano: klęli, chlali, bili się po mordach, zdradzali, kradli, niszczyli się z azjatycką bezwzględnością. W tle – jak zgodnie z prawdą donosiła prasa – pojawił się portret Władimira Władimirowicza (jeszcze przed operacją plastyczną) oraz buntowniczy napis „Pussy Riot”, który mignął na ekranie telewizora. Była to więc gorzka polityczna satyra na putinowską satrapię. Bez wątpienia racja. Sam kiedyś w pewnej niedużej bibliotece znalazłem książkę „Zbrodnia i kara” w dziale: „Kryminał i sensacja”.
Biedny Zwiagincew nakręcił film, który wyszarpuje trzewia, i od tej pory musi się przed wszystkimi tłumaczyć. Na Zachodzie najczęściej pytają go, dlaczego w Rosji pije się wódkę z butelki. Reżyser mówi, że w jego kraju taka jest tradycja, co rozmówcy przyjmują z bolesnym zrozumieniem. W Rosji patrioci ciosają mu kołki na głowie, że poniża naród i ojczyznę – bo przecież tu ani się nie pije, ani nie przeklina (o korupcji i sprzedajnych sądach nie wspominając). A ci, co z „Lewiatanem” przegrali jakąś ważną nagrodę, szepczą, że przecież statuetka nie jest za film, tylko przeciw aneksji Krymu. Jednym słowem: Złoty Glob dostał się Zwiagincewowi za to, co na globie wyczynia Putin.
Zwiagincew nie wytrzymał i powiedział, że upolitycznianie filmu jest głupie. Prokremlowskie media zacytowały to pod hasłem „zmądrzał”, a antykremlowskie pod hasłem „ugiął się”. Człowiek się z tego nie wytłumaczy i jak tak dalej pójdzie, to zostanie pożarty przez „Lewiatana”. Problem w tym, że Zwiagincew ani mądrzeć, ani giąć się nie musi. Facet od lat powtarza, że w Rosji na wybory nie chodzi, bo i tak wynik jest znany. A broni go talent – robi takie filmy, że musi o nich pisać – fakt, że z żółcią – nawet „Komsomolska Prawda”.
Zgadzam się ze Zwiagincewem, że ten film można nakręcić w każdym zakątku globu. W Polsce nie? Pogadajcie z rolnikiem, któremu komornik zabrał traktor za długi sąsiada, albo z którymś z biznesmenów wykończonych przez skarbówkę. Na całym świecie ludzie zdradzają przyjaciół, przeklinają Boga, popełniają podłości. Matnia Zwiagincewa nie jest rosyjska, ale ogólna. To dlatego „Lewiatan” śni się po nocach.
A jednak film mówi nam dużo o kraju reżysera. Uświadamia, że nie składa się on wyłącznie z czołgów, ropy, gazu, Putina i zmultiplikowanych w milionach egzemplarzy panów ministrów Miednickich. Sam minister Miednicki jest tu postacią wyjątkowo tragiczną. 44-letni urzędnik zasłynął w przeszłości z serii marnej jakości książeczek popularnonaukowych o mitach Rosji. Książeczki miały na celu odkłamywanie historii i popularyzowanie tezy, że Rosjanie to naród pokojowy, pracowity, pobożny oraz niepijący. Zaś autor miał na celu podlizanie się władzy.
Cel został osiągnięty. Owszem: z „Mitów” poważni historycy robią sobie do teraz straszliwe jaja, ale za to pan Miednicki za cenę obciachu został szefem resortu kultury. I jest mu na tym stanowisku dobrze. Dlatego też „Lewiatan” wprawił go w przerażenie: „Klną, piją i jeszcze ten portret Władimira Władimirowicza w tle. Dobrze, że przynajmniej do niego nie strzelali...”.
Przerażenie jest tym większe, że ministerstwo dało na „Lewiatana” kasę, o czym Zwiagincew lojalnie i wielkimi literami informuje w początkowych napisach. Diabli nadali! Jeszcze sobie władza przypomni, że Miednicki splagiatował swoją pracę doktorską? Wyrzucą na pysk! I co wtedy? Jak żyć? Wicher i śnieżna pustynia!
Miednicki zinterpretował „Lewiatana” – jako film o wódzie, który grozi jego osobistemu szczęściu. Cóż, minister nigdy Zwiagincewem nie będzie. A i Zwiagincew ministrem. Fakt, w putinowskiej Rosji ta druga z fantastycznych wizji jest nieziszczalna znacznie bardziej. ©℗

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz, felietonista i bloger „Tygodnika Powszechnego” do stycznia 2017 r. W latach 2003-06 był korespondentem „Rzeczpospolitej” w Moskwie. W latach 2006-09 szef działu śledczego „Dziennika”. W „Tygodniku Powszechnym” od lutego 2013 roku, wcześniej… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 04/2015