Marzenie o białym czepku

Wyszkolenie jednej położnej kosztuje w Afganistanie dziesięć razy mniej niż jeden opancerzony hummer używany przez wojska międzynarodowej koalicji.

14.10.2008

Czyta się kilka minut

Co czwarte dziecko nie dożywa tu piątych urodzin; gorzej jest tylko w trzech krajach Afryki. Na 100 tys. porodów półtora tysiąca kończy się śmiercią matki. W jednej z afgańskich prowincji umieralność matek jest najwyższa na świecie: przy porodzie umiera co szesnasta.

Tym śmierciom można zapobiec. Przez ostatnie lata w trzech podkabulskich prowincjach - Parłan, Kapisa i Pandższir - umieralność dzieci poniżej 5. roku życia spadła z 257 do 191 na 1000. Przed rokiem 2004 tylko 4 proc. kobiet rodziło tam w asyście fachowego personelu, dziś to prawie 40 proc. Zaskakująca poprawa to efekt objęcia tych prowincji programem realizowanym przez afgańskie ministerstwo zdrowia, a finansowanym przez Bank Światowy. Jego częścią jest Centrum Szkolenia Położnych.

- Od początku istnienia Centrum, od 2004 r., wyszkoliliśmy 80 dziewcząt. W tym roku kurs skończy kolejnych 34 - mówi nam doktor Abdul Kadir, nadzorujący projekt. Kandydatki na kurs pochodzą z prowincji, gdzie zapotrzebowanie na personel medyczny jest największe. Do udziału w programie kwalifikuje je starszyzna wioskowa. Warunkiem udziału jest ukończenie 9 klas szkoły; to często największa przeszkoda: analfabetyzm wśród kobiet sięga na wsi 90 proc.

Bo w Afganistanie dziewczynki często nie są posyłane do szkół. Za rządów talibów w latach 1996-2001 było to zabronione, ale nawet teraz, gdy szkoły są otwarte dla obu płci, uczęszcza do nich mniej dziewczynek niż chłopców. Wielu rodziców uważa, że nie wypada, by córki przebywały z chłopcami w jednej klasie; przeszkadza im też, że większość nauczycieli to mężczyźni.  - Mieliśmy problemy, by znaleźć dość dziewcząt umiejących czytać i pisać - przyznaje dr Kadir.

Kurs trwa dwa lata. W tym czasie uczestniczki mieszkają w Centrum w Czarikarze, stolicy prowincji Parłan (półtorej godziny drogi od Kabulu). Ze względów obyczajowych preferuje się mężatki, ale panny też są przyjmowane. Wiek kursantek: od 18 do ponad 40 lat.

- Dla mnie kurs to szansa. Mamy trzyletniego synka, mąż jest nauczycielem. Żebym mogła tu przyjechać, zmienił szkołę i teraz uczy pod Czarikarem, choć pochodzimy z Pandższiru. Wynajęliśmy tu dom - opowiada kursantka Zinat. Ale większość dziewcząt mieszka w internacie obok szpitala, gdzie są zajęcia. Tak jak Ała: - Dwoje najmłodszych dzieci jest ze mną, reszta została z rodziną w Kapisie - mówi.

Nauczycielki to dwie ginekolożki i sześć położnych. Podręczniki opracowała dyrektorka Centrum dr Szahgul Hamidi. Pomoce - lalki, narzędzia chirurgiczne, książki - kupiono za pieniądze Banku Światowego.

Za udział w kursie i utrzymanie dziewczyny nie płacą. A przy internacie jest nawet przedszkole, gdzie w czasie lekcji przebywają ich dzieci.

Do Czarikaru przyjechałyśmy w przeddzień egzaminu. Dziewczyny przeglądały notatki, siedząc na piętrowych łóżkach; wokół plątały się dzieci. Ich pokoje wyglądają podobnie: osobiste akcenty to wycięte z gazet zdjęcia bohaterów indyjskich telenoweli. I egzemplarze Koranu, pięknie oprawione. - Całe życie marzyłam, by założyć biały czepek - wyznaje Nuria. Przed chwilą, gdy weszłyśmy do jej pokoju, ku uciesze koleżanek rzuciła się, aby założyć wiszącą na kołku błękitną burkę. Teraz kokieteryjnie przechyla odkrytą głowę do fotografii.

- Dla dziewcząt udział w kursie to prestiżowa sprawa - mówi dr Szahgul. - Zostały wybrane przez lokalne władze. Wiedzą, że nie uczą się dla siebie, tylko dla swojej społeczności.

Po skończonym kursie dziewczyny wrócą do rodzinnych miejscowości. Będą pracować w izbach porodowych, budowanych w ramach tego samego programu. Kilka pojedzie do wiosek, w których nie udało się znaleźć kandydatek na kurs. Będą dość dobrze zarabiać; rządowa pensja często okaże się jedynym regularnym źródłem dochodu dla ich rodzin.

Dziewczętom, które poznałyśmy zostało kilka miesięcy do ukończenia kursu. Nie wiadomo, czy będzie nowy nabór. - Projekt rozpisano na pięć lat - mówi dr Kadir. Jego dalsze istnienie zależy od donatorów.

Program jest tani: wyszkolenie położnej kosztuje 14 tys. dolarów. To 10 razy mniej niż jeden opancerzony hummer, używany przez zachodnie wojska. Szkoda by było, gdyby tych pieniędzy zabrakło.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 42/2008