Dzieci Afganistanu

W Afganistanie toczy się także i taka walka, o której świat nie słyszy. To walka dzieci o lepszą przyszłość.

04.12.2006

Czyta się kilka minut

fot. KNA-Bild /
fot. KNA-Bild /

W sierocińcu w Kabulu dzieci rysują marzenia. Potem opowiadają, jakie będzie ich dorosłe życie: Najad (10 lat) chce być biznesmenem i mieć firmę budowlaną; Nurbibi (10 lat) pielęgniarką i robić zastrzyki tak, by dzieci nie płakały; Nangiolaj (11 lat) zamierza pracować w policji drogowej; Azaratulla (12 lat) chce być kierowcą autobusu i zobaczyć świat.

Zajęcia dla dzieci z sierocińców to pasja Anny Boniewicz, która kieruje misją Polskiej Akcji Humanitarnej w Afganistanie. Anna szybko nauczyła się języka dari. Poznała marzenia dziewczynek z sierocińca. I potrzeby: nie wymalowania sypialni, remontu toalet czy uruchomienia pryszniców, ale możliwości uczenia się. Zajęcia z wielokulturowości, które prowadzi Anna, nie są kursem zawodowym. To warsztaty: dzieci uczestniczą w zabawach, rysują, dyskutują. Tego w normalnej szkole brak. Punktem wyjścia do dyskusji są afgańskie przysłowia, baśnie. Poznając różne kultury Afganistanu, dzieci uczą się tolerancji. Zajęcia są też czymś w rodzaju terapii: wzrasta ich samoocena, otwierają się na otoczenie.

***

Zainab marzy o studiach, więc uczy się pilnie. Jest poważna, nie uśmiecha się. Powtarza, że tu jej dobrze i nie chce wracać do wuja. Rodzice i brat Zainab zginęli pod bombami pięć lat temu w Mazar-i Sharif, na północy kraju. Ją z młodszą siostrą wziął wuj. Posłał do Pakistanu, pracowała na budowie. Wróciła do Kabulu. Wuj ją bił, nie dawał jeść, zmuszał do pracy. To nauczycielka przyprowadziła ją do sierocińca. Jest tu od dwóch lat, razem z 11-letnią siostrą. Kiedy wuj przychodzi, ukrywa się.

W budynku, gdzie śpią dziewczynki, na ścianie wymalowano płaczące dziecko. Głaszcze je ręka wystająca z rękawa w kolorach flagi afgańskiej. W pokoju Zainab osiem łóżek, jedno przy drugim. Wytarta wykładzina, metalowe szafki. Nie ma nic osobistego, maskotki czy książki. Prawie każda z dziewczynek mówi po angielsku: to uczestniczki kursów organizowanych przez PAH. Po 12 miesiącach mogą swobodnie rozmawiać (wysiłkiem było nauczenie się alfabetu).

14-letnia Zerifa jest bezpośrednia. Chciałyby, żeby kursy angielskiego trwały nadal. W szkole nie mają szansy na zdobycie takiej wiedzy. Jej ojciec zginął na wojnie sześć lat temu. Mamą opiekuje się wuj, raz w miesiącu Zerifa z siostrami mogą ją odwiedzać. Zerifa chce być lekarzem, teraz Afganistan potrzebuje medyków: na jednego lekarza przypada ok. 6,7 tys. osób.

Freszta mówi, że to nie jest dobre miejsce do życia, ale dobre do nauki. Freszta jest tu z dwoma siostrami od siedmiu lat. Chce być pierwszą sędziną w Afganistanie.

Każda z dziewcząt ma ambitne plany: chcą być nauczycielkami, dziennikarkami, tłumaczkami, lekarkami.

***

Według Sorayi Hakim, kierującej departamentem ds. sierot przy kabulskim ministerstwie pracy, w Afganistanie co piąte dziecko nie ma obojga rodziców. Ale sierocińców jest tylko 27; przebywa w nich 10 tys. dzieci.

W kabulskim sierocińcu Allahudin, funkcjonującym od 25 lat, mieszka 450 dzieci, w tym 120 dziewczynek. W drugim sierocińcu Kabulu, Tahyie Maskan, mieszka 713 chłopców. Gdy skończą 18 lat, muszą go opuścić. Przedtem powinni więc nauczyć się zawodu albo zdobyć podstawy do kontynuowania nauki.

Jak Kamaledin, który pięknie śpiewa o wiośnie. Ma 15 lat, z czego w sierocińcu spędził 10. Nie wie, co się stało z ojcem. Chce być lekarzem, może muzykiem. Jego ideałem jest Farhod Darya, doktor i popularny muzyk z Kunduz. Jest dobrym uczniem. W sierocińcu nie uczą przedmiotów potrzebnych do egzaminu na medycynę, robi więc wszystko, by chodzić na dodatkowe kursy chemii, biologii i fizyki. Co się z nim stanie, gdy skończy 18 lat i będzie musiał opuścić sierociniec? Odpowiada, że to wie Bóg. Tyle że chciałby móc służyć krajowi i ludziom. Wierzy, że jak uda mu się studiować, to tak będzie. A na kursy zarabia, roznosząc towary na bazarze.

Dzieci wymykają się z sierocińca, żeby zarobić na lekcje. Pracują, gdzie się da: na bazarze, przy sprzątaniu, roznoszeniu wody. Kierownictwo zabroniło kursów: skoro dzieci mogą na nie zarobić, to mogą się też utrzymywać. Ale Kamaledin nie zarobi na wszystkie lekcje, a co dopiero na utrzymanie.

Żeby dostać się na studia, trzeba zdawać trudne egzaminy, a poza tym potrzebne są znajomości. Tego dziecko z sierocińca nie ma. A dla dziewcząt niedostanie się na studia oznacza powrót do rodziny lub wczesne zamążpójście.

***

Afganistan ma największy procent dzieci w wieku szkolnym na świecie: to piąta część populacji. Mimo że władze prowadzą akcję powrotu dzieci do szkoły, ok. 2 mln z nich do niej nie chodzi. Chłopcy, którzy ukończyli 12 lat i nie uczęszczali do podstawówki z powodu wojen, mogą wznowić naukę, dziewczęta w tej samej sytuacji nie mają takiej szansy. Tylko 34 proc. Afgańczyków w wieku 15-24 lat potrafi czytać i pisać. W kraju jest już ponad 8,5 tys. szkół, z czego mniej niż połowa ma budynki. 80 proc. uczniów chodzi do pierwszych czterech klas. Reprezentują nową generację.

Mimo tak wielkich potrzeb w niektórych regionach szkoły są zamykane, a nauczyciele zastraszani przez talibów. W pierwszym półroczu 2006 r. UNICEF zarejestrował co najmniej 99 przypadków ataku na szkoły, nauczycieli, uczniów. Dzieci boją się chodzić do szkoły ze względu na ataki bombowe. Dotyczy to głównie południowego i południowo-wschodniego Afganistanu. Z uwagi na zagrożenie atakami 330 szkół koedukacyjnych zamknięto; 200 tys. uczniów pozbawiło to możliwości nauki.

W Kabulu jest najbezpieczniej. Na prowincji gorzej. Np. w Muhammad Raqi jest szkoła, do której chodzi prawie 3 tys. uczniów z pobliskich 120 wiosek. Budynek mieści połowę z nich. Jest w nim gimnazjum i liceum. Na rannej zmianie uczy się 1,5 tys. uczennic, potem na drugiej 1,4 tys. uczniów. Nie ma prądu, lekcje trwają, póki jest jasno. Dyrektorka szkoły żeńskiej, Amira Faez, bardzo nad tym boleje. Jest nauczycielką od 20 lat, od roku dyrektorką. Przychodzi do pracy piechotą, w jedną stronę zabiera jej to godzinę i 40 minut. Większość dzieci idzie do szkoły godzinę do dwóch. Dyrektorka stara się organizować dojazdy na koniach dla 40 dzieci mieszkających najdalej, ale nie zawsze są na to pieniądze.

W całej prowincji Kapisa jest tylko 9 szkół podstawowych dla dziewcząt i jedna średnia. W prowincji jest 85 tys. uczniów, a i tak 70 proc. dziewcząt nie chodzi do szkoły (dziewczynki za czasów talibów nie chodziły do szkoły w ogóle). Z wioski Khookyar Khil, z której pochodzi dyrektorka, do szkoły chodzą tylko trzy dziewczynki, a powinno dziesięć razy tyle. To problem odległości, zakupu mundurka, niechęci do kształcenia dziewcząt. Jest też za mało nauczycieli. No i w prowincji Kapisa były cztery ataki na szkoły.

***

W Afganistanie ponad połowa ludności żyje w skrajnym ubóstwie, średnia życia to 43 lata. Wiele problemów wiąże się ze wzrostem produkcji opium. Z bezpieczeństwem jest coraz gorzej. W 2005 r. zginęło dwa razy więcej pracowników organizacji humanitarnych niż rok wcześniej. PAH musiała zrezygnować z pomocy w południowych prowincjach.

Jak pomagać Afganistanowi? Dyskusja nad wysyłaniem wojska powinna się przeorientować raczej na myślenie o tym, czego Afgańczycy potrzebują i jak możemy im to zapewnić.

Informacje o działalności PAH w Afganistanie:

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
JANINA OCHOJSKA jest założycielką i prezesem Polskiej Akcji Humanitarnej. W 1989 r. współtworzyła polski oddział Fundacji EquiLibre, pod którego szyldem wyjechały z naszego kraju pierwsze ciężarówki z pomocą dla ogarniętej wojną Bośni. W późniejszych latach… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 50/2006