Manggha Narodowa

Otwarte w listopadzie 1994 r. Centrum Sztuki i Techniki Japońskiej Manggha powstało z inicjatywy Andrzeja Wajdy i Krystyny Zachwatowicz. W 1987 r. reżyser otrzymał Nagrodę Kyoto i całą kwotę - 340 tys. dolarów - przekazał na założenie Fundacji Kyoto-Kraków, której celem było wzniesienie budynku przeznaczonego dla kolekcji sztuki japońskiej Feliksa Mangghi Jasieńskiego oraz prezentacji współczesnej sztuki i techniki japońskiej.

Powstanie Centrum - którego budynek zaprojektował wybitny architekt japoński Arata Isozaki - nie byłoby możliwe bez wsparcia polskich i japońskich instytucji: ok. milion dolarów przekazał Związek Zawodowy Kolei Wschodniojapońskich, atrakcyjną działkę pod budowę naprzeciw Wawelu - władze miejskie i wojewódzkie. W ciągu 10 lat Manggha zorganizowała ponad 500 imprez o przeróżnej tematyce - od wystaw grafiki, fotografii, przez cykl wykładów o japońskiej sztuce, buddyzmie, spektakle teatralne, po obchody japońskiego dnia dziecka i kursy językowe.

TYGODNIK POWSZECHNY: - Minął dziesiąty rok działalności Centrum Manggha - jak się współpracuje z Japończykami?

BOGNA DZIECHCIARUK-MAJ: - Nie zawsze jest to łatwe. Z jednej strony można na nich polegać, są niezwykle rzetelni, uczciwi, skromni. Bywa też trudno, bo mamy różne podejście do wielu spraw. My improwizujemy, do końca nie wiemy, jak będzie, ale robimy wszystko, by było dobrze i na ogół wychodzi. Oni planują z ogromnym wyprzedzeniem, jakakolwiek zmiana planów powoduje popłoch. Przy każdym, nawet najdrobniejszym szczególe, muszą się naradzić. Japończycy są społeczeństwem grupowym, my - indywidualistami. Z reguły jednak to my się do nich dostosowujemy - już się nauczyliśmy, że tak jest lepiej.

- Czy po dziesięciu latach łatwiej znaleźć partnerów w Japonii?

- W Japonii zawsze trudno znaleźć kogoś, kto chciałby coś sam finansować. Mamy szczęście do artystów, instytucji kultury, prywatnych przyjaciół. To im zawdzięczamy nasz program - gdyby nie to, że chcą tu przyjechać, zagrać koncert, mieć wystawę, zrobić pokaz kaligrafii czy ikebany lub otworzyć filię szkoły ceremonii herbaty, nie byłoby nas na to stać.

- 10 lat temu pomogli kolejarze...

- Tak jest i teraz - kolejarze sfinansowali budowę szkoły języka japońskiego, a w czasie jubileuszu przekazali fundusze na jej wyposażenie.

  • Sukcesy i porażki

- Jaki był wasz największy sukces, a jaka największa porażka?

- Łatwiej powiedzieć, co było porażką. Jest nią, zwłaszcza dla fundatorów Centrum, brak ekspozycji współczesnej techniki i technologii japońskiej. Oczekiwania rozminęły się z możliwościami. Firmy japońskie, które wydawały się naturalnym partnerem do takich projektów, nie są nimi zainteresowane, inaczej promują swoje produkty. Po drugie, to przedsięwzięcie bardzo kosztowne. Po trzecie, brakuje ważnego elementu pośredniego między producentem - komputera, aparatu fotograficznego, samochodu, mikroprocesora - a odbiorcą, który jest nieprzygotowany. Dlatego tak ważny jest sposób aranżacji, czytelna forma ekspozycji techniki.

- Czy nie powstał żaden projekt wystawy technicznej?

- Owszem, powstały koncepcje studentów profesora Andrzeja Jajszczyka z Katedry Telekomunikacji AGH - prezentacji tematycznej poświęconej poszczególnym dziedzinom japońskiej technologii. Formuła, w której technika byłaby właśnie środkiem, a nie tylko celem ekspozycji, jest mi najbliższa. Także użycie nowych mediów w sztuce. Pomysł jest realny pod warunkiem, że uda nam się znaleźć partnerów po stronie japońskiej. Ambasada Japonii pomaga szukać firm, które wyposażyłyby galerię.

- A co z sukcesami?

- Dla osób będących przy powstaniu Mangghi - i chodzi nie tylko o fundatorów, ale o postacie takie jak np. profesor Zdzisław Żygulski - zaskoczeniem jest, że tyle się w Centrum dzieje. Nikt u początków Centrum nie zakładał tak dużej aktywności. Przede wszystkim miało to być muzeum.

- Tymczasem 500 różnorakich imprez wręcz przyćmiło zbiory Jasieńskiego...

- Zdawaliśmy sobie sprawę z tego problemu. Trzeba jednak pamiętać, że bieżąca dynamiczna działalność była inicjatywą Fundacji Kyoto-Kraków, zaś kolekcja, z natury statyczna, pozostawała w gestii Muzeum Narodowego.

  • Kolekcja: więcej swobody

- Jaki jest teraz klucz do kolekcji, na czym polega system ekspozycji?

- Od początku stworzono przestrzeń określającą ekspozycję: rodzaj gablot, ilość miejsca dla obiektów. Zwiedzający często są rozczarowani: macie ogromną kolekcję, a tak niewiele z tego pokazujecie. Całość kolekcji, czyli przedmioty z Dalekiego Wschodu łącznie ze zbiorami Jasieńskiego, liczy ok. 15 tys. obiektów, z których jednorazowo można pokazać najwyżej 200-300. Wszystko jest kwestią dynamiki, wymiany obiektów.

Z jednej strony założono, że znajdzie się tu stała ekspozycja dawnej sztuki japońskiej. Jednak ta stała ekspozycja musi być inna niż np. w Sukiennicach w Sali Hołdu Pruskiego, gdzie rzeczywiście nic się nie zmienia. Tu kolekcja jest bardzo zróżnicowana, dlatego najprościej pokazywać ją po trochu. Z drugiej strony nie wszystko jest równie ciekawe czy wartościowe. Dlatego w ramach stałej ekspozycji pojawiają się niewielkie wystawy tematyczne.

Oczywiście pozostaje wrażenie niedosytu: wciąż zbyt mało się dzieje, przeszkadza niewłaściwe oświetlenie, nienajlepsza, przestarzała konstrukcja gablot. To trzeba zmienić - oczywiście w zgodzie z wymogami konserwatorskimi - by zwiedzający lepiej widział szczegóły drzeworytu, mógł przeczytać podpis. Naszą mocną stroną jest natomiast edukacja, oprowadzanie po zbiorach.

- A jaki jest status kolekcji?

- Docelowo Manggha, jako instytucja narodowa, przejmie zbiory w ramach umowy depozytowej. Przypominam, że Centrum powstało przede wszystkim z ich powodu, a zbiory pozostają w zbudowanych dla nich magazynach. Natomiast ich właścicielem pozostanie Muzeum Narodowe.

- Będzie zatem odpowiedzialne za ich konserwację i opracowanie?

- To nie takie proste. By przejąć zbiory depozytowo, trzeba je najpierw opracować, a to zrobi Muzeum, czyli właściciel. Mam nadzieję, że później będziemy mieli - określoną wymogami konserwatorskimi i przepisami muzealnymi - większą swobodę w dysponowaniu kolekcją. Ona musi żyć, chcielibyśmy organizować wystawy także na zewnątrz, a w uzasadnionych przypadkach wypożyczać obiekty. Zapewne jednak nie obejdzie się bez każdorazowej zgody właściciela.

- W Centrum zmienia się wszystko - instytucja, zakres działania. Jakie wiążą się z tym niebezpieczeństwa, a jakie możliwości?

- W kwietniu ukazało się ogłoszenie ministra o tym, że planuje powołanie takiej placówki. 1 grudnia weszły w życie dwa zarządzenia: o wydzieleniu Centrum Manggha ze struktury Muzeum Narodowego i o powołaniu Centrum jako osobnej, niezależnej narodowej instytucji. Po nowym roku mamy zacząć samodzielną działalność, z budżetem przyznanym przez ministra.

Planując taką zmianę brano pod uwagę przede wszystkim korzyści. Decyzję ministra trzeba odczytać jako dowód uznania dla fundatorów i dla 10 lat działalności Mangghi, która dzięki dość intensywnemu rytmowi w naturalny sposób wyróżniała się na tle działalności muzealnej. W Polsce tak już jest, że muzea dość tradycyjnie, by nie powiedzieć wąsko, pojmują swoje zadania. Manggha działając niezależnie na pewno zyska, a nie straci.

A niebezpieczeństwa? Ministerstwo nie finansuje w całości działalności instytucji narodowych, które muszą zabiegać o sponsorów. My robiliśmy to od lat, a zasadniczą rolę w finansowaniu działalności programowej Centrum odgrywała Fundacja Kyoto-Kraków. Fundacja będzie nadal współpracowała z Centrum, wspierała je autorytetem i radą, współfinansując i współtworząc program. Przy okazji chcemy pokazać, że instytucja budżetowa może z korzyścią współpracować z prywatną fundacją i nie musi to być niczym nagannym czy korupcjogennym. Utrudnieniem nowej sytuacji jest za to gorset biurokratyczny ustawy o finansach publicznych, zamówieniach publicznych.

- Ile osób pracuje w Centrum?

- Zespół programowy liczył około 10 osób, teraz musi zostać powiększony. Oprócz tego zawsze mieliśmy grupę współpracowników - tłumaczy, grafików, redaktorów.

  • Nowe terytoria

- Manggha będzie się teraz zajmować całym Dalekim Wschodem - co to oznacza?

- Pomysł wyszedł od ministra kultury - i z jego punktu widzenia to jest słuszne: powołuje instytucję narodową, która ma się zajmować Japonią, a dlaczego nie całym Dalekim Wschodem?

Na pewno nie czeka nas żadna rewolucja, tematy “pozajapońskie" już się u nas pojawiały. Powiedzmy, że chodzi przede wszystkim o Chiny i Koreę - te kraje miał na myśli minister. Na początek chcemy prezentować to, co jest w zbiorach polskich. Mamy też zamiar wykorzystać kontakty z artystami i badaczami mieszkającymi w Europie - co jest prostsze i wydaje się najbezpieczniejsze, zwłaszcza w odniesieniu do sytuacji politycznej. Ciągle mam w pamięci fantastyczną wystawę sztuki chińskiej pokazywaną rok temu w Zachęcie. Z jednej strony w Chinach tyle się dzieje, a z drugiej nie można zapominać o polityce...

- Czy tak rozumiany "Daleki Wschód" nie jest jednak efektem polskiej perspektywy, w której zlewa się on w jedną całość, gdy tymczasem chodzi przecież o zupełnie odrębne kultury?

- Oczywiście. Od dziesięciu lat próbujemy w miarę rzetelnie pokazywać złożoność kultury japońskiej, jej genezę, tradycje i współczesność, unikając “cepelii" i powierzchowności; mam nadzieję, że uda nam się też pokazać, że ktoś, kto ma skośne oczy, nie zawsze jest Japończykiem. Mam też nadzieję, że z czasem powstanie nowoczesna galeria sztuki chińskiej i koreańskiej.

- Oznaczałoby to rozwój terytorialny Mangghi...

- To konieczność. Nie można przyjmować nowych zadań, zwłaszcza tak trudnych, bez zaplecza. Budynek Centrum jest przeznaczony do promocji kultury japońskiej i nie ma w nim miejsca na wprowadzanie innych wątków. Rdzeniem i sercem tego miejsca pozostanie - taki był cel Andrzeja Wajdy - kolekcja. To nasza przewaga nad innymi centrami kultury japońskiej czy muzeami: możemy np. zaprezentować teatr japoński sprowadzając zespół z Japonii, opatrzyć komentarzem w postaci wykładu, tekstów, filmu i równocześnie pokazać, jak funkcjonował w dawnej Japonii na drzeworytach - bo na drzeworytach jest wszystko - zademonstrować maski teatralne, instrumenty muzyczne używane do spektakli. Dopiero to wszystko razem daje wielowymiarowy obraz zjawiska, które jest ciekawe, ale przecież odległe kulturowo.

- Czy w planach będzie więcej miejsca dla sztuki współczesnej? Oczywiście ktoś, kto chce oglądać np. niezależne filmy japońskie czy posłuchać industrialnej muzyki, znajdzie w Krakowie odpowiednie ku temu miejsce, ale czy Manggha nie chciałaby się otworzyć na takie pomysły?

- Zawsze podkreślam, że nie jesteśmy monopolistą. Nie może być tak, że gdy tylko się pojawia się jakieś japońskie wydarzenie - muzyczne, teatralne - to musi się ono znaleźć w Centrum Manggha. Dobrze, że to się jakoś rozkłada na inne miejsca w Krakowie i w Polsce.

Chcielibyśmy pokazywać najlepszą współczesną sztukę, ale na to akurat nas nie stać. Nasze szczęście polega na tym, że artyści przychodzą do nas ze swymi propozycjami, natomiast ta sztuka, która wydaje się najbardziej efektowna, która zdobyła międzynarodową renomę, jest trudna do pozyskania. Cztery lata temu zabiegaliśmy, by krakowską edycję miała pokazywana w Centrum Sztuki Współczesnej na Zamku Ujazdowskim wystawa “Gendai. Współczesna Sztuka Japonii - Pomiędzy ciałem i przestrzenią". Nie udało się, głównie ze względów finansowych, CSW też nie było szczególnie zainteresowane. Zorganizowanie takich wystaw jest wciąż trudne, ale niewykluczone, że do tego dojdzie, mamy odpowiednie kontakty. Często też jesteśmy pytani np. o japoński jazz.

Myślę, że tego typu zjawiska znajdą miejsce gdzie indziej, bo mają już swego odbiorcę. Natomiast naszym zadaniem jest przekonanie ludzi, że np. koncert na tradycyjnej japońskiej lutni biwa - coś takiego też szykujemy - rzecz trudna w odbiorze, z długą melorecytowaną opowieścią, jest atrakcyjny i wart wysłuchania.

***

- A co w roku pojubileuszowym?

- Na początek niewiele się zmieni - znów wejdziemy w rytm wystaw, koncertów, spektakli. Rok 2005 jest ważny, bo to nie tylko pierwszy rok naszej samodzielności, lecz także rok wymiany kulturalnej między Japonią a krajami Unii Europejskiej. Japończykom zależy na tym, żeby pokazać coś specjalnego. Mam nadzieję, że przyjedzie do nas m.in. teatr no - pokażemy spektakle plenerowe, w ich pełnym, tradycyjnym wymiarze, z aktorem Kiyokazu Kanze, “żywym skarbem" kultury japońskiej.

Jeśli czegoś jeszcze w ciągu tych 10 latach brakowało, to na pewno działalności wydawniczej. Chcielibyśmy - obok katalogów wystaw - wydawać owoce naszych konferencji, sesji naukowych, publikować książki. Tymczasem, choć to zaskakujące i może trochę na wyrost, jesteśmy już traktowani przez polskie środowisko orientalistyczne jako partner - także w wymiarze naukowym. A więc Centrum to nie tylko popularyzacja...

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 51/2004