Małopolskie opowieści

JOANNA ORLIK, dyrektorka Małopolskiego Instytutu Kultury: Nie można skupiać się wyłącznie na przyjemnych fragmentach naszej przeszłości, bo wtedy mamy do czynienia ze skansenem, a nie z autentyczną i wartościową kulturą.

14.05.2018

Czyta się kilka minut

 / MIK
/ MIK

MICHAŁ SOWIŃSKI: Już niedługo rozpoczną się XX Małopolskie Dni Dziedzictwa Kulturowego. Jak rozumiecie pojęcie dziedzictwa?

JOANNA ORLIK: To jeden z kluczowych obszarów działalności Małopolskiego Instytutu Kultury w Krakowie.

Długo zastanawialiśmy się, jak chcemy mówić o dziedzictwie. Samo słowo ma trudny do precyzyjnego nazwania ciężar. Może to wielowiekowa tradycja, może skomplikowana tożsamość albo trudne doświadczenia ciągnące się za nami. A praca z dziedzictwem obejmuje wszystkie te obszary.

Często nie jest łatwa ani przyjemna, w sensie promocyjnym nie jest również sexy, bo trudno zachęcić nim szerszego odbiorcę. Słowo „dziedzictwo” nie budzi zawsze dobrych skojarzeń.

Faktycznie, przynajmniej w pierwszym odruchu. Może dlatego, że przez lata było wykorzystywane w nieciekawych kontekstach.

Dlatego praca z dziedzictwem jest wymagająca i jednocześnie bardzo ważna. Bo nie da się tej spuścizny po prostu zlekceważyć albo udawać, że jej nie ma. Nie można skupiać się wyłącznie na wybranych fragmentach naszej przeszłości, na tym, co uznamy za jednoznacznie atrakcyjne.

Niektórzy próbują stworzyć coś na kształt sztafażu. Czasem tak promuje się obce, egzotyczne kultury: nauczmy się spektakularnego tańca, ugotujmy pyszne danie z regionalnej kuchni...

...robi się z tego skansen.

Tak – w tym sensie jest to kompletnie nieautentyczne albo, w najlepszym razie, bardzo powierzchowne. Jeszcze gorzej, gdy łudzimy się, że oto otrzymujemy wgląd w głębokie warstwy kultury, podczas gdy w rzeczywistości obcujemy z wyrwanymi z kontekstu i niepołączonymi ze sobą elementami. W efekcie nie otrzymujemy nic poza miłym, ale fałszywym wrażeniem.

Dlatego nie chcemy uciekać od ciężaru, jaki niesie ze sobą dziedzictwo, choć czasem przyciska nas ono do ziemi. Jednocześnie chcemy je uwspółcześnić, gdzie tylko się da. W pierwszej kolejności przyglądamy się obszarom, które można, a nawet trzeba zaktualizować. Mówiąc inaczej, chodzi o te elementy, które czegoś nas uczą, mają realną wartość dla ludzi w 2018 roku.

Na przykład?

Weźmy choćby biografie, które przecież są częścią każdego dziedzictwa. Wiele z nich jest bardzo pouczających – w tak rozumianym dziedzictwie można przeglądać się jak w lustrze.

Dlatego też zawsze, gdy przygotowujemy dla publiczności jakiś obiekt, staramy się obudować go historiami o konkretnych ludziach. Sama perspektywa historyka sztuki, czyli patrzenie wyłącznie na materialny wymiar danego budynku czy miejsca, to zdecydowanie za mało. Chcemy pokazać mozaikę perspektyw, bo to jest nie tylko dużo ciekawsze, ale też przynosi wszystkim więcej pożytku.

Dni Dziedzictwa są raz w roku, ale praca trwa chyba nieprzerwanie od 20 lat.

Z perspektywy publiczności to dwa majowe weekendy, ale dla nas to ponad pół roku przygotowań, a poszukiwania nowych obiektów zaczynamy dzień po zakończeniu bieżącej edycji. Niesamowite, że zawsze udaje się znaleźć subtelne nici łączące ze sobą najrozmaitsze miejsca, bardzo często w nieoczywisty sposób. To praca niemalże detektywistyczna.

Bardzo mi się podoba, że obiekty przyrodnicze także wchodzą w skład Waszego rozumienia dziedzictwa. To dziś mało oczywista perspektywa.

Oczywiście, to przecież jeden z elementów, który kształtuje naszą kulturę. Dlatego na naszej liście pojawiła się choćby Pustynia Błędowska, ale też podkrakowskie kamieniołomy.

Jak wygląda poszukiwanie tych miejsc? Jeździcie w teren i rozglądacie się?

Tak, bardzo dużo podróżujemy po Małopolsce. Gdy już ustalimy temat przewodni danej edycji, szukamy obiektów, które mogą nam posłużyć do zilustrowania danej idei. To nigdy nie są obiekty jednego typu – na przykład kościoły lub dwory. Chcemy maksymalnie poszerzać perspektywę snutej przez nas opowieści.

A kwestie praktyczne?

Tu bywa jeszcze trudniej. Właściciele danego obiektu nie zawsze chcą od razu z nami współpracować, dlatego zawsze musimy wymyślić indywidualny plan działania. Dla nich to przecież jest również olbrzymi wysiłek i poświęcenie. Dla gości zwiedzanie jest zawsze bezpłatne i z przewodnikiem, którym często jest sam gospodarz. Zdarza się, że ktoś opowiada tak naprawdę historię swojej rodziny, co zwiedzający szczególnie sobie cenią. Do tego dochodzą dodatkowe atrakcje – warsztaty, wystawy czy najróżniejsze wydarzenia artystyczne. Zdarzało nam się organizować pokazy mody czy pikniki – wszystko, co może pomóc wprowadzić w klimat epoki. Wchodziliśmy też nieraz w bardziej zażyłą współpracę z udziałem lokalnych władz – w ten sposób stworzyliśmy kilka stałych ekspozycji.

W tym roku hasło brzmi „Wolność krzepi”. Dlaczego?

Nawiązujemy w ten sposób do odzyskania przez Polskę niepodległości, ale też do całego dwudziestolecia międzywojennego. 11 listopada 1918 r. widzimy jako rozpoczęcie długiego i skomplikowanego procesu. Wtedy nic nie było oczywiste, do tego pojawiły się setki nowych wyzwań. Radość związana z powrotem Polski na mapę Europy jest ważna, ale to przecież dopiero początek trudnej drogi. Tegoroczna edycja ma pokazać, jak wielki to był wysiłek, dziś wręcz niemożliwy do wyobrażenia.

Szczególnie ważna jest dla nas perspektywa przeciętnego obywatela, który musiał wykazać się niezwykłym hartem ducha, żeby na co dzień tę Niepodległą budować.

Największe zaskoczenia po tych 20 latach?

Czasem uda nam się odkryć przypadkiem bezcenną perłę.

Tak było w Kwiatonowicach, gdzie właściciele pokazali nam niezwykły pamiętnik tamtejszej guwernantki, która objechała cały świat. Udało nam się znaleźć dla niego wydawcę i teraz każdy może go przeczytać.

To tylko jeden z przykładów partnerskich relacji, w które wchodzimy z najróżniejszymi osobami i instytucjami. Mamy duży know-how w wykorzystywaniu olbrzymiego potencjału, który tkwi w naszym regionie. Za każdym razem pracujemy z lokalną społecznością i to zawsze przynosi coś zaskakującego. Często spotykamy ludzi deklarujących się jako amatorzy w jakiejś dziedzinie, którzy potem okazują się wybitnymi ekspertami o oszałamiającej erudycji. Wielokrotnie zdarzyło się nawiązać współpracę na lata, kiedy indziej udało się spotkać ze sobą ludzi o podobnych pasjach, którzy wcześniej nie wiedzieli o sobie nic, choć żyli tuż obok.

A czy zmieniło się rozumienie tego, czym może być dziedzictwo?

Gdy kilka lat temu zaproponowaliśmy wpisanie na listę małopolskiego dziedzictwa budynek krakowskiego kina Kijów, pojawiło się dużo zdziwionych głosów.

Jak z hotelem Cracovia.

Tak, ale to było jeszcze przed walką o Cracovię. Wchodziliśmy wtedy na zupełnie nowe terytorium. Dziś są to tematy dużo bardziej oczywiste, bo zwiększyła się powszechna świadomość. Ale akurat w tym przypadku mieliśmy mocne argumenty – kino Kijów ma przecież nieocenione zasługi dla polskiej kultury. W tym roku także pojawi się ciekawy, choć równocześnie nieoczywisty temat urbanistyczny. Wbrew pozorom wiele miejsc w Małopolsce zostało zaprojektowane kompleksowo, jako kolonie mieszkalne i pracownicze. Będziemy prezentować willę Kwiatkowskiego przy zakładach azotowych w Tarnowie oraz całą tę dzielnicę zaprojektowaną jako miasto ogród. Wcześniej pokazywaliśmy kolonię robotniczą w Brzeszczach. Takie działania mają ogromne znaczenie dla lokalnej wspólnoty, bo pozwalają zobaczyć w zupełnie nowym świetle to, co wydawało się oczywiste i znane. To też bardzo podnosi morale i samoocenę, bo w ślad za nami przyjeżdża czasem kilka tysięcy zachwyconych pasjonatów. Wtedy ludzie dostrzegają skarby znajdujące się tuż pod nosem. Cieszy mnie też to, że kolejne rzeczy często dzieją się już bez naszego uczestnictwa. Dni Dziedzictwa to rodzaj eksperymentu – dajemy możliwości i wiedzę, aby inspirować do dalszego działania.

Co roku wydajecie też książkę, w tym roku jej autorem jest Jakub Kornhauser.

Bardzo trudno stworzyć książkę na zamówienie, szczególnie przy naszych wymaganiach! Zależało nam na kimś, kto się Małopolską zachwyca, przy tym ma w sobie wnikliwość badacza, ale i poety – więc nie mógł być to kto inny niż Jakub. Przygotowując się do jej napisania, odwiedził wiele miejsc, spotkał się z mnóstwem osób, wniknął w setki historii, a efekt przerósł nasze oczekiwania, bo powstała nie tylko wspaniała książka o naszym regionie, ale przede wszystkim genialna literatura. Bardzo nam zależy, aby Dni Dziedzictwa nie były jednostkowym wydarzeniem – chcemy pozostawić po sobie jak najwięcej. ©℗

JOANNA ORLIK – redaktorka, animatorka kultury, dyrektorka Małopolskiego Instytutu Kultury.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Redaktor i krytyk literacki, stale współpracuje z „Tygodnikiem Powszechnym”.

Artykuł pochodzi z numeru Nr 21/2018