Made in DDR

Po buncie z 1953 roku komuniści z NRD wyciągnęli wnioski: ich priorytetem stało się zapewnienie społeczeństwu gospodarczej „małej stabilizacji”.

10.06.2013

Czyta się kilka minut

Cel był jasny: zredukować do minimum potencjał oporu – w sytuacji, gdy nie tylko w NRD w 1953 r., ale także podczas protestów w sąsiedniej Polsce (przez Berlin Wschodni pilnie obserwowanej), to właśnie kryzys gospodarczy był zwykle podglebiem protestów – zanim pojawiały się też postulaty polityczne. Dodatkową rolę odgrywała bliskość zachodniej konkurencji.

W efekcie stworzono szczególny system gospodarczo-rozdzielczy, który nie miał odpowiednika w bloku wschodnim. „Mała stabilizacja” w NRD oznaczała względnie pełne półki i dostępność towarów konsumpcyjnych (choć w ograniczonym asortymencie i niskiej jakości), a zwłaszcza stałe i niskie ceny; plus niskie czynsze, ulgi socjalne itd. Trudno to nazwać dobrobytem, ale i tak kontrastowało to, zwłaszcza w latach 80., z sytuacją choćby w PRL-u. „Mała stabilizacja” oznaczała też zrównanie poziomu życia większości obywateli (za wyjątkiem grup uprzywilejowanych: działaczy partii, ludzi Stasi itd.).

Wtedy, przed 1989 r., stabilizację „made in DDR” przybysze z Polski skłonni byli przypisywać niemieckim cechom narodowym. Ale przyczyny, dla których scentralizowana gospodarka NRD – ze skolektywizowanym rolnictwem i minimalnym sektorem prywatnym – tak długo opierała się kryzysowi, leżały gdzie indziej.

Stabilność cen zapewniały państwowe subwencje dla przedsiębiorstw. System był tak skonstruowany, że budżet przeznaczał spore kwoty na dofinansowanie produkcji i utrzymanie niskich cen konsumpcyjnych (skąd rząd NRD brał te miliardy, o tym za chwilę). Towary konsumpcyjne produkowane w NRD poszeregowano w trzy grupy cenowe. Te z grupy pierwszej sprzedawano grubo poniżej (rosnących) kosztów produkcji; była to głównie żywność, częściowo ubrania (np. dziecięce) i inne podstawowe artykuły. Ceny były niskie i stałe. Symbolem stała się bułka, która od 1958 r. kosztowała niezmiennie 5 fenigów. Prowadziło to do sytuacji w zdrowej gospodarce niewyobrażalnych: tuż przed 1989 r. powszechne stało się wykupywanie przez rolników subwencjonowanego chleba i ziemniaków do karmienia zwierząt – było to bardziej opłacalne niż kupno paszy.

Druga grupa cenowa obejmowała towary sprzedawane po kosztach produkcji, zaś grupę trzecią można nazwać komercyjną: lepsza żywność, elektronika, lepsza odzież, auta, meble. Tu ceny stale rosły, a artykuły można było kupić np. w sieciach sklepów komercyjnych: „Delikat” (żywność), „Exquisit” (odzież) czy ,,Intershop” (tu za marki zachodnie). O ile na nowego trabanta, popularny środek transportu – zwany potocznie ­„Gehhilfe” (chodzik) czy „Rennpappe” (mobilna dykta) – czekało się kilkanaście lat, za marki zachodnie, przesłane przez bliskich z RFN, można było go nabyć od ręki.

Władzom udało się wyhodować sztuczne struktury ekonomiczne, izolowane od reguł rynku – i zakotwiczyć w nich struktury społeczne (np. zakład pracy był „ojcem i matką”: żywił, utrzymywał żłobek, przedszkole itd.). Oraz uczynić z tej anormalności część świadomości społecznej. System dawał w końcu poczucie bezpieczeństwa – i pełnił funkcję polityczną: neutralizował ewentualne masowe niezadowolenie społeczne.

Wszelako nie mógłby on istnieć, gdyby nie wsparcie finansowe z RFN, utrzymujące NRD jak kroplówka pacjenta. Udzielając pomocy, Bonn nie chciało dopuścić do dewastacji gospodarczej NRD (co i tak się stało) i obniżenia poziomu życia za murem. Polityka taka była realizacją założenia „zbliżenie zamiast konfrontacji”, a w latach 80. Berlin Wschodni zyskiwał na tym kilka-kilkanaście miliardów zachodnich marek rocznie.

Sens tej polityki wyłożył minister spraw zagranicznych RFN Hans-Dietrich Genscher, przemawiając 17 czerwca 1983 r., w 30. rocznicę powstania berlińskiego. Mówił: „Niemiecka jedność nie może zostać wymuszona przez powstanie przeciw istniejącemu układowi mocarstw. Na takiej rzeczywistości opiera się nasza polityka, z pomocą której można strzec łączności między Niemcami, łagodzić dotkliwość podziału, rozbudowywać współpracę po obu stronach (...). Do wielkiego celu narodowego zjednoczenia (...) dążymy wtedy, gdy na przekór manewrom politycznym i przeszkodom ideologicznym wytrwale i niezmiennie pracujemy dla narodowej łączności (...), zabiegamy o (...) zwiększenie wymiany towarowej”.

Wysokości obrotów NRD-RFN trudno było ustalić już wtedy, gdyż wymiana ta traktowana była jako handel wewnątrzniemiecki. Dzięki temu po powstaniu w 1957 r. ­Europejskiej Wspólnoty Gospodarczej NRD stała się jej „cichym członkiem”. „Miliardowy interes między dwoma państwami niemieckimi jest w istocie gigantycznym planem Marshalla dla NRD, współfinansowanym przez wszystkie państwa Wspólnoty Europejskiej” – oburzał się przed 1989 r. holenderski deputowany do Parlamentu Europejskiego.

Rząd NRD czerpał też inne, szczególne zyski: z opłat tranzytowych do Berlina Zachodniego, z handlu ludźmi (więźniami wykupywanymi przez RFN), ze składowania zachodnich odpadów za opłatą. A także – co ujawniono niedawno – z pracy przymusowej więźniów (produkujących dla zachodnich koncernów) albo z eksperymentów na ludziach. Jak ujawnił tygodnik „Spiegel”, zachodnie koncerny farmaceutyczne testowały w NRD swe leki, zanim dopuszczono je na rynek. Było to tańsze niż testy na Zachodzie. Ujawniony proceder dotyczył co najmniej kilkudziesięciu tysięcy pacjentów, z których część nie wiedziała, w czym bierze udział. Wielu cierpi z tego powodu do dziś.

Tak wyglądała konfrontacja ideału – dobro człowieka jako rzekomo najwyższy cel socjalistycznego państwa – z rzeczywistością.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz, kierownik działów „Świat” i „Historia”. Ur. W 1967 r. W „Tygodniku” zaczął pisać jesienią 1989 r. (o rewolucji w NRD; początkowo pod pseudonimem), w redakcji od 1991 r. Specjalizuje się w tematyce niemieckiej. Autor książek: „Polacy i Niemcy, pół… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 24/2013

Artykuł pochodzi z dodatku „Niemiecki Czerwiec 1953