Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Może dlatego spór o krzyż wymyka się kategoriom racjonalnym. Racjonalne są oczywiście jego polityczne aplikacje. Trudno racjonalnie uzasadnić konieczność obecności krzyża (także pomnika) w tym miejscu, trudno też racjonalnie uzasadnić konieczność natychmiastowego przeniesienia krzyża, a nie np. po uroczystym (podkreślam: uroczystym) odsłonięciu tablicy pamiątkowej... I jak zwykle, kiedy racjonalnych przesłanek nie starcza, narastają przyćmiewające rozum uczucia.
Ingerowanie w spory o symbole nie jest łatwe, bo każdy gest i każde słowo też nabierają wymiaru symbolicznego. Dlatego muszą być one czytelne i jednoznaczne. Jeśli nie są, sytuację pogarszają. Jak wmurowanie tablicy na Krakowskim Przedmieściu, dokonane tak, jakby inicjatorzy nie wierzyli w to, co robią, jakby się bali czy wstydzili. Nie mogło to być odczytane inaczej niż jako gest wykonany na odczepnego: chcieliście upamiętnienia, to macie i się wynoście. Przecież wiadomo, że odsłonięcia pamiątkowych tablic dokonuje się nieco inaczej.
Jeśli tablica miała być przyjęta poważnie, należało ją poważnie potraktować, albo nie umieszczać jej wcale i zaprosić wszystkich na odsłonięcie przez pana Prezydenta tablicy w kościele garnizonowym 15 sierpnia.
Nie wiem, jak się ten spór zakończy. W mediach podano mnóstwo recept na to, w jaki sposób działać, i trudno wymyślić coś nowego. Tylko smutno, że tzw. obrońców krzyża często utożsamiano z Kościołem i że winę za powstałą sytuację składano na arcybiskupa warszawskiego, który zrobił wszystko, by rzecz rozwiązać na drodze rozmów i kompromisu zaakceptowanego przez - jak się zdawało - tych, którzy mają coś w tej sprawie do powiedzenia. Niepowodzenie projektu kompromituje nie arcybiskupa, lecz "obrońców krzyża". Zresztą przypadki odmowy posłuszeństwa biskupowi się zdarzały, bywało np., że buntowały się całe parafie. Za nimi - jak dziś wiemy - stały zwykle manipulujące wiernymi siły polityczne.
Debata o miejscu Kościoła w życiu publicznym, podjęta przy okazji sporu o krzyż, jest potrzebna. To nic, że w tej debacie sporo jest emocji i antykościelnej demagogii. Sporo, ale nie tylko... Miejmy nadzieję, że na dłuższą metę ten niemądry spór wyjdzie nam, społeczeństwu i Kościołowi, na dobre.