Lustracja po latach

Właściwie wiedziano o tym zawsze lub choćby przypuszczano. Ale teraz, 67 lat po wojnie, wiedza ta uzyskuje pieczęć naukowej pewności: pierwsi przywódcy Związku Wypędzonych, reprezentacji niemieckich wysiedleńców zza Odry, w większości byli nazistami.

10.12.2012

Czyta się kilka minut

Obszerne studium, przygotowane przez renomowany Instytut Historii Najnowszej z Monachium, nie pozostawia wątpliwości: jedenastu z trzynastu ojców-założycieli z prezydium Związku z 1958 r. było głęboko uwikłanych w reżim narodowosocjalistyczny. Autorzy studium, liczącego 600 stron i przygotowanego pod kierunkiem prof. Michaela Schwartza, eksperta od tematyki wysiedleńczej, policzyli, że wśród pierwszych przywódców Związku aż 70 proc. stanowili byli członkowie NSDAP, partii Hitlera. Tym samym brunatne „obciążenie” reprezentacji wysiedleńców było o wiele większe niż społeczna przeciętna.

Obecne władze Związku Wypędzonych (BdV) nie mają innego wyjścia, jak przyjąć to do wiadomości: to one same zleciły zbadanie problemu, kilka lat temu, gdy pytania o brunatną przeszłość Związku stały się coraz bardziej natarczywe.

GRUPPENLEITER Z CHOJNIC

Konrad Adenauer, pierwszy kanclerz utworzonej w 1949 r. demokratycznej Republiki Federalnej, nazywał ich „ludźmi, którzy coś rozumieją z przeszłości”. Chodziło mu o byłych nazistów, którzy w powojennych Niemczech Zachodnich gładko kontynuowali swe kariery. Do NSDAP należało 8 mln członków – i po 1949 r. obecni byli oni wszędzie, we wszystkich sferach życia publicznego, także w polityce, oświacie, wymiarze sprawiedliwości, policji, mediach. Dlaczego w Związku Wypędzonych miałoby być inaczej?

Wyniki obecnej lustracji – aby użyć tu tego polskiego pojęcia, adekwatnego przecież nie tylko do przeszłości komunistycznej – przeprowadzonej przez historyków, nie są więc sensacją. Jeśli coś jest zaskoczeniem, to skala: z jednej strony tak wysoki procent byłych członków NSDAP, a z drugiej fakt, iż znaleźli się wśród nich doprawdy prominentni przedstawiciele bądź beneficjenci brunatnego reżimu – w tym członkowie osobistej gwardii Hitlera (Leibstandarte Adolf Hitler), żołnierze Waffen-SS, administratorzy terenów okupowanych.

Jednym z tych, którzy przejęli rządy w Związku Wypędzonych, był Hans Krüger. Jako przewodniczący Związku, w 1963 r. awansował on nawet – za rządów kanclerza Ludwiga Ehrharda, następcy Adenauera – na stanowisko ministra ds. wypędzonych (było wówczas takie ministerstwo). Stało się tak, choć wiedziano, że był on szefem (Ortsgruppenleiterem) organizacji miejskiej NSDAP w pomorskich Chojnicach, które po kampanii wrześniowej dekretem Hitlera zostały włączone do Rzeszy, wraz ze sporą częścią II Rzeczypospolitej.

Dopiero gdy tygodnik „Spiegel” ujawnił, że Krüger był też członkiem tzw. sądu specjalnego („sądy” takie stanowiły element aparatu terroru, stwarzając pozory praworządności) i uczestniczył w wydawaniu wyroków śmierci, musiał złożyć dymisję z funkcji ministra – ale nie z funkcji przewodniczącego Związku Wypędzonych. Przeciw Krügerowi wszczęto śledztwo, ale toczyło się tak ślamazarnie, że w końcu w 1971 r. musiało zostać umorzone – po jego śmierci.

„Z GŁĘBOKIEGO PRZEKONANIA”

Badacze z Instytutu Historii Najnowszej oceniają, że „poważnie obciążeni” udziałem w brunatnym reżimie byli też inni członkowie prezydium Związku Wypędzonych. Przykładowo: Alfred Gille jako pracownik administracji okupacyjnej na Ukrainie, w Zaporożu, odpowiadał za „rekrutację” robotników przymusowych. Erich Schellhaus uczestniczył w masowych mordach na białoruskich Żydach i w masakrach domniemanych partyzantów. Heinz Langguth z Gdańska administrował w okupacyjnej Polsce gospodarstwami wiejskimi, odebranymi Żydom i Polakom. Jeden z najmłodszych w tym gronie, Rudolf Wollner, w wieku 17 lat zgłosił się na ochotnika do Waffen-SS („z głębokiego przekonania do narodowego socjalizmu”, jak twierdzą historycy); Wollner zasiadał w prezydium Związku do 1996 r.

Spośród 13 członków pierwszego prezydium Związku Wypędzonych jedynie dwóch można uznać, zdaniem historyków z Monachium, za „całkowicie nieobciążonych” nazistowską przeszłością. Byli to socjaldemokrata Wenzel Jaksch, który w 1939 r. uciekł z okupowanej Czechosłowacji do Londynu, i Linus Kather, który trafił nawet na pewien czas do więzienia gestapo. Po wojnie Jaksch osiadł w Niemczech Zachodnich i działał w SPD, angażując się w sprawy wysiedleńców. Natomiast Kather dokonał radykalnego i trudno zrozumiałego zwrotu politycznego, wstępując w 1969 r. do skrajnie prawicowej NPD.

Ale choć wiedziano o tym właściwie zawsze lub choćby przypuszczano, to jednak po publikacji tego 600-stronicowego opracowania pojawiają się nowe pytania. Dlaczego akurat wysiedleńcy wybierali do władz swojej reprezentacji tak ponadprzeciętnie wielu byłych nazistów? Dlaczego Związek Wypędzonych zdecydował się zlecić zbadanie swojej przeszłości dopiero niedawno? I jak jego obecne władze reagują na ustalenia historyków?

„LUDZIE Z DOŚWIADCZENIEM”

Jedną z przyczyn tak dużego udziału eksnazistów we władzach Związku Wypędzonych może być fakt, że po 1933 r. we wschodnich prowincjach ówczesnych Niemiec poparcie dla Hitlera było szczególnie silne. Trudniej odpowiedzieć na drugie pytanie; jakimś wyjaśnieniem może być to, że – jak się sądzi – własne cierpienia wysiedleńców utrudniały im empatię wobec ofiar niemieckich zbrodni. Bardziej prawdopodobne jest jednak, iż była to kolektywna akcja wypierania i tuszowania, w celu przemilczenia (także własnych) zbrodni.

Zaś reakcja obecnych władz Związku jest taka, jakiej można się było spodziewać. Jego przewodnicząca Erika Steinbach uważa, że nie ma powodu, aby wątpić w demokratyczne poglądy jej poprzedników. Na stronie internetowej BdV Steinbach pisze, że „najwyraźniej również tamte pierwsze władze Związku angażowały się na rzecz demokracji”.

Właśnie Steinbach zleciła w 2006 r. przeprowadzenie takich badań historycznych. Uczyniła to, gdyż znalazła się pod presją: gdy jej polityczna aktywność postawiła na porządku dziennym problem brunatnej przeszłości Związku, Steinbach zwróciła się do monachijskiego Instytutu. Być może sądziła, że znajdzie sprzymierzeńca w jego ówczesnym dyrektorze, bardzo konserwatywnym. Ale gdy także i to stało się tematem publicznej dyskusji, kierownictwo badań przejął historyk Michael Schwartz – w jego przypadku Związek nie mógł liczyć na ulgowe traktowanie.

Teraz Steinbach, której gwiazda w chadecji (CDU) powoli gaśnie, zachowuje się jak zwykle: obłudnie i nieco agresywnie. Efekty badań historyków są „mało zaskakujące”, pisze, przekonując, że w sytuacji, gdy „wiele milionów ludzi pozbawiono ziemi ojczystej, i gdy brakowało struktur organizacyjnych”, można zrozumieć, iż „sprawy w swoje ręce przejęli najpierw ludzie, którzy mieli już jakieś doświadczenia organizacyjne”. Najwyraźniej nie porusza jej fakt, gdzie zbierali swe „doświadczenia”. Steinbach odwraca też ostrze krytyki i atakuje, zwłaszcza oponentów z lewej strony, wskazując, że wielu intelektualistów, jak np. Günter Grass, nie miało „tak krystalicznie czystych życiorysów, jak usiłowali nam to przedstawiać” (chodzi o późne wyznanie Grassa, że służył w Waffen-SS).

NOWY KŁOPOT STEINBACH

Po opublikowaniu raportu historyków 69-letnia Steinbach stwierdziła również, że „chociaż tak wielu działaczy mniej czy bardziej związanych z narodowym socjalizmem” znalazło się w pierwszym prezydium Związku, to polityka tej organizacji „była wolna od poglądów mogących nawiązywać do narodowego socjalizmu bądź do nurtów ekstremistycznych”. Taka interpretacja historii ignoruje fakt, że Związek prowadził ostre kampanie przeciw polityce pojednania w latach 60. i 70., w tym przeciw polityce kanclerza Willy’ego Brandta. To samo można powiedzieć o próbach reinterpretowania przeszłości, podejmowanych przez samą Steinbach z jej projektem Centrum przeciw Wypędzeniom, gdy szefowa BdV chciała włączyć niemieckich wysiedleńców do grona głównych ofiar II wojny światowej.

Teraz, po publikacji monachijskiego raportu, władze Związku Wypędzonych mają problem: muszą zdecydować, jak uwzględnić wyniki tych badań w planach stałej wystawy, przygotowywanej pod egidą państwowej fundacji „Ucieczka, wypędzenie, pojednanie”. Koncepcja tej ekspozycji przewiduje, że ma być ona poświęcona także historii Związku Wypędzonych. Organizacji, którą u jej początków kierowali byli naziści. 

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
(1935-2020) Dziennikarz, korespondent „Tygodnika Powszechnego” z Niemiec. Wieloletni publicysta mediów niemieckich, amerykańskich i polskich. W 1959 r. zbiegł do Berlina Zachodniego. W latach 60. mieszkał w Nowym Jorku i pracował w amerykańskim „Newsweeku”.… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 51/2012