Pokoleniowa amnezja

Jedno pokolenie Niemców odczuwa tego lata specyficzny niepokój. Mowa o dzisiejszych 80-latkach, których pod koniec wojny, gdy mieli 17-18 lat, Hitler posłał na "bój totalny pod hasłem "ostatecznego zwycięstwa. Niepokój bierze się stąd, że wielu z nich nie może lub nie chce przypomnieć sobie, czy - prócz zwykłej żołnierskiej przysięgi - złożyli Führerowi także akces polityczny.

13.08.2007

Czyta się kilka minut

 /
/

Specjalny "wydział poszukiwawczy" Archiwum Federalnego, mający swoją siedzibę w Berlinie, przeżywa w tych dniach prawdziwe oblężenie, a adresatami zapytań - napłynęło ich już kilkaset - są nagle zafrasowani i pełni obaw niemieccy seniorzy z roczników 1925 do 1927. Ich listy brzmią podobnie: czy ja również byłem wtedy członkiem NSDAP, Narodowosocjalistycznej Niemieckiej Partii Robotniczej Adolfa Hitlera?

To właśnie w Archiwum Federalnym, tej największej "szafie z dokumentami" w całych Niemczech, spoczywają - obok wielu innych zasobów - także kartoteki z teczkami personalnymi około 11 milionów członków NSDAP. W starych, porządnie wykonanych drewnianych skrzynkach-szufladach, dziś już zabytkowych, bo przeniesionych niegdyś wprost z partyjnej centrali w Monachium.

Byli, ale nie wiedzieli?

Po roku 1945 armia amerykańska, która przejęła partyjne archiwum NSDAP, przetransportowała je do Berlina Zachodniego, do - niedostępnego dla Niemców - "Berlin Document Center". Dopiero po tym, jak w 1994 r. Amerykanie przekazali archiwum NSDAP w ręce niemieckie, akta zostały udostępnione historykom czy dziennikarzom. Ale, co zdumiewające, musiało minąć grubo ponad 10 lat, zanim ujawniono fakt członkostwa w NSDAP szeregu prominentnych osób: intelektualistów, artystów, polityków. Zwłaszcza w ostatnim czasie nastąpił prawdziwy "wysyp": pożółkłe archiwalia ujawniają coraz to nowe nazwiska, które natychmiast nagłaśniały media.

W ten sposób opinia publiczna dowiedziała się, że członkami partii nazistowskiej byli, przykładowo, pisarz Siegfried Lenz (rocznik 1925), którego wczesne opowiadania rozgrywały się na polskich dziś Mazurach; pisarz Martin Walser (rocznik 1927), którego poglądy w latach 60. zbliżały go do komunistów i który pod koniec lat 90. toczył słynny spór z przewodniczącym Rady Żydów w Niemczech Ignatzem Bubisem (źródłem awantury stało się słynne przemówienie Walsera, w którym ubolewał, że Niemcy są do dziś szantażowani przez pamięć o Auschwitz, wykorzystywaną jak "moralna pałka"). Członkiem NSDAP okazał się także kabareciarz Dieter Hildebrandt (także rocznik 1927), który w prowadzonym przez siebie, popularnym kabarecie telewizyjnym "Scheibenwischer" (dosłownie: wycieraczka w samochodzie) często i krytycznie sięgał po temat brunatnej przeszłości narodu niemieckiego.

Wszyscy trzej byli, wedle najnowszych ustaleń, członkami partii nazistowskiej; w archiwum odnaleziono ich podania o przyjęcie do partii: Lenza z lipca 1943 r., Walsera ze stycznia 1944 r., Hildebrandta z lutego 1944 r. Po czym wszyscy trzej oświadczyli, w podobnie brzmiących sformułowaniach, że nie byli świadomi, iż figurują w kartotece NSDAP jako jej członkowie. Zarazem żaden z nich nie skorzystał najwyraźniej z istniejącej od 13 lat możliwości i nie zwrócił się do Archiwum Federalnego o sprawdzenie własnej przeszłości.

Tę amnezję, na którą zdają się cierpieć trzy wybitne postacie niemieckiego życia publicznego, komentator "Neuer Zürcher Zeitung" skwitował lakonicznie: "Są tacy, którzy twierdzą, że owszem, uprawiali seks, ale bez penetracji, albo że owszem, palili haszysz, ale się nie zaciągali. Czy jednak można było należeć do NSDAP, nie wiedząc o tym?".

W istocie pytanie, czy ktoś mógł zostać przyjęty do partii nazistowskiej, nie wiedząc o tym, jest wśród historyków przedmiotem kontrowersji. Znany i ceniony historyk Hans-Ulrich Wehler uważa, że można sobie wyobrazić np. taką sytuację, gdy niektórzy gauleiterzy (przewodniczący regionalnych organizacji NSDAP) zgłaszali telefonicznie nowoprzyjętych, i że w przypadku roczników 1926 i 1927 możliwe byłoby, zdaniem Wehlera, przyjmowanie do NSDAP bez wiedzy zainteresowanych - choć do tej pory nie znaleziono dowodów, które niezbicie potwierdzałyby takie praktyki. Z kolei inny historyk, Michael Buddrus - ekspert od tematyki "Hitler-Jugend" z monachijskiego Institut für Zeitgeschichte (Instytutu Historii Najnowszej, jednej z najlepszych historycznych placówek badawczych w Niemczech) - twierdzi, że "nie było to możliwe, aby ktoś został członkiem NSDAP, nie wykonując ze swej strony jakichkolwiek ruchów w tym kierunku".

Bez winy, ale uwikłani

Inspiracją dla historyków i dziennikarzy, prowadzących dziś kwerendy w archiwum NSDAP, był niewątpliwie przypadek noblisty Güntera Grassa, który dokładnie rok temu przyznał publicznie, że był esesmanem: żołnierzem dywizji Waffen-SS. Było czymś oczywistym, że raczej prędzej niż później pojawi się pytanie: kto jeszcze milczał o tym, do czego zgłosił się na ochotnika jako młody chłopak, bądź też do czego, jak sądził, był zmuszony? Media posłały swych reporterów do Archiwum Federalnego i z czasem coraz to nowe nazwiska prominentnych postaci z roczników 1925--1927 zaczęły pojawiać się na liście członków partii Adolfa Hitlera.

Kolejne nazwiska czytało się jak "Who is Who?" niemieckiej polityki, nauki i kultury. Byli wśród nich, przykładowo, Horst Ehmke (czołowy polityk SPD i minister w rządzie Willy'ego Brandta); Peter Boe­nisch (zmarły już dziennikarz i rzecznik rządu Helmuta Kohla); socjolog Niklas Luhmann; filozof Hermann Lübbe; dramaturg Tankred Dorst oraz - przypadek pikantny pod innym względem - słynny NRD-owski szpieg Günter Guillaume, który na zlecenie wschodnioniemieckiej "Stasi" emigrował wraz z żoną (także szpiegiem) z NRD do Niemiec Zachodnich, aby tu zrobić polityczną karierę, której ukoronowaniem było stanowisko osobistego sekretarza kanclerza Brandta; aresztowanie Guillaume'a doprowadziło wówczas do dymisji kanclerza.

Nieoczekiwane informacje o członkostwie w partii nazistowskiej osób prominentnych pojawiały się także wcześniej. Jako członka NSDAP zarejestrowano (jeszcze w 1945 r.) przyszłego wieloletniego szefa zachodnioniemieckiego MSZ, Hansa--Dietricha Genschera; on sam zapewniał, że bez jego wiedzy. Członkami NSDAP okazali się też, przykładowo: znany historyk Martin Broszat (w partii od 1944 r.), były dyrektor Institut für Zeitgeschichte i ceniony badacz czasów nazistowskich; Fritz Fischer (w partii od 1937 r.), wybitny badacz okresu I wojny światowej; germanista Walter Jens (w partii od 1942 r.); naukowiec i założyciel berlińskiego Wissenschaftskolleg Peter Wapnewski (w partii od 1940 r.). O ile Jens, niegdyś ikona zachodnioniemieckiej lewicy, zaprzeczył, że należał do NSDAP, Wapnewski tłumaczył się, że o tym po prostu zapomniał. I przyznał, że "byłoby o wiele, wiele prościej", gdyby 20 lat wcześniej powiedział: "Tak, byliśmy członkami partii nazistowskiej, było to głupie".

Nowa wolta Grassa

Co łączy wszystkich wymienionych: byli to ludzie z tzw. ostatniego rzutu Hitlera, którzy broń dostali do ręki pod sam koniec wojny - jako fanatyczni ochotnicy albo jako ludzie do tego zmuszeni, bez iluzji - i którzy, nazwijmy to tak, osobiście "otarli się" o winę. Zarazem byli to także ludzie (oczywiście, nie Guillaume), których po 1945 r. pilnie potrzebowano: to oni, pokolenie dzisiejszych osiemdziesięcioparolatków, budowało nowe Niemcy, Republikę Federalną oraz kształtowało (a po części kształtuje do dziś) jej oblicze. Socjolog Heinz Bude napisał, że w ich biografiach odbija się jak w lustrze historia powojennych Niemiec: "Doświadczyli oni swoistej łaski, unikając osobistego uwikłania w niemiecką historyczną winę, ale zarazem odczuwali, że w jakiś sposób zostali w nią uwikłani; znaleźli się psychologicznie w beznadziejnej sytuacji, zawieszeni gdzieś »pomiędzy«".

Istotnie, najważniejszy w całej tej debacie - i najbardziej dający do myślenia - jest nie tyle stopień uwikłania tych ludzi w nazizm, lecz sposób, w jaki ogromna większość z nich reaguje dziś na informacje o swym członkostwie w partii Hitlera. Niemal żadna z tych wielkich postaci, które po swym młodzieńczym uwikłaniu w NSDAP uczestniczyły w budowaniu nowych, demokratycznych Niemiec - i odegrały w tym procesie ważną rolę - nie potrafi podejść z dystansem i z wewnętrzną suwerennością do faktów sprzed 62 lat.

Najbardziej negatywnego przykładu dostarcza Günter Grass, którego ostatnia, autobiograficzna książka "Beim Häuten der Zwiebel" ("Obierając cebulę") ma ukazać się we wrześniu w polskim tłumaczeniu. Gdy w ubiegłym roku książka ta, w której noblista odnosi się także do swego członkostwa w Waffen-SS, trafiła do niemieckich czytelników, ogromna większość z nich zareagowała rozczarowaniem i smutkiem. Dlaczego wyznanie Grassa przyszło tak późno? - pytano. Jednak Grass nie okazał bodaj śladu skruchy czy choćby zrozumienia, że takie pytanie jest uprawnione. Przeciwnie: obecnie twierdzi wręcz (co graniczy już z bezczelnością), że o swoim członkostwie w SS mówił otwarcie już w latach 60., tylko że nikt nie chciał tego słuchać. W prawdziwość tych słów nie wierzy już chyba nikt.

***

Archiwum Federalne... Kto chce badać historię kluczowych postaci niemieckiej historii z ostatnich 150 lat, ten nie może ominąć jego katakumb. Znajdujące się tutaj dokumenty - zarówno z okresu 1871-1945, jak i z czasów III Rzeszy czy komunistycznej NRD - są nie tylko źródłem historycznym, ale także czymś w rodzaju "pamięci narodu": prawie 300 kilometrów półek zapełnionych papierami. Te dotyczące dwóch dyktatur, brunatnej i czerwonej, akta NSDAP, SS lub partii komunistycznej SED, zapewne nieraz jeszcze będą "doganiać" ludzi ze świecznika. W obu systemach biurokracja funkcjonowała w końcu bez zarzutu...

Przełożył Wojciech Pięciak

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
(1935-2020) Dziennikarz, korespondent „Tygodnika Powszechnego” z Niemiec. Wieloletni publicysta mediów niemieckich, amerykańskich i polskich. W 1959 r. zbiegł do Berlina Zachodniego. W latach 60. mieszkał w Nowym Jorku i pracował w amerykańskim „Newsweeku”.… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 33/2007