„Luminarz”

Witold Bereś, Krzysztof Burnetko: ANDRZEJ WAJDA. PODEJRZANY

02.12.2013

Czyta się kilka minut

1191 stron liczą przechowywane w Instytucie Pamięci Narodowej akta esbeckie dotyczące wielkiego reżysera. A zapewne nie wszystko przetrwało...

Najstarsze są z 1950 r., ostatnie noszą datę 24 lipca 1989 r., kiedy Andrzej Wajda został już wybrany do senatu z listy „Solidarności”. Przeważająca część pochodzi z lat 1977-89. 24 czerwca 1977 r. założona została bowiem „sprawa operacyjnego sprawdzenia nr 49 526 kryptonim Luminarz”, natychmiast przeniesiona do kategorii wyższej, jako „sprawa operacyjnego rozpoznania”. „Luminarz” to sam Wajda, a co oznaczają terminy z esbeckiego żargonu – wyjaśniają autorzy.

Witold Bereś i Krzysztof Burnetko, kiedyś dziennikarze „Tygodnika Powszechnego”, twórcy portretów Ryszarda Kapuścińskiego i Marka Edelmana, biorą tym razem za punkt wyjścia właśnie akta tajnych służb. Nie jest to jednak tylko konfrontacja ich zawartości z pamięcią bohatera, ale coś więcej: próba opisania losu artysty w Peerelu. Artysty szczególnego rodzaju, bo reżysera filmowego, bardziej niż inni uzależnionego od struktur scentralizowanego państwa, a zarazem oddziałującego wyjątkowo szeroko, zarówno na widzów polskich, jak i zagranicznych.

„Dlaczego właśnie w 1977 r. bezpieka założyła mi sprawę? – zastanawia się Wajda. – Chyba dostrzegli już, że nie ma szans, bym przeszedł na ich stronę. »Człowiek z marmuru« został przez widzów odebrany jednoznacznie: okazał się bardzo mocnym filmem”. Kiedy wchodził na ekrany, przy znacznych ograniczeniach, jak choćby zakaz publikowania recenzji pozytywnych, było już po protestach robotniczych z czerwca 1976 r., a od września ’76 istniał Komitet Obrony Robotników. W styczniu 1977 r., gdy ważyły się dalsze losy filmu, grupa aktorów, wśród nich Daniel Olbrychski, podpisała „Apel 175”, czyli list otwarty domagający się powołania komisji sejmowej, która zbadałaby traktowanie uwięzionych robotników. Andrzej Wajda miał wtedy powiedzieć Olbrychskiemu: „Ty podpisuj list, ja nie mogę tego zrobić teraz, bo by mi wstrzymali »Człowieka z marmuru«, a tym filmem więcej zdziałam niż podpisem”.

Z dzisiejszego punktu widzenia miał rację. Tamten film przeorał świadomość zbiorową, był ważnym punktem na naszej drodze do wolności; pamiętam seans w krakowskim kinie Uciecha – południe powszedniego dnia, a sala pełna, po projekcji oklaski. No a „Luminarz” definitywnie wszedł na drogę, której kolejnymi etapami były: wybór na prezesa Stowarzyszenia Filmowców Polskich (ku wściekłości władzy), „Bez znieczulenia”, obecność w Stoczni Gdańskiej, wsparcie dla „Robotników ’80”, nagrodzony Złotą Palmą „Człowiek z żelaza”, „Danton”, potem zaś uczestnictwo w ruchu kultury niezależnej, udział w Komitecie Obywatelskim przy Lechu Wałęsie i kandydowanie do senatu.

Autorzy korzystają z akt esbeckich, z relacji reżysera, ale także z zapisów w prowadzonym przezeń od lat dzienniku, no i – last but not least – z własnej wiedzy na temat peerelowskiej przeszłości. Otrzymujemy dzięki temu obraz wielowymiarowy, skupiony wprawdzie na ostatniej dekadzie tamtej epoki, ale obejmujący też lata wcześniejsze. Z jednej strony artysta idący własną drogą – co oznacza szukanie luk w opresyjnym systemie i maksymalne wykorzystywanie dostępnych możliwości. Z drugiej – machina tajnych służb wszystkich szczebli, przerażająca i zarazem niekiedy groteskowa, łącząca bowiem omnipotencję z nieudolnością. I wspierający ją ludzie, w tym „frakcja narodowa” w polskim kinie, dla której Wajda był także wrogiem numer jeden. „Polacy wzięli udział w budowaniu PRL, ale niekoniecznie komunizmu – mówi dzisiaj reżyser. – I to nie PRL tworzył nam te wszystkie możliwości, to myśmy sami je sobie tworzyli”.

Jest też puenta. Oto w karcie wypożyczeń akt Wajdy znajdziemy adnotację, że zaglądali do niej pracownicy Ministerstwa Spraw Wewnętrznych, gdy resortem kierował Antoni Macierewicz. Reżyser nie pełnił już wtedy funkcji publicznych – czego więc tam szukali?... (Agora SA i Fundacja Świat ma Sens, Warszawa–Kraków 2013, ss. 392. Bibliografia, indeks osób.)

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Tomasz Fiałkowski, ur. 1955 w Krakowie, absolwent prawa i historii sztuki na UJ, w latach 1980-89 w redakcji miesięcznika „Znak”, od 1990 r. w redakcji „TP”, na którego łamach prowadzi od 1987 r. jako Lektor rubrykę recenzyjną. Publikował również m.in. w… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 49/2013