Lubelscy heretycy

Lublin należy do tych miast na rozstajach, które przez stulecia nasiąkały idącym ze Wschodu zapachem szafranu, gdzie bez wrażenia obcości palce pogrążały się w zwojach śliskiego jedwabiu, a uszy nie znajdowały nic egzotycznego w rozmodleniu synagog i basie cerkwi. Z zapachem szafranu mieszały się zapachy herezji, o czym Łukasz Marcińczak pisze w eseju w najnowszym numerze lubelskiego kwartalnika AKCENT.

Numer szczególny - setny. Pismo wychodzi od 25 lat i na trwale wpisało się w pejzaż kulturalny. Najpierw był to almanach, od Sierpnia ’80 “Akcent" jest niezależnym pismem poświęconym literaturze, plastyce, humanistyce. W latach 80. kwartalnik dwukrotnie zamknięto, z powodów politycznych. Dziś z pismem współpracują m.in.: Michał Głowiński, Istvan Kovacs, Jacek Łukasiewicz, Wojciech Młynarski, Wacław Oszajca, Mykoła Riabczuk, Andrzej Sosnowski, Bohdan Zadura. Debiutowało tu wielu pisarzy, np. Piotr Szewc i Marcin Świetlicki.

A więc szafran i herezje. Pierwszym miejscowym heretykiem był Biernat z Lublina. Na dwa lata przed Lutrem, w 1515 r., pisał, że prawdy należy szukać w Ewangelii, nie zważając na naukę Kościoła. Pół wieku później w lubelskim tyglu pojawili się arianie, którzy podważyli wiele dogmatów, np. o Trójcy. Wątpiono w naukę o grzechu pierworodnym, w sakramenty, nawet w piekło. W 1564 r. poeta Erazm Otwinowski wytrącił księdzu monstrancję z rąk i podeptał ją na oczach tłumu, co uszło mu na sucho. Wkrótce jednak w mieście pojawili się jezuici, by tępić herezje i budować świątynie barokowe, a u dominikanów wszczęto “turnieje teologiczne": z jednej ambony swoje nauki głosili arianie, z drugiej dogmatów bronili dominikańscy kaznodzieje. Turnieje trwały zazwyczaj kilkanaście godzin. “Jeśli słyszy się czasem narzekanie, że religijność polska nie wydała nigdy poważnych herezji, świadczących jakoby o żywotności wiary, to Lublin w tej mierze zdziałał więcej niż wszystkie miasta Korony razem wzięte".

W połowie XVII w. arian już w Polsce nie było, ale do dziś przypomina o nich wieża Trynitarska, zbudowana przez jezuitów na miejscu dawnego zboru ariańskiego. W pobliskiej katedrze podziwiać można fresk “Triumf wiary nad herezją" - anioły sieką rózgami muskularnego potwarcę. Ale potwarców nie brakowało, największym był zapomniany dziś Hieronim Zahorowski. “Rusin i wyznawca prawosławia, kształcący się w kolegium jezuickim w Lublinie, gdzie się spolonizował, przyjął nową wiarę, a na koniec w roku 1599 poczynił śluby zakonne". Z niejasnych powodów wykluczono go z zakonu, z zemsty spreparował więc tzw. “Poufne rady", makiaweliczne i tajne jakoby instrukcje generała jezuitów, jak Towarzystwo Jezusowe ma zdobyć władzę obłudą, trucizną i sztyletem. W XVII w. “Rady" doczekały się w Europie 40 wydań, a w XVII w. - aż 300. Fascynowały m.in. Aleksandra Dumasa i Eugeniusza Sue. “Na tych lubelskich zrodzonych z zapalczywości drożdżach wzrosły nie tylko wielkie dzieła literatury, ale również najrozmaitsze, czasem niedorzeczne tzw. spiskowe teorie dziejów..." - pisze Marcińczak. Jezuici wykryli potwarcę, ale los okazał się dla niego łaskawy. Po latach wypłynął jako ksiądz w diecezji krakowskiej, choć metropolita sarkał, “że się w jego diecezyje scandalum takowe znajdowało", ale skandalista był już tak wiernym synem Kościoła, że po śmierci spoczął w krypcie kościoła jezuitów w Lublinie.

Duch herezji gościł także w gminie żydowskiej. Lublin słynął Akademią Talmudyczną, wydawano tu najwięcej w świecie książek żydowskich, działał sejm żydowski dla całej Rzplitej, w XIX w. Żydzi z trzech kontynentów finansowali Szkołę Rabinacką. Po Holokauście historia “lublinerów" jest wciąż żywa dzięki cadykowi Jakubowi Izaakowi Horowicowi, z którego herezjami bezskutecznie walczył miejscowy rabin.

Cadyk, zwany “Widzącym", wierząc, że wojny napoleońskie zwiastują koniec świata i nadejście Mesjasza, począł “szturmować" Niebo o przysłanie Mesjasza tu i teraz. Skutkiem czego wypadł z okna na bruk, akurat gdy cesarz osiadł na Elbie; po wypadku był przykuty do łóżka i zmarł w miesiąc po Waterloo. Wyznawcy “Widzącego" żyją dziś w USA.

Malowniczy fresk lubelski tworzyli przez stulecia ludzie różnych wyznań, awanturnicy, wielcy poeci. Ostatni wielki portret miasta jest dziełem Józefa Czechowicza, który był heretykiem poetyckim, bo zbuntował się przeciw panującemu pei-peryzmowi.

Co to były za czasy! Ale nie ma co narzekać. Do Lublina znów dociera oszałamiający zapach z Ukrainy - w jubileuszowym numerze reprezentuje ją eseista Mykoła Riabczuk esejem “Saturday

Night". Kwartalnik publikuje też m.in. nową prozę Pawła Huellego pt. “Sezon pierwotnych intuicji", wiersz Wojciecha Młynarskiego “Grób mojej Matki" oraz młodych lubelskich poetów. Czy są wśród nich heretycy?

JS

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 32/2005