Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Koniec lata
Kończy się ta wspaniała pora roku, kiedy drzewa nie są nagie, ale odziane w bajeczną szatę liści - a ludzie nie noszą ciężkich ubrań i chodzą półnadzy. Kiedy słońce jest mocne, gorące i uparte, a nie wyblakłe i niezdecydowane jak w zimie. Kiedy ulice miast są pustawe, pozbawione korków, mniej zaśmiecone i cichsze.
Kiedy politycy i parlamentarzyści wyjeżdżają na wakacje, a ci, którzy zostają, są mniej agresywni i widoczni. W tym roku zwłaszcza zupełnie ich przykryła i wyrugowała olimpiada. Teraz wrócą z nowym zapasem sił, wyposzczeni, głodni rozgłosu - i dopiero dadzą nam dubla!...
Moment
Ta olimpiada wydała mi się zupełnie inna niż poprzednie przez to, że wróciła tam, gdzie się zaczęła, i że przez cały czas zdawałam sobie z tego sprawę. Wtedy, kiedy zwycięzcom wkładano na głowy wieńce z oliwki, kiedy kolarze mijali na trasie ruiny budowli złotego wieku, kiedy żeglarze pływali po wodach, na których rozgrywały się sławne bitwy morskie, czy kiedy bieg maratoński zaczynał się w prawdziwym Maratonie, a zawodnicy patrzyli na te same krajobrazy, które widział biegnący ostatkiem sił Filippides.
Zastanawiam się, który moment zostanie mi w pamięci najdłużej? Chyba jednak ten z dnia otwarcia, gdy na zalanym wodą stadionie ukazał się niezwykły korowód. Ożywione wazy greckie, cała ceramika czarno- i czerwonofigurowa, białe postaci z tympanonów i fryzów. Kiedy zamykam oczy, wracają posłusznie, zastygłe w nadanym im przed wiekami kształcie, poruszane jakby leciutkim podmuchem wiatru.