Łotysze stawiają na sprawdzone marki

Mimo kryzysu energetycznego i drożyzny sondaże na Łotwie nie wróżą sukcesu partiom populistycznym. Także mniejszość rosyjskojęzyczna jest słaba – zburzenie stołecznego pomnika Armii Czerwonej nie wywołało zamieszek, na które liczył Kreml.

05.09.2022

Czyta się kilka minut

Pomnik żołnierzy Armii Czerwonej w Rydze, ktory został wyburzony 25 sierpnia 2022 r. / VICTOR LISITSYN / FORUM
Pomnik żołnierzy Armii Czerwonej w Rydze, ktory został wyburzony 25 sierpnia 2022 r. / VICTOR LISITSYN / FORUM

Wybory na Łotwie odbywają się regularnie co cztery lata w pierwszą sobotę października, co jest tradycją od lat 90. XX w. Łotysze od lat chodzą do urn coraz mniej chętnie i prawie nigdy nie głosują „od serca”, ale bardziej „od rozumu” i na „mniejsze zło”.

Sondaże przedwyborcze nie zawsze się sprawdzają, ale jeśli im wierzyć, to największe szanse na zwycięstwo ma centroprawicowa Nowa Jedność (partnerka Platformy Obywatelskiej w Europejskiej Partii Ludowej), a premierem na kolejną kadencję zostanie były europoseł Krišjānis Kariņš. Na dobry wynik mogą mieć nadzieję nacjonaliści, Związek Zielonych i Rolników, prorosyjska Socjaldemokratyczna Partia „Zgoda”, a także liberalna koalicja Dla Rozwoju/Za! oraz mała partia, na którą głosuje głównie młode pokolenie miejskie pod nazwą Postępowi.

Sformować rząd może być równie ciężko, co w 2018 r., ale łotewska klasa polityczna jest zdecydowana: żadnych eksperymentów z populistami i partiami prorosyjskimi.

Zgoda niezgody

Tymczasem wcześniej, przez ostatnią dekadę, zwyciężczynią wszystkich wyborów do łotewskiego Sejmu była Socjaldemokratyczna Partia „Zgoda”, reprezentująca głównie mniejszość rosyjsko- języczną. Za każdym jednak razem partie „łotewskie” (centroprawicowe; jeszcze do niedawna łotewskiej lewicy nie było) otaczały ją tzw. kordonem sanitarnym.

Politycy z Rygi przez lata wskazywali mi powody: brak uznania okupacji sowieckiej z lat 1940-91 za fakt historyczny, współpraca z putinowską Jedną Rosją, a także wsparcie dla referendum z 2012 r. o przyznaniu językowi rosyjskiemu oficjalnego statusu na Łotwie. Już bardziej nieoficjalnie mówiono, że Zgoda jest to tak duża partia, że po prostu trudno byłoby ją przetrawić establish- mentowi. Politolog Jānis Ikstens wskazywał jednak w 2018 r. w rozmowie z „Przeglądem Bałtyckim”, że Zgoda zadowoliłaby się trzema ministerstwami, nie marząc o stanowiskach premiera, obronności czy sprawach zagranicznych.

Decyzja klasy politycznej była jednak taka, by to ugrupowanie omijać szerokim łukiem – zwłaszcza że ciągnęły się za nim afery korupcyjne w radzie miejskiej Rygi. Choć często nikt nikogo za rękę nie łapał, to w 2019 r. Rygą wstrząsnęła afera związana ze spółką Transport Miejski, która kosztowała stanowisko byłego mera Niła Uszakowa.

Z wyborów na wybory elektorat Zgody topniał, w międzyczasie partia straciła ostatecznie władzę w Rydze. Dziś na socjaldemokratów chce głosować zaledwie 9,5 proc. ankietowanych. Zaledwie nieco mniejszym poparciem (ok. 8,8 proc.) cieszy się partia Postępowi – łotewski odpowiednik partii Razem, który, inaczej niż polskie ugrupowanie, współpracuje w samorządzie z liberałami.

Poseł Zgody Iwan Klementiew, były sportowiec i były przewodniczący parlamentarnej grupy łotewsko-polskiej, mówi „Tygodnikowi”, że celem Zgody jest wygrana w wyborach i stworzenie takiego rządu, który będzie pracować dla narodu i nie dzielić ludzi na „naszych” i „nienaszych”. Jest to delikatna sugestia wobec obecnej koalicji, która słynie z surowego podejścia do mniejszości rosyjskiej.

To jednak tylko dobra mina do złej gry. Żaden przedwyborczy sondaż nie przewiduje wygranej Zgody – najczęściej plasuje się ona na czwartym miejscu w rankingu.

Partia premierów

We wszystkich sondażach na czoło peletonu wysuwa się centroprawicowa Nowa Jedność (ok. 15 proc. poparcia), na którą głosuje głównie elektorat łotewski.

Jest to „partia premierów”, którzy w ostatniej dekadzie rządzili Łotwą: Valdisa Dombrovskisa (obecnie wiceprzewodniczącego Komisji Europejskiej), Laimdoty Straujumy oraz Krišjānisa Kariņša. Głosują na nią głównie lepiej wykształceni i lepiej uposażeni mieszkańcy, którzy w polityce chcą widzieć „profesjonalistów”.

To także partia, która przeprowadziła Łotwę przez gigantyczny kryzys gospodarczy z lat 2008-10. Stanowi niekoniecznie kochaną, ale sprawdzoną markę, co do której mniej więcej wiadomo, czego się spodziewać.

Hosams Abu Meri – były poseł, a obecnie kandydat do parlamentu, z pochodzenia Libańczyk – wylicza mi priorytety Jedności (zarządzającej od lat także finansami i sprawami zagranicznymi): – Poprawa bezpieczeństwa zewnętrznego i wewnętrznego, zwiększenie budżetu obronnego, zarządzanie kryzysem energetycznym, w tym całkowite uniezależnienie się od rosyjskiej ropy i gazu.

Ważna jest też reforma edukacji, czyli całkowite przejście na nauczanie w języku państwowym, która została przyjęta przez wszystkie partie zasiadające w Sejmie – rzecz jasna poza Zgodą.

W gruncie rzeczy pod tymi postulatami mogłyby się podpisać także inne partie koalicyjne: nacjonaliści (ok. 13 proc. w sondażach), liberałowie (ok. 8 proc.) i konserwatyści (ok. 5 proc.). Liberalny poseł Gatis Zamurs mówi mi: – Te wybory będą oczywiście toczyły się w cieniu wojny i potencjalnego kryzysu energetycznego. Dla mnie ważne jest, aby dokonać wyraźnego zwrotu w kierunku niezależności energetycznej i produkcji energii odnawialnej na Łotwie.

Nacjonaliści dodają do tego jeszcze swoją zdartą od lat płytę: wszystko na Łotwie ma być po łotewsku, bo ważny jest język, którym włada zaledwie dwa miliony mieszkańców.

Pragmatyczni konserwatyści

Elvis Burdājs jest młodym ryżaninem, pracownikiem branży live dealer games, i chętnie dzieli się z „Tygodnikiem” swoimi opiniami wyborczymi. Przed kilku laty zawierzył antysystemowej partii Do Kogo Należy Państwo.

Ugrupowanie to, założone przez kontrowersyjnego showmana i aktora Artussa Kaimiņša, w wyborach z 2018 r. zajęło drugie miejsce, a w latach 2019-21 było częścią centroprawicowego rządu Krišjānisa Kariņša, by później z hukiem wypaść z koalicji (partia, jak to często na Łotwie bywa, w ciągu dwóch lat straciła praktycznie cały swój elektorat, nie była już później nikomu potrzebna).

Dziś Burdājs mówi, że będzie głosować na Konserwatystów. To kolejna partia współrządząca Łotwą. Wybiła się kilkoma postulatami: walką z korupcją (współtworzyli ją oficerowie biura antykorupcyjnego KNAB), walką z kasynami, którymi obsiana jest Ryga, a także programem „3 x 500 euro” (minimalna płaca miesięczna oraz nieopodatkowane minimum płacowe i emerytalne).

– Oni są pragmatyczni – mówi Burdājs, który jednocześnie wspiera cały kończący kadencję rząd. I chętnie wylicza jego sukcesy: – Premier Kariņš wykonał dobrą robotę, moim zdaniem jest najlepszym premierem wolnej Łotwy. Mamy dobry rating kredytowy, zmniejszono wpływy oligarchów, odchudzono administrację lokalną, zreformowano system portowy, wprowadzono depozyt butelek, co sprzyja ekologii. I wreszcie poradzono sobie dobrze z covidem. Łotwa ma 75 proc. zaszczepionych.

Konserwatyści mogą jednak nie wejść do Sejmu, gdyż w sondażach mają zaledwie 4,7 proc. poparcia.

Populizm po łotewsku

Ze słowami Burdājsa o dobrze zarządzającym Łotwą gabinecie na pewno nie zgodziliby się przedstawiciele dwóch partii populistycznych, które powstały na fali walki z ograniczeniami koronawirusowymi.

Łotwa na Pierwszym Miejscu Ainārsa Šlesersa to wielki comeback jednego z trzech władających niegdyś krajem oligarchów o prorosyjskich poglądach. Šlesers to były minister komunikacji i wicemer Rygi, który dopuścił w 2009 r. mniejszość rosyjską do rządów w stolicy. Niedawno dokonał politycznego rebrandingu, wyrzucając na wiosnę z partii dwie posłanki nie dość gorliwie popierające Ukrainę.

W apogeum pandemii Šlesers walczył na ulicach z „reżimem Kariņša-Levitsa”, obiecując rozliczenia klasy politycznej, rzekomo niszczącej naród wydumaną pandemią; klasy podporządkowanej – jego zdaniem – bez reszty euroatlantyckim sojusznikom.

Wśród postulatów partii znajdują się bezpośrednie wybory prezydenta (o tym akurat marzy wiele ugrupowań), wsparcie rodzin wielodzietnych, zdefiniowanie rodziny w konstytucji jako związku mężczyzny i kobiety (kwestia LGBT budzi na Łotwie wciąż emocje), „pragmatyczne” stosunki ze wschodem i zachodem Europy, a także przekształcenie Łotwy w „Dubaj Północy”.

Z kolei inny populista Aldis Gobzems założył partię Dla Każdego i Każdej, obiecując zmniejszenie biurokracji, podniesienie jakości oświaty oraz ulepszenie systemu podatkowego.

Znakiem firmowym Gobzemsa nie są jednak postulaty programowe, lecz nieustający show medialny (ostatnio sfotografował śpiącego na kanapie w hallu parlamentu posła Jedności). Wcześniej nic nie robił sobie z ograniczeń panujących w Sejmie w dobie pandemii. Później zniknął z Łotwy i powiedział, że nie zamierza do niej wracać. Ten show zmęczył już nieco Łotyszy, a w każdym razie okazał się zbyt ciężki w dobie wojny w Ukrainie, która populistom pokrzyżowała szyki.

Dziś w sondażach trzy partie antysystemowe – bo do tego grona można także zaliczyć stworzone przez rosyjskojęzycznych ugrupowanie Dla Stabilności! – balansują na granicy progu wyborczego.

Czerwona kartka dla elit

Politolożka Simona Gurbo doradza jednak w rozmowie z „Tygodnikiem”, aby zbyt wcześnie się nie cieszyć. – Te trzy partie mają więcej zwolenników, niż pokazują sondaże. Po prostu ich wyborcy nie ujawniają swoich preferencji, a należą oni także do grup marginalizowanych, które są chaotyczne w swoich politycznych zachowaniach. Nie śledzą wiadomości, nie mają wykształcenia politycznego, ale mogą poczuć się wezwani do udziału w wyborach – mówi Gurbo.

Wejście Šlesersa i Gobzemsa do Sejmu byłoby czerwoną kartką dla establishmentu Łotwy, stwarzając o wiele większy problem niż rytualna obecność w parlamencie Zgody, która i tak nie miała nigdy większego wpływu na łotewski elektorat, zadowalając się swoją niszą.

Byłby to także prezent dla Kremla, który ma dla Łotyszy jeszcze jedną niespodziankę: reaktywowaną jakiś czas temu partię Rosyjski Związek Łotwy, na czele której stoi najbardziej prorosyjska europosłanka Tatjana Żdanok, wykluczona niedawno z frakcji Zielonych.

Ugrupowanie to, którego liderka jeździła wcześniej na Krym i do Syrii, najgłośniej broniło ostatnio sowieckich symboli przed ich zniszczeniem. Dziś Andriej Pagor, radny Jełgawy i lider listy w Semigalii, mówi „Tygodnikowi”: – Społeczność rosyjskojęzyczna musi być reprezentowana w parlamencie i wysłuchana. Mamy prawo do edukacji w języku ojczystym, opowiadamy się za konserwacją pomników wyzwolicieli z 1945 r., a także za istnieniem mediów rosyjskich i położeniem kresu rusofobii.

Postulaty te w dobie pokoju w Europie nie musiałyby być kontrowersyjne, ale łotewska klasa polityczna już dawno podjęła decyzję: sowieckie pomniki burzymy, edukacja ma odbywać się tylko w języku państwowym, a kanały prokremlowskie trzeba całkowicie wyłączyć.

Partia Żdanok i Pagora prawdopodobnie nie wejdzie jednak do Sejmu. A nawet gdyby weszła, może czekać na nią niemiła niespodzianka: uchwalona wiosną ustawa przewiduje, że ugrupowania wspierające agresywne wojny i podważające integralność terytorialną krajów demokratycznych mogą zostać zdelegalizowane.

Pomnik na Zadźwiniu

Łotewskie wybory, w których głównym tematem teoretycznie powinna być wysoka inflacja, drożyzna w sklepach oraz problemy z energetyką, przesłoniły ostatnio kwestie tożsamościowe, związane z polityką historyczną.

Na wiosnę Sejm uchwalił prawo nakazujące lokalnym radom usunięcie sowieckich pomników z przestrzeni publicznej. Część samorządów decyzję wykonała, część się ociąga, by wspomnieć choćby Rzeżycę i Dyneburg, położone we wschodniej Łotwie i zarządzane przez Zgodę.

Realizując ustawę, w sierpniu zburzono stołeczny pomnik żołnierzy Armii Czerwonej – „wyzwolicieli sowieckiej Łotwy i Rygi z rąk okupantów niemiecko-faszystowskich”, jak brzmiała oficjalna nazwa tego odsłoniętego w 1985 r. monumentu. – On już dawno powinien zostać wyburzony, podobnie jak pomnik Lenina 30 lat temu – mówi mi Danuta Szawdyn, działaczka polskiej mniejszości w Rydze.

Pod słowami Szawdyn podpisaliby się Łotysze i tutejsi Polacy. Ale dla większości Rosjan, także tych sprzeciwiających się wojnie w Ukrainie, wyburzenie tego pomnika jest jak splunięcie w twarz. – Odczuwam smutek. Wraz z brudną wodą „pobiedobiesija” wylano dziecko: szacunek dla tych, którzy zginęli w wojnie z nazizmem, rodzinną pamięć setek tysięcy Łotyszy – mówi mi poseł Zgody Borys Cylewicz, najbardziej antyputinowski polityk mniejszości rosyjskiej.

Co będzie dalej? Łotysze nie cofną się choćby o krok, ani przed wyburzeniem pomników, ani wyłączeniem kanałów szerzących propagandę Kremla, ani przed likwidacją oświaty rosyjskiej. Nie wszystkie decyzje łotewskiej klasy politycznej wpłyną pozytywnie na integrację społeczną.

Co ciekawe, w roku wyborczym, w roku wojny w Ukrainie, mniejszość rosyjska na Łotwie jest słaba jak nigdy dotąd. Zburzenie pomnika na Zadźwiniu nie wywołało zamieszek, na które tak liczył Kreml. Rosjanie powoli się alienują, godzą z myślą, że „na Łotwie wszystko będzie po łotewsku”. Nacjonalistów nie pokochają, ale być może niedługo będą sobie szukać lepszej alternatywy niż zużyta partia Zgoda czy ugrupowanie Tatiany Żdanok, przezwane złośliwie „partią watników” (w wolnym przekładzie: bezmózgowców).

***

Wybory odbędą się 1 października, wyniki znać będziemy jeszcze tego samego dnia. Po nich przyjdzie się zastanowić nie tylko nad kształtem koalicji i podziałem tek, ale również nad tym, jak przetrwać zimę w sytuacji wielkiego kryzysu energetycznego.

Gatis Liepinš, młody kandydat Jedności do Sejmu, mówi, że to jego priorytet. – Wsparcie i długoterminowe rozwiązania dla wszystkich w kryzysie energetycznym, w szczególności pomoc seniorom i rodzinom z dziećmi. Rachunki za prąd i ogrzewanie muszą być adekwatne – podkreśla w rozmowie z „Tygodnikiem”.

Łotysze w tej sprawie z ciekawością patrzą jednak nie tylko na Sejm, ale i na Europę. Na pewno coś wymyśli. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru Nr 37/2022