Listy do "Ucha Igielnego"

W OBRONIE FILHARMONII

Sądy wygłaszane przez pana Tomasza Jakuba Handzlika, autora tekstu "Skrzypek na zagrodzie..." (dodatek "Ucho Igielne", "TP" nr 8/06), obnażają brak wiedzy na poruszany temat. Już parokrotnie w swoich enuncjacjach w "Gazecie Wyborczej" dał on świadectwo niekompetencji, m.in. wypowiadając się na temat funkcjonowania Filharmonii Krakowskiej i ogólnie praw dotyczących zarządzania instytucją publiczną, a obecnie nadal brnie w niewiedzy, dezinformując. Nie wie, że przypominanie o niedemokratyczności w sztuce jako argumencie przeciw chęci zawłaszczenia przez zespół instytucji artystycznej i władzy dyrektora - kompromituje go. Nie czyta lub nie rozumie zapisów właściwej ustawy. Polecam szczególnie jej art. 17: "Dyrektor zarządza instytucją". Nie ma tu więc miejsca na demokratyczne głosowanie, kto i co będzie grać lub śpiewać.

Z maniakalnym wręcz uporem lansuje wewnętrzne skłócenie zespołu Filharmonii, co jest nieprawdą. Autor upiera się przy swoim, mimo wręczonego mu pisemnego protestu całego zespołu. Słabe przygotowanie do oceny artystycznej przejawia się też m.in. w stwierdzeniach o potrzebie stałego dyrygenta pracującego z muzykami codziennie. Stały opiekun artystyczny może być powołany, ale z orkiestrą muszą pracować różni dyrygenci, bo tylko wtedy rozwija się ona prawidłowo. Pisząc o zarządzaniu, stwierdza, że dyktatura w instytucji też jest zła. Skoro tak, nadal pozostaje w sprzeczności z art. 17, bo "dyrektor zarządza instytucją". Co znamienne: pod nieobecność ciał przedstawicielskich załogi typu samorządowego, jak stanowi ustawa o przedsiębiorstwie państwowym użyteczności publicznej.

Pan Handzlik podziela też, co uważam za ryzykowne, marzenia marszałka małopolskiego Janusza Sepioła o rozwiązaniu dotychczasowego zespołu filharmonii i powołaniu nowego pod nazwą Filharmonia Małopolska. Co lepsze - logo Małopolska czy Krakowska? To chyba nie wymaga komentarza. Warto przypomnieć, że to marszałek, organizator wielu instytucji artystycznych w Krakowie, toleruje niewycofany do dziś z Opery Krakowskiej, a wyśmiany w mediach matematyczny wzór oceny artysty. Marszałek Sepioł zasłynął też wypowiedzią wyśmiewającą zatrudnianie artysty instytucji publicznej na podstawie umowy o pracę: "Proszę sobie wyobrazić poetę czy rzeźbiarza na etacie, od których kupuje się nie konkretne dzieło, lecz pracę rzeźbiarską przez osiem godzin z przerwą obiadową". Jak można eksponować taką niewiedzę na temat zbiorowego tworzenia dzieła i jeszcze upowszechniać ją medialnie z pozycji autorytetu wysokiej funkcji marszałkowskiej oraz siać zamęt w głowach podatników utrzymujących przecież deficytowe publiczne instytucje kultury.

Co zrobił Urząd Marszałkowski przez przynajmniej pięć ostatnich lat, by przerwać niekompetencje w zarządzaniu Filharmonią Krakowską? Dlaczego nie reagował na prośby o pomoc? Dlaczego pan Handzlik, tak niby gorliwie zajmujący się sprawami Filharmonii, nie sięgnął do wyników kontroli przeprowadzonej w czerwcu 2005 r.? Dlaczego nie zainteresował się zarządzaniem tą instytucją i brakiem należytego nadzoru ze strony marszałka? Marszałek Sepioł wykazane przez kontrolę fakty, m.in. omijające prawo zatrudniania przez obcą firmę pracowników artystycznych Filharmonii do wykonywania pracy wynikającej z obowiązków pracowniczych, beztrosko nazywa uchybieniami. A są to umowy każdorazowo opiewające na 5-16 tys. złotych za udział w koncercie jako wykonawcy utworu. Czy próby straszenia zespołu Filharmonii Krakowskiej jej rozwiązaniem i zmianą nazwy na Małopolską mają być zasłoną dymną przykrywającą obszar wieloletnich nieprawidłowości i braku nadzoru? A może to chęć uniknięcia odpowiedzialności?

Jako członkowi zespołu filharmonicznego jest mi niezręcznie oceniać poziom artystyczny muzyków. Jednak stare porzekadło zdaje się tu być przydatne: "Tak się gra, jak się macha". Dobry dyrygent to dobry koncert, a recenzje to potwierdzają, wbrew temu, co głosi pan Handzlik. Chce on też, wprowadzając dwuletnie kontrakty odnawiane egzaminem, doprowadzić do przełomu w funkcjonowaniu instytucji i ograniczyć tym manewrem "wpływ związków zawodowych na jej bieżącą działalność". Wiele razy już wyjaśniałam, że związki zawodowe nie mają wpływu na bieżącą działalność instytucji, a strajk - podstawowa broń wszystkich związków na świecie - jest w instytucji artystycznej strzelbą skierowaną w pracowników. Zamiast przysparzać pracodawcy dolegliwości finansowych, pozwala mu oszczędzać. Filharmonia, jeśli nie gra - oszczędza, czyli zarabia, a strajkujący tracą zarobek. A jaką siłę sprawczą związek zawodowy może przeciwstawić ustawie zawierającej zapis art. 17?

EWA STANIAK

***

Wyniki kontroli w Filharmonii Krakowskiej opisywałem szczegółowo w krakowskim wydaniu "Gazety Wyborczej". Wykazała ona wiele niedociągnięć w zarządzaniu tą instytucją i choć nie było wśród nich tak poważnych, które umożliwiłyby marszałkowi na przykład skierowanie w tej sprawie doniesienia do prokuratury, to miała swoje konsekwencje - z FK odeszła dyrektor Anna Oberc.

Nie chcę po raz kolejny wdawać się w ocenianie zespołu Filharmonii. Uważam, że są w nim świetni muzycy, lecz przez kilka ostatnich lat nikt z tym zespołem konsekwentnie nie pracował - w efekcie bardzo rzadko pokazuje on pełnię swych możliwości. I nawet najlepszy dyrygent podczas kilku prób i koncertu nie odrobi tych zaniedbań.

Zwracali na to uwagę także muzycy, z którymi rozmawiałem. To od nich pochodziły moje informacje o sporach wewnątrz zespołu. Dowodem na nie są również wyniki wspomnianej kontroli (opisano w nich m.in. kłótnie między muzykami) oraz zachowanie dwóch działających w FK związków zawodowych podczas sporu o nominację Wojciecha Marchwicy. "Solidarność" wysłała w tej sprawie list do ministra kultury, a Związek Zawodowy Pracowników Filharmonii Krakowskiej kilkakrotnie się od niego odcinał (np. w listach do "GW").

Najlepszym przykładem na to, jak duży wpływ mają (i chcą mieć) na działalność instytucji związki zawodowe, jest zablokowanie przez nie nominacji nowego dyrektora FK i lansowanie podczas przesłuchań swego kandydata.

Nie mogę odpowiadać na zarzuty w imieniu marszałka Sepioła. Popieram jednak sporą część jego pomysłów, ponieważ uważam, że tylko rewolucyjne rozwiązania mogą coś w krakowskich instytucjach muzycznych naprawdę zmienić.

Tomasz Jakub Handzlik

KŁOPOTY Z GENIUSZEM

Z wielkim zainteresowaniem przeczytałam artykuł pana Andrzeja Sułka "Przepis na geniusza" (dodatek "Ucho Igielne", "TP" nr 8/06). Byłoby dobrze, gdyby ta publikacja rozpoczęła wielce pożyteczną (dla dzieci, ich rodziców i pedagogów) dyskusję na ten niełatwy temat. Moja rodzina "piękny kłopot" z dzieckiem utalentowanym "przerabia" boleśnie na własnej skórze od dobrych kilku lat. Nagromadziło się więc mnóstwo doświadczeń i emocji, którymi, jak sądzę, warto się podzielić.

Tacy pedagodzy jak prof. Katarzyna Popowa-Zydroń, łączący kompetencję, mądrość, intelekt, skromność, poszanowanie dla ucznia i życzliwość dla niego, wreszcie, posiadający dystans do siebie i poczucie humoru - to prawdziwa rzadkość. Oni nie będą konkurować z własnym uczniem; będą się tylko cieszyć, gdy ich wychowanek zrówna się z Mistrzem czy okaże się od niego lepszym. Z reguły jednak, w konfrontacji z młodym talentem pedagog bywa zaskoczony: towarzyszy mu niepokój, poczucie bezradności i zagrożenia. Jest to szczególnie odczuwalne w tych dziedzinach sztuki, gdzie wybitne talenty objawiają się tak sporadycznie, że nie wypracowano metod postępowania z nimi. Reakcje profesorów zatem to wachlarz różnych zachowań i emocji: od niekłamanego zachwytu połączonego z chęcią, lecz nieumiejętnością pomocy, przez obojętność (udawaną?) i chęć sprowadzenia talentu do poziomu średniej krajowej, aż do ewidentnego szkodzenia uczniowi przez np. powstrzymywanie rozwoju lub upokarzające traktowanie. Którykolwiek z takich sposobów współpracy źle wróży dla pełnego zapału ucznia, który szczerze wierzy, że teraz wreszcie Mistrz z oddaniem i sercem pokieruje jego rozwojem.

Szczególnie trudny jest los dziecka obdarzonego kilkoma talentami, np. muzycznym i plastycznym. Nie dość, że musi borykać się z problemem, czy dać priorytet któremuś z uzdolnień, czy może "ogarnąć" wszystkie, często jeszcze musi się wstydliwie tłumaczyć ze swych "przypadłości" lub wręcz zatajać swą działalność na kilku polach. Młody człowiek z czasem sam dojdzie do wniosku, że symbioza sztuk jest osiągalna, stopniowo pozyska też wewnętrzną harmonię, przedtem jednak będzie musiał odpowiedzieć na szereg pytań typu: "Po co tracisz czas na malowanie? Rzuć to! Weź się lepiej za granie!" lub... na odwrót. A przecież talentów nie można sobie odjąć jak nogi czy ręki! Mądry profesor o szerokich horyzontach będzie się cieszył i towarzyszył wychowankowi w rozwoju - przecież wielość zainteresowań wzbogaca młodego artystę.

Osobny rozdział to postrzeganie młodych talentów przez otoczenie. Z reguły odbiera się taką młodzież jako przeambicjonowaną (za dużo chcą naraz), żądną sukcesów (po co im tyle), zarozumiałą (nie chcą mówić o tym, czym się zajmują). Jakkolwiek będą się wysilać, zawsze będą inne, niepasujące, nieprzystające do niczego. Mogą zawsze próbować udawać głupszych od siebie, ale jest to jeszcze bardziej upokarzające. W naszym mało tolerancyjnym kraju żadne "wychylanie się" nie jest mile widziane. Tymczasem "młodzi, zdolni" widzą lepiej, słyszą wyraźniej, szybciej analizują i syntetyzują, celniej przewidują. I jest im tym bardziej przykro, bo są świadom tego, co się dzieje, i tego, co ich czeka. Konsekwencją takiego stanu rzeczy jest nasilające się poczucie osamotnienia. Jak tu tłumaczyć, że dzieci utalentowane nie robią nic złego, że nie rozwijają się tak szybko, by złościć pedagogów, ani nie popisują się, zadając wnikliwe pytania? One tylko dążą do rozwoju swych umiejętności; rządzi nimi "zew" wiedzy (i siła kreacji), a nie kariery czy pieniędzy.

NAZWISKO I ADRES DO WIADOMOŚCI REDAKCJI

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 11/2006

Artykuł pochodzi z dodatku „Ucho Igielne - przewodnik (11/2006)