Czułe ucho

Awantury, jakie toczono przy okazji wyboru Rzecznika Praw Dziecka, odsuńmy na bok - tylko bulwersują stopniem upolitycznienia. Szkoda, że wybór dziecięcego ombudsmana nie rozpoczął publicznej dyskusji, która przypomniałaby powinności tego urzędu i zadania do odrobienia czekające na nową rzeczniczkę.

27.03.2006

Czyta się kilka minut

/fot.T.Wiech /
/fot.T.Wiech /

Nastał czas "dzieci wysokiej jakości", jak pisze Anna Giza-Poleszczuk, socjolog: by dzieci sprostały wymaganiom coraz szybciej rozwijającego się świata, traktuje się je jak długoterminową i kosztowną inwestycję. Siłą rzeczy najmłodsi obywatele stają się też coraz bardziej świadomi swoich praw i godności, a także ośmieleni szybko przyswajaną wiedzą, która zachęca ich do posiadania i wyrażania własnego zdania. Nawet w Polsce, gdzie powiedzenie "dzieci i ryby głosu nie mają" nadal bywa w powszechnym użyciu, Konstytucja w art. 72, pkt 3, zastrzega, że "w toku ustalania praw dziecka organy władzy publicznej oraz osoby odpowiedzialne za dziecko są obowiązane do wysłuchania i w miarę możliwości uwzględnienia zdania dziecka".

Ani staroświecki model rodziny, w którym dzieci podporządkowane są rodzicom, ani metody wychowawcze uciekające się do przemocy, nie poszły jednak w odstawkę. Zaś w niepewnych czasach szybkiej modernizacji, obok "dzieci wysokiej jakości" powstały wielkie grupy dzieci zmarginalizowanych, wykorzystywanych, pozbawionych nadziei na właściwą opiekę, edukację i dorosłe życie.

- Dziecko żyje w silnym poczuciu uzależnienia od dorosłych, właściwie bezradności bez ich opieki. Powołanie urzędu RPD podkreśla, że dziecko też jest osobą - i obywatelem - ale innego rodzaju niż dorośli, potrzebuje dodatkowych osłon i szczególnej uwagi - przekonuje prof. Barbara Szacka, socjolog, współautorka książki "Polska dziecięca" z 1982 r. - Pamiętam, jakim zaskoczeniem była dla mnie wypowiedź mojego sześcioletniego wówczas syna, który z całą powagą oświadczył, że dzieci można zabijać bezkarnie, kara grozi tylko za zabicie dorosłego. Poczułam się prawie przytłoczona tą myślą niesłychanie przecież kochanego jedynaka, przekonanego, że można zrobić z nim wszystko; zdawał sobie sprawę ze swojej bezradności, w której jedynie my, dorośli, jesteśmy dla niego stabilnym oparciem.

Dorastanie, choć obarczone innymi problemami, nie musi być łatwiejsze. Nadal przecież młodzi nie mają pełni praw, a ci, od których prawnie zależą, nieraz swojej władzy nadużywają.

Osobowość, nie funkcjonariusz

O konieczności powołania ombudsmana małoletnich mówi Konwencja Praw Dziecka z 1989 r., ratyfikowana przez Polskę dwa lata później. O tym, że oczekiwaniu społeczników, którym od lat zależało na powstaniu RPD, nie towarzyszyło zainteresowanie rządzących, świadczą choćby deklaracje dołączone przez Polskę do konwencji. Np. "wykonania przez dziecko jego praw określonych w konwencji (...) dokonuje się z poszanowaniem władzy rodzicielskiej, zgodnie z polskimi zwyczajami i tradycjami dotyczącymi miejsca dziecka w rodzinie i poza rodziną".

Na uchwalenie ustawy i wybór pierwszego rzecznika przyszło nam czekać dziewięć lat, do 2000 r. Nim jednak został nim Marek Piechowiak, nominowany przez AWS wykładowca filozofii z Zielonej Góry, bez większych doświadczeń w pracy z dziećmi i młodzieżą, nie zabrakło m.in. dyskusji o tym, kogo za dziecko się uznaje, a konkretnie, czy połączenie dwóch komórek jest już dzieckiem i tym samym obrona jego życia leży w gestii rzecznika. Pytania tego rodzaju zadaje się zresztą do dziś, jakby życie nienarodzonych, chronione już osobną ustawą, musiało mieć sprzymierzeńca także w instytucji powołanej przede wszystkim po to, by chroniła prawa dzieci już chodzących po świecie.

Projekt ustawy o RPD zakładał powołanie urzędu z szerokimi kompetencjami i wszechstronną działalnością, wyróżniającego się jedną cechą - słuchaniem małoletnich. Miał kontrolować przestrzeganie praw dziecka, zbierać z niezależnych źródeł dane o dzieciach, proponować rozwiązania prawne, nawet na poziomie ustaw, uwrażliwiać społeczeństwo na prawa i godność małoletnich. W przypadku ombudsmanów na Zachodzie Europy tak to właśnie wygląda: rzecznik jeździ po szkołach, spotyka się z dziećmi, więcej - ma specjalne linie telefoniczne, by przyjmować skargi i uwagi małoletnich. To miejsce, gdzie każde zgłoszenie i list zostaną potraktowane poważnie: ktoś zajmie się zgłoszoną sprawą, sprawdzi informacje i odpowie niemalże jak dorosłemu.

- To mogłoby być czułe ucho wychwytujące to, czym żyją dzieci i młodzież. Bardzo ważne, bo przecież świat tych drugich oddala się od nas coraz gwałtowniej i szybciej. Urząd byłby bliski małoletnim także w tym sensie, że prowadzący go specjalista (psycholog, prawnik czy pedagog) bez trudu porozumiewałby się z młodymi, znał język i realia życia nawet subkultur - przypomina (ale i postuluje powrót do źródeł) Tomasz Polkowski, szef Towarzystwa "Nasz Dom", założonego w 1921 r. przez Janusza Korczaka i Marynę Falską, reaktywowanego w 1991 r. - Może nawet powinien mieć siedzibę w warszawskim Pałacu Młodzieży, by być łatwo dostępny przedstawicielom młodych, wybranym do samorządów czy parlamentów uczniowskich? To po prostu musi być osobowość, a nie funkcjonariusz państwowy w randze ministra, zasiadający na dostojnym urzędzie; według młodych funkcjonujący gdzieś tam w telewizorze. Komuś takiemu młodzi nigdy nie zaufają, bo będą go uważali za odległego o lata świetlne od spraw, którymi żyją.

Trzeba awanturnika

W Polsce skargi przesyłane do urzędu RPD dotyczą w przeważającej mierze kłopotów z uzyskaniem pomocy finansowej (świadczeń pomocy społecznej, alimentów czy renty), mieszkania bądź lokalu socjalnego. Społeczności lokalne proszą rzecznika o interwencję w przypadku likwidacji szkół i placówek oświatowo-wychowawczych, dowozu dzieci do szkół czy dwuzmianowości w nauczaniu. Pojawiają się prośby o zwolnienie z kosztów leczenia i opłat za pobyt rodziców w szpitalu przy chorym dziecku lub o pomoc w zdobyciu środków na rehabilitację i zakup sprzętu specjalistycznego dla dzieci niepełnosprawnych. O rzeczniku nie zapominają też rodzice, których kontakt z dzieckiem na skutek orzeczenia sądowego czy woli drugiego rodzica jest poważnie ograniczony. Gdzieś w tym wszystkim zdarzają się też indywidualne skargi samych młodych, którym doskwiera upokarzające traktowanie w szkołach czy przemoc ze strony rówieśników.

O skargach na stosujących przemoc nie wspomina się wcale, choć, jak twierdzi Polkowski, 80 proc. rodziców przyznaje się w badaniach do stosowania przemocy fizycznej bądź psychicznej wobec dzieci. Także w polskiej szkole lekceważenie godności uczniowskiej nie jest czymś wyjątkowym, a przemoc między uczniami jest właściwie powszechna. Skarg tego rodzaju brakuje prawdopodobnie dlatego, że RPD nie stał się społecznym wyrzutem sumienia - kimś, kto głośno piętnując krzywdzące dzieci zachowania i regulacje, dąży do zmiany prawa i edukuje społeczeństwo.

Mirosława Kątna, szefowa istniejącego od 1981 r. Komitetu Ochrony Praw Dziecka i członkini SdPl, widziałaby na tym urzędzie... awanturnika: - Ale pozytywnego awanturnika, może nawet, mówiąc górnolotnie, misjonarza? Kogoś takiego, kto potrząsnąłby i społeczeństwem, i rządem, krzycząc: "Ludzie, sprawy dzieci to nie jest piąty stopień odśnieżania w kategorii zainteresowania sprawami społecznymi!". Ombudsman niemiecki wyrzucany drzwiami wchodzi oknem. Nawet jeśli ponosi klęski, bo przecież nikt nie oczekuje od jednego człowieka, by zaradził całemu złu, jakie dzieje się dzieciom, to o jego staraniach jest głośno, bo piętnuje, krzyczy, prosi, zwołując konferencje, pojawiając się w parlamencie i mediach. Swoim "awanturnictwem" nadaje sprawom dzieci odpowiednio wysoką rangę.

Pięcioletnią kadencję ustępującego rzecznika Pawła Jarosa, nominowanego przez AWS, społecznicy oceniają więc ostrożnie. Jak mówi Polkowski: - Nie do końca był to czas zaprzepaszczony, ale gdyby stanowisko objął człowiek bardziej energiczny, bliższy dzieciom i młodzieży, na pewno bylibyśmy dużo dalej.

Mirosława Kątna jest bardziej krytyczna: - Ten urząd jest zdominowany poprawnością polityczną, za mało dynamiczny i wyrazisty. Rzecznik nawet się nie zająknął, gdy z ustawy o przeciwdziałaniu przemocy w rodzinie z 2005 r., na którą czekaliśmy tyle lat, usunięto zakaz stosowania przemocy wobec dzieci. To rzecznik powinien był powiedzieć: "po moim trupie"... Nawet gdyby przegrał, bo przecież nie on decydował, powinien był wszem i wobec skreślenie tego zakazu napiętnować. Tymczasem podczas rozmów w komisji sejmowej bez skrępowania przekonywano, że przemoc wobec dzieci stosowana jest tylko w rodzinach konkubenckich.

Kim są dresiarze

Obecna ustawa o RPD jest kadłubkiem w porównaniu z kompetencjami i uprawnieniami, jakie dla urzędu przewidywał jej projekt. Jego rola, na skutek różnorakich cięć nieprzychylnego powstaniu urzędu parlamentu, jest wyłącznie informacyjna. Nie jest bez znaczenia, że żaden z dotychczasowych rzeczników o rozszerzenie kompetencji nie walczył.

Wypełnianie funkcji informacyjnej, czyli m.in. coroczne składanie raportów o sytuacji dziecka w Polsce, też budzi zastrzeżenia. Mirosława Kątna: - To nie mogą być kompilacje informacji zebranych w różnych resortach. Rzecznik powinien mieć niezależny system zbierania informacji o dzieciach w Polsce i własne standardy; projekt ustawy o RPD przewidywał wręcz, że rzecznik miałby własnych reprezentantów w terenie.

Marek Liciński z Federacji na Rzecz Reintegracji Społecznej, zrzeszającej 20 dużych organizacji z całej Polski, zajmuje się przeciwdziałaniem marginalizacji społecznej przez pracę z rodzinami i dziećmi marginalizacją zagrożonymi: - Coraz częściej dzieci zabiera się z domu niezgodnie z prawem, które przewiduje, że procedurę ograniczania praw rodzicielskich można rozpocząć dopiero po wykorzystaniu wszystkich możliwości pomocy rodzinie naturalnej. Nic takiego nie ma oczywiście miejsca - rodzina nie korzysta z żadnej pomocy albo otrzymuje pomoc jedynie symboliczną, a dzieci zabiera się na podstawie rozmaitych uprzedzeń pracowników socjalnych lub sąsiadów, np. dlatego że w domu jest alkohol. Tymczasem, często jest on skutkiem biedy czy bezradności i nie zawsze oznacza patologię wychowania dzieci. Przecież w wielu rodzinach nie ma ani alkoholu, ani porażającej biedy, a dzieci są wychowywane źle, co zresztą też nie jest powodem, by je zabierać do placówki, bo tam na pewno nie będą dobrze wychowane. Szczególnie te, które mają mniej niż 12-13 lat, kiedy wykształcenie silnej więzi emocjonalnej jest bezwzględnym warunkiem socjalizacji i przygotowania do dorosłego życia. Biuro rzecznika było zresztą dla nas cennym sojusznikiem w przebijaniu się do parlamentu i środowisk zawodowych z przekonaniem, że dom dziecka nie jest dla dziecka.

Za takim rozwiązaniem przemawia też ekonomia: dla utrzymania dziecka w ubogiej rodzinie naturalnej wystarcza 200-300 złotych miesięcznie, w domu dziecka koszty wzrastają do 2-3 tys. złotych, a w poprawczaku nawet do 5-10 tys. złotych (w rodzinie zastępczej koszt ten wynosi ok. 850 złotych). Jesteśmy zresztą jednym z niewielu krajów, który nie posiada skutecznego programu przeciwdziałania marginalizacji społecznej, mimo że w ciągu ostatnich 15 lat odsetek takich ludzi zwiększył się z 2-3 proc. do ponad 20 proc. A szacunki Komisji Europejskiej i Banku Światowego są bezlitosne: bez przeciwdziałania temu zjawisku, nawet gdybyśmy mieli dziesięcioprocentowy wzrost gospodarczy - przejemy go.

Tomasz Polkowski chce, by urząd słuchał i wychodził naprzeciw potrzebom małoletnich: - Kim są dresiarze i nastolatki siedzące na ławkach przed blokiem? Czy aby nie są to ludzie niewierzący w przyszłość, bez zajęcia, z bezrobotnymi rodzicami w domu? Wsadzanie ich do poprawczaka czy bicie do niczego nie prowadzi. Może wreszcie ktoś powinien powiedzieć: "Chcemy was słuchać i z wami rozmawiać" albo dać im np. ścianę do graffiti, na której opiszą, co ich boli? Tak czy tak, powinniśmy zrobić wszystko, by być dla nich wzorem, a nie strażnikiem. A to właściwie odwrotność tego, czym władza chce, by rzecznik się zajmował.

Lista zadań jest długa: dostęp dzieci niepełnosprawnych do nauki, pomoc w finansowaniu leczenia i rehabilitacji, usprawnienie procedur adopcyjnych, obrona dzieci przed wykorzystywaniem seksualnym, zakładanie rodzinnych domów dziecka, ograniczanie zjawiska dziedziczenia biedy, problemy odpowiedzialności karnej małoletnich. Last but not least - przemoc domowa.

Tradycyjne lanie

- "Dlaczego mnie nie bijecie?" - usłyszałam kiedyś od swojego syna - wspomina prof. Szacka. - Okazało się, że był jedynym wśród kolegów z podwórka (a było to osiedle jednej ze spółdzielni nauczycielskich w Warszawie), który nie mógł się pochwalić, jaki był dzielny podczas lania. Poczuł się wyobcowany.

Powszechność tej "metody wychowawczej" to zadanie, które tak długo się nie zdezaktualizuje, jak długo np. politycy będą na własnym przykładzie udowadniać jej dobroczynne skutki. Na to nakłada się "polska tradycja" zaprowadzania w domu dyscypliny czy wymuszania posłuszeństwa przemocą - potwierdzają to też badania CBOS z lat 1994-2002.

- Przyjrzałam się tym odpowiedziom na pytanie, kiedy dziecko otrzymało porządne lanie, w których respondenci twierdzili, że ich dziecko nigdy lania nie dostało - opowiada o swojej analizie danych prof. Szacka. - Okazuje się, że odsetek tak odpowiadających, choć powoli, ale jednak rośnie: w 1994 r. było ich 46 proc., 1998 - 43 proc., 2002 - 55 proc. Mimo to 45 proc. odpowiadających biło dzieci, choć to postępowanie antywychowawcze i poważnie naruszające dziecięce poczucie godności. Właśnie RPD może i powinien bronić konstytucyjnego prawa dziecka do szacunku jako osoby ludzkiej.

Nadzieje społeczników na odpolitycznienie dziecięcego ombudsmana okazały się płonne, ale nie musi to przekreślać szans na sprawne funkcjonowanie urzędu. Pod warunkiem, że rzeczniczka ponad interes ugrupowań politycznych przedłoży powinności swojego urzędu i, ponadpartyjne przecież, interesy dzieci.

Na pewno jednak nie zrezygnują z rzecznikowania dzieciom społecznicy i organizacje pozarządowe działające na rzecz dzieci i młodzieży. Pracy mają przecież na wiele dłużej niż trwa pięcioletnia kadencja Rzecznika Praw Dziecka.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 14/2006