List, ostryga i kolekcjoner

Nie możemy zająć się dziś analizą listu naszego Ministerstwa Spraw Zagranicznych do BBC.

15.02.2016

Czyta się kilka minut

Stanisław Mancewicz /  / Fot. Grażyna Makara
Stanisław Mancewicz / / Fot. Grażyna Makara

Bowiem, jak zauważył pan Rostowski na swym Twitterze, w liście owym, w jego wersji angielskiej, jest siedemnaście błędów językowych, co każe nam – naturalnie w imię polskiej racji stanu oraz z braku kompetencji lingwistycznych – zamknąć po prostu paszczę.

Niemniej nie możemy sobie darować spostrzeżenia takiego oto, że list ów, nawet gdyby był napisany na piątkę z gramatyki, jest skrajną osobliwością i nie mamy żadnej wątpliwości, że jesteśmy jedynym krajem na świecie, z którego urzędów takie korespondencje wychodzą na trzeźwo. To ostatnie słowo jest domniemaniem i winno być uznane za przejaw dobrej woli wobec tzw. „dobrej zmiany”. Tak czy owak list omówimy, gdy w MSZ zostanie zatrudniony choćby Anglik z Kołomyi.

Powinniśmy takoż zmilczeć brawurową próbę przeprosin, której podjął się znany nam wszystkim w Krakowie legendarny już wicepremier. Ów próbował bądź nie próbował przeprosić lidera Komitetu Obrony Demokracji za owe słowa padłe w pewnym programie telewizyjnym. Otóż pierwsze spostrzeżenie jest takie, że przepraszanie nikomu w Polsce już od wielu lat nie wychodzi. Jest coś zachwycającego w sposobach naszego tu krajowego przepraszania, które to przeprosiny polegają na ogół na obrażaniu. To po pierwsze.

Po drugie, w ciągu tego obraźliwego monologu pojawiło się wyznanie, że mianowicie ów wicepremier, z tak cudnie grającym libido, nie powinien – tak rzekł – chodzić do telewizji będąc „skrajnie przemęczonym”. Czy ktoś z nas – jak tu siedzimy – słyszał kiedykolwiek, by Jarosław Kaczyński cokolwiek, co powiedział, tłumaczył przemęczeniem? Czy Antoni Macierewicz zwierzył się komukolwiek, że jest zmęczony? Czy prezydent Duda był ostatnio zmęczony choćby przez minutkę? Panowie Błaszczak, Ziobro czy Kuchciński? To jest zupełnie niewyobrażalne. Jak to mówią ludzie wulgarni – nie da się włożyć ostrygi do szczeliny bankomatu, i w tym sensie rzec trzeba twardo, że wicepremier nie pasuje jednak do tej drużyny. Zasadnym byłoby takoż zapytanie pana wicepremiera, cóż miałby do powiedzenia o genealogii, gdyby był wypoczęty, ale tego nie zrobimy, bowiem widok łez męskich zawsze nas bardzo krępuje.

Idźmyż dalej w analizowaniu zdarzeń, których analizować nie chcemy, ale musimy. Oto Jan Dziedziczak uczynił wyznanie na temat postaci godnych promocji w świecie, i te postacie gracko wymienił. Instytuty Polskie rozsiane po naszej umęczonej planecie mają od teraz promować: Kopernika – 1000, Chopina – 5000, Marię Skłodowską-Curie – 20 000. Cóż znaczą te liczby? Ano, jest to element naszego brudnopisu, w którym staraliśmy się rozszyfrować klucz do owego wyboru. Otóż doszliśmy do wniosku jedynego, że oto Jan Dziedziczak zawzięcie kolekcjonuje i studiuje polskie banknoty sprzed denominacji. Brawo. ©℗

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Felietonista „Tygodnika Powszechnego”, pracuje w Instytucie Literackim w Paryżu.

Artykuł pochodzi z numeru TP 08/2016