Lekarz i ucho igielne

Sprawa ostatniego egzaminu specjalizacyjnego z chorób wewnętrznych trafiła do prokuratury. Czy przyzwolenie na korupcję zostało w medycynie zastąpione patologią tajności?

10.11.2008

Czyta się kilka minut

Egzamin na specjalizację z chorób wewnętrznych, Warszawa 2008 r. /fot. Piper /
Egzamin na specjalizację z chorób wewnętrznych, Warszawa 2008 r. /fot. Piper /

Paweł, po doktoracie, pracuje w znanej klinice w południowej Polsce, na oddziale chorób wewnętrznych (prosi o nieujawnianie nazwiska). Żona, dwójka dzieci. Sześć lat stażu, kilkanaście zaliczonych kursów w ramach specjalizacji. "Szczeklika" - czyli liczący 2,5 tys. stron podręcznik chorób wewnętrznych, napisany przez światowej sławy specjalistę z Krakowa, prof. Andrzeja Szczeklika - zakuwał intensywnie od roku. "Intensywnie" oznacza, że były dni, kiedy siadał do książek o ósmej rano, a kończył o trzeciej nad ranem. - Jesteś jak w matni: praca, książka, praca, książka - opowiada. - Dom postawiony na głowie. Telewizja, kino, znajomi, nawet wypad na rodzinne zakupy czy spacer: to wszystko nie istnieje. Strach nawet dotknąć gazetę, bo dopada cię poczucie, że tracisz czas. Od książki trzeba wstać, bo praca, dyżury. Po 30 godzinach nerwówki na oddziale nie przeczytasz już nic. Mózg odmawia posłuszeństwa, a ty myślisz, że znowu straciłeś kilka dni.

Paweł jest jednym z 330 lekarzy, którzy w połowie października ­oblali egzamin specjalizacyjny z chorób wewnętrznych. Nie zdało 47 proc. Część protestuje, nie dlatego jednak, że test jest zbyt trudny. Wszyscy nasi rozmówcy zgodnie twierdzą, że ten egzamin nie może być łatwy. Dopominają się czytelnych reguł egzaminowania.

W odpowiedzi słyszą, że są pieniaczami, którzy nie potrafią uznać swojej porażki, że nie chce im się uczyć, a odpowiedzialność za błędy przerzucają na komisję egzaminacyjną.

Za lekarzami, którzy protestują przeciwko sposobowi przeprowadzenia egzaminu, stoją jednak argumenty, które trudno zbagatelizować.

Nietrudno zrozumieć, dlaczego egzaminy specjalizacyjne wywołują tak olbrzymie emocje. To przepustka do lepszych zarobków, prestiżu, odpowiedzialnych stanowisk w szpitalach. Dotyczy nie tylko internistów, ale też wszystkich innych specjalizacji.

Paweł: - Teza, że połowa zdających lekarzy to kretyni, jest trudna do obrony. A jeszcze trudniej zrozumieć, dlaczego w Polsce nie było ani jednego internisty, który zaliczyłby test na ocenę bardzo dobrą.

Tajne przez poufne

W 2001 r. ministerstwo zdrowia powołało Centrum Egzaminów Medycznych, ustalając szczegółową procedurę przeprowadzania testów i rozmów kwalifikacyjnych. Główną przyczyną był opisywany wówczas szeroko przez "Gazetę Wyborczą" proceder handlowania pytaniami testowymi. Miał trwać wiele lat. Do dzisiaj opowiadają o nim sami lekarze. - Jeśli grupa miała dojście do pytań, organizowała zrzutkę do kapelusza. Mój starszy kolega opowiadał mi, że wyłożył na egzamin równowartość "malucha" - opowiada jeden z krakowskich lekarzy. On sam egzamin oblał dwukrotnie, jednak rozmawia bez goryczy. Zastanawia się na chłodno, czy podchodzić do egzaminu po raz trzeci.

Tegoroczne wydarzenia pokazują, że CEM, powołany do walki z korupcją i nadużyciami, stał się instytucją, której praca nie podlega jakiejkolwiek kontroli czy dyskusji. To niewielkie biuro, schowane na tyłach Centrum Zdrowia Matki Polki, pilnuje swoich tajemnic równie dobrze jak banki czy policja. W CEM-ie nie tylko pytania testowe przed egzaminami są tajne. Tajne jest wszystko, co oznacza, że ewentualne błędy lub potknięcia nie wydostają się na światło dzienne. Tajne są nazwiska specjalistów przygotowujących testy. W CEM-ie tłumaczą, że dzięki temu nie są oni narażeni na ostracyzm środowiskowy i pretensje lekarzy, którzy oblewają testy. Druga strona medalu jest jednak taka, że autor nie ponosi odpowiedzialności za swoją pracę i ewentualne błędy.

Tajne są również pytania. Nie ma mowy o udostępnianiu ich po egzaminie. Egzaminowany może obejrzeć swój test w specjalnym pomieszczeniu, w obecności pracownika CEM. Prof. Stanisław Orkisz, dyrektor CEM: - Prawa autorskie do pytań przysługują naukowcom, którzy je przygotowali. Zazwyczaj nie zgadzają się na publikację. Po drugie, jeśli zaczniemy publikować pytania po testach, to część specjalizacji będzie miała ułatwione zadanie. Ilość możliwych pytań z chorób wewnętrznych wynosi ok. 5 tys., ale już z seksuologii tylko ok. 200. Więc seksuolodzy będą mieli łatwiejsze zadanie niż interniści.

Jak wyglądają konsekwencje takiego rozwiązania, przekonali się tej jesieni lekarze chorób wewnętrznych. Komisja unieważniła 6 ze 120 pytań, czyli 5 proc. całego testu, po tym, jak w trakcie egzaminu zaskarżyli je zdający. Pierwsze unieważniono już na sali. Zawierało błędy i podobnie jak pozostałych 5 uniemożliwiało udzielenie prawidłowej odpowiedzi. CEM oraz nadzorujący egzamin krajowy konsultant ds. chorób wewnętrznych prof. Zbigniew Gaciong konsekwentnie odmawiają jednak ujawnienia ich treści.

Marcin, lekarz z południowej Polski: - Schowanie tych pytań pod dywan rodzi podejrzenia. Jaką mamy gwarancję, że podobne błędy nie pojawiły się w innych pytaniach? Do nich też nie ma żadnego dostępu. A jeśli były poważne uchybienia, jakie świadectwo wystawiają ich autorom?

Lekarka ze szpitala wojewódzkiego w północnej Polsce: - Na każde z tych pytań poświęciłam czas. Tego czasu zabrakło mi na inne zadania.

CEM nie uniknął jednak niekonsekwencji. Po egzaminie komisja odnalazła kolejne pytanie, które budziło wątpliwości. Okazało się, że odpowiedź wskazana jako prawidłowa przez autora zadania na skutek literówki stała się odpowiedzią błędną, zaś jedna z błędnych odpowiedzi stała się odpowiedzią prawidłową. Jednak to pytanie nie zostało unieważnione.

Prof. Orkisz: - Uznaliśmy, że przyznajemy punkt zarówno tym lekarzom, którzy wskazali na obie możliwości. W związku z tym 7 osobom podwyższyliśmy ocenę z niedostatecznej na dostateczną, a 13 egzaminowanym podnieśliśmy ocenę o jeden stopień.

Marcin: - Komisja znajduje poważny błąd, a mimo to pozostawia pytanie i przyznaje punkty lekarzom, którzy odpowiedzieli nieprawidłowo? Pytam, gdzie tu jest elementarna logika? Gdzie jest szacunek dla naszej pracy?

Paweł: - Pytania z podwójnym zaprzeczeniem, z zawikłaną gramatyką, wielokrotnie złożone, albo z niejednoznaczną odpowiedzią. Do tego musisz rozstrzygnąć, które wytyczne stosować. Komisja mówi: podręcznik, a ty już masz w głowie nowe informacje. Medycyna zmienia się z miesiąca na miesiąc. Podręcznik Szczeklika jest już w wielu miejscach nieaktualny. Co mam wybrać?

Lenie i obiboki

Ministerstwo zdrowia unika komentarzy w tej sprawie. Wsparcia lekarzom udzieliły na razie okręgowe izby lekarskie, które obiecały pomoc prawną. Rozgoryczenie internistów rozumie też dr Krzysztof Bukiel z Porozumienia Zielonogórskiego. O kulisach ­egzaminu mówi w bardzo gorzkich słowach: - W tym egzaminie chodzi o to, jak przechytrzyć egzaminowanych. Mamy do czynienia z lobby, w którego interesie leży zamknięcie specjalizacji przed jak największą liczbą lekarzy. Nowi mogą przecież zająć ich miejsca. Co najgorsze, wyraźnie widać, że rząd przyzwala na taką sytuację. O nieprawidłowościach w nowych egzaminach mówi się od kilku lat, ale dopiero w tym roku okazało się, że skala jest tak duża.

Paweł, lekarz z południowej Polski: - Są też kwestie poboczne, jak choćby finanse. Trzeba przejść kilkanaście kursów, m. in. z transfuzjologii, onkologii, diagnostyki obrazowej. Czasem trwają kilka dni, czasem kilka tygodni. CMKP (Centrum Medyczne Kształcenia Podyplomowego) organizuje je za darmo tylko w Warszawie. W pozostałych częściach kraju trzeba słono zapłacić. Pięć lat specjalizacji kończy obowiązkowy trzytygodniowy kurs w stolicy. Koszt utrzymania się i podróży sięga czasem kilku tysięcy. Jedni biorą pożyczkę w banku, inni zadłużają się u rodziny. Mam znajomych, którzy muszą wziąć L4, żeby znaleźć czas na naukę. Przyjacielowi urodziła się córka, ale widział ją tylko na porodówce, bo potem musiał wyjechać na trzy miesiące ze "Szczeklikiem" pod pachą. Koleżance siada psychika, mówi, że jak nie zda znowu, to 11 lat życia pójdzie na marne. Inny kolega zaczął brać leki antydepresyjne. A potem wszyscy słyszymy, że jesteśmy lenie, obiboki i z pewnością nie przyłożyliśmy się wystarczająco do pracy.

Krzysztof Bukiel: - Rozwiązaniem mogłoby być stworzenie zwartej puli przykładowo 2 tys. pytań dla internistów i precyzyjne wyznaczenie wytycznych do nauki. Na podobnych zasadach funkcjonuje system w Stanach Zjednoczonych. Tam nie ma mowy o różnicach w interpretacji. Poza tym, w Polsce układający pytania profesorowie zachowują się jak półbogowie. Nie można zweryfikować ich pytań, bo jeszcze ktoś ośmieliłby się je podważyć.

Prof. Gaciong jest bardzo sceptyczny, słysząc takie propozycje. - Bank pytań jest popularnym mitem. Nigdzie na świecie nie ma takiego banku, ułożonego przez osoby odpowiedzialne za egzamin. Dlatego nie zgadzam się na takie rozwiązanie. Interniści wykują na blachę kilka tysięcy pytań i zaczną zdawać egzaminy. I wyjdzie na to, że każdy, kto ma dobrą pamięć, może dostać specjalizację - tłumaczy.

Prof. Orkisz: - Zwrócę się do ministerstwa zdrowia o wprowadzenie zmian w egzaminie, nie takich jednak, jak postulują lekarze. W tej chwili obowiązuje sztywny próg zdawalności testu. Egzaminowani muszą prawidłowo odpowiedzieć na min. 60 proc. pytań. Wyniki pokazują, że taka zasada jest nie do utrzymania. Trzeba wrócić do elastycznego progu zdawalności. Nie wyobrażam sobie natomiast, by CEM miał przygotowywać bank pytań, egzamin traci wtedy sens. Wolę odejść, niż firmować takie zmiany swoim nazwiskiem.

Był przeciek?

Nieważne

W sprawie egzaminu po raz pierwszy od 2001 r. pojawiają się też wątki kryminalne. Wśród lekarzy krąży list z 15 pytaniami testowymi z kardiologii, które miały być znane części zdających przed egzaminem. Mają kod autora, oznaczony stopień trudności i podręcznik, na podstawie którego zostały przygotowane.

- Potwierdzam. 9 z tych pytań pojawiło się w teście. Skierowałem już sprawę do prokuratury - ujawnia prof. Orkisz. Nie chce jednak powiedzieć, której z klinik dotyczą podejrzenia. Nam udało się dowiedzieć, że trop prowadzi na Śląsk. W grę wchodzą prawdopodobnie dwa ważne ośrodki kardiologiczne: Ochojec albo Zabrze.

Prof. Orkisz ostrzega, by sprawy nie traktować jednoznacznie. Dopuszcza nawet możliwość, że pytania zostały wykradzione przez hakerów albo sfabrykowane po egzaminie, by podać w wątpliwość jego wiarygodność. Jedyna możliwość, jaką wyklucza, to pochodzenie przecieku od prof. Gacionga. - W tych pytaniach są błędy, które poprawiał później konsultant - wyjaśnia.

Kolejne podejrzenie dotyczy jednej z poznańskich klinik. Po informacjach od egzaminowanych, że poznańscy lekarze znali część pytań, CEM postanowił porównać średnią zdawalności lekarzy z tego ośrodka ze średnią krajową. Nie uzyskaliśmy informacji, który poznański naukowiec przygotowywał tegoroczne pytania.

Prof. Gaciong: - To bzdury. Ci, którzy nie zdali, ratują się, jak mogą. Nie dopuszczam możliwości, by doszło do przecieków.

Nawet jeśli okaże się, że przecieki nie zostały sfabrykowane i część lekarzy znalazła się w uprzywilejowanej sytuacji, pozostali i tak nie mogą liczyć na powtórny egzamin. CEM powołuje się bowiem na rozporządzenie ministra zdrowia, które mówi, że wynik egzaminu nie jest decyzją administracyjną w rozumieniu Kodeksu Postępowania Administracyjnego. Co prawda, w KPA nie ma ani słowa na temat sytuacji takich jak unieważnienie egzaminu, prof. Orkisz twierdzi jednak, że nie można tego zrobić.

Orkisz: - Już poza wszystkim - sprawdziliśmy wyniki tych, co najgłośniej krzyczą, że tu się dzieje jakaś niesprawiedliwość. Nawet gdyby uznać im te pytania, i tak by nie zdali. Nie wspominam już o anonimowych telefonach na moje biurko. Podnoszę słuchawkę i słyszę stek ordynarnych wyzwisk pod moim adresem.

Paweł: - Przełknąłbym porażkę, gdybym miał poczucie, że na nią zasłużyłem. Jestem dorosły, wiem, że czasem się przegrywa. Ratuję ludziom życie od 10 lat i mam w sobie dużo pokory. Ale gdyby policzyć czas i ilość pytań na egzaminie, okazałoby się, że mam niewiele ponad minutę na zdiagnozowanie pacjenta. Ciekaw jestem, który ze specjalistów układających pytania to potrafi?

Odpowiedź na to pytanie również musi pozostać tajna.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz, reportażysta, pisarz, ekolog. Przez wiele lat w „Tygodniku Powszechnym”, obecnie redaktor naczelny krakowskiego oddziału „Gazety Wyborczej”. Laureat Nagrody im. Kapuścińskiego 2015. Za reportaż „Przez dotyk” otrzymał nagrodę w konkursie… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 46/2008