Leibniz

Mówi się o Leibnizu - nie pamiętam, kto pierwszy to powiedział - że był ostatnim człowiekiem w Europie, który wiedział wszystko. Rzeczywiście, wchłonął całą kulturę duchową swojego wieku i we wszystkich dziedzinach, jakie sobie przyswoił, był twórczy: matematyka i fizyka, filozofia i teologia, logika i jurysprudencja, nauki historyczne i geologia, wszystko było w jego zasięgu. Czegokolwiek się jął ten umysł genialny, wszystko wzbogacał. Rychło już taka wszechwiedza nie była możliwa, różne odnogi kultury rosły zbyt spiesznie.

03.04.2005

Czyta się kilka minut

Nie sama różnorodność zainteresowań Leibniza jest ważna, ale jego pragnienie, by wszystkie gałęzie wiedzy sprowadzić do jednego korzenia, wykryć w nich tę samą siłę kierowniczą i ostatecznie zrozumieć jako jeden gmach zaplanowany przez jeden i ten sam zamysł architektoniczny.

Takie oglądanie i rozumienie świata, twierdził, jest możliwe. Trzeba nieustannie pamiętać o dwóch naczelnych prawidłach naszego myślenia. Jedno z nich, nie budzące na ogół sprzeciwu, to zasada sprzeczności, czyli reguła, wedle której to, co sprzeczność zawiera lub do sprzeczności prowadzi, musi być fałszywe. Druga reguła nie jest, jak się wydaje, czysto logiczna, lecz metafizyczna. Jest to zasada racji dostatecznej. Powiada ona, że cokolwiek jest rzeczywiste, musi mieć dostateczną rację, z której jest takie właśnie, a podobnie rację taką, takie uwiarygodnienie, musi mieć każde zdanie prawdziwe. Nie znaczy to, że racje takie są nam zawsze dostępne; przeważnie nie są. Jest jednakowoż niesłychanie ważne wiedzieć, że racja taka istnieć musi, inaczej wiedza prawdziwa jest niemożliwa. Racja dostateczna, jakiej szukamy i znajdujemy w matematyce, daje się odkryć w prawdach wiecznych, które są prawdziwie konieczne i których konieczność rozumiemy: to aksjomaty logiki i matematyki.

Prawdy te nie zostały zadekretowane przez Boga dowolnym Jego nakazem, który mógł był być inny, gdyby Bóg zechciał. Nie. Bóg nie mógł sprawić, by liczba 3 pomnożona przez siebie nie dała w wyniku liczby 9. Nie mógł też podać liczby odpowiadającej dokładnie pierwiastkowi kwadratowemu z liczby 2. To są cechy wpisane wiecznie w świat liczb i Bóg sam nie może ich zmienić. Nie znaczy to, że jest On w mocy swojej zależny od jakiegoś innego prawodawstwa; te prawdy są identyczne z Nim samym, są, by tak rzec, niezmiennym wyposażeniem Jego ducha, nie zaś tegoż ducha kaprysami.

Mamy jednakowoż nieskończenie liczne prawdy przypadkowe, prawdy o poszczególnych faktach, które się wydarzyły, ale które nie mają racji same w sobie; ich prawdziwość nie jest przecież umocowana w samej ich treści. Ta dziewczynka ma jasne włosy, ale nie prowadzi do sprzeczności przypuszczenie, że ma włosy ciemne, inaczej niż w przypadku zdania, że wszystkie promienie koła są równe, bo zaprzeczyć temu zdaniu to w sprzeczność popaść. Ale zasada racji dostatecznej wymaga, by również dla prawd przypadkowych taka racja istniała. Chodzi o to jednak - a to jest sprawa główna - że podanie przyczyn jakiegoś zdarzenia czy jakiegoś sądu, z którego dany sąd wynika, nie jest tym samym, co podanie racji dostatecznej, czyli ostatecznej. Tłumacząc przypadkowe zdarzenie przez inne przypadkowe zdarzenie, nie załatwiamy sprawy, o którą chodzi, nie wiedzie to nas do racji, która przypadkowa już nie jest, choćbyśmy te tłumaczenia nie wiedzieć jak długo ciągnęli. Poszukujemy nie przyczyny sprawczej nadal wymagającej wyjaśnienia, ale przyczyny, która sama nie ma przyczyny, przyczyny ostatecznej i celowej.

Leibniz stawia sławne pytanie: dlaczego istnieje coś, zamiast by raczej nic nie istniało, zważywszy, że nic jest łatwiejsze niż coś? Gdy uznamy, że jest to pytanie sensowne (czemu niektórzy filozofowie przeczą), odpowiedź jest jedna: tylko Bóg jest taką przyczyną. Jest przyczyną wszystkiego, bo nie ma w świecie zdarzeń wzajem izolowanych, wszystko jest powiązane w jeden mechanizm i jednej tylko przyczyny ostatecznej wymaga. Świat jest celowo zarządzany i chociaż nie możemy celu w nieskończoności wydarzeń dostrzec - na to trzeba umysłu absolutnego - to jednak wiemy, że ten cel jest. Skoro zaś dla Leibniza zasada racji dostatecznej jest wymogiem logiki, wydawałoby się, że istnienie Boga jest prawdą logiczną.

Bardzo wiele wynika stąd, że Bóg jest jedyną przyczyną ostateczną wszystkich zdarzeń. Świat jest zbiorowiskiem nieskończonym monad, a monada to rzecz absolutnie prosta, nierozciągła, nie mająca części, a więc taka, że nie może ani narodzić się, ani zginąć w sposób naturalny. Skoro są rzeczy złożone, to muszą być i niezłożone. A rzecz niezłożona nie może doznać na sobie wpływu innych rzeczy. Monady są całkiem nieprzenikliwe, odporne na zewnętrzne naciski; nie mają okien, jak Leibniz powiada. Nie znaczy to, że w monadzie nic się nie zmienia: zmienia się nieustannie, ale z przyczyn wewnętrznych. Każda dusza ludzka jest monadą, a ciało każdego człowieka jest zbiorem monad dostosowanych do formy duszy. Każda monada jest inna, każda różni się od wszystkich pozostałych. Tworzą one hierarchię, na której szczycie jest monada najwyższa - Bóg. Wszechświat przeto składa się z jednostek duchowych. Stosunki przestrzenne nie są jednak po prostu złudzeniem. Nie istnieją one w takim sensie jak dusze, nie mają samodzielnego istnienia, są to jednak projekcje nieodzowne po to, by istniał wspólny świat ludzkiego doświadczenia, byśmy wiedzieli, że nasze percepcje odnoszą się do tej samej rzeczywistości, co percepcje innych ludzi.

Jakże to jednak możliwe, by monady i rzeczy nie mogły wzajem na siebie oddziaływać, a mimo to wszystkie rzeczy w świecie były ściśle powiązane w jednym gigantycznym mechanizmie? Otóż jest to możliwe dzięki temu, co Leibniz zwie harmonią wprzódy ustanowioną. Jest to przez Boga ustanowiona harmonia poruszeń, działań i percepcji wszystkich monad, a dzięki niej wszystko się dzieje tak dokładnie, jakby przyczynowe związki i prawa były czynne, chociaż naprawdę czynne nie są. Każda monada snuje w nieskończoność los swój wpisany bezbłędnie w jej naturę, a wszystkie monady łącznie mają losy swoje ściśle uzgodnione przez siłę boską. Nie tylko więc wszystko dzieje się tak, jakby przyczynowość zwyczajna w świecie działała, jak to sobie normalnie wyobrażamy, ale uzgodnienie działań monad jest tak doskonałe i przemyślne, że w każdej z nich odbija się przeznaczenie wszystkich pozostałych. Każda jest nieomylnym zwierciadłem wszechświata całego, jego losów minionych, teraźniejszych i przyszłych - w nieskończoność.

Nie znaczy to, że możemy naprawdę, w głąb naszej duszy zaglądając, osiągnąć znajomość wszystkich szczegółów wszystkich rzeczy na świecie. Ta znajomość jest obecna w nas, ale nasze percepcje nie są tak doskonałe, byśmy mogli wszystkie zdarzenia, jakie we wszechświecie zaszły i zajdą, świadomie dojrzeć. Percepcje nasze mają różne stopnie wyrazistości, różne rodzaje zażyłości ze swoimi przedmiotami. Tylko Bóg bezczasowy i doskonały ma wiedzę zupełną o wszystkim. Wiadomo Mu, że w każdym zdaniu prawdziwym jakaś cecha, jakość zdarzenia przypisane są jakiemuś przedmiotowi, a ten związek jest konieczny; każde zdarzenie prawdziwe jest więc tożsamościowe - analityczne, jak od czasu Kanta mówimy; każdy orzecznik wpisany jest w podmiot. W pojęciu każdej rzeczy tkwi jej kompletne, nieskończone przeznaczenie; prawda, która orzeka, że ja w pewnej chwili przewróciłem kieliszek pijąc wino, jest równie koniecznym składnikiem pojęcia mnie samego, jak prawda, że każdy trójkąt ma 3 kąty, należy do pojęcia trójkąta. Ta ostatnia jest jedną z prawd, o których wiemy, że są konieczne; ta pierwsza, prawda przypadkowa, jest równie konieczna, ale by to zauważyć, trzeba być umysłem doskonałym.

W naturalny sposób narzuca się pytanie: skoro losy wszechświata i każdej jego cząstki są we wszystkich szczegółach wyznaczone w ustanowionej wprzódy harmonii, czy wolno bez sprzeczności twierdzić, że ludzie z wolnej woli działają?

Tak, powiada Leibniz, uczynki ludzkie nie są konieczne, chociaż w planie boskim są pewne. Konieczne jest tylko to, czego przeciwieństwo zawiera sprzeczność, jak właśnie twierdzenie, że trójkąt ma 3 kąty. To zaś, co przypadkowe, jest wprawdzie przewidziane przez Boga, ale przeciwieństwo tej prawdy czy zdarzenia jest nadal możliwe: nie ma sprzeczności w przypuszczeniu, że wcale nie przewróciłem kieliszka. Człowiek zawsze czyni to, co mu się wydaje najwłaściwsze, a czyni to swobodnie.

Jest, oczywiście, w świecie zło, grzech i cierpienie. Zło powstaje z samej niedoskonałości stworzeń, a Bóg nie mógł uczynić stworzeń doskonałymi, czyli równymi sobie samemu. Jest logicznie niemożliwe, by było więcej bogów niż jeden. Bóg, jak zresztą tradycyjnie głosi teologia chrześcijańska, nie sprawia zła, ale je dopuszcza. Jednakże - uważajmy - Bóg dopuszcza minimum zła, jakie jest w świecie stworzonym możliwe. Bóg jest nieskończenie dobry, bo jest doskonały, a dobroć z definicji zawiera się w doskonałości. Jest też nieskończenie mądry, a z obu tych Jego własności wynika, że stworzył świat najlepszy z możliwych, czyli taki, gdzie masa dobra jest maksymalnie wielka w zestawieniu z masą zła. Bóg zrobił przegląd wszystkich światów możliwych i rozwiązał zapewne jakieś nieskończone równanie, które dało ten właśnie wynik. Świat, gdzie by nie było w ogóle zła, był zapewne możliwy, lecz musiałby to być świat zaludniony przez pozbawione woli automaty, Bóg zaś wyliczył, że ten nasz świat, z całym jego złem i cierpieniem, wytwarza nieporównanie więcej dobra niż tamten możliwy, wyzuty z wolności.

Żyjemy przeto w najlepszym z wszystkich możliwych światów, a ten wniosek, który tak irytował Woltera, wyłania się nieuchronnie z samego pojęcia Boga jako bytu doskonałego. Jest On nie tylko stworzycielem wszystkiego, ale królem i miłującym ojcem swoich ludzkich poddanych. Pytanie, czy może to przekonać człowieka, który właśnie z głodu lub tortur strasznych ginie, nie porusza Leibniza wiary: on nie przeczy obecności zła i cierpienia, przeczy tylko temu, by był to argument przeciw boskiej dobroci. Teodycea, czyli teoria dowodząca boskiej sprawiedliwości, jest to termin przez Leibniza ukuty i temat jego nieustających rozmyślań. Byt jest dobry i dobry być musi.

Świat leibniziański narzuca nam różne pytania, między innymi takie:

Czy to dobre jest rozumowanie: skoro istnieją rzeczy złożone i podzielne, to muszą istnieć rzeczy (substancje) niezłożone i niepodzielne?

Czy ten, co uznaje, że Bóg jest bezwzględnie dobry i wszechmocny, może odrzucić tylekroć wyszydzany wniosek Leibniza: a więc żyjemy w najlepszym z możliwych światów? Czy raczej powinien mówić jak epikurejczycy: skoro tyle jest zła i cierpienia, to Bóg jest albo zły albo bezsilny, albo zły i bezsilny zarazem?

Wykłady telewizyjne prof. Leszka Kołakowskiego zrealizował Jerzy Markuszewski, a wyprodukowała na zlecenie 2 programu TVP firma Euromedia TV. Całość ukaże się w maju w książce przygotowywanej przez wydawnictwo Znak.

---ramka 348998|strona|1---

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 14/2005