Łapy profesorów

W Instytucie Filologii Polskiej UJ, obecnie działającym jako Wydział Polonistyki, spędziłem pięć lat studiów i trzydzieści sześć lat pracy.

21.05.2012

Czyta się kilka minut

1

Nie twierdzę, że to wystarczy, by wypowiadać się o stanie szkolnictwa wyższego i proponować drogi wyjścia z zapaści, w jakiej to szkolnictwo się znajduje. Chciałem tylko powiedzieć, że dostatecznie długo przyglądam się codziennemu funkcjonowaniu konkretnej uczelni, by przysłuchiwać się z rozpaczą dyskusji rozpoczętej jakiś czas temu przez „Gazetę Wyborczą”.

2

Skąd rozpacz? Po pierwsze stąd, iż dzisiejszy kryzys jest w znacznej mierze skutkiem ogromnego i zasadniczo słusznego wysiłku przebudowy szkolnictwa, podjętego na początku lat 90. Należało zwiększyć ilość studiujących, należało zwiększyć ilość szkół wyższych; nikt nie mógł przewidzieć, że nie da się kontrolować nieuniknionego spadku poziomu kształcenia; nikt nie mógł przewidzieć, że Polska nie będzie w stanie zapewnić pracy tak wielkiej liczbie młodych ludzi z dyplomami. Rozpacz bierze się też z odczucia, że nowa ustawa o szkolnictwie wyższym raczej pogłębia istniejący stan rzeczy, niż zapowiada poprawę. Wreszcie zaś: trudno nie wpaść w rozpacz, kiedy się słucha kolejnych, jedynie słusznych recept na zbawienie polskich uniwersytetów.

3

W „Rzeczpospolitej” z 18 maja w roli zbawcy wystąpił Paweł Dobrowolski, absolwent Harvardu, prezes Fundacji Obywatelskiego Rozwoju, prywatnie zajmujący się doradztwem gospodarczym. „Polskie uczelnie – powiada w pierwszych słowach swego naprawczego manifestu – są i będą kiepskie, dopóki polskie prawo będzie wymagać, by uczelnie były prywatnym folwarkiem profesury, ustawy i rozporządzenia będą drobiazgowo determinować sposób uczenia, a konstytucja będzie wymagała darmowych studiów na państwowych uczelniach”. Zgodnie z tym prezes FOR proponuje wyrzucenie na śmietnik ustawy o szkolnictwie wyższym (wraz z wszystkimi towarzyszącymi jej zarządzeniami wykonawczymi), likwidację odpowiedniego ministerstwa, podporządkowanie uczelni zewnętrznym wobec nich radom nadzorczym (wyłaniającym sprawującego władzę wykonawczą prezydenta-menedżera) oraz dostosowanie programu nauczania do potrzeb studentów. Warunkiem wyjściowym jest, rzecz jasna, wprowadzenie opłaty za studia. No i (podkreślone przez redakcję „Rzepy”) wyrwanie uczelni z „łap profesury”.

4

Dobrowolski nie mówi rzeczy nowych; frakcja amerykańska jest od dawna obecna i niezwykle wpływowa wśród reformatorów polskiego szkolnictwa. Przyznajmy jednak: tym, co wyróżnia prezesa FOR, jest radykalizm jego poglądów, połączony z niezmierzoną miłością do uczelni, która go wykształciła. Jeśli zatem inni reformatorzy namawiają do naśladowania niektórych wzorów sprawdzonych w Ameryce, to Paweł Dobrowolski proponuje totalną amerykanizację polskiego szkolnictwa. Najtrudniejsza, powiada pan prezes, będzie likwidacja darmowych studiów (bo to wymaga zmian w konstytucji), reszta powinna być łatwa.

5

Co ciekawe: prezes Dobrowolski, doradca gospodarczy, nic nie mówi o sprawach finansowych, np. nie wspomina o budżecie Harvardu i nie porównuje go z budżetami polskich uczelni.

6

Jak zrealizować wizję Pawła Dobrowolskiego? Najprościej byłoby przyjąć (drogą plebiscytu), iż polskie szkolnictwo podlega amerykańskiej konstytucji. Można też przyłączyć Polskę do USA, wtedy problem będzie rozwiązany automatycznie. Czy warto tę wizję realizować? Och, w tej sprawie mogą się wypowiadać tylko absolwenci Harvardu.

7

Zastanawia mnie to, że manifest Pawła Dobrowolskiego ukazał się na łamach dziennika zwykle deklarującego przywiązanie do polskiej tradycji i do suwerenności państwa. Czyżby szło nowe w „Rzeczpospolitej”? Aby być sprawiedliwym: w „Plusie-Minusie” z 19/20 maja przeczytałem felieton Dominika Zdorta „Jak glacjolog z glacjologiem”, a w nim następującą uwagę: „Amerykańskie uczelnie przewodzą w edukacyjnych rankingach, ale tamtejszy system szkolnictwa słynie z produkcji ignorantów, gdy idzie o wiedzę ogólną”. Odetchnąłem z ulgą: amerykańska frakcja zbawców polskich uniwersytetów powinna pamiętać o wskazanym przez Zdorta dylemacie.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 22/2012