Laboratorium losu

Oszalały ojciec wdziera się do zabarykadowanej łazienki, krzycząc: „Kochanie, wróciłem do domu”. Matka i dziecko, skulone w rogu, modlą się, by drzwi wytrzymały...

24.01.2013

Czyta się kilka minut

Oszalały ojciec wdziera się do zabarykadowanej łazienki, krzycząc: „Kochanie, wróciłem do domu”. Matka i dziecko, skulone w rogu, modlą się, by drzwi wytrzymały... To oczywiście „Lśnienie” Stanleya Kubricka. Nigdy bym nie przypuścił, że dokładnie tak wyglądała dziecięca trauma Marii Janion.

Rozmowa rzeka z Marią Janion rozpoczyna się dźwiękiem trąbki, a właściwie syreny fabrycznej, którą mała Misia nazywała „trąbiczką”. Jednak zaraz potem, w następnym zdaniu, 87-letnia intelektualistka zastrzega: „wspominanie tamtych najodleglejszych początków sprawia mi wielką trudność. W ogóle niechętnie oddaję się wspomnieniom. Nie lubię tego. Boję się. Męczy mnie to. Pewnie to cecha pokoleń straumatyzowanych przez historię. Ale w moim przypadku nie ma nawet tej poprzedzającej wojnę, idyllicznej wizji dzieciństwa (...) niedobre, nieszczęśliwe dzieciństwo to rzecz, o której wolałabym nie opowiadać”. Powrót w przeszłość jest dla niej przedzieraniem się przez zapomnienie, utykaniem w białych, pustych polach, gdy nie jest w stanie sobie przypomnieć choćby tego, co kiedyś lubiła jeść.
Trudno nie pomyśleć: nie chcemy pamiętać złego czasu. Trudno nie porównać tej relacji z ogarniającą najdrobniejszy szczegół pamięcią innego wilnianina, Czesława Miłosza, który jako chłopiec otrzymał – pomocną mu później przez całe życie – porcję szczęścia.
TRANS LEKTUROWY
Przeprowadzona przez Kazimierę Szczukę rozmowa nosi tytuł „Niedobre dziecię” i jest pierwszą częścią książki „Janion. Transe – traumy – transgresje”. Mickiewiczowska fraza wrzuca nas w środek koliska „janionicznych” tematów: dzieciństwo – romantyzm – Wilno – zło... Poznając zarys biografii słynnej badaczki literatury, odnajdujemy też źródła jej humanistycznych zatrudnień i fascynacji.
Urodzona w prowincjonalnych kresowych Mońkach (w 1968 r. pewien esbek będzie ją przekonywał, że jest Żydówką, bo przecież „ojciec nazywał się Moniek”...), wkrótce wraz z rodziną przenosi się do nieodległych od Wilna Baranowicz. Matka Ludwika, brat Mirek, no i ojciec, kolejarz, alkoholik, przed którym czasem trzeba było się barykadować: „Pamiętam doświadczenie wielkiego strachu. Okropnego. Na drzwiach była tak zwana zaszczepka, czyli haczyk. Pod wpływem tego walenia wszystko się trzęsie, a ja – zdrętwiała – obserwuję zaszczepkę. Puści czy nie puści?”. Ojciec maltretuje rodzinę i przepija przypadły mu w posagu majątek ziemski, jest coraz więcej biedy („chleb z cukrem stanowił najwspanialszy przysmak”) i coraz więcej strachu, aż wreszcie zdesperowana matka decyduje się na ucieczkę do Wilna. Razem z dziećmi koczuje na dworcu, by w końcu znaleźć schronienie u jakiejś litościwej kobiety. Znajdzie pracę, wyemancypuje się, mężowi nigdy nie wybaczy.
Misia trafia do ciotki w Siedlcach – do zasobnej, ale surowej i zimnej rodziny, gdzie ciepły gest ofiaruje jej jedynie służąca, do mieszkania, z którego kuchennymi drzwiami będzie się wymykać na włóczęgi z „bandą” podrostków. W szkole sobie nie radzi, czy może: nie umie zaadaptować się do społecznej wspólnotowości, namiętnie za to czyta, także gazety, jak „Mały Dziennik” ojca Kolbego, gdzie „antysemityzm królował jawnie i niepodzielnie. Rozumiałam, że Żydzi mieli być tak okropni jak ja. Źle się uczyłam, byłam bardzo nieposłuszna. Niedobre dziecko po prostu”. Wreszcie po sześciu latach powrót do ukochanej matki i Wilno w ostatnich latach przed wojną. Oglądanie sklepowych wystaw z niedostępnymi, zbyt drogimi, rzeczami, przyjemność, jaką daje kino i choćby „King Kong”, który – o ciekawostko – przynosi „pierwsze poruszenie erotyczne”.
A zaraz potem okupacja, tajne komplety, na których uczy się łaciny i – tak!... – greki. Poznawane wtedy „Trzy zimy” Miłosza („bardzo się do tych wierszy przywiązałam, tak na całe życie”) oraz własne – jakby mniej udane – próby poetyckie: „Młode dziewczęta wśród zaułków gwaru, / Wtulają twarze w więdnących róż płatki, / Szukają smutne zamierzchłego czaru, / Chcą rozwiązania tajemnej zagadki”... „Dziewczęta”, bo to kobiety budzą zainteresowanie nastolatki: kolejne nauczycielki, w których się zakochuje, koleżanki, które podobno dość łatwo było podrywać... – o swojej orientacji seksualnej mówi Janion otwarcie, choć dyskretnie, dementując też niektóre plotki, latami krążące w polonistycznym środowisku. I jednocześnie, przez cały ten czas, ale i później, do dzisiaj – gorączkowe, obsesyjne wręcz czytanie („kiedy pochłaniałam powieść »Zaginiona karawana«, dostałam z wrażenia czterdziestostopniowej gorączki”), które jest jak „trans narkotykowy” i które było naturalnie ucieczką przed koszmarem.
PRZYSIĘGA HANNIBALA
Koszmarem najboleśniej spełniającym się w losie wileńskich Żydów. Misia mieszka koło getta, pewnego razu, gdy jak zwykle notuje w dzienniku wrażenia z lektur, podchodzi znajoma Żydówka, mówiąc, że i ona chciałaby czytać, uczyć się. Dziewczynki pilnuje żydowski policjant – wkrótce wszyscy, kilkadziesiąt tysięcy ludzi, zostaną rozstrzelani w Ponarach.
Nastoletnia, buzująca humanistyczną wiedzą czytelniczka patrzy na pędzony na zagładę tłum, wstydzi się swej bezsilności: „obiecałam sobie coś uczynić. Nie wiedziałam oczywiście, co. Ale ta przysięga zemsty odbywała się u mnie pod wezwaniem słów Hannibala, pamiętam to do dzisiaj. »Ius iurandum patri datum, usque ad hanc diem ita servavi«. Czyli: złożoną ojcu przysięgę do tego dnia dotrzymałem. Odpowiadałam sobie na to wszystko tym, co czerpałam z książek. I czego się nauczyłam na lekcjach łaciny”. Po latach wypełni to zobowiązanie, ucząc studentów, jak zbrodniczą ideologią jest antysemityzm, ta „hańba dla człowieka” („w marcu 68 roku zwolniono mnie z pracy na Uniwersytecie Gdańskim. Wtedy nazywano nas, panią Marynę [Żmigrodzką] i mnie, »Żydówkami duchowymi«”), pisząc o obecności Żydów w polskiej kulturze, o powstawaniu antyżydowskich fantazmatów, wreszcie wydając w 2009 r. książkę „Bohater, spisek, śmierć”, poświęconą m.in. postaci Berka Joselewicza.
Koniec wojny to wkroczenie Armii Czerwonej, rewizje dokonywane przez NKWD, a wkrótce potem repatriacja. Rodzina osiedla się w Łodzi, a studiująca polonistykę Misia staje się „członkinią obozu postępu” – współpracuje z Akademickim Związkiem Walki Młodych „Życie”, o którym jego najbardziej dziś znany członek, Leszek Kołakowski mówił, że było zbyt komunistycznie radykalne nawet dla ówczesnych władz, prowadzących polityczną grę pozorów. Inaczej niż Kołakowski, Janion nie nosi wtedy przy sobie pistoletu „na wszelki wypadek”, uważa się jednak za marksistkę, wiąże ze środowiskiem „Kuźnicy” i Stefana Żółkiewskiego, jest przekonana, iż światowy pokój oraz polską rewolucję może przynieść jedynie sowiecka hegemonia.
Kolejne rozdziały książki budują opowieść o powojennym inteligenckim lewicowym życiorysie: wstąpienie do partii, przenosiny do Warszawy i praca w Instytucie Badań Literackich, czystki w roku 1968 roku i „marcowi docenci”, biorący w posiadanie Uniwersytet Warszawski, rewizjonizm i wyrzucenie z PZPR... A jednocześnie uderzająca skromność warunków bytowych i nieustanna, heroiczna wręcz praca, morze godzin wysiedzianych w czytelniach, profesura zdobyta w wieku lat 37, szybciej niż rówieśnicy, czy późniejsze doświadczenie „Transgresji” – gdańskich wykładów i kultowej serii książek, przekraczających zwyczajowe granice polonistyki, inicjujące humanistyczny namysł, który ma prowadzić „do wolnej Polski”. I jeszcze niewielki krąg najbliższych przyjaciół – z Marią Żmigrodzką, Aliną Witkowską, Małgorzatą Baranowską, Ryszardem Przybylskim.
W tej alchemicznej retorcie losu powstaje – jak pisał Białoszewski: Profesor Misia – ikoniczna Postać, której obraz mamy wryty głęboko w pamięć. Badaczka romantyzmu, intelektualna mistrzyni i uwodzicielka, fascynująca pisarka w swoim mundurze – granatowej spódnicy i garsonce, z jedwabnym fularem na szyi...
CIERPIELIŚMY NAJBARDZIEJ
Być wybitnym pisarzem to rzecz wspaniała, ale prawdziwe spełnienie daje jedynie bycie wybitnym pisarzem zrozumianym i przeczytanym przez Marię Janion – pisał przed laty Jerzy Pilch. Książka Kazimiery Szczuki (jako rozmówczyni co prawda nieco zbyt „środowiskowej”, zbyt jednostajnie odwołującej się do „Krytyki Politycznej” czy Kingi Dunin...), lektura dzięki swej bohaterce naprawdę fascynująca, daje nam przynajmniej dwie korzyści. Jedną z nich jest oczywiście wtajemniczenie w biografię autorki „Gorączki romantycznej”, zrozumienie, jak wiele z podejmowanych przez nią intelektualnych prac ma swoje najgłębsze źródła w doświadczeniach dzieciństwa i młodości. Drugą – obcowanie z żywym, dokonującym się w obecności rozmówcy „janionowym” myśleniem, jak zawsze wybijającym nas z wszelkiego lenistwa.
„Zaraz po wojnie” – by posłużyć się frazą z pierwotnego tytułu „Popiołu i diamentu” – Janion trafia na kilka dni do Warszawy, wstrząśnięta stoi wobec pustyni gruzów, cuchnącej rozkładającymi się zwłokami. Po dekadach wraca do tych chwil, by raz jeszcze wskazać polską mroczną mitologię śmierci, bezrefleksyjne uleganie sile mitu. Klęska i hekatomba z roku 1944 zostaje wszak na naszych oczach otoczona romantycznym nimbem, staje się wydarzeniem, którego rocznice świętowane są coraz huczniej, które ma zostać współczesnym mitem. „Wojna nauczyła nas niewiele. Większość Polaków uważa, że – po pierwsze – byliśmy bardzo bohaterscy, a po drugie – że bardzo cierpieliśmy, bardziej niż wszyscy, bardziej nawet niż Żydzi. Romantyczny mit wojenny, heroiczny i martyrologiczny, trwa dalej w najlepsze, bez żadnego opamiętania – uważa Janion. – Zresztą, to Muzeum Powstania Warszawskiego i jego imprezy walnie się przyczyniają do podtrzymywania mitotwórczej potęgi wojny. Ale to jest też kwestia dominanty kulturowej. Naszą jest mit bohaterski, podstawowy mit polski. Trudno się z niego wyzwolić. Żadne książki nic tu nie pomagają, żadna wiedza historyczna”.
Czy nie podobnie – dopowiedzmy – rzecz ma się dziś z rozgrywanym politycznie powstaniem styczniowym? I czy jesteśmy ciągle narodem zakłamanym w wyobrażeniu swojej niewinności, co tak wyraziście uprzytomniła sprawa Jedwabnego? Postawa Kościoła wobec tej tragedii („wszyscy księża, oprócz księdza Bonieckiego, odwrócili się od sprawy mordu w Jedwabnem”), ale też bolesna pamięć osobista, wspomnienie o maltretowanej matce, która nie znajduje pomocy i zrozumienia u proboszcza, współtworzy złożoną postawę Janion wobec religii, flankowaną z drugiej strony przez setki teologicznych lektur (i będącą skądinąd najsłabiej może opowiedzianym wątkiem w książce).
„Transe...” to opowieść nie tylko o losie Polaka, ale także: człowieka. Egzystencjalne rozpoznanie. „Rozumiem kondycję ludzi mojej epoki jako tragiczną, straszliwą. Zawsze mi to poczucie towarzyszyło, zawsze odczuwałam fakt istnienia jako brzemię raczej niż jako dar – mówi bohaterka książki. – Ale skoro już się istnieje, trzeba wtaczać ten swój głaz pod górę, nie ma wyjścia. Więc pokonywałam depresję pracą, właściwie odurzałam się pracą, w jakiś trans się zawsze wprowadzałam tym zapychaniem od świtu do nocy”. Łatwo jest powiedzieć o tzw. niezwykłej pracowitości Janion, czy jednak rozumiemy, co naprawdę oznaczają te dziesiątki książek i niezliczone artykuły? Jaki rodzaj determinacji, wyrzeczenia? „Radości życia związane były przede wszystkim z czytaniem czasopism” – wspomina Pani Profesor pierwsze lata pracy w IBL-u i właściwie z ulgą odnajdujemy napomknięcia, z których wynika, że z czasem pojawiały się także inne radości. (Wytęż uwagę, Czytelniku, i odkryj, gdzie Maria Janion jada grasicę cielęcą w sosie figowym...).
***
Jesteśmy u podstaw opowieści o ludzkim istnieniu imieniem Maria Janion, opowieści, która może opisywać także nasz los. I w sercu najwyższego powołania humanistyki. Wszak właśnie ona, praca pisarza „to jedyne dostępne nam laboratorium, w którym egzystencja może wyjść ze stanu niewyrażalności, zostać opisana, również w swoim traumatycznym wymiarze”.

Maria Janion, Kazimiera Szczuka, „Janion. Transe – traumy – transgresje. Część 1: Niedobre dziecię”, Wydawnictwo Krytyki Politycznej, Warszawa 2013

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]