Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Druga zależy od wielu okoliczności, jak wiatr, wilgotność itd., które sprawiają, że odczucie ciepła bądź zimna może diametralnie odbiegać od tego, co pokazuje pomiar. I tak jest z narodowością. Można dowodzić – argumentami historycznymi, kulturowymi, prawnymi – że jakiś naród nie istnieje. Cóż jednak począć, gdy niemała grupa ludzi poczuwa się do bycia narodem, w tym przypadku śląskim? Gdy czują, że ich „językiem serca” – czy też: „narodowym DNA” – jest śląska tożsamość narodowa?
Przypomnijmy: w 2011 r. podczas spisu powszechnego narodowość śląską deklarowało 847 tys. obywateli, zwłaszcza na Górnym Śląsku i Opolszczyźnie. Przy czym 436 tys. osób określiło ją jako identyfikację pierwszą, a reszta jako drugą (co dowodzi, że ktoś uważający się za przynależnego do narodu śląskiego może utożsamiać się też z polskością bądź niemieckością). Wcześniej w 2002 r. narodowość śląską deklarowało 173 tys. osób. Cokolwiek by więc sądzić o motywach tych ludzi, mamy do czynienia z procesem, którego – chwilowy – efekt jest taki, że prawie pół miliona obywateli Polski wybiera narodowość śląską.
Tymczasem w minionym tygodniu Sąd Najwyższy orzekł, że Ślązacy nie są narodem. Orzeczenie kończy spór o to, czy można zarejestrować Stowarzyszenie Osób Narodowości Śląskiej: SN rozpatrywał skargę kasacyjną Prokuratury Okręgowej w Opolu, która nie zgodziła się z zarejestrowaniem tegoż Stowarzyszenia przez tamtejszy Sąd Rejonowy (w grudniu 2011 r.). „Szanując przekonanie części Ślązaków o ich pewnej odrębności”, Sąd Najwyższy nie może „zaakceptować sugestii, iż tworzy się naród śląski, bądź już istnieje” – czytamy w orzeczeniu. A postulat autonomii Śląska to według Sądu „dążenie do osłabienia jedności oraz integralności państwa polskiego”, co jest sprzeczne z konstytucją. Stowarzyszenie nie może więc legalnie działać – nie pod tą nazwą. Przypomnijmy, że to kolejna nieudana próba takiego – prawnego – umocowania narodowości śląskiej.
Ale kwestie prawne to jedno, a kwestia wyboru serca – to drugie. Bo też, koniec końców, wszystko sprowadza się do tego jednego: kim ktoś się czuje. Zasada jest, powinna być, prosta: jestem Polakiem, Niemcem, Hiszpanem, Baskiem, Ślązakiem itd., bo taki jest mój wybór. I nie jest to żadna współczesna inżynieria społeczna. Tak to działało w historii, choćby 70 lat temu, gdy – bywało – w obrębie jednej rodziny ktoś wybierał polskość i ginął jako oficer AK w egzekucji, a ktoś inny zostawał dobrowolnie oficerem Wehrmachtu i trafiał pod Stalingrad. Co ciekawe: nie mówimy tu o przypadku ze śląskiego pogranicza, ale o rodzinie, której przodkowie przybyli w XVIII w. pod Lwów jako niemieccy osadnicy, aby się potem – częściowo – spolonizować, z wyboru.
Historia uczy, że nie ma nic lepszego niż prawo do swobodnego określania swej przynależności narodowej. Jeśli pół miliona obywateli Rzeczypospolitej chce być Ślązakami, powinni mieć takie prawo – obejmujące też prawo do zrzeszania się. Natomiast jak zechcą dalej realizować swą tożsamość i czy postulat autonomii jest mądry – to dalsze pytanie. Ale to kwestia wtórna, choć łącząca się z zasadniczą. Także dlatego, że – jak uczy doświadczenie – zakazy mogą skutkować radykalizacją postulatów.