Kuracja doktor Burak

W kraju rozwijającym się, gdzie na jednego pacjenta zarażonego wirusem HIV trzeba wydać blisko tysiąc dolarów rocznie, koszty objęcia opieką medyczną wszystkich potrzebujących byłyby dla gospodarki rujnujące. Czy zatem nie jest na rękę ludziom odpowiedzialnym za finanse publiczne sytuacja, kiedy wiele osób dobrowolnie rezygnuje z leczenia na rzecz np. rzekomo cudotwórczej diety warzywnej?.

01.12.2006

Czyta się kilka minut

Kiedy przedwczesna śmierć znanej osoby odbiera nadzieję i wiarę w lepsze życie kilku milionom obywateli, zazwyczaj oznacza to, że naród stracił jakiegoś polityka dużego formatu, czasem męża stanu czy naczelnego wodza, prowadzącego armię od zwycięstwa do zwycięstwa. Jeśli był to tyran czy dyktator, wiele osób nie kryje zadowolenia, pragnąc pogrzebać wraz ze zmarłym idee, które reprezentował. Nozipho Bhengu, niepozorna, czarnoskóra dziewczyna z Pietermaritzburga w Republice Południowej Afryki trzymała się przez całe trzydziestoletnie życie z daleka od polityki, a mimo to jej odejście w maju tego roku pogrążyło wielu ludzi w rozpaczy, niektórym dało gorzką satysfakcję, będąc jednocześnie pouczającą lekcją dla innych.

Tajemnicza pielęgniarka

Bhengu zachorowała na AIDS na progu dorosłości, co w RPA, niestety, nie jest niczym niezwykłym. Społeczeństwo tego kraju zdaje się nie przyjmować do wiadomości rozmiarów krwawego żniwa, jakie zbiera tam owa choroba. Widać miał rację Albert Camus, pisząc że "dżumy i wojny zastają zawsze ludzi jednakowo zaskoczonych". W kraju trochę większym od Polski mieszka 4,5-6,2 mln osób zakażonych wirusem HIV. O ile w 1990 r. nosicielami był jedynie jeden procent dorosłych obywateli, o tyle w 2005 r. było ich już 25 proc. Jedna trzecia kobiet w ciąży zgłaszająca się do klinik prenatalnych żyje z wirusem. Biorąc pod uwagę, że z powodu AIDS umiera blisko tysiąc osób dzienne, a następne półtora tysiąca zaraża się wirusem, możemy mówić o pandemii tej choroby w RPA - kraju, który jest jednocześnie jej światowym epicentrum.

Nozipho miała sporo szczęścia - jako córka przywódczyni Afrykańskiego Kongresu Narodowego, Ruth Bhengu, miała dostęp do najnowocześniejszych leków i metod leczenia. Nigdy jednak nie przeszła terapii antyretrowirusowej, po tygodniu zażywania odstawiając właściwe leki. Bhengu była młoda i dynamiczna, bardziej obawiała się nieprzyjemnych skutków - nudności, chronicznej niewydolności nerek, nieustannego uczucia senności - niż postępów choroby. Kiedy stan zdrowia dziewczyny gwałtownie się pogorszył, a jej system odpornościowy właściwie przestał funkcjonować, Bhengu poznała Tine Van der Maas, postać tyle tajemniczą, co niesłychanie wpływową w kręgach władzy RPA. Choć formalne kwalifikacje Van der Maas sprowadzały się do tytułu pielęgniarki wyspecjalizowanej w higienie żywienia, zrobiła ona w RPA karierę oszałamiającą. Począwszy od 1995 r., 40 tysiącom pacjentów zaproponowała prostą metodę leczenia - zamiast szpikować się lekami antyretrowirusowymi, lepiej regularnie zażywać wymyślony przez nią specyfik - wyciąg z czosnku, buraków, imbiru dla wzmocnienia organizmu, cytryny i oliwy dla likwidacji stanów zapalnych oraz arbuza i paw-paw dla smaku. Wystarczyło zmieszać składniki w sokowirówce, zażywać codziennie miksturę i patrzeć, jak organizm odzyskuje siły witalne.

Wydaje się to niewiarygodne, ale wiele wpływowych postaci uwierzyło w "magiczne" działanie preparatu. Jego zwolenniczką okazała się m.in. Manto Tshabalala Msimang, szefowa resortu zdrowia w RPA (stąd złośliwy pseudonim "doktor Burak"), która w maju 2005 r. ogłosiła w wywiadzie, że nie zna nikogo, "kto cierpiałby z powodu powikłań wywołanych jedzeniem zdrowej żywności, podczas gdy leki antyretrowirusowe nie leczą i mają skutki uboczne". W telewizji zaś pokazywano przez Van der Maas nagrania video pacjentów wracających po trzech-czterech miesiącach diety do aktywnego życia. Mikstura Van der Maas trafiła do klinik i przychodni w całym kraju. Oferowano ją zresztą jako lekarstwo na wiele schorzeń, nie tylko AIDS, także katarakty, epilepsję, cukrzycę. Nozipho Bhengu zaś, uosobienie warzywnej terapii, była zawsze w centrum uwagi, zapraszano ją na bankiety i seminaria.

Środowisko międzynarodowe wrzało z oburzenia i zażenowania. Publikowano raporty, by przekonać zwolenników jarzynowej mikstury, że zdrowe żywienie może jedynie wesprzeć leczenie, ale nie zastąpi kuracji antyretrowirusowej. Światowa Organizacja Zdrowia, a także pozarządowa Treatment Action Campaign kwestionowały etyczność działań władz, promujących kurację nigdy nie sprawdzoną klinicznie. Amerykańscy eksperci od chorób zakaźnych z Uniwersytetu Harvarda i brytyjscy lekarze skupieni wokół towarzystwa wydającego prestiżowy periodyk "The Lancet" bezskutecznie podkreślali pseudonaukowość poglądów Van der Maas. Stephen Lewis, specjalny wysłannik ONZ ds. HIV/AIDS, ocenił działania rządu jako "godne półgłówka". Władze RPA nic sobie z tego nie robiły - na konferencjach międzynarodowych poświęconych walce z AIDS jej przedstawiciele wystawiali na stoiskach promocyjnych cytryny, buraki i czosnek.

Tym większe niedowierzanie wywoływać musiał stan zdrowia Bhengu. Co graniczyło z cudem, dziewczyna czuła się coraz lepiej i rzuciła się w wir pracy społecznej na rzecz osób chorych na AIDS. W kraju, w którym AIDS jest chorobą wstydliwą, Bhengu nawoływała rząd do walki o prawa osób zakażonych wirusem HIV. Była zwolenniczką otwartości, co łączyło ją z aktywistami Treatment Action Campaign, którzy - na wzór duńskiego króla noszącego w czasie wojny na ramieniu gwiazdę Dawida na znak solidarności z Żydami - ubierali się w koszulki z napisem "nosiciel HIV". Jej działalność miała także inny wymiar - Bhengu nawoływała do porzucenia tradycyjnych kuracji antyretrowirusowych i tysiące ludzi poszło w jej ślady. Środowisko lekarskie było zakłopotane - jak krytykować Bhengu, będącą symbolem skuteczności czosnkowej diety?

Dysydenci AIDS

By zrozumieć fenomen Bhengu, trzeba wyjaśnić, dlaczego w RPA jest tylu wrogów kuracji antyretrowirusowej. Skąd tylu "dysydentów AIDS", kwestionujących tezę, że chorobę wywołuje wirus HIV? Ignorancja prezydenta Thabo Mbeki, który w 2001 r. nawoływał ministra zdrowia do obcięcia budżetu na walkę z AIDS, twierdząc, że więcej mieszkańców RPA ginie w wypadkach samochodowych, niż umiera z powodu AIDS, korespondowała z opinią sporej części polityków. Pół roku temu były wiceprezydent RPA i główny pretendent do przejęcia władzy po Mbekim, Jacob Zuma, przyznał się do uprawiania seksu bez zabezpieczenia z kobietą, o której wiedział, że jest nosicielką wirusa HIV. Środkiem służącym "zminimalizowaniu ryzyka infekcji" miał być prysznic. Jednym z nielicznych pozytywnych przykładów jest Edwin Cameron, sędzia Najwyższego Sądu Apelacyjnego RPA, jedna z czołowych postaci życia publicznego, który przyznał się do choroby, opisując w autobiografii, jak skuteczna, choć bolesna, może być kuracja antyretrowirusowa.

Epidemii w RPA sprzyja brak wykształcenia i ubóstwo. Badania z 2005 r. przeprowadzone przez Fundację Nelsona Mandeli pokazują, że co najmniej połowa nosicieli wirusa HIV w RPA nigdy nie liczyła się z myślą, że zagraża im infekcja, a 40 proc. pracowników sektora publicznego w RPA uważa, że z AIDS można się wyleczyć. W publicznym systemie opieki zdrowotnej brakuje kadry medycznej, ponieważ wiele osób wyemigrowało lub przeszło do pracy w prywatnych klinikach, z których korzysta uprzywilejowana klasa bogatych. Niektórzy sądzą, że choroba jest wymysłem Zachodu, sposobem na generowanie dochodów międzynarodowych firm farmaceutycznych. Wśród mężczyzn powszechny jest pogląd, że jednym ze sposobów wyleczenia jest stosunek seksualny z dziewicą.

Niemożliwe, by choć część południowoafrykańskiej klasy politycznej nie zdawała sobie sprawy z krzywdy czynionej ludziom przez takie osoby jak Nozipho Bhengu. Być może wielu decydentów nie ma odwagi zmierzyć się z prawdą, że kraj jest na krawędzi katastrofy biologicznej. Zdają sobie jednak sprawę, że potraktowanie kuracji antyretrowirusowej i działań prewencyjnych jako jedynych, które mogą powstrzymać postęp choroby, oznacza wymierne skutki dla budżetu. W 2005 r. rząd RPA wydał na walkę z AIDS 232 mln dolarów, trzy razy tyle, co w 2001 r. Rządowy program do walki z chorobą jest - poza brazylijskim - największy na świecie: w RPA jest 200 zakładów publicznej opieki nad pacjentami z wirusem HIV, 85 tys. osób korzysta z kuracji w zakładach państwowej opieki zdrowotnej, a 60 tys. leczy się prywatnie. Biorąc jednak pod uwagę skalę problemu - 500-800 tys. obywateli RPA potrzebuje intensywnego leczenia - znaczy to niewiele. Tym bardziej że nie wdrożono systemu pozwalającego minimalizować ryzyko przenoszenia choroby z matek na dzieci w trakcie ciąży.

Zakładając, że skuteczna kuracja obniży śmiertelność, liczba potrzebujących będzie co roku wzrastać. By uzmysłowić sobie koszty, pamiętajmy, że AIDS jest chorobą nieuleczalną, a więc lekarstwa odstawia się dopiero po śmierci pacjenta - państwo, umożliwiając kurację antyretrowirusową w publicznym systemie opieki zdrowotnej, zobowiązuje się leczyć go przez lata. Na jednego pacjenta w kraju rozwijającym się trzeba wydać około tysiąc dolarów rocznie, wliczając w to medykamenty i leczenie szpitalne, a zatem koszty roztoczenia opieki nad wszystkimi potrzebującymi w skali gospodarki byłyby ogromne. Czy zatem nie jest na rękę ludziom odpowiedzialnym za finanse publiczne sytuacja, w której wiele osób dobrowolnie rezygnuje z kuracji na rzecz tej czy innej diety warzywnej?

Obskurantyzm i kalkulacja

Kontrowersyjnych postaci w RPA takich jak Tine van der Maas, jest więcej. Oto Matthias Rath, niemiecki przedsiębiorca oferujący chorym na AIDS preparaty ziołowo-witaminowe, wykupił miejsca reklamowe w południowoafrykańskich gazetach, przedstawiając leki antyretrowirusowe jako truciznę. Z kolei belgijski działacz ekologiczny Kim Cools twierdzi, że "dobrze odżywione ciało może samo się wyleczyć".

W południowoafrykańskiej dyskusji wokół AIDS mieszają się racjonalna argumentacja lekarzy i naukowców, zabobon, obskurantyzm i uprzedzenia niewykształconych mas społeczeństwa, chciwość "znachorów" i zimne kalkulacje polityków. O tym, że rozwój epidemii można powstrzymać, świadczy przykład Ugandy, gdzie w latach 90. odsetek zarażonych wirusem HIV spadł z 15 do ok. 6 proc. Kluczem do sukcesu (bardziej szczegółowo opisywanego w rozmowie z Edwardem C. Greenem obok - red.) była - czasem brutalna - szczerość władz i nacisk na zapobieganie nowym zakażeniom przez prowadzenie słynnej kampanii ABC.

Setki tysięcy ludzi, idąc tropem Bhengu, desperacko walczy o prawo do nadziei, że istnieje magiczny środek hamujący postępy choroby, nie wywołujący negatywnych skutków ubocznych. Ich los przyciąga wielu społeczników, misjonarzy, filantropów, ale też szarlatanów i oszustów karmiących się ludzkim nieszczęściem. Czasami trudno jest odróżnić jednych od drugich. Problem nie dotyczy zresztą tylko RPA i AIDS. Także w Polsce nie brakuje osób żerujących na nieszczęściu chorych na nowotwory, oferując im "cudowne" preparaty.

"Nie obchodzi mnie, co ludzie mówią o naszej minister. Jest wizjonerem. Za pięć lat zrozumieją jej przesłanie" - mówiła Bhengu o Tshalabala-Msimang w 2005 r. Słów uznania nie szczędziła Bhengu dla minister zdrowia także w niedokończonej autobiografii "Od ofiary do zwycięzcy". Rok później, po dwóch latach zażywania "eliksiru", już nie żyła. Na pogrzebie zabrakło minister zdrowia, którą - jak głosił oficjalny komunikat - zatrzymały inne zobowiązania.

Dr JAKUB WIŚNIEWSKI pracuje w Urzędzie Komitetu Integracji Europejskiej. Jest stałym współpracownikiem "TP".

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Wybrane teksty dostępne przed wydaniem w kiosku
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Wybrane teksty dostępne przed wydaniem w kiosku
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
79,90 zł

Artykuł pochodzi z numeru TP 49/2006