Kulka na bochnie

Bliski Wschód, na czele z Irakiem, przypomina dziś gniazdo szerszeni. Prezydent Bush wprowadził w to gniazdo Stany Zjednoczone, a obecnie ściągają tu z najrozmaitszych stron fachowcy od terroru spod znaku Al-Kaidy. Giną niewinni marines, a przy okazji także mieszkańcy Iraku, ponieważ Al-Kaida wcale nie zważa na to, czy ktoś jest czy nie jest muzułmaninem.

20.06.2004

Czyta się kilka minut

Jak wiadomo tym, co mnie czytają, zawsze pokładałem ufność w technologii. Amerykanie mają już urządzenie, które za pomocą promieni gamma potrafi wykryć w każdym pojeździe najlepiej nawet ukryte ładunki wybuchowe. W pierwszej kolejności będzie się prześwietlać wielkie kontenery w portach amerykańskich. Stwierdzono też, że promieniowanie o częstotliwości teraherców - tera to bilion - pozwala prześwietlać ludzi dowolnie grubo odzianych, ażeby wykryć, czy noszą na sobie ładunki wybuchowe. Można będzie położyć kres samobójczym zamachom bombowym, trzeba tylko dostosować skomplikowaną aparaturę do wypełniania zadań w warunkach nie tylko bojowych, ale po prostu miejskich.

Na sytuację światową wpływa obecnie splot okoliczności związanych z przedprożem amerykańskich wyborów prezydenckich. Bush robi wszystko, by nie niepokoić obywateli i nie chcąc mobilizować nowych sił z kraju na użytek konfliktu irackiego zdecydował się przerzucić do Iraku jedną trzecią wojsk stacjonujących w Korei Południowej. Nie jestem fachowcem w dziedzinie militarnej, uważam jednak, że w północnokoreańskim dyktatorze pokładać można dosyć nikłą ufność i zmniejszenie liczebności sił amerykańskich na Półwyspie Koreańskim jest decyzją ryzykowną.

Z okazji 60-lecia inwazji w Normandii odbyły się rozmaite gale i fety, po raz pierwszy z udziałem kanclerza Niemiec. Na tle poruszających scen z udziałem prastarych już uczestników inwazji nastąpiło, trochę na siłę, zbratanie Chiraka i Schrödera z Bushem. W jakim stopniu te łzawe dziękczynienia rzeczywiście zmniejszą napięcie między Amerykanami a ich europejskimi partnerami, trudno orzec. W każdym razie spłycono rów, który całkiem niepotrzebnie powstał pomiędzy Ameryką a Europą. W Normandii był też Putin, który zachowuje się dwuznacznie: tępiąc troszeczkę polityczne swobody rosyjskich mediów, równocześnie chce utrzymywać niezłe stosunki z Zachodem.

Na to wszystko nakłada się kryzys naftowy. Ropa to krew świata, zanim jeszcze jej podaż faktycznie się zmniejszy, nacisk strachu już podnosi ceny na giełdach. Fachowcy twierdzą, że za osiemdziesiąt lat zapasy ropy praktycznie się wyczerpią. W europejskiej części Rosji podejmuje się nowe próbne wiercenia, ale to tylko nadzieje. Równocześnie pragnąc podniszczyć oligarchów rosyjskich Putin wywołał zapaść imperium naftowego Chodorkowskiego. Arabia Saudyjska podnosi wydobycie, ale prowadzi przy tym skomplikowaną grę. Tłum książąt saudyjskich to przecież wahabici, przedstawiciele ortodoksyjnego skrzydła islamu, mimo to atakują ich ludzie Al-Kaidy. Zamachy wzbudziły takie przerażenie, że grozi exodus zachodnich fachowców. Ich wyjazd zaś może spowodować znaczne perturbacje przy wydobywaniu saudyjskiej ropy.

Przez ostatnie dni prasa amerykańska zajmowała się przede wszystkim pokłosiem prezydentury Ronalda Reagana. Świadczono mu wielkie honory, a i Bush usiłował przy okazji zbić maleńki kapitalik. W kampanii prezydenckiej, która już się toczy, John Kerry musi raczej ukrywać znajomość francuskiego, bo ta umiejętność nie działa na jego korzyść. Niektórzy mówią z pewną zgrozą, że Kerry zna też trochę łacinę - to już zupełna katastrofa, prezydent powinien znać tylko język amerykański... Przymioty, które gdzie indziej dałyby kandydatowi prymat, obracają się przeciw niemu. Co mnie nie dziwi; o prezydencie Fordzie mówiono, że nie może równocześnie żuć gumy i chodzić po pokoju, bo nie umie wykonywać dwóch czynności na raz.

Świat znajduje się w sytuacji, którą już tu opisywałem przy pomocy pewnego modelu: okrągły bochen chleba, na nim kulka. Nie wiemy, w którą stronę potoczy się ona z tej wypukłości, wiemy jednak, że kiedy już zacznie się toczyć, będzie przyspieszała. Notujemy pozytywne wydarzenia w dziedzinie nauki - na przykład w medycynie wykryto nowe preparaty przeciwko nowotworom złośliwym, zwłaszcza czerniakowi - a równocześnie szerzy się niepokój i narasta poczucie kryzysu.

Ostatnio Papież czuł się zmuszony zabrać głos w sprawie mieszanych małżeństw między katoliczkami i muzułmanami. Łagodnie sugerował, żeby starać się przynajmniej o zachowanie wiary dzieci pochodzących z takich małżeństw. Skala wysiłków władz szwajcarskich, by zabezpieczyć niedawną papieską pielgrzymkę, świadczy o tym, że poważnie traktowały one niebezpieczeństwo zamachu. Hasło “śmierć niewiernym" trafia nie tylko do maleńkiej grupki ekstremistycznych fanatyków islamskich, okazuje się sloganem dosyć chwytliwym. I nie potrafię zrozumieć, jak można, będąc chrześcijaninem, przechodzić na islam. Dlatego zdumiała mnie w “Tygodniku Powszechnym" rozmowa z islamskim konwertytą. Ja bym jej nie opublikował: a jeśli ktoś się nawróci na religię czcicieli ognia, też będziemy z nim rozmawiać?

Wizyta Leppera w Rosji nie zrobiła na nikim wrażenia, jakby cień Rapallo, o którym tu pisałem, należał do przeszłości. Trochę mnie to dziwi. Pani Steinbach jest małym pionkiem, ale ideę Centrum Wypędzonych poparł niedawno Edmund Stoiber, szef opozycyjnej bawarskiej Christlich-Soziale Union. Rzecz zaczyna nabierać w ten sposób wagi państwowej, ponieważ podług ostatnich sondaży socjaldemokracja niemiecka przegra w przyszłych wyborach z opozycją.

Profesor Wnuk-Lipiński napisał słusznie w “Tygodniku", że jest z nami bardzo dobrze, a równocześnie bardzo źle. Gdyby wszystkie w miarę rozsądne partie, których mamy w Sejmie już sam nie wiem ile, na tyle zwarły szeregi, by dać w wyborach do Brukseli odpór Lidze Polskich Rodzin i Samoobronie, może wyszlibyśmy z tego z honorem. Nie obawiam się w tej chwili katastrofalnych skutków wchodzenia tych dwóch ugrupowań na teatrum polityki światowej, odczuwam raczej wstyd, że my, zdobywszy dzięki “Solidarności", dzięki Papieżowi dobre stanowisko w świecie, mamy się ośmieszać wysyłając do Brukseli jakichś analfabetów.

Liga Polskich Rodzin, co trochę dziwne, właściwie nie interesuje się losem Polski, a Lepper już zupełnie nie. Znów aktualne stało się sienkiewiczowskie porzekadło o postawie sukna, z którego każdy stara się wydrzeć jak najwięcej. I nie da się zrzucić winy na niedobrych komunistów ani na Moskwę. Nieszczęście sami sobie gotujemy.

Pod koniec pobytu mojego w Wiedniu w latach 80., kiedy pojawił się już świt różany w postaci pierestrojki, a i w Polsce zaczęły się zmiany, rozmawiałem z pewnym austriackim bankierem. - Łatwo wam teraz dobrze życzyć - powiada ów bankier - ponieważ Polska nie ma już groźnych sąsiadów. Wtedy ja, może i lekkomyślnie, ale na podstawie niejakiej znajomości historii, w przebłysku natchnienia odpowiedziałem: - Polacy potrafią się wykończyć sami, bez pomocy ościennych mocarstw.

Z naszego oddania Stanom Zjednoczonym mamy niewiele. Jaki jest stan naszych stosunków z Rosją, nie ośmieliłbym się orzec; w tej chwili właściwie żaden. Brak nam skonkretyzowanej polityki wobec Rosji, ponieważ w ogóle brak nam polityki zagranicznej. Wszystkie partie wczepiły się w siebie jak gryzące się kundle na podwórzu i nie mają głowy do tego, żeby sprawdzić, czy nie zbliża się ktoś z pałką w ręku.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 25/2004