Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Prof. PIOTR WINCZOREK: - Rzeczywiście, jeśli asesorzy nie będą mogli sądzić, a tak pośrednio mówi ustawa zasadnicza, będzie kłopot. Orzeczenia TK są wiążące, a więc dotyczyć będą nie tylko ustawodawcy, ale także władzy sądowniczej. Problem asesorów dotknie głównie spraw w toku. Powstanie pytanie, czy będą mogli je dokończyć. Po wyroku sądowym zawsze jedna ze stron jest niezadowolona i podważenie pozycji asesora będzie kolejną okazją do apelacji. Sądy, by uczynić zadość orzeczeniu, będą musiały zawiesić prowadzone przez asesorów sprawy do rozstrzygnięcia ustawowego lub odebrać im je i przekazać sędziom mianowanym.
- Tyle że ci i tak są już obciążeni.
- Początkowo nie będzie to zauważalne, bo w Polsce sprawy i tak toczą się długo. Jednak po miesiącu-dwóch problem zacznie być dokuczliwy. Tym bardziej że Sejm przez pierwsze miesiące zajmie się sam sobą, wybraniem rządu itd. Wszystkie inne problemy będą musiały czekać i to już utrudni ludziom życie. Nie chodzi tylko o sprawy karne - w ich przypadku oskarżony może się nawet cieszyć, że go szybko nie postawią przed sądem, ale są jeszcze inne ważne życiowo sprawy cywilne.
- Czy Trybunał Konstytucyjny, biorąc pod uwagę koszty społeczne takiej sytuacji, może dać Sejmowi dużo czasu na uregulowanie problemu?
- Trybunał może wyznaczyć maksymalnie półtoraroczny okres na wejście w życie orzeczenia. Ale wkrótce minie rok od pierwszego zabrania głosu w tej sprawie przez Trybunał. Nie byłaby to dobra praktyka, jeśli jego orzeczenia miałyby być uzależnione od postawy posłów. Taka uległość oznaczałaby, że Trybunał przestaje być czynnikiem istotnym w procedurach ustawodawczych. Ciężar winy za zaniechania w sprawie asesorów musi być wyraźnie usytuowany, a leży on po stronie organów ustawodawczych. Także ministerstwo sprawiedliwości mogło zareagować wcześniej. Ewentualnych komplikacji by nie było, gdyby Sejm odnosił się do Trybunału z większym szacunkiem. Samych orzeczeń, którymi nikt się nie zajął, są dziesiątki.
- Jakie jest wyjście z sytuacji? Czy propozycja wprowadzenia "sędziów na próbę" - rozwiązanie stosowane w Niemczech - to dobry pomysł?
- Mam wątpliwości. Sędziowie są nieodwołalni i powstanie pytanie, czy sędzia powołany na czas określony jest równy sędziemu mianowanemu. Po drugie, asesor też nie musi być mianowany na sędziego, jeśli się nie sprawdzi. Zatem instytucja próby już funkcjonuje. I wreszcie: czy nie chodzi tu o próbę bardziej polityczną niż zawodową? Problem uwikłań w przeszłości staje się nieaktualny - dzisiejsi asesorzy w czasach PRL nie mogli orzekać, bo to młodzi ludzie, ale mogli na studiach angażować się w politykę, co również może im zostać przypomniane. Okres próby daje więc pewną możliwość niedopuszczenia do zawodu sędziowskiego ludzi z niekoniecznie jasnych czy uprawnionych powodów.
- Co w zamian?
- Zdaniem wielu należałoby od razu mianować sędziów. Jednak tu znów pojawia się problem doświadczenia zawodowego.
- Dlatego proponuje się, by tacy świeżo upieczeni sędziowie nie rozstrzygali w poważnych sprawach.
- Ale oni będą już sędziami. Nawet jeśli mieliby w sądach grodzkich rozstrzygać w sprawach "pijanych rowerzystów" - to też byłoby sądzenie. Sprawy w sądach niższych instancji są życiowo istotne.
Należy szukać rozwiązania niepozwalającego na wchodzenie do zawodu z marszu po aplikacji, która de facto jest przedłużeniem studiów. Aplikant przygotowuje materiały dla sędziego, pisze uzasadnienia, ale nie bierze odpowiedzialności za orzeczenia. Można by też utrzymać stanowisko asesora z odpowiednim zapisem w konstytucji, określającym, kim dokładnie są asesorzy, co mogą robić i w jakich sprawach orzekać.
Prof. PIOTR WINCZOREK (ur. 1943) jest konstytucjonalistą, w latach 1995-97 był członkiem, a później przewodniczącym Zespołu Stałych Ekspertów Komisji Konstytucyjnej Zgromadzenia Narodowego (opracowującego Konstytucję RP).