Kto przypilnuje Gowina?

Jarosław Gowin ministrem pracy. Czy nasza praca to wytrzyma?
w cyklu Woś się jeży

30.09.2020

Czyta się kilka minut

Premier przedstawia zmiany w składzie rządu Zjednoczonej Prawicy. Od lewej Piotr Gliński, Jarosław Kaczyński, Mateusz Morawiecki, Jacek Sasin i Jarosław Gowin. 30 września 2020 r.  /  / fot. Piotr Molecki / East News
Premier przedstawia zmiany w składzie rządu Zjednoczonej Prawicy. Od lewej Piotr Gliński, Jarosław Kaczyński, Mateusz Morawiecki, Jacek Sasin i Jarosław Gowin. 30 września 2020 r. / / fot. Piotr Molecki / East News

Opada kurz po bitwie w Zjednoczonej Prawicy. To, że do rządu wraca Jarosław Gowin, nie dziwi chyba nikogo. Jest jednak pewną niespodzianką, że w szerokim zestawie kompetencji nowego wicepremiera znajdzie się także resort pracy. Niespodzianka ta zwiastuje duże zmiany w temacie żywotnym dla Polek i Polaków w wieku (wiem, okropne wyrażenie) produkcyjnym.

Jeden z największych paradoksów polskiej polityki czasów PiS polegał na tym, że od roku 2015 w zasadzie… nie mieliśmy ministra pracy. A jednocześnie praca była akurat tym obszarem, na którym PiS odnosił największe sukcesy i gdzie doszło do autentycznego polepszenia sytuacji milionów pracujących Polek i Polaków. Istniał oczywiście urząd o nazwie Ministerstwo Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej. A na jego czele stały kolejno: Elżbieta Rafalska, Bożena Borys-Szopa i wreszcie (po wyborach roku 2019) Marlena Maląg. Żadna z nich nie zdołała jednak na polskiej pracy odcisnąć swojego autorskiego piętna.

Najbliżej była minister Rafalska, która pilotowała w latach 2016–2018 obrady komisji kodyfikacyjnej prawa pracy: organu złożonego z szerokiego (i dość pluralistycznego ideowo) wachlarza ekspertów, który napisał na nowo kodeks pracy. A właściwie dwa kodeksy: zbiorowy i indywidualny. Miały one zastąpić obowiązujący dziś kodeks pracy z roku 1974.

Śledziłem aktywność tamtej komisji dość intensywnie i mogę powiedzieć, że przygotowane zmiany były bardzo obiecujące, nowatorskie. Dokument nigdy jednak nie trafił pod obrady sejmowe. Dlaczego? Bo nie podobał się środowiskom pracodawców, którzy sprytnie – via przychylne sobie media – podsuflowali opinii publicznej (w tym związkom zawodowym) kilka pomniejszych rozwiązań, które budziły obawy. Cel został osiągnięty: rząd PiS, który toczył swoje polityczne boje na wielu innych polach, nie był skłonny otwierać kolejnego frontu i temat reformy kodeksu pracy odpuścił. Stało się tak również z powodu zerowych politycznych ambicji ówczesnej pani minister, której w pełni wystarczała rola urzędniczki zawiadującej programem 500 plus – leżącym przecież w gestii jej ministerstwa. Podobnie było z następczyniami Rafalskiej, one także nie miały ochoty wchodzić do politycznej ekstraklasy.

Jednocześnie (i na tym właśnie polega wspomniany paradoks) w latach 2015–2020 na polu pracy działo się bardzo wiele. Można powiedzieć, że był to akurat ten obszar, na którym PiS odnosił największe sukcesy. Stało się tak co najmniej z trzech podanych niżej powodów.

Po pierwsze, wspomnianego już programu 500 plus, który – zwłaszcza dla najsłabiej zarabiających beneficjentów – podziałał jako rodzaj bezwarunkowego dochodu podstawowego. Znacząco poprawił siłę przetargową takiego pracownika w relacjach z pracodawcą.

Drugą zmianą było szybkie podnoszenie płacy minimalnej, która doszła do ok. 50 proc. średniej krajowej, co jeszcze dekadę temu wydawało się marzeniem ściętej głowy. Innymi słowy – rozkład dochodowy polskiego społeczeństwa stał się dzięki temu trochę bardziej równy.

Trzecią ważną zmianą na polu pracy było uchwalenie prawa o wolnych niedzielach, które ograniczyło obciążenie pracowników sektora handlowego. Oczywiście, nie obyło się bez złości szeregu organizacji lobbingowych oraz konsumentów uważających prawo do niedzielnych zakupów za swój święty przywilej.


 WOŚ SIĘ JEŻY - autorska rubryka Rafała Wosia co czwartek w serwisie "Tygodnika Powszechnego"


 

Wszystkie te posunięcia (500 plus, wzrost płacy minimalnej i wolne niedziele) nie były jednak inicjatywami resortu pracy. Owszem, dwa pierwsze były pilotowane prosto z Nowogrodzkiej i stanowiły część szerszego politycznego planu Jarosława Kaczyńskiego. Ostatnia zaś inicjatywa to pomysł „Solidarności” – zrealizowany w zamian za poparcie udzielane rządom Szydło i (mniej chętnie) Morawieckiego.

Teraz jednak dość bezkrólewia. Resort pracy zostaje odczepiony od polityki społecznej oraz rodziny. I połączony z najważniejszymi resortami gospodarczymi. Najbardziej przypomina to czasy, gdy superministrem gospodarki i pracy był Jerzy Hausner. Miało to miejsce w latach 2003–2005 i doszło wówczas do wielkiego uelastycznienia rynku pracy w Polsce. Zaczęło się uśmieciowienie polskiej pracy poprzez popularyzację umów cywilnych oraz agencji pracy tymczasowej. Już choćby z powodu tamtych doświadczeń rysuje się zagrożenie – naturalna w warunkach kapitalizmu skłonność, by kierować się logiką wzrostu gospodarczego. A jeśli to koliduje z interesem świata pracy, to... tym gorzej dla pracy.

I wreszcie postać samego Jarosława Gowina. Człowieka niezwykle ambitnego, który swym znakiem rozpoznawczym uczynił duże projekty, przy pomocy których kreuje wokół siebie aurę polityka z ekstraklasy. Gdziekolwiek się pojawia, wywraca wszystko do góry nogami. Tak było w resorcie sprawiedliwości w czasach Platformy Obywatelskiej, gdy przeforsował wielką deregulację oraz zmianę procesu karnego. Tak było później w Ministerstwie Nauki i Szkolnictwa Wyższego. Gowin wie, że częścią polityki jest rozpychanie się. Tak też interpretowany jest jego obecny powrót do rządu i komasacja ministerstw. Choć możliwe jest również – jak słyszymy w kręgach rządowych – że akurat „pracy” wcale się Gowin nie domagał. Podobno nawet jej nie chciał, twierdząc, że w obecnej sytuacji postpandemicznej będzie to ministerstwo „bezrobocia”. Pracę z rozwojem miał jednak połączyć sam premier Morawiecki.

Nie zmienia to faktu, że Gowin pracę potraktuje jako sposób  na umacnianie swojej pozycji. Pokazanie, że trzeba się z nim liczyć. A że gra o najwyższą stawkę, pokazał już wiosną, gdy podjął zakulisowe (na razie nieudane) starania o odwrócenie koalicji rządowej. 


Andrzej Stankiewicz: Hołubił Tuska, lansował Sikorskiego, był akuszerem kariery Królikowskiego. Dziś, gdy politycy PiS widzieliby ich wszystkich za kratami, Jarosław Gowin wciąż wierzy w dobrą zmianę. Albo też – twierdzi, że wierzy.


 

Na dodatek Gowin na swój mocny rys ideowy nazwany kiedyś przez Donalda Tuska „deregulacyjną szajbą”. Gowin jest mianowicie gospodarczym liberałem. Pod wieloma względami liberałem radykalnym i dość anachronicznym, zachowującym się tak, jakby naszym głównym problemem było przeregulowanie gospodarki, a więcej wolnego rynku stanowiło panaceum na wszelkie bolączki.

Ten rys widać we wszystkich gowinowskich reformach. Choćby w szkolnictwie wyższym, gdzie naczelną zasadą był rodzaj społecznego darwinizmu, zakładający przesunięcie zasobów w kierunku najlepszych szkół po to, by mogły konkurować w prestiżowych międzynarodowych rankingach kosztem słabszych i gorzej rokujących uczelni na prowincji.

Sądząc po dotychczasowych dokonaniach, Gowin może polskiemu pracownikowi wyrządzić sporo krzywdy. Deregulując prawo, lekceważąc rolę zasiłków oraz coraz większe zagrożenie, jakim jest uberyzacja rynku pracy. Zwłaszcza że będzie się to odbywało w czasie wychodzenia z recesji wywołanej przez COVID-19. Oby znalazł się w ramach tej koalicji ktoś, kto uzna, że nie warto mu na to pozwolić.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz ekonomiczny, laureat m.in. Nagrody im. Dariusza Fikusa, Nagrody NBP im. Władysława Grabskiego i Grand Press Economy, wielokrotnie nominowany do innych nagród dziennikarskich, np. Grand Press, Nagrody im. Barbary Łopieńskiej, MediaTorów. Wydał… więcej