Kto nie z Mariuszem, tego uduszem

08.06.2003

Czyta się kilka minut

Zdawało się, że bojówki partyjne to odległe, na szczęście, wspomnienie. To w międzywojniu na ulicach miast walczyli ze sobą młodzi prawicowcy i lewicowcy. Owszem, i w PRL młodzi wysportowani chłopcy, częściej znani jak „nieznani sprawcy” uczyli wrogów partii „demokracji socjalistycznej”. W III Rzeczypospolitej zaś zjawisko to do niedawna ograniczało się do skrajnie prawicowych partyjek i może tyleż śmiesznych, co egzotycznych, neopogan. Także dawna bitwa o lokal KPN między zwolennikami Adama Słomki i Leszka Moczulskiego wpisywała się w konwencję kabaretu, nie polityki.

Jednak, jak się okazuje, bojówkarze mogą się znaleźć także w Sojuszy Lewicy Demokratycznej - partii rządzącej, partii, o takim czy innym rodowodzie, ale partii - wydawało się - cywilizowanej. Piątkowe wydarzenia w restauracji przed siedzibą SLD pokazują, jak długą drogę ma do przebycia ta partia i że komplementy mówiące o niej, jako „normalnej europejskiej socjaldemokracji” były może przedwczesne.

Kto ogląda filmy gangsterskie, kto śledził przygody byłych esbeków w filmach Pasikowskiego, wie, jakiego pokroju ludzie wołają do swoich pretorian: zdejmijcie go!

Gdy w partii ton nadawali Aleksander Kwaśniewski, Józef Oleksy czy Włodzimierz Cimoszewicz, nie do pomyślenia było, by na oczach, a może, jak zeznają świadkowie, na polecenie, jednego z liderów partii, jej młodzi działacze rzucili się z pięściami na reportera. To kompromitujące partię wydarzenie, ale także wszystkie inne skandale i afery są ceną za wpuszczenie, już za kierownictwa Leszka Millera, w szeregi partii tysięcy działaczy dawnej PZPR i zgodę na szybkie kariery ludzi, którzy politykę traktują jak własny folwark. To też efekt używania młodych działaczy partii jako własnych pretorian, już nie tylko w politycznych rozgrywkach, ale także do mordobicia. Do SLD wróciła buta i przekonanie o bezkarności.

Gdy komentatorzy sceny politycznej ostrzegali Millera przed zabieraniem na pokład Sojuszu wszystkiego, co się rusza, ten tylko uśmiechał się: przed dwoma laty to jemu sondaże przyznawały rację. Dziś, tak zbudowana siła partii może, co pokazują wydarzenia w SLD i spadek popularności, stać się przyczyną jej klęski.

Kongres SLD, który odbędzie się za cztery tygodnie, pokaże, czy, pozostali liderzy Sojuszu zdołają powstrzymać degrengoladę i, być może, upadek partii, choćby za cenę upadku Millera.

Andrzej Brzeziecki

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Publicysta, dziennikarz, historyk, ekspert w tematyce wschodniej, redaktor naczelny „Nowej Europy Wschodniej”. Wieloletni dziennikarz „Tygodnika”. Autor i współautor książek: „Przed Bogiem” (2005), „Białoruś - kartofle i dżinsy” (2007), „Ograbiony naród ‒… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 23/2003