Księga zdarzeń

Oto Wilno Miłosza, jakim być mogło, jakim być powinno - uratowane spomiędzy diabelskich żaren, młynów Historii. Oto Miasto odjęte zmienności i przemijaniu, poddane krzepiącemu słowu "zawsze".

11.08.2009

Czyta się kilka minut

1.

Bieg życia, splątane ścieżki, gęstwina dróg... Symbole najoczywistsze, najbardziej zużyte, a przecież zawsze sięgające dna duszy, jak sonda rzucona w mrok nieświadomości, by wydobyć ku światłu odczucie wcześniejsze od nas samych. Więc drogi, po których "gonimy dopóki żywi, / Szczęśliwi i nieszczęśliwi" - o czym mówił Miłosz w mickiewiczowskim wierszu "Jasności promieniste", wieńczącym "To", jeden z jego najwspanialszych tomów, w twórczości późnej - najwspanialszy. Zbiór niczym alchemiczna retorta, gdzie destylują się długie lata doświadczeń, pogodzona wreszcie ze światem mądrość, poszarpane pasma bólu, dawne uczucia, zaschnięta krew.

Gonimy w ciągłej niepewności - wszak "za niedosiężną zasłoną / Sens ziemskich spraw umieszczono". Co niosły w sobie te wszystkie zdarzenia: rządził nimi przypadek? wypełniały czyjś plan? czym, u licha, było moje życie? Pytania starców, ale też niepokój, który atakuje wcześniej, na pewno z chwilą, gdy zagarnia nas smuga cienia - o granicach zatartych, mglistych, rozległych.

To pewnie jedno z największych błogosławieństw, na jakie możemy zapracować - poczucie słuszności podjętych niegdyś decyzji, wypełnienia swego losu, danej każdemu potencji sensu. Czy miał je Czesław Miłosz? Wyraźnie zbliżał się do niego, zapisując w późnych wierszach myśl o przeznaczeniu, które nakazano mu spełnić. O ręce, która prowadziła go między prującymi powietrze kulami, wśród rozpadających się w gruzy miast, wśród nieszczęść własnych i ludzi mu bliskich, wyboistą, czasem pomyloną, ale jedyną możliwą drogą.

Choć przecież... Choć przecież przyciągają wzrok, nieodmiennie każą o sobie pamiętać wszystkie porzucone szlaki, zarzucone możliwości. A jeśli wybrałbym inaczej? Dokąd potoczyłby się, rozwijając nić dni, kłębek życia? Co stałoby się na przykład, gdybym pozostał w mieście mojej młodości?

2.

Miasto było ukochane i szczęśliwe,

Zawsze w czerwcowych piwoniach i późnych bzach,

Pnące się barokowymi wieżami ku niebu.

Powrócić z majówki i stawiać w wazach bukiety,

Za oknem widzieć ulicę, którą kiedyś szło się do szkoły

(Na murach ostre granice słońca i cienia).

Kajakowanie razem na jeziorach.

Miłosne wyprawy na wyspy porośnięte łozą.

Narzeczeństwo i ślub u Świętego Jerzego.

A później konfraternia ucztuje u mnie na chrzcinach.

Cieszą mnie turnieje muzyków, krasomówców, poetów,

Brawa tłumu, kiedy ulicą przeciąga Pochód Smoka.

Co niedziela zasiadałem w kolatorskiej ławce.

Nosiłem togę i złoty łańcuch, dar współobywateli.

Starzałem się, wiedząc, że moje wnuki zostaną miastu

wierne.

Gdyby tak było naprawdę. Ale wywiało mnie

Za morza i oceany. Żegnaj, utracony losie.

Żegnaj, miasto mego bólu. Żegnajcie, żegnajcie.

Spośród utworów Miłosza stawiających (nam? jemu samemu?) przed oczyma życiową alternatywę, los inny od spełnionego, "W mieście" jest wierszem bodaj najpiękniejszym, swą wzruszającą kodą chwytającym za gardło.

Wilno - bo o nim oczywiście mowa - jest tu "ukochane" i "szczęśliwe", bardziej to pożądany, wytęskniony pejzaż duszy niż rzeczywiste wspomnienie miasta, w którym zbiegła, niezbyt przecież sielska, młodość poety. Oto Wilno, jakim być mogło, jakim być powinno - uratowane spomiędzy diabelskich żaren, młynów Historii. Oto Miasto odjęte zmienności i przemijaniu, poddane krzepiącemu słowu "zawsze", trwające w powtarzalnym i przewidywalnym rytmie, stabilne i bezpieczne jak symboliczny dom, jak świat objęty czujnym spojrzeniem sprawiedliwego Boga, ku któremu pną się barokowe wieże kościołów i modlitwy mieszkańców. Oto przestrzeń ogrzana i rozjaśniona mocnym wiosennym słońcem, pełen kwiatów majowy ogród, sceneria miłości i echo raju - na jego murach zmysłowe, narzucające się oczom, ale może też symboliczne, ostre granice między światłem i ciemnością. Oto miejsce osiadłych, gdzie nie grozi nam dola tułacza, wygnańca, emigranta - tu co najwyżej przeprowadzimy się o kilka przecznic, by przez okno wciąż widzieć ulicę, którą w dzieciństwie biegliśmy do szkoły. Radość koleżeństwa, wysokie miejsce w społeczności, namiętność znajdująca szczęśliwy małżeński finał. Życie krzepko zakorzenione, następowanie pokoleń, jutro, które będzie tylko nieco odsuniętym dzisiaj.

Wizja staje się coraz bardziej odrealniona. Pochód Smoka jest echem zabaw wileńskich studentów, ale nadaje też wierszowi posmak słyszanej w dzieciństwie baśni; artystyczna konfraternia, kolatorskie ławki wysyłają nas w nieoznaczoną, ale daleką przeszłość. W świat niczym "poema naiwne", zamknięty w szklanej kuli: potrząśnij, a wzbije się kolorowa zamieć płatków - różowe, na wpół fioletowe piwonie, liliowe i białe bzy; kolory majówek, kolory procesji na Boże Ciało, i jeszcze nad nimi, z pewnością, dostojne uderzenia dzwonów.

"Powrócić", "stawiać", "widzieć"... Bezokoliczniki są sygnałami pragnienia, ale też metalicznymi błyskami deziluzji, prowadzącymi ku finałowemu westchnieniu: "Gdyby tak było naprawdę". Jakby niechętnie podnieść zmęczone powieki, machnięciem dłoni rozwiać obraz utkany z mgły i pragnienia - gest bardziej jeszcze bolesny niż ten "zaprzeszły czas / Krajów niedokonanych" z "Gdzie wschodzi słońce i kędy zapada".

Potem następują zdania krótkie i suche, choć przyprawiające o łzy; jak życiowe chwile, gdy tracimy nadzieję. Opuszczenie, emigracja, obcość - a więc prawdziwy życiorys Miłosza. Słowo "wywiało" sugeruje po części, że działały tu siły od człowieka silniejsze, wnosząc też jakiś odcień lekceważenia: jakby stary człowiek mówił o niespokojnym młodziku, którego z rodzinnego miasta poniosło gdzieś w świat - za morza i oceany, w miejsca odległe i niepewne, niczym bajanie marynarzy. I jeszcze silne zamknięcie: pożegnanie z niespełnionym losem, z opuszczonym miejscem, z "miastem mego bólu". Bólu tęsknoty? wątpliwości? wyrzutów sumienia, wiążących się - dopowiedzmy - z porzuconą J.W. i zmieniających arkadię wspomnień w dantejskie miasto utrapienia? Głos wydobyty się ze ściśniętego wzruszeniem gardła. Powtórzenie, które jest zamilknięciem. Spadającą kratą, gilotyną losu. Nieuchronnością.

3.

Takie samo pożegnalne powtórzenie znajdziemy u Zbigniewa Herberta, w utworze "Rovigo", który jest - bardzo to pięknie nazywa Jarosław Mikołajewski - niczym "wiersz-szkaplerz na każdą drogę usianą stacjami, na których nigdy nie wysiądziemy, na każde przemijanie, na każde krzyżowanie się losów, nakładanie myśli, na własne przemijanie z przyjazdami i odjazdami innych".

STACJA ROVIGO. Niejasne skojarzenia. Dramat

Goethego

albo coś z Byrona. Przejeżdżałem przez Rovigo

n razy i właśnie po raz n-ty zrozumiałem

że w mojej geografii wewnętrznej jest to osobliwe

miejsce chociaż na pewno ustępuje miejsca

Florencji. Nigdy nie dotknąłem go żywą stopą

i Rovigo zawsze przybliżało się lub uciekało w tył

Żyłem wówczas miłością do Altichiera

z Oratorium San Giorgio w Padwie i do Ferrary

którą kochałem bowiem przypominała moje

zrabowane miasto ojców. Żyłem rozpięty

między przeszłością a chwilą obecną

ukrzyżowany wielokrotnie przez miejsce i czas

A jednak szczęśliwy ufający mocno

że ofiara nie pójdzie na marne

Rovigo nie odznaczało się niczym szczególnym było

arcydziełem przeciętności proste ulice nieładne domy

tylko przed albo za miastem (zależnie od ruchu

pociągu)

wyrastała nagle z równiny góra - przecięta czerwonym

kamieniołomem

podobna do świątecznej szynki obłożonej jarmużem

poza tym nic co by bawiło smuciło zastanawiało oko

A przecież było to miasto z krwi i kamienia - takie jak

inne

miasto w którym ktoś wczoraj umarł ktoś oszalał

ktoś całą noc beznadziejnie kaszlał

W ASYŚCIE JAKICH DZWONÓW ZJAWIASZ SIĘ

ROVIGO

Zredukowane do stacji do przecinka do przekreślonej

litery

nic tylko stacja - arrivi - partenze -

i dlaczego myślę o tobie   Rovigo   Rovigo

Niewielki to honor budzić tylko niejasne skojarzenia - jakaś fraza kołacząca się w mózgu, na granicy pamięci, jakaś zbitka liter niczym... co właściwie? I tego nie wiadomo. Dzwonią, chyba dzwonią..., ale w jakim kościele? W jakim, nie bardzo podłym mieście?... Więc miejsce podrzędne, właściwie niezauważane, arcydzieło przeciętności, a przecież jednocześnie "osobliwe", właśnie dlatego, że zawsze jedynie w rozbłysku, zawsze omijane: miasto, którego, choć mogłem, nigdy nie poznałem, w którym niczego nie szukałem. Czy zmarnowałem jakąś szansę? Zlekceważyłem zaułek losu?

Wiersz w pierwszej chwili nie przykuwa może naszej uwagi, a przecież dla poety był na tyle ważny, by zdecydował się postawić jego tytuł na okładce tomu. Przywołuje też w jakimś złagodzonym stopniu wielkie dylematy Herberta, zapisywane w takich utworach jak "Do Ryszarda Krynickiego - list", czy - ironicznie, któż jednak wie, czy ironia nie jest tu samoobroną - "Prośba".

W "Rovigo" ogromnieje Ferrara, która przypomina "zrabowane miasto ojców": Lwów, za którym tęsknił, tak podpisał się pod jednym ze swych ostatnich listów - "Zbigniew Leopolensis". Tęsknił za dziecięcą arkadią, realnym miastem czy może także za ładem świata, brutalnie pogwałconym przez historię, za miejscem, które powinno trwać, jak trwa piękny obraz w wierszu Miłosza? W każdym razie intensywnie pracuje pamięć, życie jest rozdzierane między wspomnieniem, wiernością temu, co odeszło, a teraźniejszością, zda się być nieustannym "ukrzyżowaniem", w którym rozświetlają się kolejne sensy: droga krzyżowa, dróg krzyżowanie, rzucony wychodźcy "krzyż na drogę". Więc, jak napisał gdzie indziej, "stroma ścieżka krwi", szlak na Golgotę, ofiara Jezusa, choć, prawdę powiedziawszy, trudno powiedzieć, co - z zaskakującym patosem - jest do niej porównywane. Los wygnańca, samotnego wędrowca na ziemi osiadłych? Jak wysoki byłby jego sens? Co miałby przynieść?

I naprzeciw tego wszystkiego: prowincjonalne miasteczko, tylko powidok tkwiący w soczewce oka, ale zarazem daleka niejasna nadzieja, a przynajmniej niepewność; Rovigo skojarzeniem ze świąteczną wieczerzą odsyłające nas znów, w mikroskopijnym śladzie, ku odczuciom, jakie ewokuje "W mieście" Miłosza. Rozbrzmiewają, choć niesłyszalne, dzwony, jakby uroczysta procesja niosła nam jakąś dotąd nieznaną cząstkę świata: zwyczajność, spokój, trwanie poza rwącym nurtem porywów i udręczeń, na marginesie przemian. Słyszymy ton przejmujący, głos zdyszany: jakby ten, kto mówi, chciał, by usłyszało go - coraz szybciej oddalające się - miasto, jakby krzyczał wychylony przez okno odjeżdżającego pociągu, jakby chciał powiedzieć, zapytać o coś, nim będzie za późno, a już jest za późno - i podwojone odstępy w ostatniej linii są jak oddalanie, rosnący dystans. Krzyk gasnący w szepcie.

Co by się stało, gdybym jednak wysiadł z pociągu, w ostatniej chwili, gubiąc bagaż, wyskoczył na peron dworca w Rovigo? Oto chwila, czyli esencja życiowego wyboru - jak w "Przypadku" Kieślowskiego. Bilardowa kula mknie po suknie ziemi - zderzenie, trzask i nieskończona ilość możliwych wariantów. Straciłbym własny los czy przeciwnie - znalazłbym życie szczęśliwsze? Udręki melancholijnych natur, przez lata powtarzających: co byłoby, gdybym wtedy... A może nie zmieniłoby się nic?

4.

Czas to już - rozmawiam z M., towarzyszem lat dawnych - by wrócić do Kawafisa? Do "starego poety tego miasta" - Aleksandrii, choć wtedy mówiliśmy tak o mieście naszym - Krakowie, i naszym Poecie - Miłoszu? Poskrzypując, uchyla się pordzewiała furtka pamięci, powraca wspomnienie tamtego, dawno wygasłego bólu, wspomnienie "Kwartetu aleksandryjskiego" Durrella i tłumaczonego przez Zygmunta Kubiaka wiersza "Miasto", który rozbrzmiewa w tej powieści jak muzyczny leitmotiv. I zda się odsłaniać sedno losu jej bohaterów:

Powiedziałeś: »Pojadę do innej ziemi, nad morze inne.

Jakieś inne znajdzie się miasto, jakieś lepsze miejsce.

Tu już wydany jest wyrok na wszystkie moje dążenia

i pogrzebane leży, jak w grobie, moje serce.

Niechby się umysł wreszcie podźwignął z odrętwienia.

Tu, cokolwiek wzrokiem ogarnę,

ruiny mego życia czarne

widzę, gdziem tyle lat przeżył, stracił, roztrwonił«.

Nowych nie znajdziesz krain ani innego morza.

To miasto pójdzie za tobą. Zawsze w tych samych

dzielnicach

będziesz krążył. W tym samych domach włosy ci

posiwieją.

Zawsze trafisz do tego miasta. Będziesz chodził po tych

samych ulicach.

Nie ma dla ciebie okrętu - nie ufaj próżnym nadziejom -

nie ma drogi w inną stronę.

Jakeś swe życie roztrwonił

w tym ciasnym kącie, tak je w całym świecie roztrwoniłeś.

Sensy narzucają się nam dobitnie, niczym czarne ruiny własnego życia, których nie możemy nie zauważyć. Wiersz oddziałuje siłą obrazu, bezlitosnością opisanego przeznaczenia, tą pewnością, że cokolwiek byśmy zrobili, dokądkolwiek się udali, niczym bohater antycznej tragedii nie uciekniemy losowi, nie zgubimy Erynii, nie zatrzemy śladów, nie umkniemy konsekwencjom własnych działań - bo o nie przecież bardziej tu chodzi niż o nieprzebłagane fatum.

"Jakeś swe życie roztrwonił"... - jak gorzkie to słowa, jak pusto się po nich robi: znika peron Rovigo, tonie wyspa szczęśliwa, na wodzie jeszcze przez chwilę unoszą się kwiaty piwonii. Dotykamy splotu, w którym miesza się chaos i przeznaczenie, przypadkowe działania (gdy "człowiek nie rozumie swoich czynów, a najważniejsze, nie może przewidzieć ich konsekwencji" - jak pisał mistrz młodości Miłosza, Jarosław Iwaszkiewicz) i jakaś, zdaje się, przeznaczona nam forma istnienia. Czyż nie było nieraz tak, że pozostawialiśmy ją daleko za sobą, oddychaliśmy z ulgą, nieświadomi, a potem znów pędziły bilardowe kule, plątały na nowo ścieżki, supłała nić Ariadny i oto przebudzenie w dobrze znanym miejscu, w mieście utrapienia, jakby dopełnić się musiała przepowiednia, przekleństwo, które u kołyski dziecka rzuca znieważona wiedźma?

Więc ból nieodwołalności, tego, że nie możemy wrócić, naprawić błędów, zadośćuczynić, przeżyć ponownie - pełniej, mocniej? Szansa zawsze dana raz tylko, dostrzeżona wtedy, gdy już za późno? Więc los nieunikniony, oścień, przeciw któremu próżno się miotać?

5.

"Co zrobiłeś ze swoim życiem, co zrobiłeś?" Gdy ponad dziesięć lat temu pisałem o "Kwartecie aleksandryjskim", wiersz Kawafisa rymował mi się z "Capri" Czesława Miłosza, gdzie los zostaje rozpoznany i przyjęty, choć jest nad wyraz bolesny, spowity naśmiewczymi głosami Erynii. Dziś, niespodziewanie, myśl poety z Aleksandrii stała się zbyt trudna, jej brzemię - zbyt ciężkie. Drogi zarzucone, miejsca prześlepione - na zawsze już zamknięte? Jeden tylko szlak, coraz węższy, coraz szybszy łomot czarnej rzeki spadającej w pustkę?

Raz jeszcze otwieram zbiór "To", przerzucam strony, odnajduję hołd, jaki stary człowiek złożył towarzyszce lat dramatycznych, lat beznadziei, gdy bliski był krawędzi, może samobójstwa; podziękowanie za pomoc, którą przyniosła mu wtedy Jeanne Hersch. Niewyczerpane siły organizmu, alpejskie wędrówki, długie godziny przy biurku, ale także jej bliskość i wiara w jej słowa budowały Miłoszowi przyszłość: "We własnym życiu nie wolno poddawać się rozpaczy z powodu naszych błędów i grzechów, ponieważ przeszłość nie jest zamknięta i otrzymuje sens nadany jej przez nasze późniejsze czyny".

Któż wie? Kto chciałby odrzucić? Więc może jednak - mówi nam Szymborska - "księga zdarzeń / zawsze otwarta w połowie"?...

lipiec 2009

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Ur. 1971 r. Krytyk literacki, pracownik Uniwersytetu Pedagogicznego w Krakowie, sekretarz Międzynarodowej Nagrody Literackiej im. Zbigniewa Herberta, wieloletni redaktor „Tygodnika Powszechnego”. Autor książki „Miłosz. Biografia” (Wydawnictwo Znak,… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 33/2009