Księga umarłych

28 października 1942 r. dokonał się jeden z najtragiczniejszych etapów zagłady żydowskich mieszkańców Krakowa.

23.10.2017

Czyta się kilka minut

Żydzi na ul. Lwowskiej podczas deportacji z krakowskiego getta, 1942 r. / YAD VASHEM / YAD VASHEM
Żydzi na ul. Lwowskiej podczas deportacji z krakowskiego getta, 1942 r. / YAD VASHEM / YAD VASHEM

Data ur. 8.V.1908. Iziek! Mój najukochańszy Brat, opiekun mój i wielu innych. Dobry Ojciec dwóch Synków, Józia (16.V.1935) i Maciusia (25.X.1939) i Żony Lusi, założyciel młyna Podgórskiego, dla którego nie szczędził żadnych poświęceń. Został wywieziony w haniebny sposób jak wielu, wielu innych Braci z Placu Zgody w Nieznane? W tragiczną środę dnia 28.X.1942”.

Te słowa zanotował po polsku na marginesie niemieckojęzycznej książki Żyd Samuel Stöger, właściciel młyna przy ul. Kalwaryjskiej w krakowskiej dzielnicy Podgórze. To jedno z nielicznych zachowanych materialnych świadectw wypadków, które miały miejsce 75 lat temu.

Tamta środa była ciepła, słoneczna. Wcześnie rano do krakowskiego getta weszły oddziały policji niemieckiej, sztab dowodzącego akcją SS-Sturmbannführera Wilhelma Haasego, urzędnicy Arbeitsamtu (urzędu pracy) i kierownicy zakładów zatrudniających Żydów.

Poprzedniego wieczora getto otoczono szczelnym kordonem, a w nocy odemani – jak zwano członków Jüdischer Ordnungsdienst (Żydowskiej Służby Porządkowej) – wyciągali ludzi z mieszkań według przygotowanych list. Na rano Judenrat zarządził zbiórkę wszystkich zatrudnionych przed Arbeitsamtem. Tam gestapo dokonało selekcji na tych, którzy mogli udać się do zakładów pracy – oraz pozostałych. Towarzyszyły temu wrzaski oprawców i bicie.

Wprawdzie niemieccy kierownicy, z obawy przed zamknięciem ich zakładów (i wysyłką ich samych na front), wstawiali się za pracownikami, ale rzadko udawało im się wpłynąć na decyzje gestapowców. Wielu Żydów wzięło też ze sobą małe dzieci, licząc, że uda im się je przemycić do pracy poza getto i ocalić. Bezskutecznie.

Żydzi, którym udało się przejść selekcję, szli do swoich miejsc pracy, zostawiając często w getcie najbliższych – na prawdopodobną śmierć. Tych, co zostali, odprowadzono na pl. Zgody.

Następnie do getta weszły uzbrojone oddziały niemieckie.

Przez megafon nakazano wszystkim – pod groźbą śmierci – do godziny 10 opuścić domy, zostawiając je otwarte, i stawić się na miejsce zbiórki. Wielu posłuchało. Potem patrole zaczęły przeczesywać dom za domem. Rozbijano zamknięte drzwi, demolowano mieszkania w poszukiwaniu kryjówek. Ci spośród ukrywających się, którzy nie zostali na miejscu zabici, byli wyprowadzani na ulicę, gdzie znów ruch palca esesmana decydował o ich losie. Nieszczęśników odemani prowadzili na pl. Zgody. Trafili tam też więźniowie z aresztu Ordnungsdienstu.

Działania Niemców były wyjątkowo brutalne. Bili gdzie i czym popadnie; szczególnie kobiety i osoby starsze, niedołężne. Strzelali. Gdy któryś trafił, koledzy wybuchali śmiechem.

ZAKŁADAJĄC GETTO w Krakowie w marcu 1941 r., Niemcy przeznaczyli nań nie starą żydowską dzielnicę Kazimierz, lecz część Podgórza na drugim brzegu Wisły. Tam wykorzystywali Żydów jako tanią, a potem bezpłatną, niewolniczą siłę roboczą. Ostateczny cel ich polityki miał pozostać tajemnicą. Mamiono Żydów możliwością przeżycia, o ile będą przydatni dla machiny gospodarczej III Rzeszy. Między złudną nadzieją a terrorem i śmiercią mieszkańcy „żydowskiej dzielnicy mieszkaniowej” próbowali ułożyć sobie jakoś życie.

Chorzy doktora Kranza

28 października 1942 r. personel medyczny getta zasadniczo nie podlegał wysiedleniu (choć jego ofiarą padło co najmniej kilkunastu lekarzy z rodzinami). Natomiast chorzy – podlegali.

W szpitalach ratowano, kogo się dało. Kto mógł wstać o własnych siłach, opuszczał szpital. Część osób, w szpitalach ogólnym i zakaźnym, przebrano w stroje personelu. Dzieci (chore na odrę i szkarlatynę) ze szpitala zakaźnego oddano z samego rana rodzicom bądź ukryto na strychach sąsiednich domów.

Gdy Niemcy wpadli do szpitala ogólnego, pozostałych tam chorych wypędzili na zewnątrz, bez względu na stan zdrowia. Towarzyszyło temu bicie. Nie oszczędzono rodzącej kobiety. Część chorych zastrzelono od razu, reszta poszła na pl. Zgody.

Kierującemu szpitalem zakaźnym doktorowi Aleksandrowi Biebersteinowi, jego personelowi, a także ukrytym chorym być może życie uratował dyżurujący od rana w pobliżu granatowy policjant. Przed kontrolującym placówkę esesmanem zaświadczył, jakoby nie było stąd żadnych ucieczek chorych ani też nikt się nie ukrywał.

Zamordowano za to na miejscu większość pacjentów Izby Chorych, pełniącej funkcję domu starców. Wyciągnięto ich z łóżek, wygoniono na podworzec, bijąc, wytrącając z rąk kule, strącając ze schodów. Część zastrzelono w łóżkach, część na dziedzińcu. Niemcy urządzili sobie zabawę: kazali starcom skakać i strzelali do nich. Pozostałą przy życiu grupę wyprowadzono na pl. Zgody.

Wraz ze swymi pacjentami zginął kierujący Izbą doktor Jakub Kranz.

W WYNIKU pierwszego dużego wysiedlenia ludności z getta krakowskiego w czerwcu 1942 r. (w ciągu 8 dni wywieziono wtedy na śmierć lub zabito na miejscu ponad 7 tys. ludzi) poczucie stabilności się zachwiało. Do Żydów krakowskich po kilku tygodniach zaczną docierać wiadomości od uciekinierów z transportu o miejscu przeznaczenia wywiezionych.

Czwórkami, w ciszy

Dzieci, podobnie jak ludzie starzy, były przez okupanta w pierwszym rzędzie skazane na śmierć. Jeśli pozostały na terenie getta bez opieki albo poszły z rodzicami na miejsce porannej selekcji, ich szanse przetrwania akcji wysiedleńczej były minimalne. Rodzice, nie chcąc się rozstawać z potomstwem, próbowali więc je ukrywać (mniejsze nawet np. w plecaku).

Pracująca jako chałupnica w warsztatach krawieckich Renata Grünbaum, zgodnie z zarządzeniem, stawiła się rano na zbiórkę przed Arbeitsamtem. Przyprowadziła swoje dziecko z nadzieją, że uda się je przemycić do pracy. W czasie, gdy na chwilę wróciła z nim do domu (dziecko nie chciało załatwić potrzeby fizjologicznej na ulicy), inne kobiety z jej grupy wraz z dziećmi zostały odstawione do deportacji. Ostrzeżona o tym przez matkę, uśpiła dziecko luminalem (otrzymanym najpewniej w jedynej w getcie aptece, prowadzonej przez Tadeusza Pankiewicza) i przywiązała je do siebie, ukrywając pod ubraniem. Dołączyła do grupy robotnic, w której przeszła pomyślnie selekcję.

Większość rodziców nie miała tyle szczęścia.

Przed południem przestał istnieć także Zakład Sierot Żydowskich. Niemcy wysiedlili ok. 300 dzieci i 30 wychowawców. Ocalało tylko kilkunastu najstarszych chłopców: zaalarmowani z samego rana, uciekli przez strych i się ukryli. Najmłodsze dzieci, do trzech lat, wrzucono do wiklinowych koszy i załadowano na konne platformy. Zostały wywiezione i zabite za miastem. Starsi wychowankowie – w tym dziewczęta zatrudnione w szpitalu zakaźnym, a więc teoretycznie zwolnione z wysiedlenia, które nie chciały opuścić sierocińca – uformowali pochód, który ruszył na pl. Zgody, a potem na dworzec kolejowy w Płaszowie.

Szli czwórkami, w ciszy. Na czele kierowniczka sierocińca Anna Feuerstein z mężem Leopoldem (długoletnim wychowawcą). Oraz niosący szaty liturgiczne Dawid Kurzmann, członek zarządu Zakładu, z córką i zięciem. Kurzmann, podobnie jak Anna Feuerstein, odrzucił propozycję opuszczenia dzieci i pozostania w getcie [o „krakowskim Korczaku” pisaliśmy w „TP” nr 10/2015 – red.].

Książka „Listy artystów z XIX w.” z notatką jej właściciela Samuela Stögera o wysiedleniu jego brata Izaaka, 28 października 1942 r. / FOT. KAMILA BUTURLA DLA "TP"

 

W GETCIE panowała ciasnota. Obszar zamieszkany pierwotnie przez 3 tys. ludzi zajęło w marcu 1941 ok. 17 tys. Żydów. Potem zagęszczenie rosło. Mieszkania o przeważnie niskim standardzie zajmowało nawet kilka rodzin, obcych sobie. Po akcji czerwcowej obszar getta zmniejszono o połowę. Gdy więc 23 października 1942 r. zarządzono, a potem odwołano kolejne okrojenie getta, niektórzy odetchnęli. Był to jednak zły omen.

Pociąg odszedł na wschód

Przeznaczonych na wysiedlenie prowadzono – tak jak w czerwcu – na krakowski Umschlagplatz, czyli plac Zgody (dziś: plac Bohaterów Getta). Tu czekali wiele godzin, bez wody, otoczeni przez potrójny szpaler SS. Tłum rósł. Odemani uwijali się, wypełniając rozkazy. Czasem za łapówkę interweniowali u Niemców, uzyskując zwolnienie dla kilku osób.

Polak Tadeusz Pankiewicz, którego Apteka pod Orłem znajdowała się przy pl. Zgody, obserwował to z okna wychodzącego na plac. Tego dnia zabroniono mu otwierania apteki, nie wpuszczono też do getta jego pracownic Polek. Pankiewicz, zaangażowany w pomoc Żydom i świadek wydarzeń wspominał, że choć widział łzy i słyszał lament, to nie widział nikogo błagającego Niemców o litość (z jednym wyjątkiem: matki z niemowlęciem przy piersi). To musiało ich drażnić. Pankiewicz ­zapamiętał młodą dumną kobietę, która przeszedłszy obok grupy esesmanów dołączyła do swej matki, przeznaczonej do wysiedlenia. Spotkało ją za tę zuchwałość bicie, które zniosła bez skargi. Niemcy wyciągnęli ją z szeregu wysiedleńców – jej samej nie wolno było decydować o swym życiu.

Niewiele brakowało, a Pankiewicz nie przeżyłby tego dnia. Choć okazał dokumenty, wyprowadzono go z apteki i dołączono do Żydów na pl. Zgody. Dopiero decyzją dowodzącego akcją esesmana Haasego został zwolniony.

Późnym popołudniem wysiedleńców popędzono na oddaloną o ok. 2 km stację w Płaszowie. Wieczorem pociąg odszedł na wschód, a w getcie zdjęto policyjne posterunki.

NAZIŚCI realizowali plan zagłady Żydów w Generalnym Gubernatorstwie („Aktion Rein­hardt”) od marca 1942 r. Jesienią tego roku władze III Rzeszy zdecydowały, aby na razie zachować przy życiu tych Żydów w GG, których praca była niezbędna dla niemieckiego wojska i przemysłu zbrojeniowego. Uznały ich za więźniów bez prawa do jakiegokolwiek wynagrodzenia, których należało rychło skoszarować w obozach. Prawdopodobnie w październiku zapadła decyzja o budowie pod Krakowem obozu: ZAL Plaszow. Odroczenie wyroku śmierci nie dotyczyło większości Żydów. Dni getta były policzone.

Końcowy etap

Pozostali mieszkańcy getta, wracający wieczorem z pracy albo wychodzący z kryjówek, zastali przerażający widok: zakrwawione klatki schodowe i ulice. Trupy na podwórkach. Ani śladu najbliższych. Czasem ostatni list nakreślony w pośpiechu: słowa pożegnania i pocieszenia od wysiedlonych na śmierć. Każdy kogoś stracił, niektóre rodziny zginęły w całości. Podobnie jak po akcji czerwcowej, w getcie odnotowano nową falę samobójstw.

Akcja październikowa była jednym z najtragiczniejszych etapów w historii zagłady żydowskich krakowian. Szacowana liczba ofiar tych wydarzeń to 4500 deportowanych i 600 zabitych na miejscu. Jak poprzednio, deportowani trafili do obozu zagłady koło wsi Bełżec, gdzie – nawet po kilku dniach oczekiwania w zaplombowanych wagonach, bez jedzenia i wody – pociąg zajeżdżał na bocznicę prowadzącą w las, nad którym bez przerwy unosiły się gęste dymy. Prosto z rampy szli do komór gazowych.

Getto znów okrojono, na przenosiny Żydzi dostali 24 godziny. Coraz trudniej było o kontakt z miastem, o pracę i mieszkanie, coraz łatwiej o szykany, aresztowanie i śmierć. Prawie codziennie odbywały się łapanki. Wkrótce, 13-14 marca 1943 r., Niemcy zlikwidują getto, jego mieszkańców mordując na miejscu, wywożąc do Auschwitz-Birkenau lub przenosząc do ZAL Plaszow.

SAMUEL STÖGER sporządził na marginesach swej książki jeszcze jedną notatkę: o stracie żony Maryli i synka Juliana. On sam przeżył. W 1946 r. występował jako świadek na procesie Amona Götha – kata Płaszowa.

Książkę z jego zapiskami można dziś oglądać w dawnym gabinecie Pankiewicza, w zamienionej w muzeum Aptece pod Orłem.©℗


CZYTAJ TAKŻE:

Martyna Grądzka-Rejak, autorka książki „Kobieta żydowska w okupowanym Krakowie (1939–1945)”: Główny ciężar życia codziennego spadał na kobiety. Walczyły o utrzymanie rodzin, dbały o dom i dzieci. Mężczyźni częściej popadali w apatię.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru Nr 44/2017