Krok do wolności

To historyczny paradoks: 40 lat temu sprzeciw wobec zmian w stalinowskiej konstytucji przyczynił się do powstania demokratycznej opozycji.

01.05.2016

Czyta się kilka minut

Maszynopis „Listu 59” z korektami redakcyjnymi autorów / Fot. Ośrodek Karta
Maszynopis „Listu 59” z korektami redakcyjnymi autorów / Fot. Ośrodek Karta

Zaczęło się na przełomie 1975 i 1976 r. Oddolne protesty przeciw planowanym przez władze PRL poprawkom w konstytucji pochodzącej jeszcze z 1952 r., a więc z epoki głębokiego stalinizmu. Dziś może się to wydać dziwne: czemu ludzie, z których wielu znalazło się później w zorganizowanej już opozycji, mieliby się przejmować takimi zmianami? Przecież i tak konstytucja PRL była – jak wówczas żartowano – zupełnie nieużywana...

Manewry ekipy Gierka

Faktycznie, konstytucja z 1952 r. deklarowała wiele praw, realnie nieprzestrzeganych. Ale choć nie zmieniła się jej litera, w drugiej połowie lat 70. inny był już kontekst. Po tym, jak w 1975 r. także kraje bloku wschodniego, na czele z Sowietami, podpisały tzw. akt końcowy Konferencji Bezpieczeństwa i Współpracy w Europie – zakładający m.in. poszanowanie praw obywateli – w wielu krajach Europy Wschodniej środowiska opozycyjne zaczęły realizować nową strategię: powoływać się na konstytucyjne (w teorii) prawa.

Tymczasem w Polsce ekipa Edwarda Gierka, I sekretarza komunistycznej PZPR, stawiała na zaspokajanie konsumpcji kosztem wolności osobistej. I choć nie było to widoczne, właśnie wtedy nastąpiła rozbudowa zarówno kadr Służby Bezpieczeństwa, jak też jej konfidentów; zaostrzała się cenzura.

Trudno zweryfikować legendę, że Gierek marzył o stworzeniu dla siebie funkcji prezydenta. Ale widać zbieżność dat: podpisania aktu KBWE i rozpoczęcia prac nad nowelizacją konstytucji PRL. Ekipa Gierka chciała zaostrzyć konstytucyjne zapisy, dodając punkty z jawnie deklarowaną wszechwładzą PZPR i podporządkowaniem Moskwie – czego na papierze wcześniej nie było. Co więcej, planowano też uzależnienie praw obywatelskich od spełniania obywatelskich obowiązków (teoretycznie mogło to oznaczać wyjęcie spod prawa osób sprzeciwiających się władzom).

Co chcemy osiągnąć?

Pomysł pierwszego protestu wobec zmian w konstytucji pochodził od Jana Olszewskiego – i dziś protest ten znamy jako „List 59”. To Olszewski, Kuroń, a przede wszystkim Jakub Karpiński sformułowali tekst owego listu protestacyjnego.

Wśród tych, którzy mieliby go podpisać, idea wywołała najpierw wielkie emocje, a wśród wahających się początkowo był także Jan Józef Lipski – dawny powstaniec warszawski, od lat 60. jeden z liderów środowisk krytycznych wobec władz. Lipski bał się, że list może sprowokować ludzi do wyjścia na ulicę – pięć lat wcześniej była masakra na Wybrzeżu... Ale ostatecznie podpisał. Kuroń wspominał, iż Lipski mówił mu, „że zrobił to tak, jak poszedł do powstania. Był przeciw [powstaniu], ale wszyscy szli, więc poszedł, bo wiedział, że powstanie i tak będzie. (...) Przekonany był, że jeśli głośno powiemy to, co jest w liście, lud natychmiast ruszy i mogą z tego być straszne rzeczy”.

Lipski pytał Kuronia, co chce osiągnąć. Ten odparł: „Jeśli zapolemizuje z nami »Trybuna Ludu« [gazeta PZPR – red.] i Polskie Radio, a może nawet telewizja, to już będzie bardzo dużo. Na więcej nie można liczyć”. Kuroń wspominał: Lipski „patrzył na mnie jak na wariata. Zdawało mu się, że to pójdzie dużo, dużo dalej. Śmieszne, bo okazało się, że był znacznie bliższy prawdy niż ja”.

Przełamywanie barier

Wcześniej Lipski długo się starał o wyjazd do Paryża – i właśnie jesienią 1975 r. trochę przypadkowo otrzymał zgodę (pracownicy biura paszportowego mieli ponieść za to służbowe konsekwencje). Pobyt na Zachodzie umożliwił mu zebranie podpisów pod listem. Aby pozyskać Stefana Kisielewskiego i Leszka Kołakowskiego, jechał do Londynu i Oksfordu, a gdy szukał kontaktu ze Zbigniewem Herbertem (który wyjechał do Włoch), pomógł mu Gustaw Herling-Grudziński. Lipski uzyskał też zgodę Włodzimierza Brusa (wcześniej oficera politycznego LWP, potem filozofa i emigranta) i historyka Krzysztofa Pomiana. Akces tych pięciu osób przekazał do Polski telefonicznie. Wcześniej swój podpis zostawił in blanco, jeszcze przed sformułowaniem ostatecznej wersji tekstu.

Tymczasem w kraju dyskutowano, kto powinien się podpisać – wśród organizatorów dominowały osoby o przekonaniach lewicowych. Ale Kuroń przekonywał, że należy integrować środowiska o różnych orientacjach, sprzeciwiające się władzy – lewicowe i prawicowe.

I tak na razie zbieranie podpisów szło niełatwo. Kuroń wspominał: „pierwszym, do którego zwróciliśmy się o podpis, był Antoni Słonimski. Przeczytał tekst, zaaprobował, ale uznał, że wolność zrzeszeń trzeba skreślić, bo wezmą nas za wariatów – że my tu chcemy ustrój zmienić. Jakby nie zauważył, że cały list był o zmianie ustroju. (...) Początkowo jeszcze parę osób zadeklarowało swoje podpisy, a potem nagle wszyscy zaczęli się wycofywać. Pierwszy Antoni, że nie – nie czas, nie pora, to jest zbyt ogólnikowe. Poza tym, myślę, że bał się śmieszności, tego, że wyrywamy się oto z takim zupełnie pustym gestem. Bo wydawało się, że za tą deklaracją nie pójdą żadne działania – ogłosimy ją i koniec”.

Kryzys nastąpił już po wyjeździe Lipskiego. Przeciwni podpisywaniu byli dawni „pryszczaci”: artyści zaangażowani kiedyś w komunizm, po 1956 r. kontestujący system, ale z wielką psychiczną obawą przed ponownym zaangażowaniem się w politykę. Kuroń pamiętał też inne zastrzeżenia: „Bardzo wiele osób odpowiadało nam, że nie mogą podpisywać takiego tekstu, w którym wolność wyznania jest na pierwszym miejscu, bo to nadaje całej deklaracji charakter religijny. Ale w tej sprawie zaparliśmy się. Chodziło o jedność inteligencji polskiej i więcej – o to, by mówiła ona głosem narodu. A dla narodu jest to sprawa niesłychanej wagi”. I dodawał, już po latach, że „na tym przykładzie bardzo wyraźnie widać, jak zmieniły się [później] postawy inteligencji polskiej. [Wtedy] Spierali się z nami ludzie, którzy dziś są wręcz pobożni”.

W każdym razie wycofywanie podpisów sprawiło, że w pewnym momencie zostali tylko Kuroń, Lipski, Jacek Bierezin i Stanisław Barańczak. Sytuację odwróciła deklaracja Adama Michnika, że list wyśle niezależnie od liczby podpisów. Barańczak pociągnął innego poetę, Ryszarda Krynickiego. Michnik przekonał Słonimskiego, że młodzi poeci potrzebują osłony jego autorytetu, Słonimski podpisał ponownie... Podpisy z Krakowa przywiozła aktorka Halina Mikołajska, a z Zachodu Lipski. Fala obywatelskiego sprzeciwu ruszała...

Emocjonalną wagę przełamywania bariery psychologicznej wspominał Kuroń: „Między innymi podpisał Stryjkowski [Julian, dawny komunista i jeden z liderów oficjalnego Związku Literatów Polskich – red.], który w ten sposób przekreślił swoją szansę na nagrodę państwową. (...) Otóż ten Julek Stryjkowski siada do złożenia podpisu i powiada: – Te sto tysięcy nagrody niech sobie w dupę wsadzą”.

Kampania kolejnych listów

„List 59” wpłynął do Sejmu 5 grudnia 1975 r.; jednocześnie planowano jego upublicznienie przez publikację m.in. w paryskiej „Kulturze” (Lipski, słusznie spodziewając się rewizji na granicy, nie zabrał tekstu – na nieznany bezpiece adres paryski tekst „Listu 59” przesłała krytyczka sztuki Barbara Majewska-Celnikier).

W liście stwierdzano więc, że konstytucja powinna gwarantować wolności obywatelskie, takie jak wolność sumienia i praktyk religijnych, wolność pracy (z możliwością reprezentacji zawodowej robotników, niezależnej od państwa i PZPR), wolność słowa i informacji... Podkreślano, że te wolności nie mogą być gwarantowane, gdyby uznano oficjalnie „kierowniczą rolę jednej partii [PZPR] w systemie władzy państwowej” (tak zakładała jedna ze zmian w konstytucji), bo „w tych warunkach Sejm nie może być traktowany jako najwyższy organ władzy ustawo- dawczej, rząd nie jest najwyższym organem wykonawczym, a sądy nie są niezawisłe”. Pisano też, że „należy zapewnić realizację prawa wszystkich obywateli do wysuwania i wybierania swych przedstawicieli w pięcioprzymiotnikowych [tj. powszechnych, równych, bezpośrednich, tajnych, proporcjonalnych] wyborach”.

O proteście stało się głośno na początku stycznia 1976 r., gdy informacje o nim ukazały się na Zachodzie. I wtedy też, jak wspominał Kuroń, zaczęła się „prawdziwa kampania listów”: 9 stycznia 1976 r. swój list protestacyjny przesłał do władz Episkopat, 17 stycznia prezesi Klubów Inteligencji Katolickiej i redaktorzy naczelni wydawnictw katolickich... Powstały jeszcze dwa kolejne memoriały: „List 14” z 21 stycznia (szczególnie protestujący przeciw wpisaniu do konstytucji zapisu o specjalnych stosunkach PRL z Moskwą) i „List 101” z 31 stycznia.

Adres kancelarii Sejmu na kopercie z „Listem 14” – przez SB określanym jako „petycja dot. tzw. »suwerenności«” (sic!) – Lipski napisał własnoręcznie. Jeździł też po Warszawie, namawiając kolejne osoby do dopisania się do protestu. Wśród nich był Miron Białoszewski, którego Lipski znał od dawna, dotąd niewłączający się w działania opozycyjne. Białoszewski pisał potem w dzienniku: „Wyspałem się. Puściłem »Judytę triumfującą« Vivaldiego. Dzwonek. – Kto tam? – Jan Józef L. Ja tu do ciebie z pewną sprawą”. Dalej Białoszewski pisze: „Spojrzałem na to i powiedziałem: – Nie będę studiował, bo i tak nie zorientuję się dokładnie, o co chodzi, ale podpiszę”. Lipski na to: „Cieszę się, że cię upolowałem. To tak jakbym upolował słonia”.

Z tego mozolnego zdobywania podpisów wzięło się zresztą nieporozumienie związane z rzeczywistą liczbą sygnatariuszy. „List 59” miał wiele aneksów, faktycznie podpisało go więcej osób. Nawet już w pierwotnej wersji, tj. złożonej w Sejmie, zawierał jeden podpis więcej: Wojciecha Ziembińskiego, opozycjonisty o prawicowych poglądach i krytycznego wobec Kuronia. Ziembiński w tym pominięciu dopatrzył się złej woli. Lipski włożył wiele energii w wyjaśnianie, że był to niefortunny przypadek.

Nowa strategia

Poprawki do konstytucji Sejm przegłosował 10 lutego 1976 r. Tylko jeden poseł zepsuł oczekiwany przez władze efekt jednomyślności: wstrzymał się Stanisław Stomma z Koła „Znak”.

Wbrew wcześniejszym planom, władze nie uzależniły praw obywatelskich od obowiązków, zapis o nierozerwalnym sojuszu polsko-sowieckim zmieniono na „umacnianie przyjaźni i współpracy”, zamiast o „przewodniej roli” PZPR w państwie, pisano niejednoznacznie o „przewodniej sile politycznej społeczeństwa”. Wykreślono za to m.in. punkt 4. artykułu 3. z roku 1952, stanowiący, że PRL „ogranicza, wypiera i likwiduje klasy społeczne, żyjące z wyzysku robotników i chłopów” (w latach 50. z tego artykułu represjonowano tzw. kułaków – jedną z ofiar był mój dziadek, który zmarł po zwolnieniu z więzienia na lubelskim Zamku). Owszem, był to tylko papier – wszak konstytucja zawierała też zapis o wolności słowa...

„List 59” nie powstrzymał więc władz PRL, ale jednak coś zmienił: był zastosowaniem nowej strategii – zbierano podpisy osób ważnych dla różnych środowisk, odwołując się do zasad międzynarodowych, przekroczono też barierę „szkalowania PRL za granicą”. Sukcesem psychologicznym była też masowość protestów i fakt, że ludzie „zobaczyli się nawzajem”. Wreszcie – po raz pierwszy przeciw władzom wystąpili razem lewicowi opozycjoniści i Kościół katolicki (tj. biskupi i świeccy).

Paradoksalnie sprzeciw wobec zmian w stalinowskiej konstytucji przyczynił się więc do powstania, kilka miesięcy później, pierwszych od ponad 20 lat – tj. od chwili, gdy zdławiono powojenną konspirację – organizacji otwarcie opozycyjnych wobec PRL.

I choć organizatorów i sygnatariuszy spotkały represje, ich protest był krokiem w stronę wolności. ©


Autor pracuje w Instytucie Dokumentacji i Studiów nad Literaturą Polską, oddziale Muzeum Literatury im. Adama Mickiewicza w Warszawie.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 19/2016

Podobne artykuły

Kraj i świat
"Robotniczy protest przeciw wygórowanym podwyżkom, który był wyrazem postawy niemal całego społeczeństwa, pociągnął za sobą brutalne prześladowania. W Ursusie, Radomiu i innych miastach bito, kopano i masowo aresztowano demonstrantów. Najszerszy zasięg miało wyrzucanie z pracy, co obok aresztowań szczególnie uderzyło w rodziny represjonowanych - pisali 23 września 1976 r. Jerzy Andrzejewski, Stanisław Barańczak, Ludwik Cohn, Jacek Kuroń, Edward Lipiński, Antoni Macierewicz, Piotr Naimski, Antoni Pajdak, Józef Rybicki, Aniela Steinsbergowa, Adam Szczypiorski, ks. Jan Zieja i Wojciech Ziembiński, informując w "Apelu do społeczeństwa i władz PRL o powstaniu Komitetu Obrony Robotników. Przypominali, że ofiary represji z Czerwca 1976 nie mogą liczyć na żadną obronę oraz deklarowali chęć przyjścia im z pomocą: prawną, finansową, lekarską... Wkrótce sami stali się ofiarami represji. Niektórzy, jak Jacek Kuroń, nie po raz pierwszy.Zbliża się 30. rocznica powołania KOR-u, a osoba Jacka Kuronia znów, jak w czasach PRL, stała się przedmiotem ataków przedstawicieli obozu rządzącego. Warto więc przedstawić opis wydarzeń widzianych jego oczami; opis dość wyjątkowy, bo zarejestrowany przez dwóch młodych historyków niemal na gorąco. Poniższa rozmowa stanowi fragment zbioru niepublikowanych dotąd wywiadów z członkami i współpracownikami KOR, przeprowadzonych w latach 1980-81 przez Andrzeja Friszke i Andrzeja Paczkowskiego (całość ukaże się wkrótce nakładem wydawnictwa Znak). Przedstawiając ją, chcemy równocześnie wyrazić naszą wdzięczność. "Spieszmy się kochać ludzi, tak szybko odchodzą... - pisał ks. Jan Twardowski. Jacek się spieszył. Czasami może aż za bardzo.