Koziołki historii

Przeczytałem bardzo dziwną książkę. Hitler's Jewish Soldiers, czyli Żydowscy żołnierze Hitlera, to rzecz napisana przez Amerykanina Bryana Marka Rigga. Powstała jako praca naukowa na uniwersytecie w Kansas, oparta jest na niemieckich dokumentach, przypisy zajmują blisko połowę tekstu. Zawiera kilkaset konkretnych przypadków, biografii i rozmów ze świadkami wydarzeń. Chodzi o los ludzi pochodzenia żydowskiego w armii niemieckiej, których według Rigga było około 150 tysięcy.

19.12.2004

Czyta się kilka minut

Z chwilą, kiedy w 1933 roku Hitler objął władzę, od razu zaczęły się antyżydowskie wystąpienia. Żydzi niemieccy, którzy walczyli podczas I wojny światowej, zwrócili się o wstawiennictwo do marszałka Hindenburga. Hindenburg poprosił z kolei Hitlera, by z uszanowaniem potraktować dawnych żołnierzy, i Hitler święcie mu to przyrzekł. Ale Hindenburg wkrótce umarł, no i zaczęło się.

Hitler nie był antysemitą zwyczajnym, był właściwie fanatykiem judeocydu. Uważał, że krew żydowska jest rodzajem trucizny. Stąd segregacja prowadzona z typowo niemiecką dokładnością, w zależności od procentu owej krwi: pół-Żyd, ćwierć-Żyd, jedna ósma Żyda... Krajano tych ludzi jak tort: na ćwiartki, ósemki i tak dalej. Hitler dokonał także - to już nawiasem - aryzacji Jezusa. Długo się łamał, jak rozwiązać problem Jezusa, aż postanowił zrobić z niego Aryjczyka. Jest zadziwiające, że prawie nikt w całych Niemczech - profesory, doktory, Kulturtraegery - nie ośmielił się zakwestionować szaleństw hitlerowskich i z chwilą, kiedy ustawy norymberskie zostały przyjęte, to się ich trzymano. A zupełnie już zdumiewa, z jaką systematycznością, aż do ostatniego słupa władzy niemieckiej, który się przewrócił wiosną 1945, święcie ich przestrzegano. Szaleństwo straszne, a zarazem zupełnie groteskowe.

Wśród wojskowych pochodzenia żydowskiego znajdowali się i prominenci. Półkrwi Żydem był jeden z twórców lotnictwa niemieckiego, feldmarszałek Milch. Generał Gotthard Heinrici ożeniony był z pół-Żydówką; naciskano na niego, by żonę porzucił, ale nie chciał, choć Hitlerowi pozostał wierny, otrzymał nawet Ritterkreuz mit Eichenlaub und Schwerten. Żołnierze z niewłaściwym pochodzeniem dostawali rozmaite zaświadczenia. Stopień najwyższy to Deutschblutbescheinigung, zaświadczenie o przynależności do krwi niemieckiej. Taki facet był deutschblutig i mógł pozostać w armii, choć raczej nie mógł liczyć na awans. Genehmigung stopnia niższego oznaczało możliwość wegetacji, ale poza wojskiem. Niemiecka precyzja pomieszana z maniackim opętaniem i tu się zaznaczała.

Dla Hitlera judeocyd ważniejszy był nawet od zwycięstwa w wojnie; jeszcze pod sam jej koniec zdążył wywalić z armii 12 generałów z niewielką domieszką krwi żydowskiej, choć odwody oficerskie były wtedy niezmiernie potrzebne. A w rozmowach z ludźmi zaufanymi wyjaśniał, że także i ci Żydzi, których w wojsku pozostawił, po zakończeniu wojny ulegną likwidacji, ponieważ są zakałą i zarazą. Książka Rigga nosi podtytuł “Przemilczana historia nazistowskich praw dotyczących rasy oraz ludzi pochodzenia żydowskiego w niemieckiej maszynie militarnej". Rzeczywiście, nic prawie o tym nie wiedzieliśmy.

Druga książka, która ostatnio wpadła mi w ręce, nie ma z pierwszą nic wspólnego: to wspomnienia Richarda Pipesa, amerykańskiego politologa i sowietologa pochodzącego z Polski. Opisuje on tam między innymi wewnętrzne stosunki i swary w amerykańskiej ekipie rządzącej za prezydentury Ronalda Reagana, zwłaszcza kiedy doszło do powstania “Solidarności", a potem wojny polsko-jaruzelskiej. Pipes znajdował się wśród doradców i uchodził za jednego z twardogłowych. Z jego niezmiernie ciekawej relacji widać, jak decyzje ważyły się na ostrzu brzytwy i jak wszystko było wtedy niepewne.

Pipes twierdzi, że Reagan, choć był człowiekiem dość prostym, przejawiał zdrowy rozsądek, który prowadził go do trafnych rozstrzygnięć. Mówił na przykład: wystarczy jedno dobre pchnięcie, by się Związek Sowiecki rozleciał. I to się sprawdziło. Byli jednak i tacy, którzy twierdzili, że o upadku Sowietów nie ma w ogóle mowy. Duża część administracji Reagana wierzyła w nieuchronność wojny jądrowej. Pipes tak nie sądził - i miał na szczęście rację.

Czytając wspomnienia Pipesa przykładałem to, co wiemy o funkcjonowaniu państwa sowieckiego za Breżniewa czy Andropowa, a potem Rosji za Jelcyna, do tego, co może zdarzyć się teraz na Ukrainie. Skrajna możliwość to rozwiązanie siłowe. Ku zdecydowanemu rozstrzygnięciu niewątpliwie zmierzał Putin, uprzedzając wypadki i z góry namaszczając Janukowycza. Potem jednak musiał przystopować i teraz nie wiemy, do jakiego stopnia będzie dalej parł naprzód. W “Heraldzie" widziałem ładny rysunek: duża skrzynia z napisem “wybory na Ukrainie", Javier Solana podnosi wieko, a w środku siedzi skulony Putin i trzyma chorągiewkę z napisem: “Nie mieszajcie się do spraw Ukrainy!". Mnie się osobiście zdaje - choć moje zdanie nie ma wpływu na bieg wydarzeń - że historii nie da się cofnąć, że nie można po prostu zrekonstruować stanu poprzedniego. Co było, już się nie stanie.

Największym zaskoczeniem dla Putina było to, że podczas gdy Rosjanie przyjmują wszystko grzecznie, biernie i na baczność, to Ukraińcy się zbuntowali. Ich bunt jest dla nas podwójnie radosny, także dlatego, że znalazł tak wielki odzew w Polsce. Nasze społeczeństwo, które zdawało się tak apatyczne i zobojętniałe, w dziwnym zrywie zaczęło jak gdyby przeżywać na nowo historię “Solidarności", sympatia dla sąsiadów spontanicznie się zażegła. Ukraińcy, mimo że zmęczeni i przemarznięci, dalej płoną. Oczywiście, kiedy czytam w “Wyborczej" tytuł “Lwów jest wolny", uczucia moje jako człowieka ze Lwowa są rozszczepione, ale sprawy osobiste zostawmy na boku.

Co mnie natomiast nastraja pesymistycznie, to wakat na stanowisku prezydenta Stanów Zjednoczonych Ameryki. Jest tam jakiś figurant, który biega i krzyczy, ale nawet udawać dobrze nie potrafi. Pani Condoleezza Rice nie ma nic do powiedzenia, jest wyłącznie megafonem Busha, sęk w tym, że on również nie ma nic do powiedzenia... Podejrzewam, że nie wie, gdzie jest Ukraina i jak jest duża. Natomiast Europa Zachodnia zachowuje się niemrawo. Owszem, coś tam bąka, coś pod nosem mamrocze, ale politycy europejscy zdają się nie rozumieć, że - co u nas nieustannie powtarza Pomianowski - bez Ukrainy nie ma imperium i że tu nie chodzi tylko o Janukowycza czy Juszczenkę.

Co będzie? Rosjanie nie zechcą tak po prostu wypuścić Ukrainy z rąk i nadal będą się starali ją ukorzyć. Te starania najprawdopodobniej się przeciągną. Jest rzeczą niekorzystną dla całej Europy Wschodniej, że sytuacja w Iraku stopniowo, ale wyraźnie się pogarsza. Międzynarodowy alians się sypie, Amerykanom brakuje wojska, a trudno sobie wyobrazić, by na powrót wprowadzili obowiązkową służbę wojskową. Żeby się pocieszyć, sięgnąłem po historię II wojny, by przeczytać o straszliwych klęskach amerykańskich w walce z Japończykami, które jednak zakończyły się zwycięstwem. Historia ta świadczy, że Ameryka wiele zniesie.

Ekshumowana przez Rigga historia hitlerowskich perturbacji z pół-, ćwierć czy jedna ósma krwi Żydami w niemieckiej armii to już pozazeszłoroczny śnieg. Pokazuje ona jednak, do jakiego stopnia szaleństwo może ogarnąć skądinąd rozsądne narody i jak nieobliczalna bywa w swych koziołkach historia. Gorąca wciąż sprawa Ukrainy o tej nieobliczalności znów przypomniała, najbardziej zaskakując Putina, przyzwyczajonego do posłuchu mas. To chyba jakieś znamię czasu.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 51/2004