Kot rządzi

„Co jest grane, Davis?” nosi wszelkie cechy filmu dla wtajemniczonych: dostarcza przyjemności w rozgryzaniu ukrytych sensów, smakowaniu klimatów epoki. Niewtajemniczeni będą rozczarowani.

25.02.2014

Czyta się kilka minut

Oscar Isaac w filmie „Co jest grane, Davis?” / Fot. Alison Rosa / VUE MOVIE DISTRIBUTION
Oscar Isaac w filmie „Co jest grane, Davis?” / Fot. Alison Rosa / VUE MOVIE DISTRIBUTION

Na czarno-białej fotografii Nowego Jorku nonszalancki mężczyzna kroczy ulicą, taszcząc ze sobą futerał z gitarą i dorodnego kocura – polski plakat do nowego filmu braci Coenów zawiera wiele ekscytujących obietnic. I twórcy „Fargo” wszystkie te zapowiedzi zrealizują: zobaczymy więc film o błądzącym outsiderze, film z dużą dawką amerykańskiej muzyki folkowej, z kotem w jednej z głównych ról, a wszystko pokryte fotogeniczną patyną wczesnych lat 60. XX wieku. Jednakże twórcy wzorem kociego protagonisty, pójdą swoją drogą i spełnią zawarte wyżej obietnice niekoniecznie w taki sposób, jakiego byśmy oczekiwali.

„Co jest grane, Davis?” toczy się tak, jakby napędzała go wątła, nieukierunkowana energia głównego bohatera – pewnie dlatego, mimo potencjału wielkości, film jakoś nie może (bądź nie chce) się wznieść. Sam Llewyn Davis, utalentowany muzyk bez sukcesu, nosi wszelkie cechy takiego nielota. To klasyczny antybohater, którego życie kształtują ślepe przypadki, przegapione szanse, lekkomyślne zaniechania. Jednocześnie brakuje mu optymizmu Kolesia, „wyluzowanego za nas wszystkich” bohatera „Big Lebowskiego”, zaś neuroza niespełnionego artysty wypada w tym wykonaniu znacznie bladziej i banalniej niż choćby u tytułowego bohatera innego filmu, Bartona Finka. Życiowy pech Llewyna Davisa zbliża go najbardziej do postaci Larry’ego Gopnika, jednakże w przeciwieństwie do żydowskiego bohatera „Poważnego człowieka” Llewyn (skądinąd Walijczyk z pochodzenia) nie analizuje obsesyjnie swego podłego losu, ignoruje wszelkie wysyłane „z góry” znaki. Nie czuje się bynajmniej uwspółcześnionym wcieleniem Hioba czy Kaina, choć zapewne trudno mu pojąć, dlaczego tak się stało, że wszyscy – Bóg, los, publika, bonzowie przemysłu muzycznego – łaskawszym okiem wejrzeli na innych, mniej utalentowanych kolegów.

Coenowie jak tylko mogą, odbierają tragedii jej gatunkowy ciężar. Artysta nieudacznik grany przez Oscara Isaaca najzwyczajniej nie pozwala nam się polubić czy choćby sobie współczuć. Nawet niedawna samobójcza śmierć muzycznego partnera, która mogłaby tłumaczyć fatalną kondycję bohatera, wydaje się w filmie absurdalnie śmieszna. Bezdomny, skazany na los namolnego kanapowego surfera, bez płaszcza na zimę, za to z paczką niechcianych winyli, Llewyn jest z jednej strony męczącym petentem, niezdolnym do wyegzekwowania czyjejś uwagi, z drugiej zaś arogantem pełnym artystowskiej pychy. Każde spotkanie, każda interakcja z drugim człowiekiem kończy się porażką. Bohater nigdy nie trafia we właściwy ton, ciągle kogoś obraża, rozczarowuje, drażni. Wydaje się, że jedyny moment, kiedy ów dążący do ideału nadwrażliwiec potrafi najwięcej z siebie wyrazić, to ten, w którym bierze do ręki gitarę i zaczyna śpiewać. Scena z ojcem, odwiedzonym po latach w domu opieki, każe jednak zakwestionować to chwilowe porozumienie. Llewyn nieustannie rozmija się ze swoimi słuchaczami, ze swoim czasem. Czy czuje przynajmniej, że pioniersko ten czas wyprzedza? Jest rok 1961, za chwilę niejaki Bob Dylan wyda swoją pierwszą płytę.

Nowy film braci Coen sprawia wrażenie skrojonego całkowicie wbrew oscarowym gustom (nominacje otrzymał tylko za zdjęcia i dźwięk), bliżej mu bowiem do gorzkiej filozoficznej przypowiastki niż do historii karmiących się amerykańską mitologią sukcesu. Kiedy nagle skręca w kierunku kina drogi, okazuje się, że to droga donikąd. Kiedy już, już wydaje się nam, że stroniący od zobowiązań bohater coś wreszcie zrozumiał i wyszedł na prostą, historia ironicznie zakreśla pętlę. Nawet egzystencjalne pytanie, wybrzmiewające mocno w polskiej wersji tytułu, pozostaje zawieszone w próżni. To wszystko sprawia, że gdy „Co jest grane, Davis?” dobiega końca, wiemy o Llewynie właściwie tyle samo, co na początku. Wszystkie postacie z drugiego planu również sprawiają wrażenie niegotowych – jakby „napisano” je z czystej miłości do aktorów: Carey Mulligan, Justina Timberlake’a, Johna Goodmana czy F. Murraya Abrahama. Coenowie próbują wynagrodzić nam te psychologiczne deficyty przede wszystkim w folkowych piosenkach, granych oczywiście akustycznie, bez jakichkolwiek skrótów, w świetnej aranżacji lidera brytyjskiej grupy Mumford & Sons.

Widzowie czuli na tego rodzaju muzykę znajdą w tym liryczny komentarz do sytuacji bohatera, jednakże dla niegustujących w tym gatunku może to być prawdziwa próba wytrzymałościowa. Podobnie zresztą zareagują na film ci, którzy dotychczas nie otaczali specjalnym kultem kina Coenów. „Co jest grane, Davis?” nosi bowiem wszelkie cechy filmu dla wtajemniczonych, dostarczającego przyjemności w rozgryzaniu ukrytych sensów, tropieniu aluzji do innych tytułów sygnowanych nazwiskiem braci, smakowaniu klimatów epoki – weźmy choćby te zakurzone siedziby impresariatów ze stertami pożółkłych papierzysk i zasuszonymi staruszkami stukającymi w maszyny do pisania.

„Co jest grane, Davis?” to jednak przede wszystkim film dla nas, nieuleczalnych kocistów. To kot jest w tej historii wszystkim, co najważniejsze: sprężyną zdarzeń, sumieniem, figurą zapętlonego losu. W filmie, w którym w ogóle nie wspomina się o Bogu, to właśnie obecność kota nadaje rzeczywistości metafizyczny porządek. Szkoda, że główny bohater nie chce tego widzieć. 

„CO JEST GRANE, DAVIS?” („Inside Llewyn Davis”) – scen. i reż. Ethan Coen, Joel Coen, zdj. Bruno Delbonnel, wyst. Oscar Isaac, Carey Mulligan, Justin Timberlake, Adam Driver, John Goodman, F. Murray Abraham i inni. Prod. USA 2013. Dystryb. VUE Movie Distribution. W kinach od 28 lutego 2014 r.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Krytyczka filmowa „Tygodnika Powszechnego”. Pisuje także do magazynów „EKRANy” i „Kino”, jest felietonistką magazynu psychologicznego „Charaktery”. Współautorka takich publikacji, jak „Panorama kina najnowszego”, „Szukając von Triera”, „Encyklopedia kina”, „… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 09/2014