Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Korupcja polityczna złodziejstwem nie jest, jednak zło, jakie stanowi i jakie z niej wynika, jest - śmiem twierdzić - większe niż największe nawet złodziejstwo. Na czym polega korupcja polityczna? Odpowiedź brzmi prosto, potem sprawy zaczynają się komplikować. Korupcja polityczna polega na posiadaniu władzy w celu utrzymania się przy władzy. Zaczyna się zatem wtedy, kiedy władza nie ma już innych celów, jak utrzymanie swoich stanowisk i obejmuje naturalnie nie tylko władzę wykonawczą, ale także ustawodawczą. Z tego punktu widzenia podręcznikowym przykładem korupcji politycznej jest postępowanie Federacyjnego Klubu Parlamentarnego z Romanem Jagielińskim na czele. Wyjaśniać, dlaczego tak sądzę, chyba nie muszę.
A zatem każda władza (także władza demokratyczna) ma w swojej naturze tendencję do korupcji politycznej. Wynika to zarówno z mankamentów ludzkiej natury, jak i z felerów ustroju demokratycznego. Mankamenty ludzkiej natury są nam dobrze znane: agresja, chciwość, pycha, lenistwo - siedem grzechów głównych i parę innych. Nie sądzę, by istniały sposoby na zmianę ludzkiej natury, nie mam takich złudzeń, jak wielu socjalistów i niektórzy liberałowie. W związku z tym prawo, strach przed karą oraz przed opinią publiczną, a czasem zwyczajna ludzka przyzwoitość, stanowią jedyne formy powstrzymania bądź też założenia wędzideł ludzkiej naturze. To smutne, ale tak już jest.
Natomiast felery demokracji sprzyjające korupcji politycznej polegają na tym, że w demokracji politycy w coraz większym, obecnie niemal stuprocentowym stopniu są politykami zawodowymi. Utrata wszelkich stanowisk oznacza więc dla nich w gruncie rzeczy przejście na bezrobocie, przed czym naturalnie każdy broni się, jak może. Niegdyś politykami byli ludzie, którzy mieli niezależne dochody lub w niektórych krajach przyznawano politykom dożywotnie uposażenie, jednak w demokracji jest to wykluczone (byli prezydenci stanowią tu chyba jedyny wyjątek). Jak wobec tego można walczyć z korupcją polityczną, czyli z uprawianiem polityki dla uprawiania polityki, a nie uprawianiem polityki dla dobra ogółu, dla dobra obywateli? Jak można sprawić, żeby politycy postępowali uczciwie i zgodnie ze swoimi przekonaniami, a nie odpowiednio do sondaży opinii publicznej i tak, by się tej opinii możliwie przypodobać?
Problem to bardzo trudny i im bardziej demokracja ma charakter masowy i medialny, tym trudniej go rozwiązać. Jednak będzie musiał być rozwiązany, gdyż korupcja polityczna stała się problemem już nie tylko w takich krajach jak Polska, gdzie wspaniale kwitnie, ale i w starych demokracjach. Nikt już politykom nie wierzy, oni wiedzą, że nikt im nie wierzy, jednak obiecują gruszki na wierzbie całkowicie świadomi, że obietnic nie dotrzymają i dotrzymać nie muszą, bo dla nich ważne jest tylko pozostanie u władzy. Otóż, kiedy przestają skutecznie działać takie mechanizmy, jak okresowe wybory i kontrola mass mediów, znaczenia nabiera sposób dotychczas bardzo rzadko stosowany, ale po który w starych demokracjach sięga się coraz częściej, a będzie się sięgało zapewne nagminnie. Chodzi mianowicie o sądowe egzekwowanie odpowiedzialności politycznej za popełnione błędy lub za nieróbstwo polityczne, za wszystko to, co składa się na korupcję polityczną. W Polsce sprawy przed Trybunałem Stanu powinny już teraz być liczne. I nie chodzi mi tu o raport Zbigniewa Ziobry, lecz o wiele innych spraw, takich jak na przykład polityka ministra Łapińskiego, chociaż naturalnie nie tylko jego. Jest to zgodne z panującą na całym świecie tendencją do poddawania osądowi karnemu spraw, które dotychczas poddawano ocenie politycznej lub moralnej. Ale skoro takie osądy nie wystarczają, to trzeba otwierać więzienia i dla polityków.