Koniec świata zasad

Wojciech Pawlik: Człowieka żyjącego według norm zastąpi człowiek współczujący. Rozmawiali: Maciej Müller i ks. Jacek Prusak

05.03.2008

Czyta się kilka minut

Fot. Piotr Mecik / Forum /
Fot. Piotr Mecik / Forum /

Maciej Müller, ks. Jacek Prusak: Co wynika z Pańskich badań, dotyczących przemian w rozumieniu grzechu wśród Polaków?

Dr Wojciech Pawlik: Chyba to, że Kościół współgra z przemianami cywilizacyjnymi. A dzisiaj te przemiany to tzw. dekonstrukcja normatywna, czyli odchodzenie od kodeksowości. Człowiek zasad jako forma kulturowa się przeżywa - choć nasze społeczeństwo jest jeszcze dość tradycyjne. Równie istotne odkrycie dotyczy pojmowania Dekalogu: nie spowiadamy się z grzechów przeciw pierwszemu przykazaniu. Przyczyną tego jest trudność w jego zoperacjonalizowaniu. To, ile razy nie byłem w kościele, można łatwo policzyć. Ale jak przełożyć na praktykę spowiedniczą "nie będziesz miał bogów cudzych przede mną"? Księża w kontekście tego przykazania mówią o konsumpcjonizmie, utracie świadomości Boga, New Age, religijności selektywnej, stygnięciu żarliwości wiary. To wszystko są jednak grzechy niewyznawane. Tymczasem z badań socjologicznych i zwykłej obserwacji wynika, że Bóg jest nieobecny w życiu codziennym. Sfera sacrum stała się odświętna i prywatna.

Czy to postmodernizm wypiera zasady z naszego życia?

Postmodernizm nie zdekonstruował świadomości polskiego społeczeństwa tak silnie, jak to się nieraz przedstawia. Oczywiście ten proces postępuje. Jednak badania socjologii emocji (to nowy nurt w nauce) wskazują, że zachowania ludzi są regulowane nie tylko przez normy, ale także przez emocje, takie jak empatia.

Przeżywamy zmierzch człowieka kantowskiego, człowieka zasad, ale nie oznacza to, że wchodzimy w okres barbarzyństwa. Być może wracamy do źródeł moralności: współczucia. Przyjrzyjmy się zresztą językowi polityki: kiedyś byłoby nie do wyobrażenia, żeby polityk mówił o miłości. To język odwołujący się do uczuć, a nie do twardych imperatywów i norm.

Ale czy skoro zanika poczucie sacrum, nie zanika poczucie grzechu?

Nie do końca. Tak możemy opisać świadomość potoczną; nie myślimy w kategoriach religijnych o życiu codziennym. Ale sfera sacrum, Bóg i religia, zaczyna istnieć, kiedy prywatnie się modlimy albo idziemy co niedziela na Mszę. Sferę sacrum przywołujemy też w trudnych momentach życia. Moja magistrantka analizowała wota jasnogórskie: co roku przed maturami o kilkaset procent wzrasta liczba wotów proszalnych o zdanie egzaminów.

Więc jak dzisiaj pojmujemy grzech?

Grzech wobec bliźniego określamy raczej jako nieprzyzwoitość. Religia jest tu niepotrzebna, bo ludzie i bez niej wiedzą, że dany czyn jest niedobry. Ale spowiadają się z niego, bo zarazem mają poczucie, że jest on grzechem. Na skutek tradycji religia wzmacnia czy nadaje znaczenie religijne temu, co wyrażone może być również w języku moralności. Tego nie da się oddzielić: znaczenia religijne nałożone są na moralne. Dlatego, choć nieprzyzwoitości wobec innych ludzi przeżywamy w kategoriach świeckich, w konfesjonale wyznajemy je w kategoriach religijnych. Z kolei mocne poczucie grzechu religijnego, bo popełnianego przeciw sacrum, dotyczy drugiego i trzeciego przykazania.

To wszystko pewnie wpływa na to, jak się spowiadamy.

Kościół przemawia surowo, pryncypialnie w dokumentach i z ambony. Natomiast, kiedy komunikuje się z wiernymi poprzez spowiedź, słychać tam więcej "szeptu": zrozumienia i współczucia dla człowieka.

Przeprowadziłem wiele wywiadów ze spowiednikami o tym, jak traktują swoich penitentów. Zgodnie twierdzili, że spowiedź idealna to nie taka, w której ktoś drobiazgowo wymieni grzechy, ale taka, w której podejmie autorefleksję. Grzech nie jest interesujący; interesujący jest człowiek i jego postawa. Księża unikają nakładania surowych pokut, bo to przecież nie kara ani sąd Boży.

Moi rozmówcy podkreślali, jak bardzo współczują swoim penitentom. Nie potępiali kobiet, które popełniły aborcję, bo widzieli, jak cierpiały z powodu poczucia winy. Kilku mówiło, że chętnie zliberalizowałoby naukę Kościoła w podejściu do problematyki seksualnej, a zwłaszcza antykoncepcji. Wielu zaznaczyło: wolę w konfesjonale nie dopytywać się o te kwestie zanadto. Bo może się zdarzyć tak, że nie będę mógł udzielić rozgrzeszenia.

Tak więc księża odwoływali się nie tylko do nauki Kościoła, ale kierowali się współczuciem i lękiem przed zerwaniem kontaktu z penitentem - że nigdy nie wróci do konfesjonału, jeśli będą zbyt surowi.

Zmienia się podejście grzesznika do swoich czynów czy mentalność księży?

W pewnym sensie jedno i drugie. "Historyczność" grzechu wiąże się nie tylko z faktem, że pewne zachowania i praktyki społeczne zanikają, ale również ze zmianą stosunku teologów do nich. Przede wszystkim zmianie podlega doktrynalna interpretacja tego, co nakazane i zakazane.

Przeprowadzone przeze mnie wywiady ze spowiednikami wskazują, że dokonuje się pewien proces relatywizacji grzechu w konfesjonale. Ze względu na małą próbkę badawczą nie uogólniam swoich wniosków, podkreślam jednak, że badałem głównie księży młodych i w średnim wieku. Inna sprawa, iż kilku starszych kapłanów, bardzo tolerancyjnych, powiedziało, że wyrozumiałość dla ludzkiej słabości przychodzi z wiekiem.

A może księża nie potrafią się odnaleźć wśród nowych problemów, z jakimi przychodzą penitenci?

Księża czują się trochę bezradni: o spowiedzi uczy się w seminarium, ale później brakuje szkoleń. Można więc powiedzieć, że szafują sakramentem pojednania zgodnie ze swoją intuicją moralną. Posiadają wiedzę teologiczną, ale ostateczna wykładnia następuje w ich sumieniu.

Jeden z księży opowiadał, że jest bardzo tolerancyjny wobec obżartuchów. Przy okazji przyznaje, że sam lubi dobrze podjeść. Są tacy, którzy z definicji nie dopytują się o sferę seksualności. Obawiają się przylepienia Kościołowi niesłusznej etykiety, że pcha się wiernym do łóżka. Inni, nawet jeśli o to pytają, potępiają grzech, a nie grzesznika.

Konfesjonał przestaje być kojarzony ze strachem. Tak przynajmniej twierdzą księża. Powtarzają, że najważniejszą rzeczą, jaką chcą przekazać, to jak być dobrym i wrażliwym człowiekiem, jak budować relację z Bogiem opartą nie na bojaźni, ale na umiłowaniu.

Jednak nikt nie badał w Polsce penitentów, więc nie znamy ich oceny.

Co dla Polaków przestało być grzechem, chociaż jest nim w nauce Kościoła?

Spora część zachowań dotyczących etyki seksualnej definiowana jest poza kategorią grzechu. Nie potępiamy stosunków przedmałżeńskich. Ale już np. seks pozamałżeński jest potępiany we wszystkich kategoriach wiekowych: ciągle mimo zmian obyczajowych potępiamy zdradę małżeńską.

Jakie są grzechy wyznawane przez Polaków?

Najczęstsze to te popełniane wobec sacrum - nieuczęszczanie na nabożeństwa, brak modlitwy; i grzechy wobec ludzi - brak życzliwości, plotkowanie, okłamywanie, grzechy popełniane w pracy.

A gdzie sfera społeczna?

Jej właśnie brak. Grzechy społeczne w konfesjonale prawie nie występują. Dzieci nie spowiadają się ze ściągania. Moralność podatkowa - tego też w wyznaniach raczej nie ma, a księża nie dopytują. Prawie nikt się nie spowiada z grzechów ekologicznych. Zresztą jak to czynić, skoro według księży to grzech ciągle dość abstrakcyjny? Pewien ksiądz doradzał starszym ludziom - a pamiętajmy, że konfesjonał pełni też funkcje poradni - stosowanie pampersów. I dopiero mój współpracownik w czasie wywiadu uświadomił mu, z jakim zagrożeniem ekologicznym wiąże się stosowanie tych produktów. Więc grzechy ekologiczne to pieśń przyszłości.

Grzechy instytucjonalne nie pojawiają się w spowiedzi. Z tym wiąże się mój niepokój: być może stworzymy zbiorowość ludzi wrażliwych na siebie nawzajem, ale oni nie będą obywatelami. Obywatelskość musi uwzględniać dobro wspólne.

Czy kiedy ludzie nie zgadzają się z nauczaniem Kościoła, to odwołują się do sumienia?

Formacja kulturowa, w której przyszło nam żyć, jest mniej refleksyjna w kategoriach religijnych i moralnych, niż było to kilkadziesiąt lat temu.

Trudno mówić o pogłębionej autorefleksji. Np. odchodzenie od Kościoła to rzadko bunt i przełom, zazwyczaj zaś rozciągnięte w czasie obumieranie. Brakuje dramatu, poszukiwania, "nieba w płomieniach". Tak jak przestaje się człowiekowi coś podobać, tak przestaje być religijny.

Kilkanaście procent młodych mówi, że wierzą na swój własny, indywidualny sposób. Nie znaczy to, że budują skomplikowany system religijny. Pewnych rzeczy się zaniecha, o niektórych się zapomni, wierzy się "na własny rachunek". Z badań nad młodzieżą wynika, że nie istnieje dla nich pojęcie wyrzutów sumienia, bo one zakładają istnienie zinternalizowanych norm. Oni mówią: czuję się niefajnie.

Młodzież w ogóle coraz rzadziej rozumie pojęcie "przyzwoitość". Nie używa takiego słowa. Cytuję: "to pojęcie z siódmego wymiaru". Człowiek przyzwoity to dla nich sympatyczny dziadzio, którego wszyscy lubią.

Czy grozi nam w takim razie permisywizm?

Kulturę współczesną charakteryzuje przyzwolenie. Niecnota została częściowo zmedykalizowana. Nie ma dzieci niegrzecznych, są takie, które cierpią na ADHD. Nie ma pijaków, są osoby cierpiące na chorobę alkoholową. Nie ma rozpustników, są seksoholicy. Nie ma obżartuchów, są bulimicy. Nie ma lenistwa, jest syndrom przewlekłego zmęczenia. Nie znaczy to, że nie ma takich jednostek chorobowych, dobrze, że zdejmujemy odium moralnego potępienia z osób chorych. Podaję te przykłady po to, by zilustrować, jak bardzo nasz wysiłek cywilizacyjny zmierza do tego, by coraz lepiej zrozumieć wszelkiego rodzaju odmienności i jak bardzo nasze myślenie akceptuje człowieka. Znajdujemy pojęcia-wytrychy, aby takie zachowania tolerować.

Czy można być człowiekiem przyzwoitym, nie będąc wierzącym?

Brak religijności nie wyklucza zachowania wysokiego poziomu moralnego - to widać z wielu badań socjologicznych nad naszym społeczeństwem. Księża się z tym zgadzają, ale podkreślają, że dotyczy to pojedynczego człowieka, natomiast niemożliwe jest budowanie cywilizacji bez religii. Bo kultura, która odcina się od religii, musi prędzej czy później się wykoleić.

Dr Wojciech Pawlik (ur. 1954) jest socjologiem moralności, prodziekanem Wydziału Stosowanych Nauk Społecznych i Resocjalizacji Uniwersytetu Warszawskiego, autorem wielu publikacji dotyczących przemian aksjologicznych i obyczajowych we współczesnej kulturze. Wydał m.in. "Prawo. Moralność. Gospodarka alternatywna" i jako współredaktor "Bóg. Szatan. Grzech. Studia socjologiczne, t.1-2", "Szkoła czy parafia? Nauka religii w szkole w świetle badań socjologicznych", "A miało być tak pięknie... Polska scena publiczna lat dziewięćdziesiątych". W ubiegłym roku wydał książkę "Grzech. Studium z socjologii moralności", w której opisał zmiany w świadomości polskiego społeczeństwa wobec moralności i grzechu.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 10/2008