Seks po katolicku

Wbrew stereotypom, wierzący Polacy podchodzą do seksu dojrzale, co nie znaczy – ortodoksyjnie.

04.01.2015

Czyta się kilka minut

 / Fot. Joanna Siwiec i Bartek Barczyk
/ Fot. Joanna Siwiec i Bartek Barczyk

W połowie 2013 r. pojawiła się w kilku mediach – m.in. na stronach tygodnika „Wprost” i „Super Ekspressu” – informacja, że osoby wierzące są bardziej zadowolone z życia seksualnego niż niewierzące: zadowolonych miało być 31 proc. wierzących i tylko 23 proc. ateistów. Problem w tym, że do przywoływanych badań nie sposób dotrzeć, a portal randkowy, który je rzekomo zrobił, nie odpowiada na pytania i ma bardzo złe opinie w internecie. Najprawdopodobniej była więc to sprytna (i mało uczciwa) kampania reklamowa.

Jednak w każdej nieprawdzie, by była przekonująca, jest jakieś ziarenko prawdy. Czy rzeczywiście stereotyp katolika jako osoby z nieciekawym życiem erotycznym jest prawdziwy?

Purytanie i hedoniści

Nie ma poważnych badań skupiających się na relacjach religijności i jakości życia seksualnego. Jednak dzięki prof. Zbigniewowi Izdebskiemu dysponujemy wnikliwymi, wieloaspektowymi i przekrojowymi badaniami seksualności w ogóle. Opublikowane zostały one w 2012 r. w 834-stronicowym tomie pt. „Seksualność Polaków na początku XXI wieku”. Choć seksuolog nie skupia się w nim na relacji religia–seksualność, oczywiście wiara Polaków daje o sobie znać w jego badaniach. Najciekawiej w miejscu, w którym Izdebski wyróżnia (na podstawie stosunku do partnera i do aktywności seksualnej) cztery postawy wobec seksu: purytanów, partnerów, pasywnych i hedonistów.

Purytanie, do których należy co piąty Polak, przywiązują dużą wagę do partnera seksualnego, a małą do aktywności seksualnej (wśród nich przeważają kobiety). Seks służy tu przede wszystkim prokreacji. „Wprawdzie są zadowoleni ze swojego życia seksualnego – pisze Izdebski – jednak niewielu z nich lubi pocałunki, pieszczoty itd.”. Typ partnerski (25 proc.) z kolei przywiązuje dużą wagę zarówno do partnerów seksualnych, jak i do samego seksu. W całości stanowią go osoby żyjące w małżeństwach. Zwykle są to osoby dojrzałe – powyżej 30. roku życia. „Uważają one – charakteryzuje je prof. Izdebski – że udane życie seksualne mogą zapewnić jedynie kontakty z osobą kochaną i podejmowane za obopólną zgodą. Są przeciwnikami współżycia bez większego zaangażowania emocjonalnego”. Ale też nie dążą specjalnie do urozmaicania życia seksualnego. Unikają też prostytucji i nie korzystają z pornografii.

Najbardziej enigmatyczny i najliczniejszy (aż 27 proc.) jest typ pasywny – choć osoby do niego przynależące współżyją, nie wykazują zainteresowania ani partnerem, ani seksem. Natomiast dla hedonistów (14 proc. Polaków) najważniejsze jest zaspokajanie własnych potrzeb seksualnych. To oni są najbardziej otwarci na eksperymenty i zadowoleni z seksu, a jednocześnie przyznają mu bardzo wysokie życiowe znaczenie. Te dwie wartości – zadowolenie i traktowanie sfery erotycznej jako bardzo ważnej – są silnie ze sobą skorelowane (prawdopodobnie tym można tłumaczyć najwyższą satysfakcję z seksu w tej grupie). Dwie trzecie wśród hedonistów stanowią mężczyźni, zwykle są oni mieszkańcami największych miast, osobami o wysokim statusie materialnym i pozycji zawodowej. Badaną populację dopełnia 14 proc. seksualnych abstynentów.
Choć prof. Izdebski unika wartościowania, trudno nie uznać kategorii „partnerów” za najbardziej dojrzałej. Autor badań właśnie o nich pisze następująco: „Przeważają wśród nich osoby wierzące, przy czym odsetek regularnie praktykujących jest znacznie wyższy niż w przypadku wszystkich badanych”. Nie znaczy to jednak, że wszyscy wierzący Polacy charakteryzują się tak dojrzałą postawą. Relatywnie często – jak pisze seksuolog – wierzących i regularnie praktykujących znaleźć można także wśród purytanów. Zatem religia oddziałuje na seks Polaków w dwojaki sposób: silnie go personalizuje, i to jest mocniejszy wpływ, co można uznać za dobrą wiadomość, albo – w mniejszym stopniu – wzmacnia zahamowania.

Z socjologicznego opisu wyciągnąć można jeszcze jedną konkluzję: gdyby wierzące małżeństwa, podchodzące do seksu partnersko (według nomenklatury Izdebskiego), więcej uwagi poświęcały na wprowadzanie urozmaicenia w życie erotyczne, w osiąganiu satysfakcji mogłyby zdeklasować samych hedonistów.

Naucz się żałować

„Odkąd Jan Paweł II przedstawił teologię ciała, przynajmniej jedna kwestia została raz na zawsze uregulowana w Kościele, a mianowicie stosunek Kościoła do ciała i seksu. Mogło się przedtem wydawać, że Kościół ma problem z ciałem, seksem, że nie potrafi zintegrować tej sfery, do tego stopnia, że życie małżeńskie należało jakby do chrześcijaństwa drugiej kategorii” – mówił w listopadzie 2014 r. podczas otwarcia Instytutu Teologii Ciała w Lyonie jego prezes, Yves Semen.

Jan Paweł II chciał m.in. odpowiedzieć na pytanie, jak osiągnąć w małżeństwie czystą „cielesność intymną”. I choć chciał dowartościować cielesność, ostatecznie usztywnił doktrynę Kościoła. A katolików, którzy chcą pogodzić to, co o seksualności mówi Kościół (w tym także to, co mówią księża), z własną praktyką, jest wciąż wielu.

Na katolickich forach internetowych powtarza się kilka zagadnień: czystość przedmałżeńska, antykoncepcja i to, co w seksie małżeńskim Kościół dopuszcza, a co uznaje za grzech. Oto kilka wpisów (pisownia oryginalna):

„Proszę o pomoc, jak nauczyć się żałować za swój grzech. Mam 20 lat. Od dwóch lat znam swojego chłopaka. Za rok chcemy wziąć ślub. W zeszłym miesiącu pierwszy raz zbliżyliśmy się do siebie. Wyznałam ten grzech na spowiedzi, ale nie otrzymałam rozgrzeszenia, bo nie żałuję tego, co się stało, a nie potrafię żałować, bo było to dla mnie coś naprawdę pięknego”.

„Żyję w związku małżeńskim od kilku lat. Mamy dwoje dzieci i jesteśmy szczęśliwą rodziną. Jedna ciąża skończyła się niestety poronieniem. Przed każdą ciążą żona leczyła się hormonalnie. Współżyjąc początkowo stosowaliśmy metodę termiczną i »kalendarzyk«. Stosowanie tych metod bardzo nas stresuje, powoduje strach przed podejmowaniem współżycia. Myślimy o innych metodach i też je stosujemy (stosunek przerywany, prezerwatywa). Mamy już powyżej 30 lat i nie chcielibyśmy mieć więcej dzieci, natomiast wiemy i czujemy, że nasze współżycie jest nam bardzo potrzebne. Czy stosowanie tych innych metod jest grzechem ciężkim? Czy po każdym razie musimy się spowiadać? Jeśli tak, to przecież nie będzie postanowienia poprawy!!! Tak jak w wolnym związku!!! Jeżeli z tego zrezygnujemy, może to odbić się niekorzystnie na naszym małżeństwie, ponieważ brak pewności spowoduje ogromny stres”.

„Czy formy zachowań seksualnych małżonków prowadzące do orgazmu, a nie zwieńczone normalnym współżyciem – np. pieszczoty, sex oralny, analny... – są grzechem ciężkim? Zastanawiam się nad tym. Ponieważ z jednej strony cała sprawa ma miejsce w małżeństwie – więc moim zdaniem wszystko powinno być w porządku (by nie popadać w przesadę), ale z drugiej strony patrząc, nie jest to zbliżenie otwarte na płodność (ale jak wiemy, stosunki w okresie niepłodnym też trudno do takowych zaliczyć). Rzeczowa odpowiedź na to dość intymne pytanie jest to dla mnie jako chrześcijanina rzecz ważna”.

Księża nie chcą wypowiadać się na takich forach, jednak większość portali katolickich oprócz „forum” ma „czytelnię” z autorytatywnymi wypowiedziami. „Sprawdź, czy Twój chłopak, czy Twoja dziewczyna boi się Boga. Bo ty się przestaniesz podobać, jakoś tam. Bo ty dla swojego współmałżonka często zaczniesz stawać się przyczyną nerwów. Sprawdź to jedno. Że nawet jeśli powiesz, proszę cię nie zostawiaj mnie i dzieci, a on powie mam cię w nosie. To wtedy zostanie jeszcze jedno hasło: w imię Boga, w imię Jezusa Chrystusa, proszę cię zostań. I zostanie jak się Boga boi” – mówi w wykładzie zatytułowanym „Seks – poezja czy rzemiosło” ks. Piotr Pawlukiewicz. Pryncypialność odpowiedzi dominuje. Nawet ci z duchownych, którzy starają się z empatią traktować problemy małżonków, jak np. o. Ksawery Knotz, bronią odrzucenia antykoncepcji i innych form współżycia niż stosunek dopochwowy.

Na forum sumienia

Katolicy zmagają się ze swoją seksualnością w konfesjonałach. Penitenci, traktując seks jako intymny i wstydliwy problem, spowiadają się z niego ogólnikowo. Najczęściej wyznają grzechy przeciw szóstemu i dziewiątemu przykazaniu.
Część katolików, znając stanowisko Kościoła i nie umiejąc pogodzić go ze swoimi potrzebami, rozstrzyga jednak dylematy związane z seksualnością we własnym sumieniu. Potwierdzają to ubiegłoroczne badania CBOS „Religijność a zasady moralne”, z których wynika, że 77 proc. dorosłych Polaków dopuszcza stosowanie antykoncepcji, 74 proc. nie widzi nic złego we współżyciu seksualnym przed ślubem, a 62 proc. daje przyzwolenie na rozwody.

Ci, którzy nie rezygnują z sakramentu pokuty, albo nie mówią o wszystkim, albo obiecując poprawę, nie podejmują prób wprowadzenia jej w życie.

– O szczegółach podczas spowiedzi mówią zwykle tylko ci, którzy dopuścili się zdrady w małżeństwie i mają duże poczucie winy, a rozmowę z księdzem traktują jako moment, kiedy mogą to z siebie zrzucić. Zdarza się, że niektórzy przychodzą także do księdza po to, by otrzymać na coś zgodę. By ksiądz wziął za pewne ich wybory odpowiedzialność – mówi jeden z krakowskich spowiedników.

– Rozpatrując wpływ religii na współżycie seksualne katolików, warto podkreślić dwojakie jej oddziaływanie. Z jednej strony ramy, które daje religia osobom wierzącym, są dla nich czytelnym systemem działań stwarzającym znaczne poczucie bezpieczeństwa. Z drugiej strony ramy te nie zawsze są zgodne z pragnieniami wierzących – uważa prof. Maria Beisert, psycholog, seksuolog i prawnik. I dodaje: – Postawy tych osób lokują się na dwóch ekstremalnych pozycjach. Na jednej z nich znajdują się ci, którzy bardzo dobrze znają normy i stosują się do nich niezależnie od tego, czy jest im z tym dobrze, czy nie. Na drugiej zaś ci, którzy równie dobrze znają wymagania Kościoła i świadomie się do nich nie stosują.
Wierzący, którzy są pośrodku, zmierzają do tego, by system religijnych ram pogodzić z tym, czego sami pragną, i z własną sytuacją, w taki sposób, by nie czuć sprzeczności lub by tę sprzeczność zmniejszyć.

– Zniekształcenia poznawcze, albo mechanizmy obronne, które stosują, polegają na uciekaniu się do racjonalizacji. Próbują oni albo wyjaśnić, że to, co robią, nie jest pogwałceniem normy, albo próbują wskazać, że norma w ich sytuacji nie działa. Czyli mówiąc krótko: zniekształcają albo normę, albo swoją sytuację – wyjaśnia prof. Beisert.

Przykładem mogą być osoby chore, które używają prezerwatyw jako środka antykoncepcyjnego wiedząc, że Kościół zabrania ich stosowania.

– Mówią wtedy tak: to jest sytuacja nadzwyczajna, nieprzewidziana, dlatego nie przekraczam normy Kościoła. I choć ich choroba może nie wymagać stosowania antykoncepcji, wybierają ją. W tej grupie są także ci, którzy ze względu na niewystarczający poziom wiedzy tłumaczą sobie, że prezerwatywa, która nie powoduje jakichkolwiek uszkodzeń, przy tym nie ingeruje w organizm ludzki, jest rodzajem środka naturalnego, a więc i dozwolonego przez Kościół. Poza tym, nie daje stuprocentowej pewności, a więc nie zamyka drogi na płodność – wyjaśnia prof. Beisert.

To, że ocena Kościoła i przyzwolenie społeczne odgrywają w kwestii seksu sporą rolę, widać choćby na przykładzie kobiet, które kiedy ich dzieci przystępują do pierwszej komunii św., decydują się na usunięcie spirali antykoncepcyjnej, by móc się wyspowiadać i przystąpić do komunii razem z dzieckiem. Nie chcą podlegać osądowi społecznemu, którego wpływ zwłaszcza w małych miejscowościach jest znaczący, a tolerancja wobec zachowań niezgodnych z oczekiwaniami – niska.

– Podczas terapii odwołują się do Matki Boskiej, postaci rozumiejącej kobiety i z nimi solidarnej. Mówią, że ją za to przeproszą – dodaje prof. Beisert.

Między powagą a zabawą

Nie jest łatwo podać prosty przepis na satysfakcjonujące życie seksualne. O wiele łatwiej jest przewidzieć, co tę satysfakcję w dłuższej perspektywie niszczy. Niszczą skrajności: rygoryzm i rozwiązłość. Seks potrzebuje jakichś kulturowych ram. Wskazuje na to nie tylko religia, ale już sama naturalna i powszechna intuicja: z badań antropologicznych wynika, że nie istnieje kultura, która nie regulowałaby jakoś seksu. Głównie z tego powodu, że seks prowadzi do poczynania się nowych ludzi i jest najbardziej intymnym, a więc wrażliwym na zranienie spotkaniem z drugim człowiekiem. Seks jest zatem sprawą poważną – patrząc całościowo – nie zabawą. Z drugiej strony, gdy już spotykamy się z drugą osobą na poziomie seksualnym, zbyt poważne podejście paraliżuje naszą seksualność – na poziomie konkretnego działania wspólna radosna zabawa jest jak najbardziej wskazana.

Najlepsze ramy dla naszej aktywności seksualnej daje małżeństwo. I nie wynika to tylko z naszej wiary, ale takie potwierdzenie można dostrzec także w badaniach socjologicznych. Trudno się zatem dziwić, że Kościół będzie upominać się o te ramy. Nie powinien jednak zbytnio ingerować w to, co dzieje się w małżeńskiej alkowie. I znów, ta przestroga nie wynika tylko z doświadczenia wierzących małżonków, ale także z socjologicznych danych. Warto mieć to na uwadze, przygotowując się do drugiej odsłony synodu poświęconego rodzinie.

CO GŁOSI KOŚCIÓŁ?

Magisterium Kościoła opiera nauczanie o moralności seksualnej na normie sformułowanej w deklaracji Kongregacji Nauki Wiary „Persona humana” w 1975 r. i powtórzonej w Katechizmie Kościoła Katolickiego (punkt 2352): „Bez względu na świadomy i dobrowolny motyw użycie władz seksualnych poza prawidłowym pożyciem małżeńskim w sposób istotny sprzeciwia się ich celowości. W takich przypadkach brakuje bowiem relacji seksualnej wymaganej przez porządek moralny, która urzeczywistnia w kontekście prawdziwej miłości pełny sens wzajemnego oddania się sobie i przekazywania życia ludzkiego”.

Zdaniem wielu teologów moralistów, norma ta wyklucza – także w małżeństwie – takie zachowania seksualne jak petting czy stosunek oralny. Natomiast zdaniem wielu wierzących małżonków ogranicza ich ars amandi.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
79,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarka i redaktorka „Tygodnika Powszechnego”. Doktorantka na Wydziale Polonistyki Uniwersytetu Jagiellońskiego. Do 2012 r. dziennikarka krakowskiej redakcji „Gazety Wyborczej”. Laureatka VI edycji Konkursu Stypendialnego im. Ryszarda Kapuścińskiego (… więcej
Kierownik działu Wiara w „Tygodniku Powszechnym”. Ur. 1966 r., absolwent Wydziału Mechanicznego AGH, studiował filozofię na Papieskiej Akademii Teologicznej w Krakowie i teologię w Kolegium Filozoficzno-Teologicznym Dominikanów. Opracowanymi razem z… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 02/2015