Koniec bezkrólewia?

Giuseppe Verdi napisał Aidę z okazji otwarcia Kanału Sueskiego, na zamówienie kedywa Egiptu Ismaila Paszy (za niebotyczną jak na owe czasy sumę 150 tys. franków). Powiem wprost - mówił kompozytor po latach - »Aida« z pewnością należy do moich najmniej złych oper.

08.05.2005

Czyta się kilka minut

 /
/

Po październikowej premierze “Toski" (reż. Gianmaria Romagnoli) wyrażałem pragnienie, aby była to ostatnia niedobra inscenizacja w warszawskim Teatrze Wielkim - Operze Narodowej. Grudniowa “Dama pikowa" (reż. Mariusz Treliński) była najlepszym zwiastunem poprawy. Ale pięknej wiosny nie będzie, przynajmniej na razie. “Aida" sprowadziła narodową scenę operową na ziemię. Niedobra jest sztuka, bez której można się obejść, która nic nie wyraża. Ta inscenizacja taka właśnie jest; letnia i zwiotczała mimo pozornego blasku i bogactwa.

Słońce ze złota

Początek jest dziwny. Na wielkiej kurtynie logo głównego sponsora premiery, które świeci mocnym blaskiem nawet wtedy, gdy zgasną już reflektory. Wreszcie kurtyna idzie w górę. Oślepiająco żółte światło, ogromne złote kulisy, jasnoniebieski, kamienno-marmurowy podest i schody. Na nich liczne postaci - jakby pogrążone w letargu, przykryte półprzezroczystą białą tkaniną. Przy pierwszych taktach muzyki (preludium jest krótkie, trwa nieco ponad trzy minuty) materiał zostaje zwinięty, odsłania leżących. Ci wstają, zapatrzeni gdzieś w dal, w kierunku widowni. Za chwilę zejdą ze sceny. Właściwie nie wiadomo, po co tak leżeli ani kim są. Coś musi się przecież dziać, być w miarę ładne.

Pamiętam inscenizację “Aidy" przed kilku laty w krakowskiej operze. W pierwszej scenie współcześnie ubrani turyści zwiedzają w muzeum wystawę poświęconą sztuce egipskiej. Wśród eksponatów m.in. głowa Nefretete i złoty posążek. Rzecz działa się współcześnie, oddziały wojskowe w strojach moro, z karabinami. “Aida" dość długo wydawała mi się błahą operą. Oto klasyczna historia wielkiej operowej miłości (dwoje kochanków, którzy z jakichś powodów nie mogą być razem, obok ta trzecia, walcząca o miłość i nienawistna; całość otoczona konkretem społeczno-historycznym) na tle wojny dwóch wrogich narodów. Właściwie dopiero podczas warszawskiego spektaklu zdałem sobie sprawę, że treść “Aidy" wcale nie jest taka banalna i niewinna.

Oto oglądamy starcie Egipcjan i Etiopczyków, sąsiadujących i rywalizujących o władzę, walczących na śmierć i życie. Przecież kiedy po przegranej bitwie na scenę wchodzą niewolnicy etiopscy, Egipcjanie (Ramfis i kapłani) domagają się od Faraona śmierci przeciwników (“zniszcz wrogie oddziały, nie słuchaj perfidnych próśb, bogowie skazali ich na śmierć", “śmierć wrogom ojczyzny!"). Oglądamy starcie dwóch narodów, kultur, religii - dziejące się niby przed wiekami, ale jakże bliskie tego, co teraz, obok, tutaj... Niezwykły jest koniec: oto zamknięci w grobowcu, połączeni na zawsze, jeszcze żywi Aida i Radames; gdzieś w tle śpiew-modlitwa o pokój odmienionej Amneris (“Modlę się o spokój twojej duszy...").

Warszawski spektakl jakby tego wszystkiego nie brał pod uwagę. Jest tylko bajką, a nawet bajeczką - pocztówkową, kolorową, płaską jak foldery turystyczne. Borykająca się ze sporymi problemami finansowymi warszawska Opera Narodowa powinna zwrócić się o pomoc do biur podróży albo linii lotniczych. “Aida" mogłaby być niezłym placementem, świetnym materiałem służącym promocji fascynującego egipskiego krajobrazu. “Oferujemy trzy godziny wytchnienia w cieniu piramid i blasku złotego słońca ze wspaniałym śpiewem i pięknymi tancerkami - nie przegap ostatniej szansy".

“Aida" w reżyserii Roberto Lagana Manolego mówi tylko tyle, że świat jest piękny, wojna bezkrwawa i kolorowa. Szkoda. Szkoda zbiorowego wysiłku, bo spektakl został starannie przygotowany pod względem wokalnym. Aż żal było patrzeć, jak Małgorzata Walewska (Amneris) męczyła się na scenie, by coś z siebie wykrzesać, by jakoś siebie obronić. Żal, bo to nie tylko jeden z najlepszych polskich głosów operowych, ale też świetna aktorka. W “Aidzie" tego nie było widać. Podobnie inni: piekielnie mocny głosowo Adam Kruszewski (Amonasro); obdarzony subtelnym głosem tenor Emil Ivanov (Radames); przejmująca Irina Gordei - choć wydaje się, że partia Aidy jest chyba zbyt miękka dla jej silnego głosu.

Królestwo za konia?

Przygotowania do spektaklu i premiera “Aidy" odbywały się w szczególnie trudnym momencie. Miesiąc temu dyrektor naczelny i artystyczny Jacek Kaspszyk złożył na ręce ministra kultury Waldemara Dąbrowskiego dymisję. Powód? Zadłużenie opery (m.in. wobec ZUS) sięgające 6 mln złotych, które powstawało przez kilka lat. Dziwne, że nikt tego wcześniej nie zauważył - albo nie chciał zauważyć. Jacek Kaspszyk jako dyrygent jest świetnym fachowcem. Jeszcze dziś mam w uszach wykonaną pod jego batutą przez katowicką NOSPR “II Symfonię" Lutosławskiego z września ubiegłego roku. Ale ostatnie operowe decyzje artystyczne nie rozgrzeszają go jako dyrektora.

Niedawne premiery (“Tosca", “Salome") - nie licząc “Damy pikowej" w koprodukcji z berlińską Staatsoper (którą muzycznie przygotowywał Kazimierz Kord) - były na poziomie teatralnie niesatysfakcjonującym, czasem wręcz żenującym. Bardzo dobre “Potępienie Fausta" Berlioza w wizyjnym spektaklu Achima Freyera jest (grudzień 2003) grane tak rzadko, że w zasadzie każdy spektakl mógłby być premierą. Po stronie sukcesów nie mogą się znaleźć także ubiegłoroczne decyzje o wznowieniu wiekowej “Halki" w reżyserii Marii Fołtyn czy “Carmen" w kiepskiej inscenizacji Lecha Majewskiego.

W ubiegły czwartek minister Waldemar Dąbrowski przyjął dymisję Jacka Kaspszyka; jest prawdopodobne, że nowym dyrektorem artystycznym zostanie Mariusz Treliński. Reżyser ten pojawił się w operze narodowej jeszcze za dyrekcji właśnie Dąbrowskiego (Kaspszyk był już wówczas dyrektorem artystycznym). Zmiana na stanowisku, wymuszona objęciem przez Dąbrowskiego ministerialnego fotela, odbyła się we wrześniu 2002 roku. W grudniu tego roku miała miejsce premiera “Don Giovanniego" w reżyserii Trelińskiego. Na następną jego inscenizację czekaliśmy dwa lata. I nie wynikło to tylko z napiętego kalendarza reżysera.

Tajemnicą poliszynela było, że na linii Kaspszyk-Treliński mocno iskrzyło, że dyrygent przestał cenić twórczość reżysera. Konflikt pomiędzy teatrem a muzyką, pomiędzy reżyserem a dyrygentem, jest może młodszy niż historia opery, ale stary jak świat. To konflikt o przywództwo, nieraz o większą czcionkę na plakacie. Oczywiście, artysta nie musi być wspaniałomyślnym aniołkiem. Nikomu jednak nie wolno zapominać, że opera jest gatunkiem nie tylko muzycznym, także teatralnym. Że inaczej niż w poezji (literaturze), malarstwie czy nawet muzyce, nie można tu sobie pozwolić na samotność. Opera, jak teatr, to rzecz wspólna. Treliński wydaje się rozumieć to jak mało kto. Przecież jego sukcesy nie wynikają tylko z własnych pomysłów, ale także z umiejętności wcielania ich w zbiorowe sceniczne życie.

Oczywiście, reżyser musi mieć świadomość, że Teatr Wielki - Opera Narodowa to nie Piccolo Teatro (casus Strehlera) czy Bouffes du Nord (Peter Brook). Że sama nazwa nakłada pewne obowiązki: konieczna jest obecność polskiego repertuaru, trzeba się zastanowić, czy obok znanych już dzieł Moniuszki nie warto przysłuchać się czemuś jeszcze. Próbują to robić Czesi: w ubiegłym roku w Pradze odbył się cykl prawykonań nowych oper (tematem jednej z nich był hokej, wśród bohaterów znani z amerykańskiej NHL Jaromir Jagr oraz bramkarz Hašek). Tymczasem w Warszawie ostatnia nowa polska opera, “Ignorant i szaleniec" Pawła Mykietyna (premiera w maju 2001), po kilku przedstawieniach zniknęła z afisza.

Przed nowym dyrektorem wielkie wyzwania i ogromne perspektywy. Przecież współpracuje z Placido Domingo; premierą “Don Giovanniego" w Los Angeles dyrygował Kent Nagano, w marcu na zaproszenie Valery’ego Giergieva w petersburskim Teatrze Maryjskim Treliński przygotował “Madame Butterfly". Jest szansa, by te nazwiska pojawiły się także w Polsce. Dotychczasowe wybory repertuarowe pokazują, że Treliński ma dobrze i ciekawie nastrojone ucho. Nie można też wiele zarzucić jego spojrzeniu, zwłaszcza że współpracuje z obdarzonym wielką wyobraźnią scenografem Borisem F. Kudličką. Ale jako nowy dyrektor będzie musiał odpowiedzieć na pytanie, co zrobić choćby z taką “Aidą" czy inną “Toską"...

***

W ten sam operowo-premierowy wieczór świętował inaugurację nowy kanał telewizyjny TVP Kultura. Opera Verdiego powstała z okazji otwarcia kanału, no, może trochę innego, ale jednak... Szkoda, że nikomu nie przyszło do głowy, by spróbować pożenić te dwa wydarzenia. Przecież w szumnych zapowiedziach telewizyjnych znalazła się i ta, że TVP Kultura będzie pokazywać spektakle operowe. Choć może i dobrze, bo na tę inscenizację “Aidy" szkoda czasu. Lepiej pooglądać Discovery, przynajmniej się czegoś dowiemy.

GIUSEPPE VERDI “AIDA". Libretto: Antonio Ghislanzoni (według scenariusza Auguste’a Mariette), kier. muz.: JACEK KASPSZYK, reż. i scen.: ROBERTO LAGANA MANOLI, chor.: Emil Wesołowski. Soliści: Irina Gordei (Aida), Małgorzata Walewska (Amneris), Emil Ivanov (Radames), Czesław Gałka (Faraon), Aleksander Teliga (Ramfis), Adam Kruszewski (Amonasro) i in. Orkiestra, Chór i Balet Teatru Wielkiego, statyści i uczennice Szkoły Baletowej. Teatr Wielki - Opera Narodowa w Warszawie, premiera 24 kwietnia 2005 roku.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 19/2005