Kluz – klan

W kamienicy, gdzie mieszkał Freud, ks. Stanisław Kluz przy zwyczajnym stole konsekrował zwyczajny chleb, a obecni przyjmowali go jak sakramentalny "opłatek".

12.10.2011

Czyta się kilka minut

Jerzy Turowicz nazywał ich Kuc-Kluz-Klanem. Byli współpracownikami "Tygodnika", w latach 60. znanymi nie tylko wśród katolickiej inteligencji. Ks. Leszek Kuc, nieżyjący od 1986 r. filozof, humanista, oraz zmarły 29 września w Wiedniu w wieku 97 lat Stanisław Kluz. Pisarz, poeta, duszpasterz akademicki, przyjaciel ludzi zagubionych, człowiek niezwykły.

Obecność księdza Kluza w naszym świecie była czymś tak oczywistym i prostym, jak słońce, powietrze, jak pory roku. Od pierwszego spotkania stawał się kimś bliskim i - co ważniejsze - był wierny tym niezliczonym przyjaźniom. Gdyby zebrać jego listy pisane do przyjaciół, powstałoby z tego kilka grubych tomów. Listów serdecznych, pięknych: "Drogi Adasiu - pisał do mnie w październiku 1984 r. - gdy każdy nr Osservatore Rom. jest dla mnie jak list od Ciebie, to dziś przyszedł Twój prawdziwy list. Te 10 słów Twego listu są dla mnie milsze niż 110-stronicowa książka (chyba żeby Twoja...)". Pisał listy w takim właśnie stylu, który można by uznać za afektowany, gdyby nie to, że on tak czuł i naprawdę tak myślał. Skąd się ten ks. Kluz wziął, jakich doświadczeń dźwigał bagaż? Mało kto się nad tym zastanawiał. On sam nie mówił, zresztą chyba nikt go o jego historię nie pytał. Mnie zawsze uderzało to, że w jego twarzy było coś dramatycznego...

Teraz, kiedy zmarł, usiłuję rekonstruować drogi jego życia. Z trudem znajduję okruchy biografii, ale jest ich dosyć, by wiedzieć, że jest warta poważniejszej niż ta, rekonstrukcji. Biografia bogata i niezwykła, będąca chyba zagęszczonym zapisem dziejów tamtej generacji.

U jezuitów

Przyszedł na świat 3 listopada 1914 r. w miasteczku Tovačov (pod Ołomuńcem). Jako dwunastoletni chłopiec znalazł się w kolegium jezuitów w Nowym Sączu. Zakon musiał mu się spodobać, bo po ukończeniu szkoły w 1930 r. sam do niego wstąpił. Odbył nowicjat (w Starej Wsi) i w roku 1938 ukończył studia filozoficzne (chyba) w Krakowie, równolegle studiując jeszcze filologię klasyczną i germanistykę. W 1939 r. przełożeni wysłali go do Lwowa, gdzie się zatrudnił jako szpitalny pielęgniarz. Po roku wraca do Krakowa, prawdopodobnie, by kontynuować studia, bo w roku 1941 przyjmuje święcenia kapłańskie. Pracuje w Bochni, potem zakon powierza mu prowadzenie bursy dla młodzieży.

Zachował się opis jego udziału w uzyskaniu poewangelickiego kościoła we wsi Gawłów, blisko Bochni. Poświęcenie kościoła odbyło się 14 października 1945 r. Kronikarz zanotował: "Dzięki staraniom ks. Kluza i miejscowej ludności odzyskano ten kościół dla użytku wierzących". I dalej: "Ojciec Stanisław rozpoczął działania, które miały doprowadzić do uzyskania zgody na użytkowanie kościoła w Gawłowie przez katolicką część mieszkańców okolicznych wiosek. Już na początku 1945 roku, po odpowiednich uzgodnieniach z władzami państwa i zwierzchnikami ewangelików, budynek zboru wraz z plebanią oddano pod opiekę Kurii Biskupiej w Tarnowie".

Ale zwykłe duszpasterstwo nie było jedynym zaangażowaniem młodego jezuity. W latach 1945-1949 pozostaje kapelanem tajnej organizacji. Nie zdaje sobie sprawy, że jego oddział ruchu "Wolność i Niezawisłość" jest kierowany przez agenta UB. W zachowanych raportach odnotowywano dokładnie, z kim się ks. Kluz kontaktuje, komu udziela pomocy, np. noclegu w prowadzonej przez jezuitów bursie (czytamy tam np., że dwie noce w bursie spędził Doboszyński, który nielegalnie przybył do Polski). Ksiądz Kluz stara się zapewnić duszpasterską i ludzką opiekę młodym ludziom, desperacko w to podziemie zaangażowanym. Następują dramatyczne wydarzenia, niewinny człowiek zostaje niefortunnie zabity... Rośnie zagrożenie. To wtedy Kluz występuje z zakonu, prawdopodobnie nie chcąc jezuitów narażać, a może nie znajdując aprobaty dla swej działalności.

We Wrocławiu...

Według ubeckich dokumentów Kluz w latach 1949-1953 się ukrywa, ujawnia się dopiero w 1953 r. Pomaga mu w tym wszystkim Bolesław Piasecki. Jest wolny, lecz nieustannie nękany przez służby. Przyjaciele z tamtych czasów pamiętają go jako człowieka psychicznie rozbitego. Przebywa w Laskach i tam dochodzi do siebie. Ksiądz Prymas chce, żeby stał się animatorem laskowskich rekolekcji dla ludzi młodych. Kard. Wyszyński musiał go cenić, skoro kiedyś powierzy mu prowadzenie rekolekcji dla całego Episkopatu (Kluz wtedy mówił, że ma rekolekcje "dla personelu").

Jego pobyt w Laskach nie był dla tamtego środowiska niczym dziwnym. W tym czasie - pisze Jan Żaryn - wokół osoby pana Marylskiego, prawej ręki założycielki Lasek Matki Elżbiety Czackiej, "gromadzili się dawni działacze podziemia, jak np. ks. Stanisław Kluz, którzy podlegali osobnemu rozpracowaniu, w tym przypadku - środowiska byłego obozu narodowego" (Jan Żaryn, Biuletyn IPN nr 11 [58]).

Ostatecznie ks. Kluz zostaje duszpasterzem akademickim we Wrocławiu. Wszędzie lgną do niego ludzie. Napisze o sobie w latach 60.: "Rozmowy, rozmowy, słowa, słowa, stada słów. Pętam się pomiędzy ludzkimi dramatami i coraz częściej czuję się podobnie do typowego rezonera molierowskiej komedii, który gada, poucza, z niezachwianą wiarą i logiką przedstawia, jak powinno być, gdy tymczasem akcja rozwija się zdecydowanie w kierunku »jak być nie powinno«".

...i w Wiedniu

Potem ks. Kluz zostaje zaproszony przez kard. Königa do Rzymu, do pracy w przygotowującej Sobór Komisji Dialogu z Niewierzącymi. W czasie Soboru jest w Rzymie i by wyrwać się spod inwigilacji polskich służb, pod koniec lat sześćdziesiątych decyduje się nie wracać do Polski.

Arcybiskup Wiednia bierze go do siebie, mianuje duszpasterzem młodzieży uniwersyteckiej. Powierza mu kaplicę, która potem będzie miała z jego inicjatywy za patronkę św. Edytę Stein. Marek Skwarnicki tak opisał to miejsce: "W kamienicy, gdzie spędził życie Zygmunt Freud (odpowiednia tablica pamiątkowa przy bramie), zbierało się, a może nadal zbiera, kilkanaścioro chłopców i dziewcząt na kolację, na wieczerzę ks. Stanisława Kluza, który przy zastawionym do zwykłego posiłku wieczornego stole sprawował naprzód Eucharystię i konsekrował zwykły chleb (dla rygorystów dodam, że kard. König Kluzowi na to pozwalał), a obecni przyjmowali jego ułomki jako sakramentalny »opłatek«. Nie czynili tego (są to lata siedemdziesiąte!) obecni tam muzułmanin i Japończyk. Modlili się po swojemu. Uczestnicy tych spotkań, obfitujących nie tylko w intelektualne dyskusje, ale i w braterskie współżycie »samotnych w wielkim mieście« to nie »byli« słabi ludzie. Wielu przybyło do Wiednia lub Austrii z daleka, walczyli na ogół z wielką biedą, by opłacić swoje studia, i imali się każdej roboty...".

Byłem tam kilka razy i ja, pewnie później niż Marek Skwarnicki. Wtedy Msze św. Staszek odprawiał normalnie, przy ołtarzu. Duszpasterzował tam z wielkim powodzeniem niemal do końca życia, bo do roku 2009.

Oczywiście, osiedlenie się w Wiedniu nie oznaczało uwolnienia od polskich służb. Nadal go będą nękać. Jednak w którymś z raportów wiedeński tajniak stwierdzi, że na współpracę z księdzem Kluzem nie ma co liczyć, bo on jest... nie całkiem normalny: potrafi godzinami mówić o swojej pracy duszpasterskiej, ma obsesję na punkcie śledzenia go i nękania przez służby.

Do Polski nie przyjechał już nigdy, ale silne więzy z Polską i Polakami trwały. W jego kaplicy bywali polscy księża i biskupi, dwa razy odprawiał Mszę Wojtyła, który już jako Papież wielokrotnie Kluza gościł w Watykanie. Ks. Kluz pomagał ludziom, słał do Polski lekarstwa, zdobywał pieniądze dla wielu: na operację, na studia, wystarał się o samochód dla pracujących w Charkowie franciszkanek z Lasek.

Z czasem krąg jego przyjaciół rozszerzał się na cały świat. Szczególne więzy łączyły go z Japonią. Miał przyjaciół wśród biednych i wśród wielkich tego świata.

Stale coś pisał, coś publikował. Piękne, poetyckie teksty religijne. Po niemiecku. Nam w Polsce zostawił książkę "Niekoniecznie z ambony" (Znak 1963). Teraz wydobyłem ją z głębin biblioteki. Papier kiepski, lekko pożółkły, drobny, gęsty druk i odkrycie, że po upływie blisko półwiecza książka o sprawach ludzkich i boskich nie jest ani trochę przestarzała.

Żył tak długo i tak daleko, że niemal wszyscy, którzy w Polsce go znali, wymarli albo się postarzeli. Kto dziś pamięta o słynnym niegdyś księdzu Kluzie? Może Znak albo inne wydawnictwo wznowi tamtą starą - ale wciąż młodą książkę. Jestem przekonany, że będzie bestsellerem.

***

Na miejsce wiecznego spoczynku odprowadził księdza Kluza, duszpasterza wiedeńskich studentów, arcybiskup tego miasta kard. Christoph Schönborn. W Polsce jego przyjaciele zapraszają na Mszę św. w sobotę 22 października o godz. 12.00 do kościoła św. Marcina przy ul. Piwnej w Warszawie.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Urodził się 25 lipca 1934 r. w Warszawie. Gdy miał osiemnaście lat, wstąpił do Zgromadzenia Księży Marianów. Po kilku latach otrzymał święcenia kapłańskie. Studiował filozofię na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim. Pracował z młodzieżą – był katechetą… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 43/2011