Ksiądz z polowego szpitala

Styl pracy duszpasterskiej ks. Władysława Korniłowicza realizował najważniejsze postulaty Soboru Watykańskiego II na wiele lat przed nim.

16.07.2019

Czyta się kilka minut

Ks. Władysław Korniłowicz,  Laski, ok. 1935 r. / MUZEUM NARODOWE W WARSZAWIE
Ks. Władysław Korniłowicz, Laski, ok. 1935 r. / MUZEUM NARODOWE W WARSZAWIE

Niekiedy można odnieść wrażenie, że święci mają różne poziomy – jak postaci z gry czy karcianej kolekcji. Bywa, że się świętych kolekcjonuje – sam mam szufladę pełną obrazków, których żal się pozbyć, a czasem to nawet nie wiem, czy wolno, bo jak z relikwią, to chyba nie. Można też odnieść wrażenie, że niektórzy mają większe od innych chody u Pana Boga, skoro modlitwy przez ich wstawiennictwo mają „specjalną moc”.

Wielu żyło niedawnym ogłoszeniem daty kanonizacji kard. Johna Henry’ego Newmana – byłego anglikanina i nowatorskiego teologa. Sądząc po liczbie pozycji wydawniczych, a zwłaszcza memów, pewnie jeszcze większą grupę ucieszyła informacja o prostej drodze do beatyfikacji radiowo-telewizyjnego ewangelizatora Ameryki abp. Fultona Sheena. Procesy kanonizacyjne trochę przypominają giełdę i źle by było, gdyby w natłoku dobrych wiadomości ta akurat nie wybrzmiała, zwłaszcza że dotyczy człowieka wielkiego heroizmu i skromności. Ten heroizm zatwierdził niedawno papież – po 11 latach od złożenia positio ogłoszono heroiczność cnót ks. Władysława Korniłowicza.

Ogień z wodą

Im bardziej poznaję postać duszpasterza z Lasek, tym mocniej uderza mnie jeden fakt. Ten ksiądz zmarł w 1946 r., a przecież nawet dzisiaj ze świecą szukać podobnych duchownych czy ludzi po prostu. Powiedzenie, że Korniłowicz wyprzedził epokę, to banał, bo nie wiem, czy dzisiaj w Polsce znalazłby się równie nieprzeciętny kapłan.

W jego przypadku mówienie o łączeniu wody z ogniem jest metaforą wyjątkowo na miejscu. Prowadzący nowoczesne i otwarte duszpasterstwo, w którym swoje miejsce znajdował każdy człowiek – niezależnie od tego, czy wierzył i w co wierzył, na kogo głosował i z kim się przyjaźnił. Rozumiejący liturgię i nie używający jej jak pałki do okładania kościelnych przeciwników, ale zdający sobie sprawę z jej funkcji, którą jest prowadzenie człowieka do Boga przez uchylanie rąbka Nieba przy ołtarzu. Intelektualista uformowany przez tomizm, jednak nsie zamknięty w akademickiej twierdzy, lecz personalistyczny wrażliwiec – tomista w służbie najsłabszych, bo przecież natura jest przez łaskę nasycona.

Korniłowicz zmarł ponad 70 lat temu, więc większość jego dzisiejszych admiratorów nie miała nawet cienia szansy, by go poznać ciałem, lecz ksiądz Władysław żyje duchem. I nadal z ogromną siłą oddziałuje na wyobraźnię. Zachwyca mnie dziś nie tylko swoją nowoczesnością.

Droga do powszechnego uznania przez Kościół postaci Korniłowicza była długa. 13 kwietnia 1978 r. Stolica Apostolska wydała zgodę nihil obstat na otwarcie procesu beatyfikacyjnego. Niecałe pół roku później kard. Stefan Wyszyński, ogromnie wdzięczny za wpływ, jaki wywarł na niego ksiądz Władysław, rozpoczął proces informacyjny na poziomie diecezji, zakończony w czerwcu 1995 r. Akta zostały następnie przekazane rzymskiej Kongregacji Spraw Kanonizacyjnych, która po zapoznaniu się z nimi trzy lata później uznała poprawność procesu. Musiała minąć kolejna dekada, zanim złożono positio, czyli zbiór dokumentów wymaganych do procesu beatyfikacyjnego.


Czytaj także: Janusz Poniewierski: Ks. Jan Zieja, dowód na istnienie Boga


5 lipca 2019 r. Franciszek promulgował dekret o heroiczności życia i cnót Korniłowicza. Odtąd przysługuje mu tytuł Czcigodnego Sługi Bożego. Takie są realia procedur, lecz przecież każdy, z kogo opinią się stykam, podkreśla świętość Ojca Władysława. Ten właśnie tytuł chyba najlepiej oddaje, z jaką postacią mamy do czynienia.

Ojciec

„Nazywano go za życia Ojcem, tak mówią o nim do dzisiaj, w 25 lat po śmierci (…). W przypadku tego księdza – nie było i nie ma w tym określeniu niczego z paternalistycznego schematu” – pisał o Korniłowiczu Stefan Frankiewicz, były naczelny „Więzi”. Podkreślał, że o Korniłowiczu mówiono w ten sposób nie tylko z szacunkiem, ale przede wszystkim z miłością – bo jak nie kochać człowieka, który był wyczulony na konkretne życie i los drugiego, a „zainteresowanie sprawami ducha nie przytępiało (…) naturalnych, zwyczajnie ludzkich odruchów solidarności”. Tak można też jego „ojcostwo” ująć – nie jako synonim kapłaństwa, lecz ludzkiej opieki, jaką czuły człowiek roztacza nad drugą osobą.

Właśnie to opiekuńcze człowieczeństwo najsilniej przebija w jego życiorysie, a zwłaszcza w tych jego punktach, które traktuje się jako przykład prekursorstwa. Nie byłoby wizji duszpasterstwa, w którym granica między pracą człowieka świeckiego i osoby duchownej się zaciera, bez fundamentalnego zaufania ludziom. Korniłowicz preferował małe wspólnoty, które powstawały organicznie, przez przyjacielskie przyciąganie znajomych. Sprawiało to znaczne trudności ówczesnym kurialistom, lecz przecież dziś również bywa tak, że na spontaniczne ruchy krzywo się patrzy.

Tak było choćby ze wspólnotą w Laskach, która dziś bywa mitologizowana, lecz przed wojną przechodziła bardzo trudne chwile. Siostra Radosława Podgórska, przełożona wspólnoty, mówi, że Laski i praca samego Korniłowicza często spotykały się z niezrozumieniem: „Wizytacja kanoniczna zgromadzenia, która się odbyła w tamtym czasie, była bardzo trudna, bo uwydatniła zarówno opór wobec tak bliskiej współpracy sióstr zakonnych z osobami świeckimi, jak i niezrozumienie dla głównych linii duchowości tego miejsca”. Znany jest też dialog, jaki ksiądz Władysław prowadził z pewnym warszawskim prałatem, wątpiącym w to, że praca niewyznaczona przez kurię może mieć wartość w oczach Boga.

Nie znaczy to, że Korniłowicz był buntownikiem. Z pewnością zachowywał ogromną swobodę myśli, wyniesioną jeszcze z rodzinnego domu wypełnionego przez nieprzeciętnych wręcz wolnomyślicieli, a rozwijaną dalej w trakcie studiów, ale nie stawał okoniem wobec instytucji. Potrafił robić rewolucję nie przez burzenie porządku, lecz przez wiązanie ludzi i słuchanie tego, czego pragną. Stąd sympatia do nieformalnych struktur, w których stosunki były bliższe niż w niejednym środowisku. Przyjaźń nie zna legitymacji, a ojcostwo tym bardziej.

Dużo się mówi o inteligenckim charakterze działalności Korniłowicza, zwłaszcza jego posługi opiekuńczej w „Kółku”, będącym pierwszą wspólnotą księdza Władysława. Niekiedy przeciwstawia się przedsoborowy, zapuszczony intelektualnie i nieco prymitywny w swej ludowości polski Kościół oraz inteligencki sznyt Korniłowicza. Lubimy swoje bańki społecznościowe, czujemy się w nich komfortowo, a najpiękniejsze piosenki to te, które już znamy. Zwłaszcza intelektualiści ulegają pokusie, by wyżej cenić człowieka oczytanego niż pobożnego czy dobrego, w mądrości pierwszego dopatrując się jakby z natury wlanej wielkiej cnoty. Korniłowicz nie stał się zakładnikiem takiego myślenia, bo choć sam mówił, że nie umie rozmawiać z ludźmi prostymi, to przecież potrafił mówić do każdego, zjednując sobie i lewicę, i prawicę, poetów, pisarzy, zakonnice i dzieci.

Może tu właśnie najsilniej przebijał jego tomizm przesiąknięty duchem personalizmu, który skłania, by stawiać osobę ponad dowolny system. Widziano w Korniłowiczu kapelana marszałka Piłsudskiego, ale przecież otwarcie głosił, że „żaden człowiek zaangażowany w politykę, przywiązujący religię do jakiejś ideologii nie może apostołować, bo partykularyzm przeszkodzi mu w obiektywnej ocenie”. Żeby dojść do człowieka i być mu ojcem, a nawet mniej – bratem – trzeba pozbyć się uprzedzeń. Korniłowicz był człowiekiem, który się nie bał – i to dawało mu wielką wolność.

Protoplasta Soboru

Odwagę Korniłowicza widać w jeszcze jednym wymiarze, jakim jest duszpasterstwo w Laskach. „Laski były i dla »Kółka«, i dla innych związanych z księdzem Korniłowiczem środowisk, nie tylko zresztą świeckich, szkołą praktycznego uczenia się chrześcijańskiego świadectwa” – napisze Frankiewicz. Istotnie, to właśnie w tej wspólnocie najpełniej chyba realizuje się Ewangelia w praktyce Korniłowicza.

Tutaj jeszcze przed wojną ksiądz Władysław wraz z matką Elżbietą Czacką dokonują rzeczy niespotykanej. Realizują posoborowy ideał, który jeszcze dziś rzadko bywa spełniony – konsekwentnie zasypują przepaść dzielącą księdza od wiernych. W rekolekcjach kierowanych do księży w 1937 r. ks. Władysław mówił, że „każdy wierny mocą swego królewskiego kapłaństwa spełnia również funkcję kapłańską, ofiaruje nie tylko Chrystusa, ale i siebie. To jest jedna wielka Hostia w Kościele, to jest ofiara chrześcijańska”. To zdanie jak żywcem wyjęto z soborowej konstytucji o Kościele w świecie współczesnym „Gaudium et spes”.

W czasie wojny w Laskach działał szpital polowy i gdy teraz Franciszek powtarza, że właśnie tego typu placówka powinna być punktem odniesienia dla działalności Kościoła w świecie, to miejsce, którym opiekował się Korniłowicz, znakomicie realizuje jego wyznaczniki. Laski przyjmowały duchowo poranionych i pracując z nimi poprzez włączenie w codzienność wypracowywały nowe modele głoszenia w działaniu, łącząc świeckich i osoby duchowne we wspólnej pracy dla niewidomych. Słowo staje się ciałem cierpiącej osoby i dzieli się przez służbę dla niej.

Laski służyły nie tylko niewidomym, również ludziom, o których siostra Radosława Podgórska powie „niewidomi na duszy”: poszukującym prawdy i Boga, czasem zawiłymi drogami. „Wiadomo było, że ta służba jest skierowana do osób, które dążą do Kościoła i szukają do niego drzwi. Ksiądz Korniłowicz te osoby przyciągał w sposób zadziwiający swoim świadectwem – bo przecież nie krasomówstwem lub umiejętnością pociągania tłumów” – mówi s. Podgórska w wywiadzie dla Magazynu „Kontakt”.

Magnes Korniłowicza, przyciągając poszukujących, otwierał też pole dla dialogu ekumenicznego i międzyreligijnego. Jeszcze przed pracą w Laskach Korniłowicz rozwijał w Warszawie oddział Chrześcijańskiego Związku Akademickiego, do którego należała również spora grupa ewangelików.

Ks. Władysławowi zależało na tym, by w deklaracji ideowej określić Związek jako organizację zajmującą się problematyką etyczną, co umożliwiałoby stworzenie chrześcijańskiej przestrzeni otwartej również na osoby innych wyznań czy ateistów. Ten pomysł natrafił jednak na opór, a kilka miesięcy później episkopat zakazał katolickim studentom uczestniczenia w ruchu. Sam Korniłowicz pozostał otwarty na innych.

Nie brak świadectw osób, do których Bóg dotarł przez tego księdza i jego zdolność towarzyszenia. Mniej ważna jest jednak ich liczba, ważniejszy sposób, w jaki przyciągał człowieka do Boga. „Wiara przed religijnością, Słowo przed dogmatem” – powie o nim Frankiewicz.

Kardynał Charles Journet, który odwiedzał Laski, był pod ogromnym wrażeniem przestrzeni wolności zbudowanej przez matkę Elżbietę i księdza Władysława. „Nie ma twardości ni wzgardy dla Żydów” – zauważył szwajcarski duchowny.

Widzieć osobę

Korniłowicz zbudował dom – nie tylko rekolekcyjny, lecz przede wszystkim taki, w którym nikt nie poczuje się źle. To przecież jego postulat, by wykreślić słowo „obcy” z naszego języka.

Do beatyfikacji trzeba cudu, ale w życiu Korniłowicza nie ma co go szukać na siłę. Jego cud to po prostu sposób pojmowania chrześcijaństwa. Nie widział w nim masowego ruchu, który oddawałby się w ręce jakiejś ideologii czy doraźnym celom. To nie indywidualne czy zbiorowe marsze do Boga albo „abstrakcyjne wykuwanie duszpasterskich programów”, napisze Frankiewicz. To nie gra idei ścierających się bez pożytku dla duszy konkretnego człowieka.

Ksiądz Korniłowicz przez chrześcijaństwo rozumiał widzenie w każdym osoby – niezależnie od wszystkiego. Mówił, że miarą naszej wiary jest, „jeśli nasz stosunek do każdego człowieka, nawet najgorszego, najbardziej jak gdyby wynaturzonego, będzie taki, że dojrzymy w nim to, czego może w tej chwili tam nie ma, ale co może się obudzić, zaistnieć: podobieństwo z Bogiem, obraz Boży”. ©

Duchowe centrum w Laskach

Zakład dla Niewidomych w Laskach pod Warszawą powstał w 1921 r. w ramach założonego dziesięć lat wcześniej przez hrabiankę Różę Czacką Towarzystwa Opieki nad Ociemniałymi. Urodzona w 1876 r. arystokratka straciła całkowicie wzrok w wieku 22 lat. Od tego czasu poświęciła się pracy dla niewidomych. To jej zawdzięczamy opracowanie wersji alfabetu Braille’a z polskimi znakami fonetycznymi. Z czasem stowarzyszenie, prowadzone początkowo w duchu pozytywisty- cznym, coraz bardziej stawało się centrum duchowym otwartym dla poszukujących.

Przyczyniło się do tego ­spotkanie w 1918 r. Czackiej z ks. Władysławem Korniłowiczem. W tym samym roku Czacka utworzyła Zgromadzenie Sióstr Franciszkanek Służebnic Krzyża i stała się jego pierwszą przełożoną (jako matka Elżbieta). Do zgromadzenia wstąpiło wiele dziewcząt związanych z grupą dyskusyjną zwaną „Kółko”, skupiającą młodzież akademicką i młodą inteligencję, niezależnie od przynależności wyznaniowej czy religijnej, której opiekunem od 1918 r. był ks. Korniłowicz. Dwa lata później został on kierownikiem duchowym Czackiej, by w 1930 r. zamieszkać na stałe w Laskach.

Zarówno przed II wojną światową, jak i po niej Laski regularnie odwiedzali wybitni pisarze i publicyści, m.in. Antoni Słonimski, Jerzy Liebert, Jerzy Zawieyski, Stanisław Stomma, Zygmunt Kubiak, Marian Brandys (wszyscy pochowani są na zakładowym cmentarzu leśnym w Laskach), Zbigniew Herbert, Tadeusz Mazowiecki czy Adam Michnik.

Ks. Korniłowicz zmarł 26 wrześ­nia 1946 r. Matka Czacka – 15 maja 1961 r. Oboje są kandydatami na ołtarze. ©(P) ASK

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Redaktor miesięcznika „Znak", doktor filozofii, dziennikarz i publicysta. Współpracuje z Magazynem Kontakt, pisał również na portalach NOIZZ.pl, Deon.pl oraz w Tłustym Druku. Autor rozmowy-rzeki z ks. Alfredem Wierzbickim „Bóg nie wyklucza" (2021).

Artykuł pochodzi z numeru Nr 29/2019