Klejnot w popiołach

Płomienie, które strawiły Hôtel Lambert – miejsce bliskie Francuzom i Polakom. I dopisały nowy dramatyczny rozdział do ostatniego sporu wokół przebudowy rezydencji.

22.07.2013

Czyta się kilka minut

Tę elegancką rezydencję w centrum miasta, położoną na krańcu wyspy św. Ludwika, trudno przegapić. Zwłaszcza gdy płynie się turystycznym statkiem po Sekwanie i słucha przewodników zachęcających do podziwiania harmonijnej bryły „klejnotu” dawnej architektury.

Ale ci, którzy przyglądali się imponującej sylwetce pałacu nocą z 9 na 10 lipca, ujrzeli nad nią złowrogie kłęby dymu. Wieść o tym rozniosła się od razu, a przypadkowi przechodnie i turyści wrzucali na Twittera zdjęcia płonącej rezydencji. Mimo ofiarności 170 strażaków, gaszenie pożaru trwało całą noc. Strażacy nie mogli dostać się do wnętrz pałacu przez wejście, bo zawaliła się część schodów; musieli więc torować sobie drogę do środka przez dach, przebijając go toporami. Dodatkowe utrudnienie: w związku z trwającymi w Hôtel Lambert robotami budowlano-remontowymi leżało tam wiele łatwopalnych materiałów.

Na szczęście nie było żadnych ofiar, ale bilans strat materialnych jest przygnębiający. „Zniszczenia pałacu są bardzo poważne, a część z nich nieodwracalna” – oświadczyła minister kultury Aurelie Filipetti.

Doszczętnie zniszczone są unikalne malowidła ścienne i freski autorstwa XVII-wiecznego malarza Eustache’a Le Sueura, noszącego przydomek „francuski Rafael”, z tzw. Pokoju Łaziebnego. Płomienie i woda mocno uszkodziły też inne zabytkowe pomieszczenia. W następstwie kataklizmu zawaliły się sklepienie i dach budynku. Koszty odnowienia Hôtel Lambert szacowane są wstępnie na 120-130 mln euro. Ta gigantyczna kwota nie przeraża jednak właściciela posiadłości, katarskiego szejka Abdullaha ben Khalifa Al Thaniego. Zapewnił on, że jest „zdeterminowany, aby kontynuować jego restaurowanie”.

Dotychczasowe prace renowacyjne, rozpoczęte przez Katarczyka trzy lata temu, kosztowały go już 47 mln euro. Ale po pożarze – aby doprowadzić pałac do dobrego stanu – potrzeba będzie co najmniej kolejnych dwóch lat. Specjaliści uspokajają, że uda się uratować najbardziej bodaj cenny element rezydencji: tzw. galerię Herkulesa – dzieło plus.lefigaro.fr Charles’a Le Bruna, twórcy słynnej Galerii Zwierciadlanej w pałacu w Wersalu.

Dlaczego wybuchł pożar? Policja przypuszcza, że ktoś przypadkowo zaprószył ogień; wskazuje się na możliwe zaniedbania popełnione przez pracujących przy renowacji robotników. Organy śledcze wstępnie uznają za mało prawdopodobne celowe podpalenie, gdyż ustalono, że płomienie pojawiły się najpierw między pokryciem dachu a sklepieniem – a więc w miejscu trudno dostępnym dla osób z zewnątrz.

PERŁA PARYŻA, SERCE WIELKIEJ EMIGRACJI

Hôtel Lambert zapisał się mocno i we francuskiej, i w polskiej historii – choć w każdym przypadku nieco inaczej. Francuzi widzą w nim przede wszystkim symbol czasów świetności swojego państwa i cud architektury, Polacy – bastion polskich emigrantów w XIX w. Ale przez wiele lat był przede wszystkim ulubionym miejscem spotkań paryskiej elity kulturalno-politycznej różnych nacji.

Twórcą tej rezydencji był sam Louis Le Vau – wybitny architekt, który współkierował rozbudową pałacu w Wersalu. Nazwa budynku, wzniesionego ok. 1640 r., pochodzi od jego pierwszego właściciela – Jeana-Baptiste’a Lamberta. On sam i jego następcy pozyskali do wykonania wnętrz innych znakomitych artystów, w tym zwłaszcza dwóch wspomnianych: Le Bruna i Le Sueura. Za sprawą luksusowego wystroju szybko uznano posiadłość za jedną z najpiękniejszych rezydencji Paryża.

Na przestrzeni lat Hôtel Lambert wiele razy przechodził z rąk do rąk. W wieku XVIII, gdy jego właścicielką była markiza du Chatelet, częstym gościem bywał tu jej kochanek – Voltaire.

Długi polski rozdział dziejów rezydencji rozpoczął się w 1842 r., gdy Hôtel Lambert nabył książę Adam Jerzy Czartoryski (1770–1861). Po opuszczeniu Polski w następstwie upadku powstania listopadowego, stał się on liderem konserwatywnego odłamu polskiej emigracji. Stronnictwo owo od jego siedziby ochrzczono „Hotel Lambert” i pod tą nazwą przeszło do historii.

Ale książę Czartoryski miał także ambicję, aby ze swojej posiadłości uczynić największy salon towarzysko-kulturalny romantycznego Paryża. I tak się stało. Bo kogóż tu nie było? Spotykali się najwięksi: Mickiewicz, Słowacki, George Sand, Delacroix, Balzak. Na prośbę księcia koncertował w murach pałacu Fryderyk Chopin.

Na przestrzeni XIX w. Czartoryscy dokonali rekonstrukcji wnętrz, m.in. dobudowali witraże i korytarz w stylu neogotyckim oraz salę zwaną niegdyś pracownią, z bogato zdobionym kominkiem i plafonem.

Po Czartoryskich pozostały do naszych czasów nieliczne detale wystroju: wielki herb ich rodu nad wejściem od strony dziedzińca oraz rzymskie orły, którym z woli właścicieli w XIX w. przydano „polską” koronę.

Z biegiem czasu utrzymanie ogromnej posiadłości stawało się dla Czartoryskich coraz większym ciężarem, dlatego wynajmowali część rezydencji lokatorom. W tym właśnie charakterze po II wojnie światowej mieszkała w Hôtel Lambert słynna francuska aktorka – Michele Morgan.

JAK RZĄDY POLSKIE CHCIAŁY ODKUPIĆ HÔTEL

W końcu jednak Czartoryscy, przyciśnięci finansową koniecznością, postanowili w latach 70. minionego wieku pozbyć się swojego paryskiego „klejnotu”. Co ciekawe, rozważali bardzo poważnie odstąpienie go rządowi PRL – jak pisze w pamiętnikach „Migawki wspomnień” Mieczysław Pruszyński. Starania te jednak poszły na marne – ówczesny premier Cyrankiewicz gotów był ponoć wyłożyć pieniądze, ale nie miał pomysłu, co potem z taką rezydencją zrobić.

Ostatecznie Hôtel Lambert przeszedł w 1975 r. w ręce francuskiej linii Rothschildów. W ich posiadaniu pozostał do 2007 r., gdy nowym nabywcą pałacu został brat ówczesnego emira Kataru.

Wcześniej jednak pojawiła się kolejna próba „przechwycenia” rezydencji przez Polskę. Opowiada o tym w rozmowie z „Tygodnikiem” Jadwiga Czartoryska, potomkini wielkiego rodu, w latach 2000-2006 dyrektorka Instytutu Polskiego w Paryżu. – Pamiętam jedną ofertę zakupu Hotelu od Rothschildów, wysuniętą, chyba już w 2007 r., przez ówczesnego ministra kultury Kazimierza M. Ujazdowskiego – mówi Czartoryska. Zaznacza, że odegrała w tej sprawie rolę nieformalnej pośredniczki, wręczając ówczesnym właścicielom pałacu list od polskiego ministra, w którym mowa była o chęci przejęcia własności. – List przyszedł jednak na tyle późno, że sprawa sprzedaży Katarczykom była już praktycznie przesądzona – dodaje przedstawicielka rodu.

SZEJK, KTÓRY ROZPALIŁ EMOCJE

Kiedy pałac nabył brat emira Kataru, nad Sekwaną rozgorzał nowy spór. Wyszło bowiem na jaw, że nowy właściciel planuje gruntowną przebudowę i modernizację budynku, aby zamienić go w luksusowy hotel. Katarczyk przewidział więc m.in. instalację w zabytkowych wnętrzach łazienek i nowoczesnych wind, budowę podziemnego parkingu pod dziedzińcem czy naruszenie „wiszącego” ogrodu rezydencji.

Przeciw temu wystąpiło na drodze sądowej stowarzyszenie „Historyczny Paryż”; protestowała też większość francuskich mediów. Interweniowała również w 2009 r. u władz francuskich ambasada RP w Paryżu, w trosce o zachowanie śladów po Czartoryskich.

Ostatecznie, po procedurze sądowej, między stronami sporu doszło do kompromisu na początku 2010 r.: umowa zakładała, że właściciel – w zamian za „zielone światło” dla robót – zrezygnuje z najbardziej kontrowersyjnych pomysłów, a także zachowa polskie dziedzictwo rezydencji.

Po porozumieniu prace renowacyjne ruszyły szybko i były już bliskie końca. I wtedy przerwał je pożar.

EPILOG: KTO UPAMIĘTNI POLSKIE ŚLADY?

Na murach Hôtel Lambert nie widnieje żaden ślad – choćby w postaci tablicy – przypominający o polskiej przeszłości budynku. W efekcie wielu Francuzów czy turystów nie ma pojęcia, że był tu najważniejszy ośrodek Wielkiej Emigracji. W 2009 r. ówczesny francuski minister kultury Frédéric Mitterrand obiecał polskiemu ambasadorowi Tomaszowi Orłowskiemu ufundowanie tablicy pamiątkowej, przypominającej o polskiej historii tej rezydencji. Na obietnicy – na razie? – się skończyło.

Kiedy już pałac otrzepie się z popiołów i odzyska blask, warto się o tę sprawę upomnieć.

– Uważam, że strona polska powinna zwrócić się – w konsultacji z Francuzami – do Katarczyka, aby taką pamiątkową tablicę w ścianę rezydencji wmurować. To nie jest kwestia kosztów, tylko dobrej woli – mówi „Tygodnikowi” Jadwiga Czartoryska.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz, współpracownik „Tygodnika Powszechnego”, tłumacz z języka francuskiego, były korespondent PAP w Paryżu. Współpracował z Polskim Radiem, publikował m.in. w „Kontynentach”, „Znaku” i „Mówią Wieki”.

Artykuł pochodzi z numeru TP 30/2013