Kiedy San był granicą

Po wybuchu II wojny światowej na wschód ruszyli uciekający przed Niemcami, a wkrótce potem na zachód ci, którzy przekonali się, jak wygląda życie pod rządami Sowietów. O tych wędrówkach także opowie Muzeum Pamięci Sybiru.

14.09.2020

Czyta się kilka minut

Strażnicy niemieccy na posterunku na linii demarkacyjnej, okolice Augustowa. Jesień 1939 r. / MUZEUM PAMIĘCI SYBIRU
Strażnicy niemieccy na posterunku na linii demarkacyjnej, okolice Augustowa. Jesień 1939 r. / MUZEUM PAMIĘCI SYBIRU

Autor wspomnień z czasów okupacji sowieckiej 1939-41 tak pisał o ówczesnym pograniczu sowiecko-niemieckim: „Rozeszła się wieść, że Bug będzie rzeką graniczną między dwoma zaborami – niemieckim i bolszewickim. (…) Początkowo granica nie była strzeżona zbyt mocno. Bez większego trudu można było ją przekraczać. A migracja ludności była w tym czasie bardzo duża, i to w obie strony. Jedni uciekali na stronę niemiecką, inni do bolszewików”.

Po agresji niemieckiej z 1 ­września 1939 r. i sowieckiej z 17 września 1939 r. ziemie Drugiej Rzeczypospolitej przecięła nowa granica, rozdzielająca strefy wpływów obu okupantów. Pierwsze ustalenia co do jej przebiegu zostały zapisane 23 sierpnia w tajnym protokole, dołączonym do paktu Ribbentrop-Mołotow.

Początkowo granica ta miała biec po linii Sanu, Wisły i Bugu, jednak jej ostateczny kształt, zatwierdzony 28 września 1939 r., pozostawiał po stronie niemieckiej tereny między Wisłą a Bugiem (wschodnią część Mazowsza i Lubel­szczyznę). W zamian za to Związek Sowiecki zyskał swobodę działań na Litwie.

Niemcom przypadło zatem siedem przedwojennych województw zachodnich i centralnych, a Sowietom – sześć wschodnich. Województwa białostockie, warszawskie i lwowskie okupanci podzielili między siebie.

Linia demarkacyjna

W tym okresie nie była to jeszcze granica w pełnym znaczeniu tego słowa, a jedynie linia demarkacyjna. Dopiero na początku października 1939 r. powstała niemiecko-sowiecka komisja, która miała wytyczyć dokładny przebieg linii granicznej. Oficjalny status uzyskała ona 17 sierpnia 1940 r., wraz z podpisaniem stosownego porozumienia niemiecko-­sowieckiego.

Jej przebiegu nie uzasadniały żadne względy historyczne ani etniczne – okazał się zupełnie przypadkowy. Efektem sztucznego podziału była dezintegracja społeczności mieszkających po obu stronach granicy: zerwanie więzi kulturowych, rodzinnych i ekonomicznych, a także rozbicie struktur kościelnych: zarówno rzymsko-, jak i greckokatolickich. W Przemyślu granicę ustanowiono na moście na Sanie, dzieląc w ten sposób miasto na dwie części. Nielegalnemu przekraczaniu tej granicy miały zapobiegać siły NKWD oraz Gestapo i Sicher­heitsdienst (SD).

Zanim jeszcze granica sowiecko-niemiecka ostatecznie się ukształtowała, a w zasadzie zaraz po wybuchu wojny, z centralnych i zachodnich terenów państwa polskiego na wschód, za Bug, ruszyły masy ludzi uciekających przed wojskami niemieckimi. Z kolei przed Sowietami uciekali mieszkający na przedwojennych Kresach polscy ziemianie, osadnicy, żołnierze Wojska Polskiego, pracownicy polskiej administracji – wszyscy ci, którzy zobaczyli, jak wygląda życie w sowieckiej rzeczywistości, i zdecydowali się jednak zaryzykować życie pod okupacją niemiecką.

Tak więc po obu stronach pogranicza znalazły się tysiące uchodźców. Dla wielu z nich niedostępna „druga strona” wydawała się miejscem dającym większe szanse na ratunek.

Pulsujące pogranicze

Zdecydowaną większość uciekinierów z zachodu stanowili Żydzi. Kto mógł, dojeżdżał zazwyczaj pociągiem do ostatniej stacji kolejowej po niemieckiej stronie, aby potem przedostać się dalej. Bodaj najbardziej zatłoczone były pociągi jadące z Dworca Wschodniego w Warszawie do Małkini, ale pasażerów nie brakowało także na innych liniach – docierali choćby do Siedlec, aby potem jechać do Niemojek czy Platerowa.

Tak jak Noach Lasman: nastoletni uciekinier z Poznania, który w połowie listopada 1939 r. dotarł przez Łódź, Warszawę, Siedlce i Niemojki do Łosic, gdzie ściągnął z Poznania resztę rodziny. Lasmanowie planowali przedzierać się dalej na wschód, gdyby w Łosicach nie było bezpiecznie. Ostatecznie podjęli jednak decyzję o pozostaniu po stronie niemieckiej. Inni szli dalej. Wiele osób wierzyło, że – jak czytamy we wspomnieniach – „za Bugiem podobno jest inaczej (…) Komuniści rozwiązali problem bezrobocia, nauka jest bezpłatna, a państwo gwarantuje każdemu niezbędne minimum. Wszyscy mówili o sowieckiej stronie okupacyjnej jak o raju”.

Sytuacja ludności żydowskiej była chyba najtrudniejsza. Od momentu wybuchu wojny do końca 1939 r. Niemcy robili, co mogli, aby pozbyć się Żydów z zajmowanych terenów polskich, przeganiając ich na stronę sowiecką. Tylko że Związek Sowiecki wcale nie chciał ich przyjąć. Doszło do paradoksalnej sytuacji: tysiące ludzi tkwiły na pasie neutralnym między jedną a drugą strefą okupacyjną, nie mogąc ani przedrzeć się na stronę sowiecką, ani wrócić na niemiecką. Wielu próbujących pójść w którymkolwiek kierunku zostało zastrzelonych przez niemieckich bądź sowieckich pograniczników.

Na granicę sowiecko-niemiecką trafiały też transporty Polaków i Żydów, którzy zostali przymusowo wysiedleni przez władze hitlerowskie z terenów włączonych jesienią 1939 r. do III Rzeszy (Pomorza Gdańskiego, Wielkopolski czy Górnego Śląska). Jak wynika ze wspomnień Lasmana, zimą z obozów jenieckich w Niemczech zwolniono szeregowych żołnierzy żydowskich Wojska Polskiego, zmobilizowanych we wrześniu 1939 r. Wśród nich byli mieszkańcy Kresów, którzy – nie mogąc przekroczyć Sanu i Bugu – zatrzymywali się w pobliskich miejscowościach.

Ten sam autor zanotował, że „latem 1940 r., w ramach oczyszczania Niemiec z elementów rasowo niepożądanych, w okolice Łosic przybyła jeszcze jedna grupa wygnańców, tym razem stosunkowo nieliczna: Cyganie z Westfalii i Nadrenii”. W pasie po obu stronach granicy bez przerwy gromadzili się więc ludzie.

W drugą stronę

Z kolei wśród tych, którzy uciekali na stronę niemiecką, była żona i dzieci Bronisława Eustachego Wysockiego – właściciela majątku Hurczyny w powiecie wołkowyskim, aresztowanego przez Sowietów. 28 grudnia 1939 r. cała grupka dotarła pociągiem do Zaręb Kościelnych, skąd lasami przeszła do Małkini i dalej do Warszawy.

Z kolei Jezierscy, właściciele majątku Pobikry w powiecie Bielsk Podlaski, po wkroczeniu Sowietów ukryli się na miejscu, czekając na dalszy bieg wydarzeń. Jednak już na początku listopada 1939 r. przedostali się przez Bug do Warszawy. Ponieważ ich warszawskie mieszkanie zostało zniszczone, dachu nad głową musieli szukać gdzie indziej.

Bywało i tak, że uciekinierzy z Kresów, nie posiadający środków do życia, decydowali się na powrót z Generalnego Gubernatorstwa do sowieckiej strefy okupacyjnej. Wanda z Sokołowskich Leszczyńska – właścicielka majątku Dołęgi w powiecie szczuczyńskim i współwłaścicielka majątku Zacisze w powiecie wysokomazowieckim – została przez Sowietów wyrzucona ze swoich posiadłości. Na przełomie 1939 i 1940 r. udało jej się dotrzeć do Rembertowa. Wkrótce jednak wraz z synem wróciła do swoich dawnych majątków, aby zabrać rzeczy ukryte we wrześniu 1939 r. Sowieci jednak nie wpuścili jej na teren dawnego gospodarstwa. Leszczyńska osiadła w Grajewie. 13 kwietnia 1940 r. została wywieziona do Kazachstanu, gdzie zaginęła bez wieści. Jej syn uniknął wywózki, ukrywał się, po czym prawdopodobnie został zastrzelony podczas próby przedostania się do Generalnego Gubernatorstwa.

Wydaje się to dziś nieprawdopodobne, ale byli także Żydzi, którzy przedostawali się z terenu okupacji sowieckiej na stronę niemiecką. Zenon Skrzypkowski, autor książki „Przyszliśmy was oswobodzić… Drohiczyńskie wspomnienia z lat niewoli”, tak pisał: „Bogaci Żydzi, nie przeczuwając zapewne takiego pogromu, jaki szykowali im Niemcy, wracali, aby ratować swoje majątki pozostawione w Warszawie lub innych miejscowościach”.

Przewodnicy i kontrabanda

Nielegalne przekraczanie granicy niemiecko-sowieckiej umożliwiali przewodnicy, którzy wiedzieli, kiedy i gdzie można próbować przedrzeć się na drugą stronę. Niestety nie brakowało wśród nich oszustów, którzy pobierali należność za tę „usługę”, po czym porzucali przerażonych ludzi w nieznanym miejscu.

W Budowli – przed wojną powiat grodzieński, dziś Białoruś – „rozeszła się sensacyjna wiadomość, że rodziny Zawadzkich i Tokarzów uciekły na stronę niemiecką. Nikt nie wiedział, jak się to odbyło i czy obydwie rodziny szczęśliwie przekroczyły granicę. Dopiero wiele lat po wojnie dowiedzieliśmy się, że płatny przewodnik okazał się człowiekiem nieuczciwym, okradł ich i opuścił przed granicą. Nie orientując się dobrze w terenie, błądzili, pogubili się, lecz po licznych tarapatach udało się im przekroczyć granicę wraz z innymi uciekinierami i bardziej doświadczonymi przemytnikami” – pisał Antoni Tomczyk w publikacji „Abyśmy mogli wybaczyć”. Takich przypadków było wiele.

Na sowiecko-niemieckim pograniczu kwitł także przemyt towarów. ­Noach Lasman wspominał: „Ojciec dogadał się z nim [z chłopem mieszkającym w pobliżu rzeki Bug – red.] i zimą zaczęli szmuglować przez rzekę do Drohiczyna różne towary, głównie kupony płótna”. Zysk po pierwszej wyprawie okazał się duży, gdyż – jak pisze Lasman – na okupowanych przez Związek Sowiecki ziemiach „z dnia na dzień i bez żadnego odszkodowania unieważniono polską walutę i teraz nic niewarte złotówki zaczęły masowo płynąć do Guberni. Równocześnie zapasy towarów po sowieckiej stronie się wyczerpały i ich ceny gwałtownie rosły. Różnica cen tych samych produktów po obu brzegach Bugu stała się ogromna i kusząca”. Jednak „na wiosnę [1940 r. – red.] nasze przemytnicze eldorado nagle się skończyło. Straże obu zaprzyjaźnionych państw szczelnie zamknęły granicę na Bugu, przerywając nie tylko kontrabandę, ale w ogóle przepływ ludzi w obydwu kierunkach”.

Stopniowo przekraczanie granicy stawało się coraz trudniejsze. Zimą 1939/40 r. coraz więcej osób przedzierających się „na drugą stronę” było zatrzymywanych i aresztowanych. Między wrześniem 1939 a czerwcem 1941 r. do więzień znajdujących się na ziemiach polskich okupowanych przez Sowietów trafiło ok. 110 tys. osób – i wedle oficjalnych danych najwięcej było wśród nich tych oskarżonych o nielegalne przekroczenie granicy.

Stary Drohiczyn przestał istnieć

2 marca 1940 r. Rada Komisarzy Ludowych (sowiecki odpowiednik rządu) podjęła decyzję o przymusowym wysiedleniu ludności z biegnącego wzdłuż granicy pasa o szerokości 800 m oraz zniszczeniu wszelkich zabudowań na tym terenie. Nie dotyczyło to jedynie wybranych miast (m.in. Przemyśla, Leska, Drus­kiennik, Nowogrodu) – stąd miały zostać wysiedlone tylko osoby wskazane przez NKWD.

Zenon Skrzypkowski pisał: „Na wiosnę 1940 roku komendant straży granicznej w Drohiczynie kpt. Szostakow zwołał mieszkańców i oświadczył, że ze względu na bezpieczeństwo granicy wszystkie domy znajdujące się 800 metrów od Bugu muszą zostać rozebrane i przeniesione w inne miejsce. Praktycznie oznaczało to śmierć dla miasteczka, bowiem większość zabudowań i całe centrum znajdowało się właśnie w tym nadbużańskim pasie. Bez śladu zniknęło wtedy m.in. wiele cennych zabytków architektury drewnianej, a wśród nich dwie stare cerkiewki i XVII-wieczny modrzewiowy dworek. (…) Pod topór, i to ze szczególną zaciekłością, poszła m.in. drewniana belka z wyrytym na niej napisem upamiętniającym pobyt w tym dworku w r. 1812 Napoleona Bonaparte. W rejonie przygranicznym ocalały jedynie domy, które Sowieci uznali za nadające się dla wojska bądź rodzin oficerów. Na rozbiórkę i przeniesienie domów wyznaczono tylko trzy dni, ale jeszcze mniej czasu było na ewakuację świątyń”.

Część osób usuwanych z pasa przygranicznego została przez władze przesiedlona na znacznie odleglejsze tereny. Taki los spotkał m.in. rodziny z rejonu Lesko-Sanok-Przemyśl, które osiedlono na Wołyniu. W 1943 r. wiele z tych osób zostało zamordowanych przez nacjonalistów ukraińskich podczas rzezi wołyńskiej.

„Granica przyjaźni”

Po „oczyszczeniu” terenu Sowieci rozpoczęli budowę pasa umocnień, ciągnącego się wzdłuż granicy sowiecko-niemieckiej (tzw. linii Mołotowa). Także po stronie niemieckiej rozpoczęto prace w pasie granicznym.

„Napływ transportów z żołnierzami podbijającymi nie tak dawno Francję sięgnął zenitu na wiosnę 1941 r. i był dla nas początkiem nowego okresu okupacji – wspominał Noach Lasman. – Niemcy żądali od Judenratu coraz większej liczby mężczyzn do pracy i wszystkich zaprzęgli do fortyfikowania pobliskiej granicy z Sowietami. Pracowaliśmy przy poszerzaniu dróg, podbijaniu torów kolejowych na całej długości od Siedlec do Buga, budowie bocznic i ramp załadowczych na stacji w Niemojkach, stawianiu obozów, magazynów wojskowych, nasypów pod działa dalekiego zasięgu…”.

Problemem na pograniczu były także liczne incydenty, kiedy to wojska NKWD ostrzeliwały posterunki i patrole niemieckie. W 1940 r. III Rzesza i Związek Sowiecki podpisały nawet stosowne porozumienie w sprawie wyjaśniania tego typu zajść – mimo to przypadków naruszenia granicy było coraz więcej. Jak to ujmuje Marcin Przegiętka, „granica niemiecko-sowiecka nie była »granicą przyjaźni«”. Zresztą od samego początku: jeszcze pod koniec września i na początku października 1939 r., przed wycofaniem się obu armii za linię demarkacyjną ustaloną 28 września, obie strony grabiły okupowane ziemie polskie, wywożąc, co się tylko da.

 

Granica sowiecko-niemiecka przestała istnieć 22 czerwca 1941 r., po ataku III Rzeszy na Związek Sowiecki. Miejsce dwóch okupacji zajęła jedna – niemiecka. A wojna trwała nadal. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru Nr 38/2020

Artykuł pochodzi z dodatku „Pamięć Sybiru