Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Wobec nieszczęścia byliśmy przez tę noc znów solidarni. Obok konkretnych gestów ludzi i instytucji, przez te nocne godziny byliśmy tam jakoś obecni, z ofiarami katastrofy, z ich bliskimi, z ratownikami, strażakami, policjantami, lekarzami i służbą zdrowia. Ratownikom byliśmy wdzięczni. Bezradni świadkowie, czuliśmy, że oni tam wszystko robią za nas. My w tę noc mogliśmy tylko patrzeć, śledzić - dzięki mediom - rozwój wydarzeń. I mogliśmy się modlić. Za powodzenie akcji, za ofiary katastrofy, za ich bliskich. A to niełatwe w obliczu absurdalnej tragedii. Jak się wtedy modlić? Na myśl przychodziły słowa Benedykta XVI z encykliki "Deus caritas est": "Często nie jest nam dane poznać, dlaczego Bóg powstrzymuje rękę zamiast interweniować. Zresztą On nie zabrania nam wołać, jak Jezus na krzyżu: »Boże mój, Boże mój, czemuś Mnie opuścił?« (Mt 27, 46). Powinniśmy pozostawać z tym pytaniem przed Jego obliczem, w modlitewnym dialogu: »Jak długo jeszcze będziesz zwlekał, Panie święty i prawdziwy?« (Ap 6, 10)". Trwała straszna, mroźna noc, rozświetlana przez wielką, ludzką solidarność.