Kataklizm online

Medium informacyjno-komunikacyjnym zostanie elektronika. Tak jak ludzkość zrezygnowała z pergaminu, zrezygnuje z papieru. Ale media rozumiane jako redakcje przetrwają, bo są pośrednikiem między autorem informacji i jej odbiorcą.

MICHAŁ KUŹMIŃSKI: - W internetowych relacjach świadków z Nowego Orleanu uderza powtarzająca się skarga: "przestały działać telefony komórkowe, nie mogę się skontaktować z bliskimi". Zabrakło tego, do czego jesteśmy przyzwyczajeni jak do powietrza: komunikacji. Apokalipsa?

WOJCIECH CELLARY: - Wyobraźmy sobie, że w chwili kataklizmu wszyscy nagle stają się niemi. Telefon komórkowy jest naturalnym “przedłużeniem głosu", a jego brak jest równoznaczny z niemożnością mówienia. Trudno się dziwić, że telekomunikacja jest dziś na jednym z pierwszych miejsc w hierarchii potrzeb. Bez niej nie ma nadziei: w tym wypadku na to, że ktoś dojrzy mnie na dachu, uratuje, dostarczy wodę czy żywność.

- Pokazuje to też chyba kruchość systemu komunikacji, który wypracowaliśmy.

- Internet, a ściślej - jego poprzednik, sieć ARPA - został zbudowany z powodów militarnych. Inżynierowie mieli zbudować system, który przetrwałby uderzenie sowieckich rakiet i kierowałby przeciwuderzeniem. Jednak nie zawsze inżynierowie stawiają na odporność na zniszczenie. Zawsze jest pytanie, czy zażyczyć sobie odporniejszej łączności za wyższą cenę, a co za tym idzie - odpowiednio mniej ludzi będzie na taką łączność stać, czy przeciwnie: założyć, że w przypadku kataklizmu będziemy radzić sobie inaczej, a infrastrukturę telekomunikacyjną zbudujemy jak najtaniej, aby miała jak najszerszy zasięg społeczny. To, że w Nowym Orleanie cywilna sieć telekomunikacyjna nie zadziałała w warunkach kataklizmu, nie jest niczym zaskakującym. Zaskakujące jest, że nie zadziałał komunikacyjny “plan B". O ile istniał...

- Jest jeszcze drugi aspekt medialnej rzeczywistości tej katastrofy: internauci piszą relacje, informują o możliwościach pomocy, otwierają fora dla szukających się krewnych. Nowe media spowodowały, że nie siedzi się już przed telewizyjną relacją z kataklizmu, ale przed komputerem, samemu tworząc przekazy. Derrick de Kerckhove pisze o "zamianie kanapowych leni w kanapowych aktywistów"...

- Telewizor i radio czynią z nas biernych odbiorców: jedyne, co możemy, to wyłączyć urządzenie albo zmienić kanał. Niezwykłość internetu polega na tym, że pozwala zareagować: dając ujście swoim emocjom, opiniom lub wiedzy. To genetycznie najbliższe człowiekowi - jesteśmy zwierzęciem stadnym i aktywnym. Telewizor jest nienaturalny dla człowieka, internet - przeciwnie.

- A więc to nie nowe możliwości stworzyły nowe potrzeby?

- Odwrotnie: internet daje możliwość realizowania odwiecznej potrzeby człowieka: działania i komunikowania swojego stanowiska i uczuć. Dawniej oglądałbym w telewizji nieszczęście Nowego Orleanu w milczeniu i poczuciu bezsilności, nie mogąc nic zrobić. W tej chwili mogę działać - napisać do kogoś, kogo nie znam, ale z którym czuję więź w obliczu nieszczęścia; podzielić się swoją myślą i współczuciem, a nawet realnie pomóc informacją.

- Nowy Orlean to dwie skrajne sytuacje: z jednej strony obywatelskie działania w sieci. Z drugiej - na zniszczonych ulicach kompletny kryzys postawy obywatelskiej, z której przecież Stany Zjednoczone słynęły. Na ile społeczność internetowa jest - w istocie - wirtualna?

- Nie można po mieście o tak poważnych cywilizacyjnych problemach spodziewać się, że jego mieszkańcy zachowają się obywatelsko i solidarnie. Warto zestawić zachowanie nowojorczyków po 11 września i niektórych nowoorleańczyków po Katrinie. Przypuszczam, że różnica wynika z problemów kulturowych, nie ma nic wspólnego z mediami.

Media elektroniczne stwarzają możliwość utworzenia społeczności ad hoc, to nie jest środowisko porównywalne np. do wiejskiego, gdzie silne więzi wynikają z bycia razem przez pokolenia. Społeczność internetowa, wirtualna, jednoczy się wokół jednego wydarzenia, idei czy produktu. Często trwa krótko i wygasa. Zostawia jednak po sobie kulturę bycia razem, komunikacji i współpracy. W tym tkwi wartość wnoszona przez internet - dużo większa niż trwałość.

- Okazuje się, że nawet portale wielkich koncernów medialnych, jak CNN, otworzyły łamy dla "obywatelskich reporterów", których MMS-owe zdjęcia i przesyłane e-mailami relacje często zastępują pracę "tradycyjnych" dziennikarzy. O czym to świadczy?

- W społeczeństwie informacyjnym będziemy obserwować odchodzenie od rynku pracy etatowej na rzecz rynku kompetencji. Dziennikarzem jest przede wszystkim ten, kto potrafi przygotować reportaż, choćby raz w życiu. Jeśli gazeta wyławia “reporterów ad hoc" z populacji miliarda internautów, zawsze może mieć ciekawe reportaże.

- Co się więc stanie z mediami?

- Medium informacyjno-komunikacyjnym zostanie elektronika. Tak jak ludzkość zrezygnowała z pergaminu, zrezygnuje z papieru. Ale media rozumiane jako redakcje przetrwają, bo są pośrednikiem między autorem informacji i jej odbiorcą. Pośrednik ma rację bytu tylko, jeśli wnosi wartość dodaną, a w przypadku redakcji jest nią zaufanie. Redakcja musi postrzegać się na rynku informacyjnym jako dostawca zaufania.

- Czy nie jest jednak tak, że w sytuacji takiego nagromadzenia przekazów, jakie obserwujemy w internecie, stępia się nasze wyczulenie na problem zaufania do źródła?

- Myślę, że nie. Łatwo dziś samemu weryfikować informacje. Natomiast zmieniło się środowisko informacyjne. Jeszcze niedawno musieliśmy umieć czytać między wierszami. Dzisiaj, w warunkach nadmiaru informacji, musimy umieć uniknąć przesytu, zachować “zdrowie informacyjne", czyli “szczupłą i wysportowaną sylwetkę informacyjną", aby z natłoku informacji wydobyć te istotne i użyteczne. Są dwie drogi - albo weryfikować samemu, albo zaufać komuś, kto weryfikacji dokona za nas. Jako społeczeństwo jesteśmy właśnie na tej drodze.

- Był Pan redaktorem raportu "Polska w drodze do globalnego społeczeństwa informacyjnego", gdzie opisany był model obywatela jako "twórcy wiedzy". Wielkie katastrofy i doniosłe wydarzenia, jak śmierć Papieża, pokazały podczas kryzysu nowe media pomagają w obywatelskiej mobilizacji. A jaka jest ich rola w czasie pokoju?

- Internet dał możliwość porozumiewania się ludziom, którzy dawniej nie zamieniliby ze sobą słowa. Korzystają z tej możliwości tylko pewne warstwy społeczne - w Polsce liczbę internautów ocenia się na ok. 7 mln. To mniej niż 20 proc. społeczeństwa, w tym bardzo dużo dzieci. To jeszcze za mało, aby wpłynąć np. na obecne wybory. Ale na następne?

Należy jednak podkreślić, że internet nie zastąpi pracy organicznej nad budową społeczeństwa obywatelskiego.

- Co Pańskim zdaniem wynika z komentarzy użytkowników pod relacjami z Nowego Orleanu?

- Internet pokazuje, ile jest w ludziach spontanicznej solidarności, współczucia, pragnienia przyjścia z pomocą. Przedtem takie uczucia byłyby westchnieniem w samotności, dziś są blogiem czytanym przez wielu. Ale różnica polega też na tym, że to westchnienie może przełożyć się na działanie (choćby organizowanie pomocy). Patrząc na ludzkość przez okulary internetu, trzeba być optymistą.

Prof. Wojciech Cellary jest kierownikiem Katedry Technologii Informacyjnych na Akademii Ekonomicznej w Poznaniu i członkiem Komitetu Informatyki PAN. Zajmuje się m.in. zagadnieniami globalnego społeczeństwa informacyjnego i e-gospodarki, a także wirtualną rzeczywistością i bazami danych. W 2002 r. był redaktorem raportu “Polska w drodze do globalnego społeczeństwa informacyjnego" pod auspicjami Programu Rozwoju ONZ (UNDP).

---ramka 366650|strona|1---

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 38/2005