Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Drgające domy i ulice, wibrujące zdania, rozdygotana gramatyka – w tomiku Trojanowskiego wszystko pulsuje i płynie, ale nie w transie abstrakcyjnym (wydestylowanym i klubowym), tylko bardzo swojskim, powolnym, zrodzonym w autobusie, który w godzinach szczytu pełznie przez zatłoczone osiedle. Poeta kolejnymi wierszami zabiera nas w miejsca odległe, bo odcięte od świata całymi hałdami prywatnych znaczeń i mitologii. Mogą to być równie dobrze parkingi podziemne, klatki schodowe, ale przede wszystkim – dziwne zakamarki języka, w które powinniśmy zachodzić jedynie z poetą za rękę (jak wtedy, gdy chodziliśmy z babcią odebrać rzeczy z magla – do tego dziwnego budynku za piekarnią i śmietnikami). Jednocześnie nie są to wyprawy o znaczeniu fundamentalnym i inicjacyjnym. Wręcz przeciwnie – to bardziej popołudniowy spacer po mało istotnej części miasta w piękny czerwcowy dzień, gdy oszołomienie banalnym, ale jednak nieoczekiwanym pięknem walczy o lepsze z mrowiącym poczuciem wszechobecnej nieistotności.
Aleksander Trojanowski „PARKINGI PODZIEMNE JAKO MIASTA SPOTKAŃ”, Biuro Literackie, Stronie Śląskie 2020