Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Podczas szczytu Partnerstwa Wschodniego w Wilnie ma podpisać z tym wciąż jednym z najbiedniejszych krajów kontynentu umowy o współpracy politycznej, pomocy w reformach gospodarczych oraz wolnym handlu. Bruksela zapowiedziała też Mołdawianom rychłe zniesienie wiz. Takiej szansy na integrację z Zachodem ów mały, postsowiecki kraj jeszcze nigdy nie miał.
Nic dziwnego, że Rosja robi wszystko, aby zablokować współpracę polityków w Kiszyniowie z Unią. Już wczesną jesienią, w typowy dla siebie sposób, uruchomiła presję gospodarczą: jej służby sanitarne wstrzymały do Rosji import znanych win mołdawskich. Moskwa grozi też odcięciem dopływu gazu. Oznacza to spore kłopoty dla państwa o słabej gospodarce, w którym za jedną czwartą dochodu odpowiadają wciąż obywatele pracujący za granicą (emigrowało już 700 tys. ludzi; wielu z nich pracuje m.in. przy budowie obiektów olimpijskich w Soczi).
Władimir Putin kusi Mołdawian m.in. unią celną z Rosją, ale także im grozi: jeśli wybiorą Zachód, Kreml rozważy uznanie niepodległości Naddniestrza – maleńkiego quasi-państwa (formalnie w granicach Mołdowy), w którym wciąż stacjonują oddziały rosyjskie. To znacznie utrudniłoby (jeśli nie uniemożliwiło) ewentualne członkostwo Mołdowy w UE. Niewielki kraj – któremu kulturowo (i językowo) jest znacznie bliżej do jej zachodniego sąsiada, Rumunii – ponownie staje się zakładnikiem geopolityki. Jego los w dużym stopniu zależy od europejskiej przyszłości innego sąsiada, Ukrainy.
Celem szczytu w Wilnie jest wytyczenie nowych granic wspólnej, demokratycznej Europy. Kibicujmy Mołdowie.