Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Mianowicie okazało się – aż tu nagle! – że „Korona królów” jest familijnym serialem o rodzinie „najwybitniejszego władcy w dziejach Polski – Kazimierza Wielkiego”. Treść w cudzysłowie jest treścią promocyjną TVP, równie kontrowersyjną co cała TVP oraz zdecydowanie mniej kontrowersyjną niż sam prezes Jacek Kurski, którego oczkiem w głowie jest wzmiankowany tele-epos. „Od dwudziestego odcinka robi się fascynująco” – powiedział prezes, i trudno o stwierdzenie bardziej uczciwie obiecujące, zważywszy że dwudziestego odcinka jeszcze nie ma. Nie mogąc obejrzeć od razu dwudziestego odcinka, skazany byłem na odcinek pierwszy.
Na początku serialu leci w uszy starosłowiańska muzyka oraz dym, a przed dymem obraca się szczodrze wyposażona korona. Dlaczego korona? Tego jestem w stanie się domyślić. Dlaczego wokal jest czysto damski? Bo Polska jest kobietą. Nie wiem tylko, dlaczego Polska nie śpiewa niczego konkretnego, tylko wokalizuje (co autorka chciała przez to powiedzieć?) à la „Warszawa” Davida Bowiego, tylko szybciej i wyżej, jakby Bowie galopował wzdłuż fosy, zarazem będąc białogłową grającą na wczesnośredniowiecznej wiolonczeli. No, ale jak serial, to serial, musi być odrobinę tajemniczo – w „Twin Peaks” też nie wszystko wiadomo od początku, no i nie było korony. Nabrzmiałą w znaczenia kropkę nad i na końcu muzyki stawia złowieszczo-obiecujący dźwięk dobywanego z pochwy Szczerbca. Podsumowując: czołówka „Korony królów” ryje beret.
W tyłówce jest z grubsza ta sama wokaliza Polski, tylko dłuższa i bez Szczerbca. Napisów występuje tak dużo, że trzeba się skupić, ale warto. Czcionka jest królewska, więc nawet takie postaci jak PAJDA, SŁUGA GAMOŃ, KMIEĆ/WIEŚNIAK (zdecydujcie się, na Swaroga!), KUNDZIA, GARNCARZ JÓZEF czy MNISZKA Z KLASZTORU W SĄCZU prezentują się zacnie i cieszą oko. W lekką konfuzję wprawia jedynie SYN MĘŻCZYZNY, no ale „Korona królów” jest jednak serialem doby in vitro, nawet jeśli nie podlega refundacji. Z racji wykonywanego zawodu staram się uważnie czytać napisy, więc pragnę nadmienić, że jeśli wierzyć akurat napisom końcowym (a czemu w życiu wierzyć, jeśli nie napisom końcowym), scenariusz pisała Ilona Łepkowska, a za konsultację scenariuszową odpowiada... Ilona Łepkowska – co jest może odrobinę schizofreniczne, ale niewątpliwie prawdziwe. Reżyserów jest dwóch i obydwaj obyli się bez ani jednego konsultanta, bo i co tu konsultować. ©