Jeśli masz być kiepskim księdzem...

Jak można wychować młodego człowieka na ofiarnego księdza, kiedy ma on trzy minuty z refektarza do kaplicy i tyleż samo z kaplicy do sali wykładowej, a całymi dniami nie wychodzi z budynku? To przecież niezdrowe warunki rozwoju.

Joanna Kwinta, Katarzyna Wiśniewska: - Austriacka diecezja St. Pölten zlekceważyła obowiązujący w kraju system kształcenia kleryków. Czy skandal seksualny, do jakiego doszło w tamtejszym seminarium, jest skutkiem obniżenia poprzeczki kandydatom?

Ks. Józef Augustyn SJ: - Taka zależność jest bardzo prawdopodobna, biorąc pod uwagę fakt, że ludzie przychodzą do seminarium z różnymi nieraz motywacjami. Jeśli brakuje odpowiedniego badania kandydatów, do seminarium trafiają również osoby zupełnie przypadkowe.

  • Przyjęci z ulicy

- Jakie są kryteria przyjmowania do seminarium w Polsce?

- Każde seminarium wypracowuje własne. Wszystkie zwracają oczywiście uwagę na stan zdrowia, odpowiednie zdolności intelektualne, zdolność do nawiązywania relacji, ogólny poziom kultury osobistej. Kiedyś przywiązywano też duże znaczenie do aparycji, nie przyjmowano mężczyzn z widocznymi defektami fizycznymi.

- Trudniej chyba zweryfikować to, czego nie sposób dostrzec gołym okiem: np. stan emocjonalny kandydata.

- Dlatego coraz częściej robi się także badania psychologiczne. Kiedy ich nie było, okazywało się nieraz po kilku tygodniach, że pomiędzy kandydatami są pojedyncze osoby z zaburzeniami psychicznymi. Najtrudniej oczywiście rozeznać poziom wiary, a to jest przecież decydujące dla powołania.

- Ale decyzja czy przeprowadzić badania, należy do poszczególnych diecezji. Czy norma nie powinna zostać narzucona z góry?

- Autonomia diecezji w szukaniu rozwiązań formacyjnych jest bardzo duża. Watykan nie daje szczegółowych rozwiązań, ale jedynie ogólne wytyczne. Badania psychologiczne kandydatów do kapłaństwa stają się jednak standardem. Wynika to także z faktu, że coraz więcej młodych jest głęboko zranionych emocjonalnie czy psychicznie. Okres formacji i samo sprawowanie funkcji kapłańskiej wymaga znacznej odporności psychicznej oraz umiejętności radzenia sobie ze stresem.

W formacji kapłańskiej nie ma idealnych rozwiązań. Przedsoborowy styl seminarium z jego nieco wojskową strukturą (wzorowaną na mniszym sposobie życia) należy do przeszłości. Nowych rozwiązań ciągle szukamy, także dlatego, że Stolica Apostolska wzywa biskupów do nieustannej weryfikacji metod i treści wychowania seminaryjnego. Trzeba uwzględniać nie tylko potrzeby diecezji (przygotowanie nowych kapłanów), ale także indywidualne dobro każdego alumna. W szukaniu praktycznych rozwiązań należy więc uwzględnić zarówno fundamentalne wymagania, jakie stawia kapłaństwo, jak też uwarunkowania cywilizacyjne, społeczne, osobiste.

- Kandydat przedstawia zaświadczenie od proboszcza, świadectwo zdrowia, przechodzi pozytywnie test psychologiczny i... już jest klerykiem?

- Najczęściej niestety tak. I tu dotykamy istoty problemu naboru do seminarium. Wielu ludzi jest przyjmowanych po prostu z ulicy. Młody człowiek zdał maturę lub też przerwał studia i niemal na drugi dzień zgłasza się do seminarium. Zdecydowana większość zgłaszających się do seminarium spełnia, oczywiście, wszystkie kryteria. Problem w tym, że nawet jedna nieodpowiednia osoba może zrobić bardzo wiele zła w środowisku seminaryjnym.

- Jeśli nie z ulicy, to jak?

- Trzeba by nawiązywać wcześniej kontakty z kandydatami do kapłaństwa i przez pewien czas je podtrzymywać. Można np. postawić prosty warunek jeszcze przed przyjęciem: kontakt z wyznaczonym kapłanem przez określony czas. Niektórzy kandydaci mają takie kontakty z księżmi, ale są oni w mniejszości. A człowieka nie poznaje się poprzez rozmowy i testy, ale przede wszystkim w codzienności życia.

Słowaccy salezjanie w okresie komunizmu wypracowali doskonały system duszpasterstwa powołaniowego. Już w przedostatniej klasie liceum nawiązywali kontakt z chłopakami, którzy wyrażali pragnienie wstąpienia do zakonu. Kandydaci byli zobowiązani uczestniczyć przez dwa lata w formacyjnych spotkaniach, odbywać regularne rozmowy z kierownikiem duchowym, uczestniczyć w letnim obozie formacyjnym. Po dwóch latach stałego kontaktu wychowawcy doskonale wiedzieli, z jakimi ludźmi mają do czynienia. Owocowało to także później w formacji seminaryjnej. Bardzo mały procent ludzi rezygnował w trakcie formacji.

- Czy taki czas pozwoliłby na wyeliminowanie kandydatów z zaburzeniami seksualnymi?

- W większości wypadków kandydaci posiadający jakieś problemy emocjonalno-seksualne mówią o nich sami, kiedy mają zaufanie do wychowawców. Gotowi są też przyjąć z zaufaniem rozwiązanie, jakie się im proponuje. Wielu ze spokojem przyjmuje pomoc terapeutyczną lub nawet - w sytuacjach trudnych - prostą odmowę przyjęcia do seminarium. Trudno przecież przyjmować do seminarium osobę, która od wielu lat prowadziła aktywne życie seksualne lub uwikłana jest w regularny kontakt z pornografią. Osoby z zaburzeniami seksualnymi będą niezdolne do celibatu i trzeba im dać jasną odmowę. Takie sytuacje wymagają jednak wieloletniego rozeznania.

Rodzi się pytanie, czy te osoby są w ogóle zdatne do kapłaństwa. W takiej sytuacji nie musimy dawać odpowiedzi: “nigdy", a raczej: “teraz nie". Komuś takiemu trzeba by jednak towarzyszyć przez kilka lat, udzielając pomocy ludzkiej i duchowej. Niestety, tego typu duszpasterstw w naszych diecezjach i zakonach bardzo brakuje - może dlatego, że mamy wiele powołań?

- A co, jeżeli kandydat prowadzi z całą świadomością podwójną grę?

- Zdemaskowanie go może być praktycznie niemożliwe. Prowadzący podwójną grę klerycy czy księża o głębokich skłonnościach homoseksualnych (z którymi się utożsamiają) mają często nienaganną opinię, ponieważ bardzo się o nią starają. Wszystko robione jest “pod opinię". Są jednak jacyś matowi, nieprzenikalni, nieprzejrzyści. Wychowawcy mówią nieraz bezradnie: nie mamy mu nic do zarzucenia, ale nie wiemy, kim on jest. To trudne, bolesne sytuacje. Do ich rozwiązania trzeba prorockiego ducha, Boskiej mocy - człowiek o swoich siłach nic nie poradzi.

Gdy stajemy przed złem, proponowanie terapii jest wielką pomyłką. Seminarium nie może jednak stwarzać atmosfery policyjnej. Jeśli w jakimś środowisku za dużo mówi się na temat homoseksualizmu czy pedofilii, konsekwencje bywają fatalne. Zwłaszcza w środowisku zamkniętym łatwo wywołać obsesję homoseksualną, wtedy wszyscy patrzą na siebie podejrzliwie.

  • Niedobry pośpiech

W seminarium bardzo dużo zależy od klimatu zaufania i szczerości przy jednoczesnym utrzymaniu dystansu między wychowawcami a klerykami (w St. Pölten zabrakło właśnie tego dystansu). Istotą formacji jest głębokie wprowadzenie w życie duchowe, szczególnie zaś w modlitwę opartą o słowo Boże. Alumni mają się konfrontować nie z wychowawcami najpierw, ale ze słowem Bożym. Formacja wymaga też pedagogicznej strategii, intuicji. Wychowawca musi “czuć" alumna, musi wiedzieć, jak nim pokierować, czego od niego wymagać. Klerycy zachowują się na ogół bardzo szczerze. Nie usiłują się bynajmniej maskować. Wystarczy przyjrzeć się ich sposobowi zachowania, zainteresowaniom.

Bardzo ważna w formacji jest też przejrzystość całej wspólnoty kleryckiej. Przyszłych kapłanów trzeba wychowywać do odpowiedzialności za wspólnotę kapłańską. Trzeba też im otwarcie mówić, że wszelkie zainteresowania pornograficzne czynią ich erotomanami, którzy nie będą w stanie subtelnie, z kulturą i przejrzyście rozmawiać o sprawach ludzkiej miłości w konfesjonale. Wspólnota alumnów winna dawać jasne sygnały nieuczciwym kolegom, że nie ma dla nich miejsca w szeregach kapłańskich.

- W sprawie poznańskiej takie sygnały zlekceważono.

- Nie chcę wchodzić w szczegóły tamtych wydarzeń. Na pewno problemem polskiego wychowania seminaryjnego jest zrzucanie zbyt dużej odpowiedzialności na samych wychowawców i przełożonych. Klerycy zachowują się nieraz jak “bierna masa": żyją w przeświadczeniu, że wychowawcy mają ich wychowywać: nauczyć modlitwy, teologii, duszpasterskiej mądrości. Zbyt wielu alumnów nastawionych jest do seminarium roszczeniowo. A przecież seminarzyści są nie przedmiotem, a podmiotem procesu formacji. To oni wychowują sami siebie. To oni tworzą środowisko i klimat. Oczywiście, niektórych alumnów trzeba mobilizować. “Jeżeli masz być kiepskim księdzem, to może lepiej, abyś nie był nim wcale" - te słowa usłyszał pewien kleryk z ust własnego ojca, który widział zachowanie syna na wakacjach. Po latach, już jako ksiądz, z wdzięcznością wspominał te słowa. Problem w tym, że rodzice (szczególnie matki) schlebiają nieraz swoim synom-klerykom, miast ich mobilizować i zachęcać do zaangażowania.

- Bierność wychowywanych to jedna wada polskiej formacji seminaryjnej. A inne?

- Wszyscy: przełożeni, wychowawcy, rodzina i alumni chcą jak najszybciej doprowadzić do święceń. Tymczasem, skoro w polskich warunkach kapłaństwo traktowane bywa nieraz jako promocja społeczna, konieczna jest cierpliwość, w której oczyszcza się motywacja. W pośpiechu jest coś niedobrego. Czasem warto komuś powiedzieć: przyjdź do seminarium za rok, kiedy nabierzesz większego dystansu do problemu. Tymczasem staraj się prowadzić intensywne życie duchowe. Jeśli nie wróci po roku, Bóg z nim! Skoro kandydat na księdza nie ma cierpliwości, żeby zaczekać 12 miesięcy, to jakie motywy nim kierują? Czego on chce? W wielu seminariach zaczyna się z coraz większą odwagą stosować roczne czy nawet dwuletnie przerwy. Są one okazją do zdobycia większej samodzielności, dojrzałości emocjonalnej.

Trafnie powiedział kiedyś ks. prof. Józef Kudasiewicz: Jak można wychować młodego człowieka na ofiarnego księdza, kiedy ma on dwie-trzy minuty z refektarza do kaplicy i tyleż samo z kaplicy do sali wykładowej, a całymi dniami nie wychodzi z jednego budynku? Dla młodego mężczyzny to niezdrowe warunki do rozwoju ludzkiego i duchowego.

  • Nie chodzi o eliminację

- Katechizm nie odzwierciedla entuzjazmu niektórych psychologów katolickich, którzy twierdzą, że homoseksualizm jest chorobą, którą można wyleczyć. Rozwiązanie problemu nie jest więc kwestią modlitwy o siłę woli. Czy nie byłyby pożądane specjalistyczne badania, mające na celu wykluczenie kleryków ze skłonnościami homoseksualnymi już na wstępie?

- Rozeznanie głębokich, realnych skłonności homoseksualnych u osoby, która współpracuje z wychowawcą, nie jest trudne. Istotne pytanie: co dalej? A o tym, co dalej, decyduje przede wszystkim głębia motywacji duchowej. Musimy wiedzieć jedno: Kościół jest ubogi, bezbronny. Nie można zarzucać mu, że w jego szeregach od czasu do czasu pojawiają się ludzie nieuczciwi. Być może dlatego Jezus “dopuścił" do zdrady Judasza, byśmy o tym pamiętali. Jeśli człowiek nieuczciwy chce nadużyć zaufania ludzi Kościoła, zrobi to. Jak pokazuje życie, może nawet zajść bardzo wysoko. Oczywiście Kościół nie jest i nie chce być organizacją polityczną, która robi czystki, ale należy się domagać, aby upominał ludzi nieuczciwych i nie tolerował jawnego zła.

- Nieuczciwe jest eliminowanie ludzi mogących stwarzać zagrożenie dla całej wspólnoty?

- Chodzi o to, by nie stawiać tego jako naczelnego, pierwszego zadania w formacji. Na pierwszym miejscu powinno być odwoływanie się do uczciwości i zaufania. Nawet gdyby mechanizmy formacyjne były najlepsze, a wychowawcy najmądrzejsi - zawsze istnieje możliwość nadużycia. O poziomie formacji decyduje przede wszystkim postawa duchowa i moralna całego środowiska. Na tle ludzi uczciwych, prowadzących głębokie życie duchowe, widoczni stają się ludzie nieuczciwi, traktujący kapłaństwo instrumentalnie. W St. Pölten całe środowisko formacyjne i diecezjalne było rozmyte, stąd tak drastyczna reakcja Papieża: mianowanie wizytatora apostolskiego. Nie wystarczyły już decyzje ordynariusza czy kapituły.

Biskupi, wychowawcy seminaryjni powinni jednoznacznie i wyraźnie mówić (nie liczyć na to, że ludzie się domyślą), że dla praktykujących homoseksualistów i dla osób tworzących wokół siebie subkulturę homoseksualną, nie ma miejsca w seminarium i w szeregach kapłańskich. Kościół katolicki (jak też i prawosławny) na pewno nie pójdzie za rozwiązaniami przyjętymi przez anglikanów.

- "Czynni" homoseksualiści są wydalani z seminarium?

- Ci, co do których istnieje pewność, że mają tego typu skłonności i zachowują się nieuczciwie - tak. Mogą zdarzyć się pojedynczy wychowawcy, którzy nie rozumiejąc głębi problemu, będą go lekceważyć. Myślę jednak, że po wypadkach poznańskich polskie seminaria bardzo uwrażliwiły się na tym punkcie. Radykalna decyzja Jana Pawła II na wypadki w St. Pölten pokazuje, że Kościół traktuje problem homoseksualizmu księży z najwyższą powagą. Jest to jednocześnie jasny sygnał dla wszystkich diecezji i seminariów Kościoła katolickiego.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 31/2004