Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Oto Elżbiecie i Zachariaszowi rodzi się syn, który będzie poprzednikiem Pana (Łk 1, 63). Ósmego dnia przychodzą sąsiedzi i krewni, i pytają o to, jakie imię nadać dziecku. Elżbieta odpowiada: "Ma otrzymać imię Jan"; Zachariasz zaś pisze na podanej tabliczce: "Jan jest jego imię". Właśnie ten moment nie został precyzyjnie wychwycony w polskim przekładzie (także w tym, którym posługujemy się w liturgii), w którym czytamy: "Jan będzie mu na imię".
W tekście greckim odpowiedź Elżbiety rzeczywiście sformułowana jest w czasie przyszłym: "będzie nazwany" (tak też przekłada św. Hieronim w Wulgacie: vocabitur), ale Zachariasz pisze w czasie teraźniejszym: "jest jego imię" (grec. estin; łac. est). Zachariasz nie pisze o tym, co ma się stać, ale o tym, co już jest - a ściśle rzecz biorąc: jest odwiecznie w zamyśle Bożym.
Zachariasz nie ma żadnej ambicji, by decydować o tym, jakim imieniem ma być nazwany jego syn - nie chce tutaj niczego "wymyślać" i postanawiać. Wie, że jego syn ma już imię - nadane mu odwiecznie przez Boga: Jan. Zachariasz chce go nazywać wyłącznie tym imieniem, którym nazwał (i nazywa) go Bóg.
To jest wielkie przesłanie starego kapłana na przełomie Testamentów: starajcie się nazywać ludzi, rzeczy, sprawy tak samo, jak je nazywa Bóg; tak samo jak On widzieć, rozumieć, pojmować, wartościować. Tym bardziej że - w myśleniu biblijnym - nadać komuś imię znaczy tyle, co określić jego istotę, opisać jego najgłębszą tożsamość oraz powołanie; znaczy także okazać swoją władzę nad nim. Wszystko to tak naprawdę stanowi prerogatywę Boga, a nie naszą...
Imię "Jan" znaczy "Bóg jest łaskawym (szczodrym, hojnym) Dawcą". Zachariasz miał dziewięć miesięcy na kontemplację tego imienia - "skazany" na milczenie (niemotę), którym dotknął go Bóg w chwili jego zwiastowania w świątyni. Przez całe życie wierny i sprawiedliwy - wtedy jednak okazał brak wiary i zaufania - zażądał "dowodu", jakiegoś znaku potwierdzającego Bożą obietnicę. A potem w absolutnej ciszy patrzył na powiększające się łono Elżbiety i odkrywał hojność Boga, który dotrzymuje słowa i nie cofa daru mimo naszej niewiary - mimo tego, że w kluczowym momencie życia nie stanęliśmy na wysokości zadania.
Skoro jednak napisze imię "Jan" - język mu się rozwiąże i eksploduje hymnem "Benedictus" (który Kościół powtarza każdego dnia podczas Jutrzni), bo po takim doświadczeniu miłosierdzia nie można nie chwalić Boga.
Tego życzę Wszystkim. I każdemu. I sobie.